Dzień w Londynie
18 kwietnia 2020
43 min
PIERWSZE PIWO
„Gdzie jesteś?” – spóźniał się dobre pół godziny, więc, nieco zirytowana, wybrałam się jeszcze na szybki spacer po okolicy. Złość mijała mi jednak szybko, bo, po pierwsze, coś go zatrzymało w pracy, po drugie udało mi się zrobić parę naprawdę dobrych zdjęć z najsłynniejszym mostem w mieście, a może i na świecie. Nie miałam zamiaru psuć sobie humoru.
„Idę od Tower Bridge, zaraz ratusz, a ty?”
„Belfast” – musiał nadejść od strony Mostu Londyńskiego i czekał przy okręcie wojennym, na który kiedyś mnie zabrał. Okręty, Imperial War Museum, samoloty w Duxford, dom Churchilla. Nie interesowałam się wojną ani historią, ale jeździłam na te wycieczki dla niego. Za to on chodził ze mną do galerii i oglądał „te wszystkie nudne obrazy”.
„Łatwo mnie wypatrzysz, mam najczerwieńszą sukienkę w okolicy.”
On uwielbiał sukienki, ale dziesięć lat temu wstydziłam się w nich chodzić. Uważałam, że mam kiepskie nogi. Gdy teraz patrzyłam na swoje nieliczne zdjęcia z tamtego czasu, chciało mi się śmiać. Byłam równie głupia co piękna. Dlatego dzisiaj pracowałam na zdjęcia, które miałam zamiar oglądać za kolejną dekadę. Przeprosiłam się z sukienkami i uznałam, że jednak moje nogi są świetne. Polubiłam głębokie dekolty i miałam zamiar cieszyć się nimi, zanim piersi, przecież już teraz nie tak jędrne jak wtedy i delikatnie naznaczone rozstępami, ale przecież nadal seksowne, opadną mi jeszcze bardziej. Nosiłam nieco bardziej dopasowane stroje, ciesząc się, że pomimo ciąży udało mi się odzyskać talię. Szkoda, że dziesięć lat temu, kiedy naprawdę moje ciało było idealne, byłam zbyt ślepa, by to zauważyć, za to skupiałam się na mikroskopijnych niedoskonałościach. Dzisiaj miałam po prostu więcej oleju w głowie.
Dlatego miałam na sobie moją ulubioną letnią sukienkę. Była ze zwykłej bawełny, w małe białe kropki. Rozkloszowana, sięgała mi aż do kolan i luźno układała się na ciele, ale tylko udawała grzeczną i niewinną. Wiązanie w talii podkreślało figurę klepsydry. Zakładkowy dekolt, gdy się odpowiednie nachyliłam albo delikatnie zsunęłam ramiączka, niebezpiecznie odsłaniał mi biust. Potrzebowałam czuć się pięknie i dobrze, dlatego pod spód założyłam mój ulubiony komplet bielizny. Jeśli za bardzo się postarałam, jak na zwykłe spotkanie przy piwie, miałam to gdzieś.
Ping!
„Zawsze cię wypatrzę”. Uśmiechnęłam się lekko.
A jednak, zauważyłam go pierwsza. Stał wpatrzony w telefon. Zanim uniósł głowę, zdążyłam zachłysnąć się jego widokiem. Dobrze, że tego nie widział, bo kolana się pode mną ugięły i musiałam się zatrzymać. Dziesięć lat, a ja zachowałam się dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy pierwszy raz zobaczyłam go w pubie, w którym pracowałam. Świat się zatrzymał, wszystko wokół przycichło, tłum turystów zniknął. Wpatrywałam się w jego świetnie skrojony garnitur i mimo woli przypomniałam sobie, jak wspaniałe ciało skrywał. Dobrze ułożone włosy, teraz już mocno przyprószone siwizną. Gładko ogoloną mocną szczękę, wyraźnie zarysowane kości policzkowe, arystokratyczny nos. Jego twarz została stworzona przez najlepszego boskiego rzeźbiarza, bez wątpienia. Na ciało zapracował sam.
Musiał wyczuć, że jestem blisko. Oderwał oczy od ekranu i popatrzył prosto w moje, a ja stopiłam się pod wpływem jego błękitnego spojrzenia. Jego przystojną twarz rozjaśnił coraz szerszy uśmiech, a potem, jego wzrok, wcale nie dyskretnie, prześlizgnął się po mojej sylwetce. Nieznacznie uniósł brwi, co znaczyło, że bardzo podoba mu się to, co widzi. Dobrze mu tak.
– Cześć – błyskawicznie wzięłam się w garść.
– Cześć – rozłożył szeroko ręce, a ja, niewiele myśląc, wpadłam w jego ramiona i objęłam go za szyję.
Bez sensu. Od jego zapachu kręciło mi się w głowie, bliskość paraliżowała, a dotyk dłoni na odsłoniętych plecach parzył. A jednak, pozwoliliśmy sobie zostać w tym uścisku nieco dłużej, niż wypadało.
– Pięknie wyglądasz – odsunął się nieznacznie i teraz jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej. Gdybym lekko przekręciła głowę, nasze usta by się spotkały. – Ella.
Lubiłam, jak miękko wymawiał moje imię, jak „l” łagodnie prześlizgiwało się po jego języku. Przymknęłam oczy, uśmiechając się do wspomnień, i niechętnie zrobiłam krok w tył.
– Ty też, Filip – nigdy nie nauczyłam się poprawnej wymowy tego pozornie prostego imienia. Dla mnie Philip był Filipem. Dla niego Ela została Ellą. – Przystojny jak zawsze.
– Och, dziękuję, ale nie da się ukryć, że posiwiałem i mam zmarszczki – uśmiechnął się, uwydatniając te w kącikach oczu.
– Pasuje ci – nie kłamałam.
A do tego zdążyłam poczuć, że nadal musiał regularnie odwiedzać siłownię. Wyglądał oszałamiająco i dużo młodziej niż wskazywałaby na to metryka. Nie mogłam uwierzyć, że mój były „chłopak” miał już prawie pięćdziesiąt lat. Bo to by oznaczało, że ja mam… Wyjechałam z Londynu mając niespełna dwadzieścia pięć. Czas nie mógł pędzić tak szybko!
– Zawsze ci mówiłem, że powinnaś częściej chodzić w sukienkach.
– Miałeś rację, Filip, i teraz rzadko noszę spodnie – okręciłam się, moja spódnica zawirowała, Philip zaniemówił. – Dobrze cię widzieć. Ależ to miasto się zmieniło, tyle się pobudowało, teraz z mostu ledwo widać Canary Wharf. Wybacz, zapominam, jak się mówi po angielsku, teraz prawie go nie używam.
Gadałam dużo, bez sensu, z nerwów, a język mi się plątał i nie nadążał za głową, która zresztą nadal nie ochłonęła po tym pierwszym od dekady spotkaniu.
– Jest świetnie – uśmiechnął się, może nieco złośliwie. – Masz jeszcze mocniejszy akcent, niż kiedyś, prawie zapomniałem już, jak zabawnie brzmisz.
– Hej! Przypomnij mi, iloma językami ty mówisz? – przez trzy lata, które spędziliśmy razem, po polsku w miarę zrozumiały sposób nauczył się mówić kilka podstawowych zwrotów, jak „dzień dobry”, „dziękuję”, „kurwa” i „piwo”. Może jeszcze „słodka cipka”. Ciekawe, jak biegły był jego łotewski. – Zresztą, ja teraz częściej używam niemieckiego.
– Hej, Ella – szturchnął mnie w bok. – To z zazdrości. Dokąd chcesz iść?
– Zabierz mnie do pubu, prawdziwego angielskiego pubu!
– Oczywiście.
Philip gestem pokazał, bym chwyciła go pod ramię. Zawahałam się przez chwilę, ale skorzystałam z propozycji. Uśmiechnięci i złączeni niewinnym uściskiem ruszyliśmy na przyjacielskie piwo.
Wejście przypominało bramę garażową w murze, ale za nią krył się klimatyczny, przyjemny pub. Serwowano tu klasyki kuchni i browarów angielskich. Philip zamówił nam po piwie, ja wybrałam cydr.
– Dziękuję, że znalazłeś dla mnie czas.
Byłam w Londynie pierwszy raz od dziesięciu lat. Skorzystałam z tego, że moi rodzice wzięli Adasia do siebie, a mąż musiał zostać i nadzorować budowę. Zrobiłam sobie wakacje od wszystkiego i przez kilka dni chciałam odwiedzić stare kąty, przyjaciółki, które już nie wróciły do kraju, i znajomych oraz zwiedzić te miejsca, na które nie znalazłam czasu, gdy tu mieszkałam. Było ich podejrzanie wiele. Długo wahałam się, czy dać znać Philipowi, ale w końcu się zdecydowałam. Zdziwiłam się, gdy dostałam entuzjastyczną odpowiedź z propozycją spotkania.
