Dogonić marzenia (I)
2 kwietnia 2013
14 min
Jeździectwo to coś więcej niż sport, to niezwykła więź między jeźdźcem a koniem. Bezgraniczne zaufanie, całkowite oddanie. Wiesz, że musisz zapanować nad siłą sześciokrotnie większą od Twojej. Taką więź można przyrównać do prawdziwej miłości. Musisz się jej całkowicie poświęcić nie oczekując nic w zamian. Wydaje ci się, że nie ma w życiu nic ważniejszego niż poranna wizyta w stajni, kilka godzin treningu i wieczorne wpatrywanie się w tą wspaniałą kupę mięśni. Jednak gdy dorastasz twój dotychczasowy świat ma coraz więcej potrzeb, olewasz to, co mówi do ciebie trener, wychodzisz na imprezy, spędzasz więcej czasu ze znajomymi. Jednak ja taka nie byłam, codzienny trening jest dla mnie świętością. Zawsze jestem na niego gotowa. Wymagam od siebie więcej niż inni, dążę do tego by być najlepszą w tym co robię.
Na początku nie byłyśmy idealną parą, Sentencja, bo tak nazywa się moja partnerka, jest 12-letnią klaczą rasy hanowerskiej, zbudowana idealnie, kara maść i dwie białe skarpetki. Na początku jak to w każdym związku są problemy, ba, my miałyśmy straszne problemy. Rodzice kupili mi ją na 14 urodziny, jeździłam konno od 9 roku życia. Była złośliwa, wredna, nie lubiła mnie najbardziej ze wszystkich. I vice versa. Ciągle robiłyśmy sobie na złość. Ale z czasem zaiskrzyło i to cholernie zaiskrzyło.
Na zawodach startujemy od 4 lat, aktualnie mam 20. Zdarzają się gorsze lub lepsze momenty, ale ostatnimi czasy jesteśmy w dość dobrej formie, kilkukrotnie udało nam się stanąć na podium, tzn ja stałam na, a Sentencja za. No cóż niestety nie zrobili jeszcze takiego wielkiego podium dla koni.
Oczywiście moja ukochana klacz jak to każda kobieta ma swoje humory. Zdarza się, że któraś z przeszkód jej się nie spodoba, Wtedy jest klapa, nawet tona marchewek nie przekona ją aby tą malutką, niegroźną przeszkodę pokonała. Bywa.
Oczywiście istniał mój pozakonny świat, miałam przyjaciół, a mój jedyny dotychczasowy związek trwał aż dwa tygodnie. I bardzo dobrze, bo ten idiota nie potrafił docenić tego co robię, ciągle narzekał, że nie mam dla niego czasu. Nie to nie, niech spada. Moim ideałem był książę na białym koniu, może niekoniecznie w lśniącej zbroi, ale rumaka musiał mieć. Kiedyś znalazłam owego księcia, nawet widuje go regularnie na zawodach. Filip, przystojny brunet o zabójczym uśmiechu i wielkich niebieskich oczach, miał około 24 lat. Ah, nawet miał białego rumaka i to cholernie dobrego. Ostatnio to oni kreowali czołówkę najlepszych. Byli idealnie dobraną parą, w ich przejazdach nie było ani chwili zawahania. Zazdrościłam im tego.
Nie byłam brzydką kobietą, miałam ładna figurę, może trochę piegowatą twarz, mój nietypowy, bo rudoblond kolor włosów idealnie współgrał z zielonymi oczami. Myślę, że to jednak nie wystarczyło aby spojrzał w moją stronę, kilka razy zdarzyło nam się stanąć razem na podium, podał mi rękę pogratulował i na tym się skończyło. A ja te chwilę zapamiętam do końca życia.
Sezon zbliżał się ku końcowi, w przed ostatnie halowe zawody miałyśmy dać z siebie wszystko, potem odpuścić. Tak kazał trener, a jego trzeba słuchać. W czwartek wieczór zapakowaliśmy Sentencję na przyczepkę i wyruszyliśmy w drogę, nie była to długa podróż, około 3 godzin powolnego sunięcia dziurawymi polskimi drogami. Gdy dojechaliśmy na miejsce było już ciemno. Chciałam jeszcze pojeździć na głównej hali aby przyzwyczaić klacz do nowego otoczenia. Zawsze po przyjeździe w nowe miejsce robimy mały spacer by zwiedzić okolicę, 10 minut na rozprostowanie nóg. Było tu miło, stadnina umieszczona daleko od miasta, w górach, przepiękne widoki. Przydzielono nam boks w dolnej stajni, była miła i przestronna. Większość miejsc było już zajętych, gdy już się rozgościłyśmy do stajni wjechał on, jak zwykle boski. Zsiadł z konia, nie zauważywszy mnie zabrał się do pielęgnacji wierzchowca.
