Durnota (II)

24 kwietnia 2014

Opowiadanie z serii:
Durnota

10 min

Ciągle się uczę, zobaczymy jak wyszło tym razem :)

Kiedy położył swoją prawą rękę na jej brzuchu, starając się jeszcze bliżej wtulić jej plecy w swój tors, jak spod ziemi wyrosła przed nimi Ewka. Ognistowłosa, żmijowata piękność, która potrafiła wzbudzać tylko trzy rodzaje uczuć: zawiść, rozpacz i strach.

- Proszę, proszę. Lew salonowy znalazł już nową ofiarę do rozszarpania. Mało brakowało, a cała zabawa by mnie ominęła. Gazela z zeszłego tygodnia już ci się przejadła, Kondziu?

- Ewka, witaj! Powiedziałbym, że miło cię widzieć, ale słabo znasz się na żartach. Jeszcze raczysz pomyśleć, że mówię poważnie.

Kiedy rudowłosa bestia drastycznie zmniejszała bezpieczny dotąd dystans, Katja, chociaż trudno sobie to wyobrazić, wrosła w marmur, na którym stała. Jej połączenia neuronowe próbowały przekazać sobie tak wiele impulsów, że w końcu któraś z przemęczonych synaps odpowiedzialnych za myślenie strategiczne zarządziła szybką naradę przy kawie, pozostawiając tym samym naszą blondynkę samą sobie. Posiadając chwilowo zdolność trafnej dedukcji na poziomie morświna w rui, Katja zrobiła dokładnie to, co zrobiłby każdy bezradny morświn na jej miejscu - zwiała. Zaledwie kilka minut później stała już na parkingu, nerwowo rozglądając się za swoim srebrnym autem. Kiedy w dżungli luksusowych maszyn, udało jej się w końcu dostrzec swoje własne pędzidło, odetchnęła z ulgą.

- Co jest, no do jasnej cholery! - warczała pod nosem, szarpiąc się z niesforną klamką. Nienawidziła, kiedy rzeczy nie działały zgodnie z instrukcją.

- Proszę pa... - zdezorientowany parkingowy nie zdążył jednak dokończyć zdania, ponieważ jego nieokiełznaną chęć niesienia pomocy uciszył banknot o wysokim nominale, wręczony mu przez zasapanego Konrada.

- Katja!

- Zostaw mnie w spokoju. Wracaj lepiej do swojej uroczej znajomej, wyglądaliście na zgrany duet! - pierwsze połączenia neuronowe powoli zaczynały wracać z narady.

- Katja!

- Co ty sobie w ogóle myślałeś Baranowski, co? Że przepraszam kim ty jesteś.

- Katja, do cholery!

- No, co?!?

- To nie jest twoje auto.

Zaledwie dwie minuty później siedziała już na czarnym, skórzanym siedzeniu sportowego wozu Konrada, którego nienawidziła za dokładnie milion różnych rzeczy. Po dokładnej analizie wszystkich za i przeciw, stwierdziła łaskawie, że podgrzewane fotele jednak nie są jedną z nich.

- Czyli nie odzywasz się do mnie?

- No, no i do tego taki spostrzegawczy!

- Mogę wiedzieć co cię ugryzło? To Ewka? Nie przejmuj się nią. Jest o ciebie zazdrosna i tyle.

- Zazdrosna? Pewnie to ona była planowaną opcją na ten tydzień, a ja bezczelnie podkabaniłam jej miejsce? - Tak, z całą pewnością reszta neuronów również wróciła na swoje pozycje. - W sprawie projektu możesz się zgłosić do mojej sekretarki, przekaże ci potrzebne informacje i poleci osobę na moje miejsce.

- Ale ja nie chcę nikogo na twoje miejsce. Konrad kompletnie nie kleił sytuacji. Obca baba robiła mu właśnie wyrzuty z jedynie sobie znanego powodu i to w zaledwie kilka godzin po tym jak jej się przedstawił. Nie był do tego przyzwyczajony. W pracy miał zawsze decydujący głos. Nie wiedział czym jest wymiana argumentów, czy podnoszenie dyskusji. Zazwyczaj wystarczyło krótkie „dosyć!” żeby zamknąć sprawę. W życiu prywatnym rozmowy z nim wyglądały dokładnie tak samo. On nie debatował, on informował o jedynym, słusznym rozwiązaniu. Istniejący problem należało szybko rozwiązać, nie rozckliwiać się nad nim.

Dlaczego teraz było inaczej?

- Zatrzymaj się.

- Co?

- Zatrzymaj się, ja muszę pomyśleć.

- Nie możesz jednocześnie jechać i myśleć?