– Zawsze znajdę dla ciebie czas, Ella – nie wnikałam, co powiedział w domu.
– Miło. No to mów, co u ciebie. Pokaż zdjęcia dzieci.
Sięgnął po telefon i z nieśmiałym uśmiechem otworzył album. Dwójka maluchów szczerzyła się do aparatu. Obejrzałam kilka zdjęć, czując ucisk w brzuchu.
– Śliczne są, dobra robota, Filip.
– Mój udział był łatwy i przyjemny – wolałam sobie tego nie wyobrażać i chyba się wzdrygnęłam. Widziałam zdjęcia jego ślicznej żony na Facebooku, kiedy jeszcze urządzałam internetowe śledztwa. – Sophie ma pięć lat, Lily dwa. Pokaż swoje.
Podałam mu telefon. Przygotowałam się do tego, mógł przewinąć kilkadziesiąt zdjęć w dowolną stronę, nie trafiając na żadne zdjęcie Piotra, mojego męża.
– Adam, ma sześć lat.
– Piękny – długo wpatrywał się w zdjęcie mojego ślicznego synka.
– Wiem – byłam nieobiektywna, ale Adaśko naprawdę był wyjątkowo ładnym dzieckiem. I bardzo mądrym.
– Wygląda jak ty. Ma twoje oczy, usta, włosy. Wygrał na loterii genowej.
– Cóż, twoje córki też nie przegrały.
Wypiłam kilka łyków cydru od razu, potrzebowałam się szybko znieczulić. Albo uspokoić.
– A jak w pracy?
– Dobrze, cały czas robię to samo, tylko zmieniłem pracodawcę. Założyłem swoją kancelarię i jest w porządku – powiedział skromnie. Był prawnikiem w City, musiało być fanta-kurwa-stycznie, a nie w porządku. – A u ciebie?
– Dobrze. Skończyłam wreszcie studia…
– W końcu po to wróciłaś – uśmiechnął się gorzko.
– Tak. Poniekąd pracuję w zawodzie. Zostałam copywriterką, wyobrażasz to sobie? – a potem wyszłam za szefa, właściciela agencji reklamowej, ale tego nie musiał juz wiedzieć.
– Oczywiście. Zawsze miałaś bujną wyobraźnię i lubiłaś pisać.
– Nawet wygrałam parę branżowych nagród.
– Gratulacje.
Rozmowa się nie kleiła. Chciałam mu powiedzieć wszystko, i nie wiedziałam jak zacząć. Ani po co. Byłam ciekawa, co u niego, a jednocześnie bałam się zadawać najprostsze pytania.
– Jesteś głodna? Jest pora lunchu.
Byłam na wakacjach. Wstałam nieprzyzwoicie późno, zjadłam wielkie angielskie śniadanie w lokalnej knajpce i przyjechałam prosto na spotkanie. Zresztą, i tak nie byłabym w stanie niczego przy nim przełknąć.
– Nie, ale ty sobie coś zamów.
– Chętnie, bo długo nie wytrzymam. Wyszedłem z biura jak najszybciej – pochlebiało mi to. – Chcesz tu zostać, czy idziemy dalej?
– Chodźmy, jest zbyt pięknie, by siedzieć w bunkrze.
„A poza tym chcę się znowu do ciebie przytulić, i co mi zrobisz”. Dopiliśmy piwa i wyszliśmy na zalaną słońcem londyńską ulicę.
– Mówiłam ci, jak amerykański biznesmen kupił Most Londyński? – powiedział Philip, gdy przechodziliśmy przez zatłoczoną ulicę. Zerknęłam na most łączący City i dzielnicę Southwark, w której aktualnie się znajdowaliśmy.
– Tak. Uwielbiam tę historię.
Facet myślał, że londyńczycy sprzedają mu Tower Bridge.
– A o londyńskim więzieniu?
– Tak – pokiwałam głową z uśmiechem. – Dzięki tobie znam chyba wszystkie najlepsze londyńskie historie. Chcesz coś z Borough Market?
Ja i moje przyjaciółki uwielbiałyśmy kupować jedzenie na wynos na tym najbardziej kolorowym, pełnym smaków i zapachów z całego świata targowisku z pysznościami, a potem, podjadając sobie nawzajem z pudełek, spacerować po okolicy, najlepiej tuż nad rzeką.
– Nie, rzeczywiście wolę usiąść na zewnątrz. Tu obok jest pub z niezłym widokiem na rzekę.
LUNCH
Zamówiliśmy piwo przy barze, Philip do tego dołożył rybę z frytkami dla siebie i brownie dla mnie, słusznie zakładając, że moja miłość do czekolady nie przeminęła. Wyszliśmy na nadrzeczny taras. Mieliśmy szczęście, bo wcale nie było tłumu. Usiadłam tak, że miałam znakomity widok na most, parę wieżowców z City i mojego nieprzyzwoicie gorącego byłego. Znowu poczułam się jak w dwa tysiące ósmym roku.
– Jak tu ostatnio byłam, nie wybudowali jeszcze The Shard ani Walkie Talkie, z tego miejsca widać było zupełnie inne budynki, a piwo było dwa razy tańsze.
– A barmanki w pubach sto razy piękniejsze.
Prychnęłam, prawie krztusząc się cydrem.
– Jak na przykład twoja żona? Słyszałam, że zaczęła pracę w Bull’s Head miesiąc po moim wyjeździe.
Philip westchnął i nic nie powiedział. Uratował go barman, przynosząc jedzenie. Rozsiadłam się wygodnie i zapatrzyłam przed siebie, na rzekę, budynki na drugim brzegu, most, po którym sunęły czerwone autobusy, onyksowe taksówki, tłum ludzi. Pamiętam jak dziś, gdy na Facebooku odezwała się do mnie koleżanka z Bull’s Head. To był pub niedaleko domu Philipa i moje ostatnie miejsce pracy na Wyspie. „Przepraszam, że dowiadujesz się w ten sposób, ale Philip zaczął się umawiać z nową barmanką”. Napisałam jej wtedy, że to było do przewidzenia, dziękuję za wiadomość, i życzę mu szczęścia, ale przepłakałam dwie noce. Dwa miesiące później, po walentynkach, napisała mi, że na palcu niejakiej Eliny pojawił się pierścionek, ale wtedy było mi już wszystko jedno, bo sama właśnie zaczęłam spotykać się z Piotrem, mimo że byłam stażystką w jego firmie. Po kolejnych kilku miesiącach Philip był po ślubie, a ja w ciąży. I zupełnie straciliśmy kontakt. Dopiero kilka lat temu zaczęliśmy sobie wysyłać życzenia z okazji świąt czy urodzin.
– Tak wyszło, Ella – powiedział cicho. Wszystkie swoje żony i dziewczyny poznał w lokalnym pubie, pomyślałam gorzko. – Co miałem niby zrobić?
– Nie wiem, choćby zmienić pub? Boże, nawet nie musiałeś ruszyć się z miejsca. Wróciłam tylko dokończyć rok studiów, a tobie wystarczyło pół roku, by się zaręczyć. Moi dawni koledzy z pracy nie wiedzieli, jak ze mną rozmawiać.
– Przykro mi, Ella. Ale zostawiłaś mnie i mogłem robić, co chcę. Zresztą niedługo potem ktoś pokazał mi zdjęcia ciebie z brzuchem. A potem z twojego ślubu. Bolało.
Och, wiem. Ci sami życzliwi przyjaciele pokazali mi relację z jego wesela. Jego pierwsza żona była z Niemiec, obecna Łotwy, przynajmniej utrzymał stabilny kurs na wschód.
– Bez przesady, Filip. To ty nie chciałeś na mnie poczekać.
Sztućce wypadły mu z rąk i z brzękiem odbiły się od stołu. Nabrałam porcji brownie z lodami waniliowymi i powoli oblizałam łyżeczkę, patrząc mu w oczy. Może byłam niesprawiedliwa, nigdy tak naprawdę nie zerwaliśmy ze sobą, po prostu… wyjechałam. Nie dogadaliśmy się, zamieszkaliśmy w dwóch różnych krajach i każde z nas poznało kogoś nowego. Komunikacja nigdy nie była naszą mocną stroną, niestety.
– Nie wiń mnie za to, że nam nie wyszło, Ella. Poinformowałaś mnie któregoś dnia, że wracasz do Polski i to by było na tyle.