Po paru minutach byłyśmy gotowe do jazdy, wyprowadziłam Sentencje na zewnątrz i skierowałam się w stronę hali gdzie przez ok 30 minut zrobiliśmy mały trening. Wracając do stajni spojrzałam na zegarek, była już 22, zanim wrócę do pokoju, w którym się zameldowaliśmy będzie pewnie 24. Cholera, znowu się nie wyśpię. Zaparkowałam pod stajnią i wprowadziłam wierzchowca do środka. Światło wciąż się świeciło, ale nie zauważyłam nikogo. Oporządziłam Sentencje, zrobiłam jej rozluźniający masaż, jak zwykle zwierzałam jej się z moich nadziei związanych z jutrzejszym dniem. Cierpliwie mnie wysłuchała. W pewnej chwili poczułam na sobie czyjś wzrok. Obróciłam się, naprzeciwko naszego boksu stał Filip wpatrywał się we mnie z uśmiechem.
Zaskoczona, przeczesałam palcami włosy, taki mój trik gdy się denerwuję.
- Nie wiedziałam, że ktoś tu jeszcze jest - powiedziałam speszona i poklepałam konia po szyi. Podszedł bliżej ciągle się uśmiechając.
- Piękna klacz, widać, że bardzo o nią dbasz. - Wyciągnął dłoń do Sentencji, a ona w
nadziei, że dostanie cukiereczka ochoczo ją powąchała, jednak gdy zorientowała się, że nic nie ma, prychnęła oburzona. Zaśmiałam się. On również.
- Dzięki, twój wierzchowiec także jest wspaniały – gadałam głupoty, nie wiedziałam jak się zachować.
Stał bez słowa wpatrując się w mojego konia. Ekstra, miał się wpatrywać we mnie a nie w nią.
Przejechałam dłonią ostatni raz po końskiej szyi.
- Dobranoc piękna - powiedziałam i wyszłam z boksu.
Starałam się zachować spokój, spojrzałam na niego. Ciągle patrzył w stronę konia, który strzygąc uszami obserwował nieznajomego.
Całkiem nieźle Ci idzie na zawodach, masz tzn. macie wielki potencjał. - Odwrócił się w moją stronę.
- Oh, dziękuję – zarumieniłam się, czyli jednak mnie dostrzegł.
- Jeszcze chwila i będziemy razem rywalizować o pierwsze miejsce – zaśmiał się. - Mógłby to być ciekawy pojedynek. Jesteś jeszcze młoda, wszystko przed Tobą.
Nie wiedziałam co powiedzieć, stał przede mną ideał! A mi zabrakło języka w gębie. Powiedz coś!
- No to do zobaczenia jutro na parkurze! - powiedziałam i szybkim krokiem opuściłam stajnie. Nie obróciłam się aby spojrzeć za siebie, na pewno byłam cała zarumieniona, wielki minus jasnej karnacji. Cholera, że też nie potrafię ukryć swoich emocji.
Pewnie się teraz ze mnie nabija. I dobrze, jutro okaże się kto jest lepszy. Ta myśl towarzyszyła mi gdy kładłam się do łóżka i zasypiałam.
Następnego dnia budzik obudził mnie o 5:30. Wstałam wzięłam szybki prysznic, następnie zjadłam płatki i truchtem pobiegłam do stajni. Gdy tylko otworzyłam drzwi poczułam zapach siana i koni. A moich uszu dobiegł dźwięk cichego powitania Sentencji, spragniona śniadania i pieszczot wystawiła głowę szturchając mnie nosem.
- Cześć kochanie, przed nami wielki dzień! - Ucałowałam jej chłodnę chrapy i nałożyłam porcję owsa do wiaderka. Gdy jadła, wyczyściłam ją i zaplotłam koreczki na grzywie. Następnie założyłam na nią polarową derkę i już miałyśmy wychodzić na świeżę powietrze gdy drzwi do stajni się otworzyły. W ciemnej zimowej kurtce i niebieskich długich spodniach od piżamy wszedł Filip. Strzepał śnieg z włosów, podniósł wzrok i zauważywszy mnie uśmiechnął się. Wyglądał jak jakiś młody bóg, facet z okładki. Nogi mi się ugięły.
- Poranny spacer na rozprostowanie nóg? - widać jemu humor zawsze dopisuję.
- Rzuciłeś mi wczoraj wyzwanie. Podjęłam je - powiedziałam nieśmiało.
Wpatrywał się we mnie przez chwilę, roztapiający się śnieg zaczął spływać po jego skroni. Zaśmiał się.