W tej chwili Konrad po raz pierwszy w życiu zaczął żałować, że nie wozi już swoich dawnych zabawek w aucie. Wiele, naprawdę, wiele by dał, za skórzany knebel i kawałek porządnego sznura. Pech chciał, że nie dalej jak miesiąc temu jego trzyletnia siostrzenica uznała ukryty pod siedzeniem wibrator analny za jedną ze swoich zabawek i z zachwytem zaprezentowała nowe odkrycie rodzicom. Cóż, Konrad i tak nigdy szczególnie sobie nie cenił dobrych stosunków z rodziną. Nie jego wina, że lubił się bawić i to dość niegrzecznie. Tak, czy inaczej od tamtej pory postanowił być bardziej ostrożny. Dla własnego dobra.

Jako, że jedynym rozsądnym wyjściem - głównie z powodu braku knebla - było zignorowanie Katji i jej humorów, po upływie lat świetlnych nasączonych obrażalskim wzdychaniem i przemokniętych irytującą ciszą, w końcu udało im się dojechać.

- Chyba żartujesz.

Cisza. Wzrok, pełen pogardy.

- Mieszka tu jakiś twój znajomy?

Okolica wydawała się spokojna i przyjazna. Wzdłuż krótkiej, urokliwej uliczki ozdobionej starymi latarniami, stało kilka porządnie odmalowanych poniemieckich kamienic. Kilka metrów dalej tabliczka w kształcie strzałki wskazywała przyjaźnie drogę do pobliskiego parku. Piekarnia i warzywniak, nic więcej. Żadnych basenów, żadnych kamer, murów i ogrodów. Zwykła, trochę zapomniana przez zabieganych mieszkańców dzielnica, położona jakby uboczu. Zdecydowanie nie miejsce dla takiej wilczycy sukcesu.

- Spójrz na tabliczkę geniuszu - Katja skierowała swój wzrok na tabliczkę z nazwą ulicy.

- „M. Dąbrowski” - Marszałek Dąbrowski? – Konrad starał się odczytać z jej twarzy jakiekolwiek wskazówki.

- A może Marian Dąbrowski? Fundator i założyciel jedynego w mieście ośrodka pomocy dla bezrobotnych po 50 roku życia?

- Twój krewny? Nigdy nie słyszałem.

- Acha.

Podobno nasze słowa zawierają tylko 20 procent ogółu przekazywanej wiadomości. Kolejne 80 czai się podstępnie w naszej mowie ciała; sposobie wypowiadania poszczególnych dźwięków, gestach, mimice. Obecnie dokładnie 80 procent ciała Katji jasno wyrażało pogardę i lekki niesmak dla jego ignorancji i persony w ogóle. Pozostałe 20 odpowiedzialne za „Acha” pozostawało bez znaczenia. Konrad postanowił usunąć się z pola rażenia jeszcze zanim posypią się pierwsze gromy.

Powrót do domu nie był przyjemny, nie tak miał się zakończyć ten wieczór. Miał ochotę wrócić, zedrzeć z panny mądralińskiej sukienkę i zanurzyć się w niej po sam koniec. Zamiast tego czekała na niego szklanka szkockiej, a w przypływie desperacji, telefon do nienasyconej żmii.

Ewka to jedyna kobieta, która była w stanie wytrzymać jego ciężki charakter. Prawdopodobnie było tak dlatego, że jego zdanie, nastrój i potrzeby zupełnie jej nie obchodziły. Skupiała się tylko na zaspokojeniu swoich własnych zachcianek i chyba tylko przypadkiem sprawiała mu przy okazji trochę przyjemności. O tak, Była w te klocki cholernie dobra. Doskonale pamięta, jak w czasie wyprawy na narty po raz pierwszy zakradła się do jego pokoju. Było ciemno. Leżał na brzuchu. Wskazówki zegara sennie odmierzały kolejne minuty, a powietrze w jednej chwili stało się gęste i suche. Podeszła. Pochyliła się nad jego twarzą i poczęstowała go siarczystym uderzeniem w policzek. Zapiekło. Zdezorientowany otworzył oczy.

- Ładnie tak spać, kiedy kobieta prosi?

Przewrócił się na plecy, a ona zrzuciła z siebie satynowy szlafrok, który i tak nie pozostawiał wiele pola dla wyobraźni. Usiadła na nim okrakiem i pocałowała śpiące jeszcze usta. Lodowato, beznamiętnie i mrocznie.