– Poinformowałam cię, że o tym myślę, że wydaje mi się to rozsądne, skoro mam rozgrzebane studia, że nie chcę całe życie pracować w pubie, a ty powiedziałeś, okej.
– A co ci miałem powiedzieć? Na co ci filologia polska w Londynie? Olej to, zostań tu, zacznij cokolwiek innego, ale na miejscu?
– Tak, właśnie to powinieneś był mi powiedzieć – na jego twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas. – To ty masz dwanaście lat więcej! Zawsze byłeś mądrzejszy i bardziej doświadczony. Teraz mam tyle lat, co ty wtedy i widzę, że byłam wtedy tylko głupim dzieciakiem. Powinieneś mnie powstrzymać, chciałam, żebyś to zrobił, a skoro tego nie zrobiłeś, to uznałam za jednoznaczne, że ci na mnie nie zależy.
– To nieprawda. Chciałem, żebyś robiła dokładnie to, czego tak naprawdę chcesz, właśnie dlatego, bo mi na tobie zależało. To była twoja decyzja i skoro wyjechałaś, też pomyślałem, że to tonie nie zależy.
– No to chyba się nie dogadaliśmy.
– Chyba nie.
Milczeliśmy dłuższą chwilę. Nie wierzyłam, że to było takie proste, pamiętam, jak wtedy czułam się koszmarnie, niekochana, zaniedbana, przydatna tylko w łóżku. Byliśmy razem tyle lat, a nigdy nie zaproponował mi wspólnego mieszkania. A ja nigdy mu nie powiedziałam, że tego chcę.
– Przepraszam, Filip – ta kłótnia i tak nie miała już sensu. – Chcesz trochę brownie?
– Tak. Ja również przepraszam – wziął solidny kawałek ciastka. – Oboje zachowaliśmy się strasznie głupio, co?
– Tak. Ale nadal uważam, że większość winy jest po twojej stronie.
– Okej, i tak muszę z tym żyć. Czasami nie wiesz co masz, dopóki tego nie stracisz.
– Ale przyznaję, że ja też byłam zbyt głupia! Chciałam, żebyś mnie powstrzymał, żebyś mi wreszcie powiedział, że mnie kochasz! Przez trzy lata się nie doczekałam, nawet nie zamieszkaliśmy ze sobą, ciągle tylko znosiłam do ciebie rzeczy, ale nigdy naprawdę nie wyprowadziłam się z pokoju nad pubem. Czekałam tylko na twoje słowo.
– Myślałem, że tak wolisz… Przepraszam, Ella. Przepraszam, że nie czułaś się kochana, to nieprawda. Jesteś miłością mojego życia. Zrozumiałem to zbyt późno.
Teraz mnie wypadła łyżeczka. Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższą chwilę, bez słowa, bez uśmiechu, bez nadziei. Jeśli myślał o tym samym, co ja, to nie były to wesołe rozważania. Nigdy już nie dowiemy się, co by było, gdyby… Ciszę przerwał barman, przychodząc po talerze.
– Wszystko w porządku, smakowało?
Mechanicznie kiwnęliśmy głowami, nie odrywając od siebie wzorku. Wreszcie Philip westchnął i poszedł do baru po kolejne piwo.
– Ta rozmowa powinna się odbyć dziesięć lat temu – powiedziałam z uśmiechem, gdy wrócił i stuknęliśmy się szklankami na zgodę.
– Chodź tu – powiedział tym nieznoszącym sprzeciwu tonem, któremu nigdy nie mogłam się oprzeć.
Posłusznie wstałam i usiadłam mu na kolanach. Poczułam, że bawi się moimi włosami, uwalniając je z misternego koka.
– Tak lepiej – wymruczał, objął mnie mocno i wtulił twarz w moje loki.
Westchnęłam tak, jak to się robi raz na dziesięć lat, zostawiając kawał historii za sobą, i szukając pocieszenia u najgorszej możliwej osoby, i oddałam uścisk.
– Przepraszam, Ella – powiedział cicho i szczerze, i popatrzył na mnie ze smutkiem. – Spierdoliłem wszystko, codziennie żałuję.
– I ja przepraszam, Filip – oparłam czoło o jego czoło. Przesunął dłonie na gołą skórę moich pleców, a mnie przeszedł prąd. – Zachowałam się jak idiotka. Ale nie martw się, trochę się zmieniłam. Zrobiłam się wredną zołzą, i tak byś ze mną nie wytrzymał.
– No nie wiem – uśmiechnął się. – Łatwiej jest poskromić złośnicę, niż zgadywać, czego naprawdę chcesz, jeśli nigdy nic nie mówisz.
Teraz on westchnął, a ja siedziałam mu na kolanach i patrzyłam w oczy koloru nieba, i odgarnęłam mu niesforny kosmyk z czoła, i już nie cofnęłam dłoni, tylko nadal niespiesznie głaskałam go po włosach i policzku, a on przycisnął twarz do mojej dłoni i przymknął oczy. Odwróciłam głowę, uciekając przed jego wzrokiem, gdy znowu uchylił powieki, i patrzyłam na panoramę miasta, bo jego spojrzenie było zbyt błękitne, zbyt intensywne, i zbyt niebezpieczne, zwłaszcza po tych wszystkich słowach, które padły o dziesięć lat za późno. I poczułam jego gorący oddech na policzku, pocałował mnie w niego delikatnie i niewinnie, a ja znowu zwróciłam się ku niemu i chciałam mu odpowiedzieć, ale zamiast mówić, moje usta po prostu spotkały się z jego.
Ziemia się nie rozstąpiła, nie dosięgnął nas grom z jasnego nieba, ale ja miałam znowu dwadzieścia pięć lat, i zniknął mąż i dziecko, poważna firma i ostatni, wykańczający etap budowy domu. Moje życie nagle ponownie polegało na piciu piwa w najpiękniejszym mieście na świecie i spędzaniu każdej wolnej chwili… z nim.
A gdy poczułam jego rękę na moim udzie, pod spódnicą, jak powoli sunęła w górę, i nie powstrzymałam jej, i gdy znowu dotknęłam jego ust językiem, a on zachłannie rzucił się na niego, i possał go, na granicy przyjemności i bólu, i wciągnął do wnętrza swoich ust, a potem przygryzł moją wargę i zanurzył palce w moich włosach, nie pozwolił mi się odsunąć nawet na milimetr, aż naprawdę musieliśmy się od siebie oderwać, bo zabrakło nam powietrza, i palcem odrysowywałam kształt jego brwi, nosa, i ust, a on oddychał głośno i ciężko, i znów przyciągnął mnie do siebie, łapiąc za głowę i biodro jednocześnie, i przeklinałam swój pomysł na ten strój, bo kciukiem dotknął moich mokrych majtek i wymruczał coś pod nosem, bardzo zadowolony.
– Chciałem cię tylko przytulić i pocałować w policzek – patrzył na mnie z zachwytem.
– Jasne.
– Spodziewałaś się, że tak to się skończy?
– Nie, a ty?
– Nie – zadrżałam, bo zaczął drażnić moją łechtaczkę przez delikatną koronkę ulubionych majtek. – Jesteś taka mokra.
– Ty jesteś taki twardy – zakręciłam biodrami, ocierając się o twardą wypukłość w jego spodniach.
– Zawsze jestem dla ciebie.
– Filip, nie możemy… – nie skończyłam, bo znowu mnie pocałował, zachłannie, niemal brutalnie.
Zrobiło mi się gorąco i smutno jednocześnie, bo nie całowałam się tak od lat. Oparłam się o jego szeroką, twardą pierś, bawiłam płatkami jego uszu i delikatnie gładziłam wrażliwą skórę na jego szyi, a on mocno chwycił mnie za biodra i przyciskał do swojego twardego fiuta i nagle pożałowałam, że dzieli nas tyle warstw materiałów, i że jesteśmy w miejscu publicznym, i jednocześnie odetchnęłam z ulgą, że tak właśnie było.
– Filip, jesteśmy w pubie… – wyszeptałam, choć wcale nie miałam ochoty już kończyć tych zakazanych pieszczot.
– Czekałem na ciebie dziesięć lat, tak szybko się nie wypuszczę.
– Nie uciekam. Po prostu… ludzie się gapią.
– Ludzie mają nas w dupie. Ale dobrze, chodźmy stąd.
– Chodźmy.
Nie ruszyłam się z miejsca, tylko trwaliśmy tak, przytuleni.
– Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe, ale jeszcze wypiękniałaś, Ella.
– Proszę cię. Dobiegam czterdziestki, bardzo się zmieniłam – pomyślałam o tych wszystkich mankamentach, wynikających z upływu czasu i pozostałościach po ciąży. – Ale dziękuję.
