Durnota (III)
20 maja 2014
Durnota
12 min
Co ty Kondziu taki dzisiaj nie w sosie. Jak chcesz skoczyć na mecz po robocie, to jam jest chętny jak... w sumie kurde zawsze. Może humor ci się trochę poprawi, bo na razie to marudzisz jak była żona, byłego ministra, a od wczoraj także bezrobotnego grubasa, Ćwiąkalskiego. Może jak się zacznie stołować w PCK-a to trochę schudnie.
- Słyszałeś, że Ewka wychodzi za mąż?
- Za potentata naftowego, słyszałem. Świeć Panie nad jego duszą. A tak poważnie, gościu jest, albo niespełna rozumu, albo... Nie. Nie mam pomysłu, musi być nienormalny. Teraz, w imię waszej niegdysiejszej przyjaźni będzie ci mogła kupić państwo w Etiopii.
- Dominik, Etiopia to jest państwo.
- No niby tak, ale czy ktoś to kiedykolwiek sprawdził? Znasz kogoś kto był w Etiopii, bo ja na przykład nie znam. Mam dziwne przeczucie, że ci Etiopczycy nas w chuja robią... Tak, czy inaczej, kupiłem jej pelerynę i pejcz w ramach prezentu ślubnego, ale obawiam się, że powinniśmy też dorzucić lodową rzeźbę w kształcie martwego koguta, albo chociaż załatwić jakiś mini chór, odzianych w czarny lateks, karłów, czy co tam wiedźmy jeszcze podnieca.
- Czemu koguta?
- Na wierność kobiety rozwiązłej, Kondziu, co z tobą!? Ktokolwiek wszamał Twoje poczucie humoru, niech je natychmiast wyrzyga! Wiem, że pieprzenie ci się ukróciło chwilowo, ale uwierz, jak cię znam, znajdziesz zastępczą żmiję i to w mgnieniu oka. Poza tym Ewka to nawet nie była kobieta, jak się głębiej zastanowić.
- Nie?
- Podejrzewam, że jakby zobaczyła w piwnicy mysz to prędzej by ją sama utłukła, ewentualnie zeżarła niż zadzwoniła po pomoc. To jest kobieta-szarańcza. Tylko patrzeć, jak na biednego małżonka spadną pozostałe plagi. A swoją drogą to dzwoniła dzisiaj, nasza ulubiona pani - ”już nie vice prezes, a prezes” - Dąbrowska. Oficjalnie przejęła firmę. Będzie jazda, czuję to.
- Katja? Pytała o mnie? – Konrad, który do tej pory wydawał się funkcjonować w trybie „półmartwa koza, ciągnięta po jałowym polu kukurydzy” wydawał się powoli powracać do świata żywych. Przez ostatnie dni, przesadnie często łapał się na powracaniu myślami do apetycznie zgrabnego ciałka pani Dąbrowskiej. Zgrabnego w rozumieniu Konrada. Serduszkowa dupka i spory cyc, znaczy się.
- Tak, mówiła, że chce dosiąść.
- Kogo dosiąść? - mózg Konrada wyszarpywał się właśnie z głębokiej ciemnej nory, ale złowroga łasica Samanta uparcie ciągnęła go w dół.
- No raczej nie ciebie Kondziu. Czy ty słuchasz co się do ciebie mówi? Chce SIĘ dosiąść. Weekendowy zjazd inwestorów mamy, coś ci tam w tym durnym łbie świta? Samochód straciła, czy coś takiego, ciężko było zrozumieć. Miała chyba nieźle w bani. W każdym razie ja mam w weekend dzieciaki, więc nie jadę, zaproponowałem jej swoje miejsce. Wiedziałem, że nie będziesz miał nic przeciwko.
- Dominik, to nie są twoje dzieci.
- No może i nie, ale trochę jednak jakby były. Ciocia Halinka sprzątała u nas dobre 15 lat. Wiesz jaka to musi być wkurwiająca robota sprzątać po obcych ludziach?! No i jeszcze robi genialne naleśniki z powidłami. Nie da się kobiety nie kochać. Sam rozumiesz, że należy jej się chwila dla siebie. Zabieram Zbynia i Stenię w góry, a Halinkę wysyłamy na masaż tajski do SPA.
- Człowieku ty sobie kup dyktafon, bo ja nie wierzę, że ty słyszysz, co ty mówisz. I jak to jej oddałeś swoje miejsce, przecież mieliśmy jechać moim autem.
- No mieliśmy i pojedziemy. A w sumie pojedziecie. Oddałem jej swoje miejsce w twoim samochodzie.