- Pokażesz mi co lubisz, prawda? - powiedziała bardziej do siebie niż do niego, a potem zsunęła się niżej, znacznie niżej, aż do linii bokserek, która znaczyła granicę pomiędzy tym co wolno każdej, a tym co wolno jej. Masując stanowczo delikatny materiał, czuła jak ciało Konrada stopniowo zaczyna się budzić. Całe ciało. Po chwili odchyliła materiał i przejechała dłonią po wspaniale naprężonym już członku. Pozwoliła mu zatopić dłoń w swoich rudych lokach, sama drocząc się jeszcze przez chwilę z jego męskością. Wodziła językiem po główce, prawą ręką pieszcząc jednocześnie jądra. Powoli. W końcu objęła go swoimi pełnymi wargami, a on wytyczając odpowiednie tępo podnosił i opuszczał jej głowę. Przez cały czas prowokowała go spojrzeniem, próbowała onieśmielić własną śmiałością. Jej oczy zawstydzały i podniecały go jednocześnie, choć wiedział, że jedyne co sama czuje to radość z przewagi jaką właśnie nad nim miała. Mogłaby przecież przerwać w każdej chwili. To byłoby w jej stylu. Kiedy czuł, że za chwilę eksploduje spróbował wyszarpnąć członka z jej ust, ale powstrzymała go, pozwalając mu wlać się głęboko w jej gardło. Gdy było po wszystkim wsunęła swój język w jego usta. Smakowała dziwnie. Słonawy posmak resztek spermy zmieszany z jej zapachem. Inne.

Otoczony tym wspomnieniem Konrad otulił się ciasno kocem i zasnął, na jednym ze swoich włoskich foteli.

***

- Domiś, słyszałeś może o Marianie Dąbrowskim?

Dominik Chrzanowski był najlepszym, a właściwie jedynym przyjacielem Konrada, z którego zdaniem się liczył. Poznali się w podstawówce, w czasie lekcji wychowania fizycznego. Konrad przywalił Dominikowi prowizorycznym kijem do hokeja prosto w jedynkę, którą ten wstawił sobie dopiero po upadku komuny. Ku jego zdziwieniu niepozorny wtedy malec o urodzie cherubinka zamiast wpaść w panikę, albo chociaż się rozpłakać jak na gamonia przystało, podszedł do niego i wyseplenił: „Ale z ciebie ofiara losu Bobrowski. Nawet w krążek trafić nie umiesz. Jutro cię tu widzę na długiej przerwie z czekoladą orzechową na przeprosiny, sieroto jedna”. Po czym odszedł siląc się na niesmak

i pogardę. Konrad był pod wrażeniem, więc jak na mężczyznę honorowego przystało, ukradł mamie jedną z czekolad trzymaną specjalnie dla gości i zjawił się następnego dnia na umówionej przerwie. Od tamtej pory stali się nierozłączni. Lata później, kiedy Konrad zaczął się bawić ekobiznesem i dystrybucją paneli słonecznych na olbrzymią skalę, wiedział, że musi znaleźć kogoś, kto szybko nawiązuje kontakty, jest pracowity, niezawodny i nie będzie się mieszał w sprawy, które nie powinny go obchodzić. Na liście kandydatów widniało tylko jedno nazwisko. Tak, oto Bobrowski i Chrzanowski zostali wspólnikami.

- O Konrad! Ale impreza cię wczoraj ominęła. Gdzieś ty się tak w ogóle podziewał, co? Żona prezesa Ćwiąkalskiego za dużo wypiła i próbowała powalić Ewkę na glebę. Podobno przedupczyli się wzajemnie na ostatnim zjeździe inwestorów. Mało nie umarłem ze śmiechu, jak Ćwiąkalski próbował uspokoić szanowną małżonkę: „Małgorzatko kochanie, zostaw proszę panią Ewunię w spokoju. Przecież wiesz, że pani Ewunia nie chciała”. W końcu musieliśmy wezwać karetkę, bo ten stary grubas dostał jakiegoś ataku, zaczął się dusić i popsuł całą zabawę.

- Jak ona się czuje?

- Kto Ewka? Jak to żmija pewnie wije się gdzieś wściekła, ewentualnie goni czarne koty po cmentarzu.

- Pytam poważnie.

- Mówię poważnie. Nie masz się co stresować. Złego diabli nie biorą. Wiedźma się wyliże, a Ćwiąkalski dostanie po dupie. Wszyscy dobrze wiedzą, że Ewka nawet by na niego nie spojrzała, więc ten burak zaliczył kogoś innego. Tylko patrzeć jak przypadkiem spłonie mu dom, albo wybuchnie samochód. Kto normalny w ogóle zadziera z Ewką?! Przecież ona go może zmieść z powierzchni ziemi jednym telefonem.

O co w ogóle pytałeś?

- O Dąbrowskiego, Mariana zdaje się?

- Czyli jednak!

- Czyli jednak, co?

- Czyli jednak coś się wczoraj stało. Uderzyłeś się w głowę i doznałeś amnezji. Nie martw się stary na czas twojej niepoczytalności chętnie zaopiekuje się twoimi udziałami w firmie. Umieścimy cię w jakimś ładnym ośrodku, a we wtorki i czwartki będę ci podsyłał panienki.

- Świetnie, dobry z ciebie kumpel, a teraz poważnie Domiś. Kto to - do kurwy nędzy - jest Marian Dąbrowski.