– Byłem taki głupi, taki głupi – wymruczał w moją szyję.
– Ilu ludzi żyje w tym mieście? – zmieniłam temat.
– Nie wiem – popatrzył na mnie zaskoczony. – Z dziesięć milionów? Dlaczego?
– Nie boisz się, że… – rozejrzałam się dookoła. – Spotkasz tu kogoś znajomego?
– Nie, to prawie niemożliwe. Dokąd chcesz pójść?
– Wiesz, że nigdy nie byłam na Kładce Milenijnej? Nigdy w zasadzie nie widziałam Katedry Świętego Pawła.
– Naprawdę? To co ty robiłaś w tym mieście przez tyle lat?
– Serwowałam ci piwo albo się z tobą pieprzyłam, Filip.
To nie było śmieszne. Ale bardzo prawdziwe.
SPACER
Szliśmy pod rękę albo trzymając się za ręce, jak para. Philip zdjął krawat i marynarkę, rozpiął górne guziki koszuli i wyglądał tak bardzo apetycznie, nie mogłam oderwać od niego oczu. Co chwilę przystawaliśmy, by się całować, a ja nie mogłam się oprzeć, i dotykałam jego piersi i tego kawałka skóry pod szyją. Zawsze uwielbiałam jego klatę, przez tyle lat była tylko moja, zasypiałam na niej, lizałam ją, gryzłam i całowałam, bawiłam się włosami, których miała akurat tyle, by wyglądać seksownie i męsko, drażniłam wyjątkowo wrażliwe sutki, a jednocześnie gdy tylko mnie obejmował, czułam się tak bezpiecznie. Mogłam się za nim cała schować. Philip też nie próżnował, nie mógł utrzymać dłoni na mojej talii, cały czas zjeżdżały mu niżej, ściskał i ugniatał moje pośladki, mnąc sukienkę.
– Zaraz nas zgarną za nieprzyzwoite zachowanie w miejscu publicznym – wyjąkałam ze śmiechem.
Mogli nas zamknąć, byle razem.
– Wybronię nas – klepnął mnie w pupę i złapał za rękę, a ja zaczerwieniłam się po uszy, przypominając sobie nasze zabawy sprzed dekady.
Staliśmy na środku Kładki. Podziwiałam widoki i robiłam zdjęcia Katedry, galerii Tate Modern, Tamizy, a Philip patrzył na mnie z zachwytem. Było oczywiste, że, mimo iż był ewidentnie najważniejszym elementem tego krajobrazu, nie mogę uwiecznić go na żadnej fotce.
– Skończyłam, prowadź dalej.
– Oczywiście – podszedł, przycisnął mnie do barierki i pocałował ze śmiechem.
Znowu złapaliśmy się za ręce i ruszyliśmy w stronę Katedry. Philip opowiadał o tym, jak w czasie wojny robiono wszystko, by nie dopuścić do jej zniszczenia, gdyż była tak ważnym symbolem dla wszystkich, ale szczerze mówiąc, miałam to gdzieś, ważne było tylko, że mówił do mnie swoim głębokim głosem z najpiękniejszym brytyjskim akcentem, i że był obok i czułam bijące od niego ciepło, i pachniał jeszcze lepiej niż kiedyś, i że miałam ochotę dotykać go i całować, i dlatego przerwałam mu jego wywód bez zbędnych ceregieli, ale on też nie wyglądał na niezadowolonego.
– Ile masz czasu? – spytałam wprost, gdy przeciskaliśmy się zatłoczoną ulicą z powrotem w stronę Mostu Londyńskiego.
– Właściwie mam czas do mniej więcej dziewiątej… rano.
– O!
– O jedenastej muszę być na Heathrow… Odbieram rodzinę z wakacji.
Nie patrzył na mnie. Rodzina. Zabawne, przez chwilę zapomniałam o nich wszystkich i poczułam się okropnie. Odwożąc mnie na lotnisko, Piotr kazał mi się dobrze bawić, ale na pewno nie przewidział aż takiej zabawy. Sama nie brałam jej pod uwagę.
– Mieszkam u Majki w Hammersmith, ale… – urwałam, bo przestraszyłam się tego, dokąd zmierzały moje słowa.
– Masz jakąś godzinę policyjną?
– Nie – zaśmiałam się pod nosem.
– To dobrze. Chcesz dokądś pójść, coś pozwiedzać? Mam już dzisiaj wolne.
– Greenwich. Nigdy tam nie byłam. Piknik?
– Dobrze. Za rogiem jest sklep, chodźmy po wino i sery.
Po zakupach objęci przeszliśmy przez Most Londyński. Doszliśmy prawie do punktu wyjścia, bo przystanek tramwajów wodnych znajdował się tuż obok okrętu Belfast. Mieliśmy sporo szczęścia, bo kolejny statek odpływał za niecałe dziesięć minut.
– Niezłe koło zrobiliśmy – powiedział.
– Błędne koło – dodałam.
– Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy tu teraz, razem. Tak się, kurwa, cieszę, że cię widzę.
– Pewnie gdybym wtedy została, dzisiaj nie mógłbyś na mnie patrzeć – wzruszyłam ramionami, ale Philip zaśmiał się cicho i objął mnie mocniej.
– Nie obchodzi mnie to, kurwa. Dzisiaj to nie ma znaczenia. Dzisiaj jesteś znowu moja. Prawda?
– Ja…
– Prawda, Ella? – popatrzył na mnie tak, jak kiedyś, a ja przypomniałam sobie te wszystkie słodkie chwile, gdy mówił do mnie tym nie znoszącym sprzeciwu tonem, i poczułam pulsowanie w dole brzucha, i w cipce, i nową falę wilgoci.
– Tak.
– Tak, co – powiedział cicho, objął i ścisnął mój pośladek.
– Tak, proszę pana – wyjąkałam drżącym głosem. Jak kiedyś. Ależ byłam głupia. I szczęśliwa.
Czułam, że się uśmiecha, gdy nosem pieścił moją szyję i włosy.
– Wiesz, co bym powiedział wtedy, kiedy naprawdę byłaś moja? Zanim, jak największy idiota, wypuściłem cię z rąk? – pokręciłam głową. – Powiedziałbym: daj mi swoje majtki – wyszeptał mi prosto do ucha.
– Wtedy bym je zdjęła, wiesz? Ale dzisiaj, Filip, bez przesady… – obrócił się szybko, upewnił, że jestem zasłonięta przed innymi pasażerami czekającymi na tramwaj, i wymierzył mi klapsa. – Au!
– Zmieniłem zdanie. Daj mi je, Ella. Nie będę cię prosił dwa razy.
Nie mam pojęcia, jak do tego doszło, dlaczego znowu tak reagowałam i pozwalałam mu na to. A jednak czerwona jak burak, chowając się za nim i starając uwinąć jak najszybciej, zdjęłam moje cholerne, mokre majtki i wcisnęłam mu je do ręki. Udawałam oburzoną, ale… tylko udawałam.
– Zadowolony?
– Bardzo – Philip uśmiechnął się szeroko, przytknął garść do nosa i zaciągnął ich zapachem. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, a jednocześnie byłam tak podniecona, jak to tylko przy nim było możliwe. – Czekałem na to tyle lat, Ella.
Udało nam się znaleźć miejsce tuż przy burcie. Gdy siadaliśmy, jakiś młody chłopak, może jeszcze nie w wieku mojego teoretycznego dziecka, ale na pewno dużo, dużo młodszy ode mnie, popatrzył na mnie znacząco, wygiął brwi i oblizał usta. Nabrałam nagłej pewności, że widział, co się stało. Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, ale Philip popatrzył na niego takim wzrokiem, że młodzian się speszył i poszedł usiąść gdzie indziej.
– Zawsze mnie podniecało, jak bardzo podobasz się innym – wyznał Philip i pogładził mnie po nodze. – I że mogli patrzeć do woli, bo na koniec dnia i tak wracałaś do mojego łóżka.
Usiadł tak, że osłaniał mnie przed resztą pasażerów i dlatego nie zaprotestowałam, gdy jego dłoń znowu zniknęła pod moją spódnicą i zaczął delikatnie i niespiesznie gładzić moje udo, ani potem, gdy dotknął moich mokrych, spragnionych fałdek. Westchnęłam tylko głośniej i zagryzłam zęby, gdy, niby od niechcenia, dotknął mojej łechtaczki i chwilę ją drażnił. Wstrzymałam oddech, gdy wsunął we mnie najpierw jeden, potem drugi palec.
– Mmm, jesteś taka mokra, gorąca, i… – poruszył nimi, a ja musiałam schować twarz w jego szyi, byle tylko nie jęczeć głośno. – Taka ciasna!