***
Czas się nie śpieszył. Rozsiadł się leniwie w fotelu, wziął na kolana magazyn z cycatą blondyną na okładce i ślinił się wpychając raz po raz tłuste paluchy do zupełnie ciasnych już kalesonów. Przynajmniej tak się wydawało Dominikowi, który już nie mógł się doczekać wizyty wnuków swojej ukochanej niani i nieustannie wymyślał nowe zabawy, które będzie mógł przetestować na maluchach. Co do Konrada, rzecz się miała nieco inaczej. On też nie mógł się skupić na niczym innym niż piątkowym wyjeździe, ale w odróżnieniu od Dominika wcale nie chciał z nią grać w „skojarzenia”, chociaż, gdyby się tak zastanowić...
***
W tym miejscu powinien się pojawić jeden z klasyków typu „Nareszcie nadszedł długo wyczekiwany piątek”. Powinien, ale się nie pojawi, bo przy okazji wtorku Konrad, do niedawna opanowany i zimny człowiek sukcesu, zaczął występować pod pseudonimem „dupa wołowa”. Zwyczajnie nie wytrzymał i zadzwonił.
- Cześć, tu Konrad. Właśnie się dowiedziałem, że mam Cię dowieźć na zjazd w ten piątek? Chciałem obgadać szczegóły - Konrad niecierpliwie ugniatał ukryty w dłoni długopis. Przez chwilę wydawało się nawet, że to miętolenie sprawia mu niewysłowioną ulgę, no, ale co tam kogo podnieca.
- Dzień dobry, cześć. Yyy przepraszam, daj mi sekundę, zbiorę tylko myśli. Jestem trochę zaspana - przyciskając słuchawkę do ucha, Katja rzuciła nieprzytomne spojrzenie w kierunku mikrofalówki, na której niebieskie cyferki, nieustępliwie odmierzały czas. Żaden to cud, że była zaspana, właśnie wybiła 6:30 - dzwonisz bardzo wcześnie, zaraz znajdę kalendarz, chwileczkę.
Ten komentarz lekko wkurzył Konrada. Bardzo wcześnie, dobre sobie. Może dla leni i ogólnych nierobów wcześnie. On sam wstawał codziennie o 4 rano, a jeśli jeszcze wziąć pod uwagę, że od niedzieli powstrzymywał się żeby do niej nie zadzwonić, to ta 6:30 w tej chwili wcale, a wcale nie wydawała się aż taka wczesna.
- Tak, tak wiem, przepraszam. O 7 zaczynam pracę - kolejna bzdura. Zawsze zaczyna przed 6-tą, teraz też ślęczał już w biurze, ale z niewiadomych przyczyn doszedł do wniosku, że ukrycie pracoholizmu pozwoli mu zrobić lepsze wrażenie. Po namyśle stwierdził jednak, że swoje pozostałe zboczenia chętnie jej zademonstruje - i nie wiem, jak długo to potrwa. Myślałem, że możemy teraz na szybko dogadać szczegóły, żebym mógł uporządkować terminarz.
- Tak, tak oczywiście. Przede wszystkim, bardzo dziękuję, że się zgodziłeś. Przyznaję, że Dominik trochę mnie zaskoczył swoją propozycją, ale była mi wybitnie na rękę. Nie miałam ochoty szukać dodatkowego kierowcy.
- Że jak, przepraszam - Konrad zbaraniał.
- Dominik, na pewno ci wspominał, zabrali mi prawko za punkty, przekroczyłam troszeczkę prędkość, no i tak jakoś wyszło - dwa rumiane jabłuszka wyrosły właśnie na policzkach Katji, podkreślając jej delikatną, kobiecą urodę - zaoferował się, kiedy dzwoniłam w sprawie naszego wspólnego klienta. Gdyby nie on, musiałabym szukać na gwałt jakiegoś kierowcy - albo zapłacić komu trzeba za odzyskanie prawka, dodała w myślach z trudem ukrywając przed samą sobą rubaszny uśmiech, który wylazłszy na jej twarz, usadowił się obleśnie na pełnych wargach - tak, czy inaczej bardzo chętnie się z Tobą zabiorę. Jestem naprawdę wdzięczna.
- Tak, tak słyszałem. To żaden problem - Konrad guzik słyszał, a właściwie guzik do niego docierało. Zupełnie nie wiedział, co ona plecie. Jego ograniczony umysł, przesiewał wypowiedź Katji z taką siłą, że zostało z niej tylko coś w stylu ”wspólnego, gwałt, z Tobą, bardzo chętnie, wdzięczna”. Skoro jednak miało to stworzyć mu kolejną możliwość spędzenia w jej towarzystwie paru minut, to niech sobie gada - Przyjadę do Ciebie rano, powiedzmy koło 9?
Właściwie określenie „o 9-tej rano” było dla Konrada ciężkostrawnym żartem, postanowił jednak zachować dla siebie pogardę wobec ogólnie przyjętych norm.