- To lokalna dobra dusza. Podobno, zanim skończył pół wieku, zamknęli fabrykę, w której pracował. Chłopina zakasał rękawy i otworzył sklep wielobranżowy. Do 60 stworzył imperium z filiami w pięciu krajach. Zatrudnił wszystkich swoich kumpli z fabryki plus kilka tysięcy innych osób. Nie wierzę, że nie robiłeś zakupów w „Kikero”?!

- No robiłem.

- No właśnie, to ich. Założył też kilka fundacji i parę domów pomocy. Poczciwa dusza. Taka trochę Matka Teresa na skalę regionu. Zmarł w zeszłym roku na raka krtani. Interesy miała podobno przejąć córka, ale wątpię żeby sąd się zgodził. Według mnie jest niepoczytalna. Poza tym postępowanie spadkowe w toku. Mniej pornoli, więcej wiadomości, stary.

- Kto? Niepoczytalna?

- Gdyby nie to, że jesteśmy wspólnikami i ktoś musi odwalać za mnie całą robotę, naprawdę bym cię wysłał na przymusowy urlop. Jego córką jest słynna panna Katja Dąbrowski, naprawdę nazywa się Kasia Dąbrowska, ale żonie świętej pamięci Dąbrowskiego w dupie się poprzewracało od oglądania seriali i nazwała swoją córkę po amerykańsku. Domyślam się, że nie miała łatwego dzieciństwa. Młoda Dąbrowska jest wiceprezesem firmy reklamowej, która pomagała nam złapać kontakt z agencjami w Niemczech. Przez wiele lat dyrektor kreatywny w naszym ulubionym „Headway’u” i redaktor naczelna „Creativity” - takiego małego pisemka wspierającego młode talenty. Ogólnie babka jest wyjebistym geniuszem tylko niestety nie radzi sobie za dobrze z rzeczywistością.

- Co?

Ma spory problem z zapamiętywaniem. To trochę jak dysortografia Tarantino, ślepota Hitlera, albo wstręt do mydła Mao. Jej pomysły przebijają o wszystkie 9 kręgów piekieł, każdą firmę reklamową w promieniu 300 kilometrów, ale gdybyś jej się przedstawił pewnie nie byłaby w stanie powtórzyć twojego nazwiska. To trochę pociecha dla nas, zwykłych śmiertelników, że nie ma ludzi doskonałych. Tak, czy inaczej to czyni ją nieodpowiednią osobą na całkowicie odpowiednim dla niej stanowisku, jeśli wiesz co mam na myśli? Ogólnie naprawdę niezła dupka. Nie radzę jednak zapraszać na kawę. Tomek raz się odważył i dostał zszywaczem przez łeb.

- Porównałeś ją właśnie do Hitlera?... Byłem przekonany, że ta blizna nad okiem to od piłki.

- Tomek sam bardzo by chciał w to wierzyć.

15,022
9.71/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.71/10 (16 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Z tej serii

Suravi · 24 kwietnia 2014

0
0
Kocham Twoje porównania. 🙂
Troche chaotycznie było, ale znów lekko i to mi się podoba! 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

laid_back · 24 kwietnia 2014

0
0
Oplułam monitor(Konrad zanurzony w sukience po sam koniec made my day).Chaotycznie,ale fajnie,zaraz zaczną się jęki o nastęęępnąąą częęęść!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Lantja · Autor · 24 kwietnia 2014

0
0
Serdecznie dziękuję. Teraz rzeczywiście dostrzegam chaos jaki musiał rządzić moją głową w czasie pisania. Co do zanurzania się w damskie kiecki to muszę przyznać, że to bublowate zdanie za bardzo mi się spodobało, żeby je poprawić 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Falanga JONS · 28 kwietnia 2014

0
0
Nie za krótkie te części? Piszesz kilka akapitów i od razu wysyłasz? Tak to trochę wygląda. A ja wolałbym by było ich trochę więcej, bo teraz machnąłem obie części w kilka minut i na pewno jest ochota na więcej, bo wygląda to przyzwoicie.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Lantja · Autor · 29 kwietnia 2014

0
0
Drodzy @samantaJONES i @Falanga JONS,
bardzo mnie cieszy, że "na pewno jest ochota na więcej", ale obawiam się, że krótkie formy bardziej mi odpowiadają
i dopóki moje pisanie nie znajdzie się na takim poziomie jakim chcę, jestem jednak skłonna pozostać przy takiej długości tekstu.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

nasia · 15 maja 2014

0
0
kiedy dodasz dalszą część? wciągnęłam się ;D

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Lantja · Autor · 18 maja 2014

0
0
Hej @nasia dalsza część już jest i czeka na ostatnie poprawki, ale bardzo mi miło, że pamiętasz 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.