– Miałam cesarkę.
Wymruczał coś zadowolony, ale nic nie zrozumiałam. Wyciągnął dłoń spomiędzy moich nóg, wygładził mi sukienkę i wsadził sobie palce do ust. Oblizał je i westchnął.
– Dzisiaj jest mój szczęśliwy dzień, Ella.
Nie zauważyłam, kiedy dopłynęliśmy do właściwego przystanku. W ogóle nie zwróciłam uwagi na widoki podczas tej krótkiej podróży, i było mi wszystko jedno. Tak samo nie obchodziła mnie zachwycająca panorama Canary Wharf, widoczna z parku. Najważniejsze było, że siedzieliśmy razem na zielonej trawie, piliśmy wino prosto z butelki i jedliśmy selekcję brytyjskich serów przygotowaną przez sklep Tesco. Pilnowałam, by utrzymywać stały poziom alkoholu we krwi, bo bałam się, że obudzę się z tego snu, albo, co gorsza, w pełni uświadomię sobie, co ja właściwie wyprawiam. Nie byłam gotowa na żadną z tych ewentualności. Leżałam z głową na jego brzuchu, a Philip nachylał się nade mną z czułym uśmiechem i bawił moimi włosami.
– Co my robimy, Filip?
– To, na co naprawdę mamy ochotę.
– Zdradziłeś kiedyś żonę?
– Błagam cię…
– Ja nigdy. I jestem przerażona tym, co robię.
– Nie na tyle, żeby przestać – gwałtownie złapałam powietrze, chciałam coś powiedzieć i wstać, ale mi nie pozwolił. – Ciii, Ella, zostań. Nie, nigdy. Też nie wiem, co robię. Myślałem, że to już niemożliwe, ale wariuję przy tobie. Jednak nie chcę przestać.
– Nie wierzę, że pozwalam na to… wszystko. Naprawdę nie jestem taka i... Chyba zaczynam się sobą brzydzić.
– Możemy nie rozmawiać… o nich? O tym wszystkim? W ogóle nie myśleć? Tylko dzisiaj?
– Chcesz porozmawiać o brexicie? – pokazałam mu język, a on przewrócił oczami.
– Ella, przestań. Możemy po prostu udawać, że jest dwa tysiące siódmy, ósmy, dziewiąty? Możemy dzisiaj być szczęśliwi?
To nie jest zdrada. Nie planowałam tego, nie sądziłam, że to w ogóle możliwe, naprawdę byłam już szczęśliwa bez niego. To tylko głupia pomyłka, chichot lodu. Błąd w Matriksie. Po prostu znalazłam się w równoległej rzeczywistości, robię to samo, co robiłam kiedyś, przez chwilę żyję starym życiem, znów jest wtedy, dzisiaj nie istnieje. Nikt nigdy się o tym nie dowie, nikt nie będzie płakał, a my będziemy mogli wreszcie się pożegnać tak, jak należy. Prawda?
Philip czule pogłaskał mnie po twarzy, ale gdy przypadkiem zbliżył palec do moich ust, złapałam go zębami i mocno possałam. Kiedyś mieliśmy swój kod porozumiewania się bez słów. Jeśli dotknął moich warg, znaczyło to, że chce, bym mu obciągnęła, jak najszybciej, najmocniej. Mój gest oznaczał zgodę. Zabawne, w łóżku dogadywaliśmy się rewelacyjnie. Poza sypialnią nam nie wyszło, spektakularnie.
– Ty wiedźmo – wysyczał. – Pamiętasz.
Nauczył mnie wszystkiego, co wiem o seksie. Oczywiście, że wszystko pamiętałam, choć już od dawna nie robiłam wielu z tych rzeczy.
– Dwa tysiące osiem. Wtedy byłam najszczęśliwsza. Potem wszystko się posypało.
– Dobrze.
– Pragnę cię – wyznałam szeptem, a Philip zaśmiał się złośliwie.
– Wiem.
Usiadłam i objęłam jego wielkiego, sztywnego fiuta, cały czas uwięzionego w spodniach, Nie zastanawiałam się nawet, czy ten spacer nie był dla niego niewygodny, i z uśmiechem przypomniałam sobie, w jaki dziwny sposób niósł przed sobą swoją marynarkę.
– Ty też nie wyglądasz, jakbyś mi miał odmówić.
– Nie odmówiłbym.
– Jeśli zadzwonię do Mai i powiem jej, że nie wracam na noc, zajmiesz się mną?
– Najlepiej jak umiem.
– A możesz… najgorzej?
– Oczywiście – uśmiechnął się zadziornie.
Dwa tysiące osiem, wróciliśmy.
Objęci, cały czas się całując, wyszliśmy z parku i złapaliśmy taksówkę. Nie pytałam, dokąd mnie wiezie, znowu mu ufałam i było mi wszystko jedno, bo gdy tylko rozsiedliśmy się z tyłu, kazał mi ściągnąć stanik i skonfiskował go. Straciłam mój ulubiony komplet bielizny.
– A teraz ssij mi fiuta.
NAPRAWDĘ
Seks w taksówce, w parku, toalecie w pubie, szybki numerek na rodzinnym obiedzie, obmacywanie pod stołem, spacery bez bielizny, wizyty w sex shopach i nocnych klubach, przy nim pozwalałam sobie na zachowania, o które nigdy wcześniej bym siebie nie podejrzewała i o które na pewno nie podejrzewał mnie nikt z moich aktualnych znajomych… A ja? Uwielbiałam to. Dlatego nawet się nie zawahałam, tylko nachyliłam nad nim i rozpięłam rozporek drogich spodni. Położył mi rękę na głowie i głęboko westchnął. Nie przejmowałam się kierowcą, wiedziałam, że Philip wynagrodzi mu to sowitym napiwkiem.
Chwilę napawałam się widokiem wielkiego twardego penisa okrytego tylko napiętym, cienkim materiałem bokserek. Dotknęłam go, a Philipa przeszył dreszcz.
– Dzień dobry – wymruczałam, ściągając mu bieliznę. – Dawno się nie widzieliśmy.
Wzięłam nabrzmiałą, czerwoną główkę do ust i delikatnie possałam, przypominając sobie jego wielkość, zapach smak, i jęknęłam z radości, Philip też, i mocniej zacisnął dłoń na moich włosach. Prawie zapomniałam, jak bardzo to lubiłam i jak mnie podniecały jego reakcje na moje działania. Świadomość, kto tu tak naprawdę rządzi, była najlepszym afrodyzjakiem.
Chwilę się z nim drażniłam, delikatnie liżąc i głaszcząc trzon, objęłam ciężkie jądra. Chciałam przywitać się z jego fiutem niespiesznie i leniwie, ale Philip był na to zbyt podniecony.
– Weź go do ust i ssij, już…
Zrobiłam, jak kazał, a on wypchnął biodra, wychodząc mi na spotkanie, i prawie się zadławiłam. Z oczu pociekły mi łzy, Philip pozwolił mi złapać oddech, i znowu przycisnął moją twarz do swojego krocza, więc zamruczałam za szczęścia, a jego przeszedł dreszcz, i bawiłam się znowu, liżąc go, całując, zasysając, i pomagałam sobie dłońmi, i cieszyłam się, bo bardzo kochałam jego fiuta, tylko o tym zapomniałam. Philip pozwolił mi na chwilę tej radosnej zabawy, dopóki nie uznał, że jestem zbyt czuła, delikatna i zapowiedział, że teraz będzie pieprzył moje usta. Wreszcie. Wyszeptałam tylko, że tak, tak, więc złapał mnie za głowę oburącz i przejął kontrolę nad swoją przyjemnością. Jego wspaniały fiut wchodził coraz szybciej, szybciej, i głębiej w moje usta, gardło. Silna ręka nadawała coraz mocniejsze, szybsze tempo, i tylko czułam, jak ślizga się w moim gorącym, mokrym wnętrzu, moja głowa chodziła góra, dół, góra, dół, góra, dół, i trwało to rozkosznie długo, i już prawie przestałam oddychać, gdy nagle cały zesztywniał, a po chwili z głośnym jękiem zalał moje usta gorącą, pyszną spermą. Opadł na kanapę i wyszeptał z uśmiechem:
– Pokaż – posłusznie otworzyłam usta, udowadniając, że połknęłam wszystko. – Grzeczna dziewczynka.