- Z tego co wiem, to pierwszy wykład zaczyna się dopiero o 17, więc chyba nie musimy się, aż tak śpieszyć. Może bądź po prostu przed 2-gą. Myślę, że spokojnie zdążymy.
Jak mnie do tego czasu nie rozsadzi, to może i zdążymy - pomyślał Konrad, który przyzwyczajony do tego, że ludzie raczej kiepsko reagują na jego prawdziwe opinie, rzucił tylko krótkie - Masz rację, do zobaczenia! I odłożył słuchawkę, uświadamiając sobie, że będzie odtwarzał w swojej głowie tę rozmowę przez kolejne 3 godziny.
***
Piątek. 13:30
Konrad od co najmniej pół godziny kręcił się po okolicy, dysząc ciężko i odtwarzając w głowie, wszystkie możliwe scenariusze. Myślał o tym, jak zanurza swoją dłoń po między jej wilgotnymi udami, przedzierając się powoli do środka. Wyobrażał też sobie, jak ona pochyla się nad jego członkiem, drażniąc językiem nabrzmiałą od krwi główkę. Niespodziewana wibracja upchniętego w kieszeni telefonu, przywróciła jego świadomość światu.
Próbując ukryć swoje pobudzenie zachrypiał niewyraźnie do słuchawki:
- Konrad, słucham?
- Cześć, tu Katja. Możesz powoli się zbierać, jestem gotowa.
- Już jadę.
Hasło „jestem gotowa” rozpaliło w Konradzie resztę uśpionych, bardzo, bardzo pierwotnych instynktów. Nie chciał już robić z nią tych wszystkich banałów. Nagle poczuł wzbierającą ochotę by pokazać jej wszystkie swoje zabawki, zawiesić przy ścianie i przeprowadzić przez ustalone granice, aż do końca.
Wycofał samochód i dokładnie 4 minuty później był już pod jej kamienicą, gdzie ku jego zdziwieniu czekała na niego jego przyszła towarzyszka zabaw wszelakich. Wyglądała rewelacyjnie. Granatowe, wąskie spodnie opinające konkretnie zaokrąglone uda i biała, luźna koszula leżały na niej wyjątkowe dobrze. Wyglądała jak zwyczajna, zadbana kobietka, wybierająca się na sobotnią kawę z koleżanką. Nie wyzywająco, nie nazbyt konserwatywnie. Jedynym co mogło zasiać ziarno niepewności co do jej nad wyraz zwyczajnej natury, był bardzo drogi złoty zegarek i niezwykle duża torba z wydrukowanym znanym nazwiskiem na kieszonce, którą zarzuciła sobie na ramię.
- Cześć. Daj pomogę Ci z tymi tobołami. Wszystko w porządku? - Konrad chwycił stojącą obok walizkę i kilka sporych teczek, mieszczących zapewne jej najnowsze projekty, starając się przy tym na nią nie patrzeć. Wiedział doskonale, że jeden jej uśmiech wystarczyłby, żeby już i tak widoczne wybrzuszenie w jego spodniach dodatkowo się powiększyło.
- Świetnie, dziękuję!
I to by było tyle. W ciągu następnych dwudziestu minut żadne z nich nie miało odwagi się odezwać. Konrad maksymalnie skupiony na jeździe, ani myślał oderwać wzrok od drogi. Wiedział, że jeden fałszywy ruch z jego strony i rzuci się na nią nie pytając o pozwolenie. Zapach jej perfum, który mieszał się z wyraźnie wyczuwalnym niepokojem odurzał go i obezwładniał. Nie mógł rozmawiać, czuł się niepewnie. Zupełnie inaczej niż za pierwszym razem, kiedy wydawało mu się, że ma u boku starą znajomą. Teraz, ta stara znajoma ociekała seksem. Była niedostępna. Nie odwzajemniała jego uczuć. To sprawiło, że pożądanie przybrało na sile. Postanowił być silny. Oschły zupełnie jak zwykle. Żeby poczuć się bezpiecznie musiał przecież uciec do znanych mu schematów.
- Widzę, że wyznajesz zasadę „Konrad i jego kierownica”.
- Słucham?
- No w czasie drogi. Jesteś tylko ty i twoja kierownica. Reszta nie istnieje.
- Nie, nie skąd. Po prostu się zamyśliłem - w głowie Konrad właśnie starał się przekonać bogów wszystkich znanych mu religii żeby z jej ust nie padło już ani jedno słowo. Zwariuje jeżeli zaczną rozmawiać, tym bardziej, że nie mógł sobie za cholerę przypomnieć jak się mówi „Boże niech tak kobieta się więcej już do mnie nie odzywa, błagam” po hebrajsku.