Dziewczynka. Baba, trzydzieści pięć lat na karku, dobry mąż, wspaniałe dziecko, świetnie prosperująca firma i nowy dom na głowie. A ja cieszyłam się jak głupia, bo właśnie obciągnęłam w taksówce mojemu byłemu, żonatemu facetowi. Westchnęłam, trochę z radości, a trochę już oszołomiona własną głupotą i świadomością tego wstrętnego występku. Musiałam ochłonąć, bo to już się stało i, co najgorsze, wcale nie chciałam kończyć tej zabawy. Nie robię nic złego, to tylko przesunięcie w czasie, to się nie liczy, tłumaczyłam sobie. Zresztą, co się dzieje w Londynie, zostaje w Londynie…
– Chodź tu – zapiął spodnie, pomógł mi się podnieść i przytulił mnie. – Było lepiej niż w moich wspomnieniach, mała. Jesteśmy na miejscu.
– Hilton? – taksówka zatrzymała się przed wejściem do hotelu przy Hyde Parku.
– Lubię ten hotel. Dobrze mi się kojarzy.
Prychnęłam, ale podałam mu rękę i pozwoliłam zaprowadzić się do środka. Zamówił pokój, alkohol i przekąski i pojechaliśmy na dwudzieste pierwsze piętro. Ciekawe, czy recepcjonista wziął mnie za prostytutkę? Było mi wszystko jedno, miałam to… w dupie. Zabawne. Dawno, dawno temu, na naszej może trzeciej czy czwartej randce, poszliśmy do klubu w centrum. Piliśmy, tańczyliśmy, nie mogliśmy oderwać od siebie rąk ani ust. Biegliśmy później do taksówki, ale Philip zmienił zdanie i zamiast tego zaprowadził mnie do pobliskiego hotelu. Nie chciało mu się dłużej czekać, chciał mnie jak najszybciej zerżnąć. Ponieważ miałam okres, a byłam równie napalona, co on, z ciekawością i, jak się okazało, wielką przyjemnością, pozwoliłam, by jako pierwszy pieprzył mnie w tyłek. W sumie trzy razy. Następnego dnia ledwo chodziłam, ale byłam szczęśliwa i dumna z siebie, a Philip zachwycony tym, że byłam naprawdę cała jego.
Otworzył luksusowy pokój i zaprosił mnie do środka.
– Okej, Filip – zaczęłam. – Nie robimy tego w tyłek, żadnych malinek ani klapsów. Nic, co zostawia ślady.
– Naprawdę? – popatrzył na mnie z politowaniem. – Nawet jak będziesz mnie o to błagać?
Przewróciłam oczami i podeszłam do okna. Widok na zielony park był oszałamiający. Philip otworzył wino i podał mi kieliszek.
– Za spotkanie – powiedział i wznieśliśmy toast. – Za najlepsze spotkanie od lat.
Wypiłam moje wino duszkiem i poprosiłam o dolewkę.
– Co teraz? – spytałam nagle onieśmielona.
– Teraz się rozbierz – powiedział po prostu. Rozsiadł się wygodnie w fotelu, sączył wino i patrzył na mnie z zachwytem. – Kochanie, nie każ mi czekać.
Powoli, patrząc mu w oczy, rozwiązałam pasek, zsunęłam ramiączka sukienki i pozwoliłam jej opaść na ziemię. Stałam przed nim naga, wstrzymałam oddech, nagle bardzo świadoma, jak bardzo się zmieniłam, odkąd mnie widział ostatnio. Trochę się zaokrągliłam. Miałam rozstępy na brzuchu i biodrach. Skóra traciła dawną jędrność. Ale Philip chyba był ślepy, mierzył mnie wzrokiem bezwstydnie i z nieukrywanym zachwytem.
– Jesteś taka piękna, Ella. Byłem idiotą…
Nie chciałam tego słuchać, ustaliliśmy, że jest kiedyś, a nie dzisiaj, więc podeszłam do niego, usiadłam mu na kolanach i długo wpatrywałam się w jego piękną twarz. Wypiłam kolejny łyk wina, tym razem z jego kieliszka, zanim odłożyłam go na stolik.
– Twoja kolej – zabrałam się za rozpinanie guzików koszuli, a on gładził mnie po ciele.
Muskał moje ramiona, szyję, dekolt, zważył piersi w dłoniach i westchnął głośno, przymykając przy tym oczy. Złapał moje sterczące brodawki w palce i bawił się nimi, ugniatał i ściskał, ciągnął, na granicy bólu, aż syknęłam, więc powtórzył to, bo znał mnie aż za dobrze. I nie wytrzymał, tylko zanurzył twarz w moich piersiach i do zwinnych palców doszły gorące usta, język, zęby. Wierciłam się, ocierając o znowu wielkiego fiuta, wciąż uwięzionego w spodniach, ale on trzymał mnie w żelaznym uścisku i bawił się, bawił, bo wiedział, że w ten sposób błyskawicznie prowadzi mnie na skraj orgazmu.
Nagle przestał, wstał razem ze mną i rzucił mnie na wielkie i wygodne łóżko. Klęknął przy nim i zaczął całować i pieścić wnętrze moich ud, sunąc wyżej i wyżej, gdzie czekałam na niego tak gorąca, mokra i spragniona.
– Nikt mnie tak nie liże, jak ty – wyznałam, zupełnie niepotrzebnie, ale bardzo szczerze. –Uwielbiam to.
– Korzystaj. Widzisz, a mogłem to robić codziennie – przypomniał złośliwie.
Chciałam go szturchnąć, uderzyć przekornie, ale tylko wplotłam palce w jego włosy i przyciągnęłam go bliżej, gdy jego język wreszcie dotknął moich mokrych fałdek. Drażnił mnie najpierw, uwielbiał się ze mną droczyć, ogrzewał gorącym oddechem, dmuchał, trącał niby od niechcenia językiem, palcami, muskał wargami, a ja wierciłam się coraz mocniej i jęczałam coraz głośniej. Chciałam wyjść mu naprzeciw, zmusić, by działał szybciej, mocniej, intensywniej, ale trzymał moje nogi i biodra w żelaznym uścisku.
– Mmm… Jesteś taka mokra i gorąca. Dla mnie – krzyknęłam z wrażenia, gdy znowu poczułam na sobie jego język. Przesunął nim od mojego wejścia aż po łechtaczkę, którą possał delikatnie, a ja zobaczyłam przed oczami gwiazdy i jęknęłam głośno i przeciągle. – O tak…
Niechętnie otworzyłam oczy i spojrzałam na jego piękną twarz pomiędzy moimi rozchylonymi udami. Patrzył mi prosto w twarz i byłam pewna, że się uśmiecha. Wierciłam się i czekałam na więcej.
– Jeszcze – poprosiłam.
– Z przyjemnością. Masz najsłodszą cipkę na świecie. Odpręż się i… ciesz, Ella… Wiesz, że będzie ci dobrze.
Powiedział cicho i znowu zanurzył twarz w mojej cipce. Przymknął oczy i zamruczał zadowolony. Wreszcie przyspieszył i zintensyfikował swoje ruchy. Wsuwał język w moje mokre wnętrze, lizał, całował, ssał i przygryzał moje fałdki, jakby od tego zależało jego życie. Ponownie spojrzałam między nogi. Widok był niesamowity, ale gdy wreszcie skupił całą uwagę na łechtaczce, nie mogłam dłużej wytrzymać z nadmiaru przyjemności i musiałam zamknąć oczy.
Wreszcie do ust Philipa dołączyły jego sprawne palce. Jeden, drugi, trzeci… Powoli wsunął je we mnie i miarowo w nim poruszał. Zgiął je i znalazł mój wyjątkowo wrażliwy punkt, bo z każdą sekundą byłam coraz bardziej rozanielona i szczęśliwa. Wróciły wszystkie wypierane przez lata wspomnienia, moje ciało pamiętało go aż za dobrze. A on nadal doskonale wiedział, co robi.
Kontynuował słodkie tortury, aż zaczęłam zaciskać mięśnie na jego palcach. Odruchowo kręciłam biodrami i jęczałam coraz głośniej, niezdolna do jakichkolwiek skoordynowanych ruchów. Czułam narastające w podbrzuszu gorąco i falę przyjemności. Chciałam przed nią uciec, ale Philip uniemożliwiał mi jakikolwiek ruch, mogłam tylko kręcić głową i chaotycznie ciągnąć go za włosy. Nie sądziłam, że był w stanie zwiększyć moje doznania, ale gdy jego usta i palce zgrały się ze sobą w szybkim, mocnym rytmie, musiałam zacisnąć zęby.
– Filip!
– O tak. Chcę, żebyś doszła, na moich palcach i w moich ustach – wymruczał. – Moja… Moja…
Jak ja tego pragnęłam i byłam już tak blisko! Jego palce pracowały coraz szybciej, i ssał mnie z taką cudowną siłą, że zaczęłam się wiercić, na ile tylko mogłam w tej pozycji. Kręciłam głową na prawo i lewo, jęczałam coraz głośniej, ciągnęłam go za włosy, aż poczułam dobrze znane pulsowanie w dole brzucha. Wreszcie nie wytrzymałam, a fala przyjemności zalała moje ciało. Nie mogłam oddychać, przestałam oddychać, było mi wszystko jedno, czy on może, bo zacisnęłam uda na jego głowie i z jękiem wtopiłam się w hotelową narzutę.
– Filip… – wyszeptałam po dłuższej chwili i spojrzałam w dół.
Uniósł się powoli i popatrzył na mnie z absolutnym zachwytem. Jak zawsze, dlaczego ja wcześniej tego nie dostrzegałam? Dlaczego ubzdurałam sobie, że nic dla niego nie znaczę, że się mną znudził, że nie jest szczęśliwy? Dlaczego kazałam mu się domyślać, o co mi chodzi, zamiast po prostu mu to powiedzieć? Dlaczego on sam tego nie wiedział? Pocałował mnie jeszcze raz, a ja zadrżałam.
– Jesteś przepyszna – wyszeptał, powoli sunąc ustami ku górze, po moim uszczęśliwionym ciele, które nagle nabrało konsystencji budyniu. – Najpyszniejsza… Naprawdę dzisiaj jest mój najlepszy dzień.
ZNOWU
– Jesteś taka piękna, Ella. Nic się nie zmieniłaś. Masz niesamowite ciało. Fenomenalne cycki. Tyłek. Cipkę. Mógłbym na ciebie patrzeć i dotykać cię godzinami – wyszeptał. – Właściwie, dokładnie to mam zamiar robić.
Leżałam przed nim, naga, z bezwstydnie rozchylonymi nogami, zapewne mocno już rozczochrana i zarumieniona. Gapiłam się na tego niesamowitego faceta, nadal nie dowierzając, że znowu leżę przed nim, po latach, jak kiedyś. Szeroka pierś, teraz już oprószona srebrem, unosiła się w rytm głębokich oddechów. Patrzyłam na nią zafascynowana i skierowałam wzrok w dół. Ciemniejsze włosy na umięśnionym brzuchu prowadziły niżej i niżej… Spojrzałam mu w twarz, nagle speszona. Philip z rozbawieniem uniósł brwi i wstał.
– Przecież się dobrze znacie, kochanie. Zapomniałaś już?
Nigdy. Rozpiął spodnie i zsunął je od razu z bielizną. Patrzył na mnie, jakby niemo zachęcał mnie, bym kontynuowała swoje oględziny. Philip wyglądał jak antyczna rzeźba, półnagi i wspaniały, formy i ciała mógłby mu pozazdrościć niejeden dwudziestolatek. Uśmiechał się, parę niesfornych kosmyków opadło mu na czoło. Sięgnął do torby i wyjął paczkę prezerwatyw, którą musiał kupić razem z winem. Nie wiem, jakim cudem to przegapiłam. To nie był pakiet trzech sztuk, tylko pudełko z dwunastoma. Założył jedną i wdrapał się na łóżko, pomiędzy moje rozchylone nogi. Przysiadł, złapał mnie za pierś, a drugą ręką pogładził mnie po twarzy i włosach, i nachylił, i pocałował, a ja wpiłam się w jego usta, nasze języki splotły się w kolejnym tańcu, a ja objęłam go mocno i przyciągnęłam bliżej, aż przygniótł mnie swoim rozkosznym ciężarem.
– Nie mogę się doczekać, aż będę cię znowu pieprzyć, Ella. Nadal mam wrażenie, że to się nie dzieje – wyszeptał.
– A ja mam wrażenie, że znowu jesteśmy… – jesteśmy szczęśliwi, jesteśmy razem, jesteśmy młodzi, chciałam dodać, ale ugryzłam się w język. Może wiedział, bo pokiwał głową i zrobił bardzo smutną minę. Pocałował mnie znowu, mocno i czule i położył się wygodnie na plecach.
– Dzisiaj jestem cały twój. Zrobię wszystko, na co mi pozwolisz. Ale proszę, ty zacznij.
Tak bardzo go pragnęłam, że nie zastanawiałam się dwa razy. Usiadłam na nim okrakiem i nachyliłam z odważnym uśmiechem nad jego piękną twarzą. Rozpromienił się i przyciągnął mnie do siebie. Nasze usta się spotkały, co przerodziło się w kolejny długi, zachłanny, gorący pocałunek. A potem skierowałam się niżej, liżąc go delikatnie po szyi, i wreszcie pocałowałam moją ulubioną szeroką pierś. Chwilę bawiłam się, ciągnąc go za włoski, i drażniłam wrażliwe brodawki językiem i palcami. Podobało mu się to, bo zamknął oczy i parę razy westchnął głęboko. Gdy tylko go ugryzłam, wstrząsnął nim dreszcz.
Nie chciałam i nie mogłam dłużej czekać. Dawno tego nie robiłam w tej pozycji, ale nabrałam na to niesamowitej ochoty, właśnie tak. Chciałam go i chciałam być na górze. Uniosłam biodra i złapałam jego grubego penisa w dłoń, co wywołało u niego kolejny dreszcz i cichy jęk, i skierowałam go ku swojemu wnętrzu.
Philip uniósł powieki i czekał w napięciu. Delikatnie położył ręce na moich biodrach, ale w żaden sposób mnie nie pospieszał. Oddychaliśmy coraz głośniej i szybciej. Powoli zaczęłam się opuszczać, patrząc mu prosto w roziskrzone oczy. Gdy tylko czubek jego fiuta dotknął mojego wejścia, oboje jak na komendę jęknęliśmy. Byłam tak mokra, że bez problemu zaczął we mnie wchodzić. W którymś momencie zerwaliśmy kontakt wzrokowy i oboje z fascynacją patrzyliśmy, jak zanurzał się we mnie, centymetr po centymetrze, cal po calu. Wstrzymałam oddech. Oparłam dłonie o jego wspaniałą klatę, powoli, z każdym ruchem dopasowując się do jego imponującego rozmiaru. Patrzyłam, jak mierzy mnie wzrokiem z absolutnym zachwytem. Gdy tylko wszedł we mnie całkowicie, z radosnym westchnieniem zamknęłam oczy i rozluźniłam się, siedząc pewnie na jego biodrach.
– Wow, Filip, ty… ja od lat…
Uczucie wypełnienia było porażające. Fenomenalne. Niemal bolesne. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się. Philip patrzył na mnie z rozanielonym wyrazem twarzy, przygryzł wargę i wciągnął głęboko powietrze. Zaczęłam się bardzo niespiesznie poruszać, z jękiem przyzwyczajając do cudownej wielkości. W górę i w dół, do przodu i tyłu, unosiłam się i kręciłam biodrami kółka, raz większe, raz mniejsze, w jedną i drugą stronę, wolniej i szybciej. Nie miałam żadnej taktyki ani planu, jeszcze nie szukałam żadnego rytmu, po prostu chciałam go wypróbować i robiłam to, co dyktowało mi moje ciało. Philip trzymał ręce na moich biodrach albo piersiach, pieścił mnie i zupełnie poddał się moim ruchom. Odchyliłam się do tyłu i oparłam o jego mocne uda, a on sięgnął do mojej łechtaczki. Jęknęłam z rozkoszy, gdy zaczął delikatne pieszczoty. W końcu musiałam przyspieszyć, chciałam zwiększyć doznania, bo im więcej go miałam, tym bardziej byłam go głodna. Z powrotem opadłam do przodu i pocałowałam jego pełne, kuszące usta. Uniósł się na łokciach i oddał pocałunek, tym razem chaotyczny. Moje ruchy stały się coraz szybsze, mocniejsze, a Philip złapał mnie mocno za biodra i pomógł utrzymać rytm. Sam przy tym wychodził mi naprzeciw. W którymś momencie nie wytrzymał i przewrócił nas jednym płynnym ruchem tak, że teraz to ja leżałam na plecach, a on przygniatał mnie swoim boskim ciałem.
– Jesteś perfekcyjna – wyszeptał. – Jak zawsze.
Wysunął się całkowicie i wszedł we mnie, od razu do końca. Jęknęliśmy równocześnie. Powtórzył to znowu, i znowu, aż objęłam go nogami i przyciągnęłam do siebie, a on oparł się na przedramionach tuż przy mojej głowie. Znowu zwolnił, co tylko doprowadzało mnie do szaleństwa. Głaskał mnie po włosach, całował twarz i szeptał do ucha, z tym swoim boskim akcentem, jak bardzo jestem ciasna, gorąca, idealna. Piękna. Jak bardzo o tym marzył. Jak za tym tęsknił. Bardzo powoli poruszał biodrami, kręcił kółka, znowu wychodził ze mnie niemal zupełnie i niespiesznie wracał, choć musiał czuć, że potrzebowałam już znacznie więcej, mocniej, bardziej.