- Acha. – Rozbawiona Katja, wyraźnie zdawała sobie sprawę z tego jak na niego działa. W końcu nie był to pierwszy raz, kiedy facet na jej widok, nerwowo naciąga sweter, albo rumieni się jak dzieciak. Tyle tylko, że w Konradzie było coś miłego. Po prostu. Niby oschły, nieprzychylny, ale tak naprawdę zupełnie normalny facet, ze swoimi skrzywieniami. Przypominał jej, ją samą. Miał niewielu przyjaciół, nie lubił nawiązywać nowych kontaktów, czy być w centrum uwagi, ale potrafił oddać się swojej pasji bez reszty i to właśnie budziło w innych respekt i największy podziw. Postanowiła nie dawać tak szybko za wygraną i jeszcze trochę się podroczyć. Sama nie wie czemu, ale naprawdę miała na niego ochotę. Tyle.
- Wiesz, przepraszam za swoje zachowanie ostatnim razem. Nie wiem sama, co wtedy myślałam. Wydawało mi się, że poczułam między nami chemię i wtedy ta Ewka... Wyskoczyła tak nagle, dziwnie się poczułam. Przepraszam, naprawdę nie wiem co sobie myślałam. Chyba jestem przewrażliwiona.
...i Maryjo zawsze dziewico... Konrad jeszcze mocniej wbił wzrok w nawierzchnię.
- Daj spokój. Głupio wyszło, zapomnijmy o tym - powiedział nadal naiwnie wierząc, że na tym temat się zakończy. Czuł jak traci kontrolę nad własnymi reakcjami i wolał opóźnić moment, kiedy siły opuszczą go na dobre.
- Tylko, że ja wcale nie chcę o tym zapomnieć - Katja przysunęła się na swoim fotelu. Jej miękka dłoń wylądowała na jego ramieniu i zjechała wolno w stronę umieszczonych na skrzyni biegów, palców Konrada. Bawiła się teraz opuszkami, dotykała paznokci, drażniła delikatną skórę między palcami żeby w końcu złączyć jego dłoń ze swoją. Trzymali się tak za ręce jak para nastolatków. Z boku wyglądało to zupełnie durnowato, ale Konradowi podobała się ta delikatna pieszczota. Nagle poczuł, że wytworzone między nimi ciśnienie powoli ustępuje. Wiedział, że kobieta przygląda się mu od dłuższej chwili. Przekręcił w jej kierunku głowę, a wtedy ona jakby tylko na to czekała, przesunęła się jeszcze bliżej, oparła głowę o jego ramię, wolną ręką pieszcząc jego kark i szyję.
To może wydawać się głupie, ale nie chciał tego zepsuć. Nie chciał tego psuć seksem. Ochota rzucenia się na nią i zerwania z niej tej cholernej bluzki, albo szarpnięcia za kaskadę rozlewających się na plecach blond włosów, kiedy będzie się wbijał w jej ponętny tyłek, nie ustąpiła. Rosnący w spodniach członek dawał o sobie znać co raz wyraźniej. Mimo to wyraźnie czuł, że to nie jest dobra chwila. Tyle tylko, że co innego umysł, a co innego ciało. Jak ma wytłumaczyć swojemu rozumowi, że to nie czas i miejsce, skoro cała krew dawno już odpłynęła na południe. Katja nie przestawała. Zanurzyła dłoń między ułożone dwurzędowo guziki swetra, igrając teraz z materiałem bawełnianego podkoszulka, który założył nie wiadomo po jaką cholerę.
- Katja stąpasz po bardzo cienkim lodzie. Dziewczyno nie drażnij lwa! - Konrad gorączkowo rozglądał się za jakimkolwiek zjazdem. Czuł, że nie ma zbyt wiele czasu. Zaledwie minuty dzieliły go od momentu, kiedy pożądanie rozsadzi mu mózg.
Ale ona nie słuchała. Jej pełne wargi błądziły już po jego szyi, a diabły szeptały do ucha obezwładniające zaklęcia.
W końcu udało mu się znaleźć zjazd. Zatrzymał samochód, złapał ją za nadgarstki i spojrzał głęboko w oczy
- Opanuj się kobieto - wysyczał przez zaciśnięte zęby
- Sam się opanuj - rzuciła wyzywająco, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że i tak dawno już wygrała. Puścił jej ręce i przejechał kciukiem po rozchylonych wargach by chwilę później wsunąć między nie swój wygłodniały język. Nie odepchnęła go. Poddała się temu całkowicie i kiedy już chciała utonąć w jego ramionach, dać się pochłonąć słodyczy, którą ją obdarzał, Konrad odepchnął ją od siebie.
- Siadaj z tyłu.
- Yy, co?
- Do tyłu!
Jak Ci się podobało?