– Filip, Filip, och, Filip… – chciałam mu tyle powiedzieć, prosić, błagać, ale byłam w stanie jedynie szeptać w kółko jego imię.
Zlitował się nade mną, bo stopniowo zwiększał tempo i moc swoich pchnięć, aż wreszcie mogłam już tylko jęczeć i mruczeć, zupełnie obezwładniona, zdana tylko na jego łaskę. Nasze biodra złapały wspólny, mocny rytm. Moje ręce błądziły po jego torsie, plecach, ramionach. Wychodziłam mu naprzeciw, przyciągałam do siebie, chciałam dotykać każdego centymetra jego skóry. Znów czułam narastający w dole brzucha orgazm. Wiedziałam, że długo nie wytrzymam. Nie spuszczał ze mnie wzorku. Przyspieszył, nasze mokre ciała kleiły się do siebie, włosy na jego piersi drażniły moje sutki… Poczułam pierwszą falę przyjemności. Wstrzymałam oddech, odchyliłam głowę, dając mu pełen dostęp do szyi, i zacisnęłam powieki. Zaczęłam rytmicznie zaciskać moje mięśnie na jego wspaniałym fiucie, a on jęknął głośno. Wykonał jeszcze kilka mocnych pchnięć, a ja szczytowałam mocno i długo, jak nigdy dotąd. Jak przez mgłę słyszałam swoje imię w jego ustach. Philip nagle znieruchomiał, a po chwili opadł na mnie, ciężki, mokry i szeroko uśmiechnięty. Wokół pachniało nim, mną, seksem, obezwładniająco, wspaniale. Czułam jego przyspieszony oddech na szyi, chaotyczne pocałunki i dotyk. Z oczu ciekły mi łzy szczęścia.
Philip stoczył się ze mnie, objął i wtulił twarz w moją szyję. Powoli uspokajaliśmy oddechy i dochodziliśmy do siebie. Wreszcie uniósł się na łokciu i zbliżył swoją piękną twarz do mojej. Patrzył na mnie z czułym uśmiechem i delikatnie gładził palcem moje brwi, nos, usta. Obróciłam się lekko, by złapać zębami jego palec i possałam go mocno, a on jęknął cicho.
– Chcę więcej – powiedziałam, gdy tylko byłam w stanie wydusić z siebie jakieś słowa.
– Okej – powiedział zadowolony. – Dzisiaj nie śpimy.
DZISIAJ
Poranek nadszedł szybciej, niż byśmy sobie tego życzyli. Byłam niewyspana, obolała i jeszcze bardzo szczęśliwa. Jednak z każdą godziną alkohol i euforia ulatniały się ze mnie, za to rósł poziom lęku, obrzydzenia i wyrzutów sumienia. Za oknem lało, a ja miałam tylko cienką sukienkę i sandałki.
– Filip, wstawaj – wymruczał coś niezrozumiale i zaczął szukać mnie obok siebie. Gdy nie znalazł, gwałtownie otworzył oczy.
– Która godzina...
– Ósma. Musisz się zbierać.
– Nie chcę.
Prychnęłam.
– Bierzesz taksówkę? Możesz mnie odwieźć do Majki, bo to chyba po drodze. I dzięki za to – otworzył jedno oko, a ja pokazałam mu malinki na moim brzuchu i piersiach oraz ślady dłoni na pośladkach.
Uśmiechnął się zadowolony.
– Przecież sama mnie prosiłaś… nie, błagałaś. Kiedy wylatujesz?
– W czwartek.
– Wszystko zniknie do tego czasu.
Może przestanie mnie też boleć cipka… i odbyt. Westchnęłam, trochę z bólu, trochę z głupoty, i trochę jeszcze z radości.
– To… między nami nic nie zmienia, prawda?
– Oczywiście, Ella.
– Po prostu udajemy, że to się nigdy nie wydarzyło, dobrze?
– Nie – popatrzyłam na niego przerażona. – Chcę wspominać to spotkanie tak długo, jak tylko będę mógł. Mam zamiar myśleć o twojej cipce, i dupie, i cyckach i masturbować się przy tym, dopóki będzie mi stawał. Będę wspominać, jak na mnie patrzyłaś, gdy będzie mi źle. Nie, nie będę udawać, że to się nie wydarzyło. Bardzo się, kurwa, cieszę, że tak się stało.
Westchnęłam.
– Ale nie martw się, oczywiście, że nikomu o tym nie powiem – dodał uspokajającym tonem.
– Ja też nie – no, może Majce, będę się musiała jakoś wytłumaczyć, zresztą na pewno sama się już domyśliła, o co chodzi.
– Oczywiście – ubierał się powoli. – Ty nie powiesz, ja nie powiem.
– Oczywiście. Oddasz mi bieliznę?
– Nie.
– Zbok – westchnęłam.
– Jeszcze przez godzinę twój zbok – objął mnie od tyłu i ugryzł w szyję. – Będę za tobą tęsknić, wiesz? Bardziej, niż przez te wszystkie lata.
– Wiem – obróciłam się w jego ramionach i objęłam go. – Mój Londyn… to ty.
Philip uregulował rachunek za pokój, a profesjonalnej recepcjonistce nawet nie drgnęła powieka. Ciekawe, czy się domyślała, co robiliśmy i kim dla siebie byliśmy? Może tak, może nie, pewnie miała to totalnie w dupie i chciała jak najszybciej skończyć zmianę i iść do domu, albo na randkę. Wyglądała jak ja dekadę temu, gdy podekscytowana kończyłam pracę za barem i jak na skrzydłach biegłam na spotkania z Philipem, na których robiliśmy dokładnie to, co tej nocy.
W taksówce milczeliśmy, ale trzymaliśmy się za ręce. Pod domem Majki pocałowaliśmy się i przytuliliśmy ostatni raz i przebiegłam w deszczu prosto pod jej drzwi. Odwróciłam się ostatni raz, Philip pomachał mi i wsiadł do taksówki. Maja otworzyła mi w piżamie i wpuściła mnie do środka. Nawet nie była zdziwiona ani oburzona.
– Jak w filmie – powiedziała tylko, gdy przedstawiłam jej bardzo ocenzurowana wersję wydarzeń. – Nigdy nie rozumiałam, dlaczego się rozstaliście, ale myślałam, że nawet taka miłość mija po takim czasie.
– To nie miłość – prychnęłam znad kubka kawy i papierosa.
Byłam na wakacjach, mogłam sobie zapalić. Majka pokiwała głową.
– Oczywiście. Więc co to?
– Pomyłka, Maju. Pomyłka.
Przez kolejne dni realizowałam mój pierwotny plan. Po szarym, zimnym poranku, lato wróciło ze zdwojoną siłą. Odwiedzałam ulubione miejsca i chodziłam w zupełnie nowe. Spotykałam się z dawnymi znajomymi i przyjaciółmi, którzy zostali w Londynie. Robiłam zdjęcia, chodziłam na wystawy, pyszne brunche i kolacje, wieczory spędzałam z Mają w pubach, pijąc ulubiony cydr, lub na wspólnym oglądaniu seriali i pogaduchach. Urlop upływał dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam i zaplanowałam, bo udawałam, że mój pierwszy dzień w Londynie był po prostu snem, mrzonką, kawałem, który spłatał mi wytęskniony mózg pod wpływem dobrze sobie znanych obrazów i wspomnień. Moje ciało już mi o nim nie przypominało, telefon uparcie milczał, powoli odzyskiwałam spokój.
To się nie wydarzyło.
Znów byłam przykładną matką i żoną na wycieczce, prezesową na urlopie, panią po trzydziestce odwiedzającą miasto młodości. Philip był tylko wspomnieniem, znowu nie istniał, nie było go przecież od dziesięciu lat. Koniec, kropka, co było, a nie jest, to nie jest.
Znowu mogłam oddychać spokojnie.
Gdy wylądowałam i włączyłam telefon, czekały na mnie cztery wiadomości.
Mama: „Przyjedźcie po Adasia w sobotę i zostańcie na weekend! Jak było?”
Majka: „Tęsknię, zdziro. Wracaj do mnie szybko.”
Piotrek: „Kochanie, przepraszam, spóźnię się, poczekaj w kawiarni albo weź taksówkę.”
Przewróciłam oczami. Niestety, brak punktualności, to była najgorsza wada mojego męża. Gdyby tylko dowiedział się o moich…
Philip: „Widziano nas razem w Greenwich.”
Jak Ci się podobało?