- No to powodzenia. - Wyciągnął dłoń, po chwili zawahania uścisnęłam ją. Mocnym pchnięciem otworzyłam drzwi, Chciałam pewnym krokiem i z gracją wyjść ze stajni, ale jak zwykle musiałam się potknąć, w ostatniej chwili oparłam się o konia. Gapa! Jak zwykle! Nie patrząc w jego stronę wyszłyśmy na dwór. Po paru minutach spaceru byłyśmy całe zasypane śniegiem.
Widzisz, musimy mu pokazać, że... że damy radę. Dzisiaj podnosimy nogi wysoko do góry nad każdą przeszkodą mała. Nie ma obijania się. - Strzepałam śnieg z jej czarnej grzywy. Po drodze spotkałyśmy kilku innych zawodników lub zawodniczek. Nasza konkurencja zaczynała się dopiero około godziny 16. Trzydniowa klasyfikacja miała wyłonić najlepszą parę. Do wygrania była spora sumka, było o co walczyć. Jednak w tej chwili to się dla mnie nie liczyło. Chciałam po prostu być lepsza od niego. Po powrocie do stajni nie spotkałam nikogo. Niektóre konie zarżały cicho na powitanie, jego wierzchowiec stał w ostatnim boksie, był potężny. Biła od niego pewność siebie, tak samo jak i od właściciela. Jest takie przysłowie," Daj mi dosiąść swojego konia, a powiem Ci jakim człowiekiem jesteś".W tym wypadku zgadzało się to idealnie.
Czas nieubłaganie pędził, o godzinie 15 ubrana w odświętny strój jeździecki wkroczyłam do stajni, trener wyprowadził przygotowaną Sentencję z boksu.
- Musisz być czujna, nie lekceważcie żadnej przeszkody, nawet tej, która wydaje się banalna.
- Jeśli chcecie to wygrać, skupcie się.
Kątem oka zarejestrowałam, że już ich nie było. W żołądku odczułam znajome ukłucie nerwów. Wzięłam głęboki oddech. "Będzie dobrze" pomyślałam i wsiadłam na wierzchowca.
Spotkałam go na rozprężalni, jego wierzchowiec jak zawsze dumnie kroczył, a jego pan wyprostowany i skupiony wydawał mu polecenia. Moje zdenerwowanie udzieliło się również Sentencji, nerwowo przeżuwała wędzidło. Z każdą minutą szło nam coraz lepiej, stres rozchodził się po rozgrzewających się mięśniach. Po 15 minutowej rozgrzewce wywołano Filipa na parkur, jak zawsze bezbłędnie pokonywali każdą przeszkodę. Końcowy wynik, zero punktów karnych, wyśmienity czas. Na rozluźnionym koniu wracał na rozprężalnie słuchając uwag trenera, który szedł obok niego. Zauważywszy mnie, uśmiechnął się. Odwróciłam wzrok speszona, nadeszła moja kolei. Pewnie wjechałyśmy na parkur. Po gongu rozpoczęłyśmy przejazd. Dwie pierwsze przeszkody pokonałyśmy bezbłędnie ale nie były to skoki idealne, kolejne były coraz lepsze. Udało się, przejazd zaliczony, spojrzałam na zegarek, miałyśmy czas gorszy od niego o kilka setnych sekundy. Objęłam klacz za szyje.
- Dałaś z siebie wszystko staruszko. - Poklepałam ją po szyi.
Po paru minutach spokojnego stępu, zsiadłam z konia, oddałam ją trenerowi a sama udałam się do toalety. Spojrzałam w lustro, na twarzy gościł rumieniec, a oczy świeciły się z zadowolenia. Wychodząc z łazienki usłyszałam głosy w korytarzu. Oparty o ścianę stał Filip z jakąś brunetką, uśmiechała się do niego, a on ochoczo coś jej opowiadał. Nie zauważyli mnie. Poczułam się zazdrosna, cholera, no tak, każda na niego leci. A tamta dziewczyna była bardzo ładna. Może miała gorszą figurę ode mnie, była słodko zaokrąglona... Twarz jednak miała piękną.
Głaszcząc Sentencje czekałam na ogłoszenie wyników. Klasyfikacja po pierwszym dniu wyglądała następująco, znajdowałam się na 3 miejscu, minimalną przewagę nade mną miała jakaś dziewczyna, a pierwszy był Filip. Nie było źle, straty przy dobrym układzie są do odrobienia.
Wracając z wieczornego spaceru przed stajnią spotkałam Filipa. Miał na sobie czarne bryczesy i kurtkę. Rozmawiał z kimś przez telefon. Uśmiechnął się do mnie i otworzył mi drzwi. Weszłam do środka i wprowadziłam klacz do boksu, w stajni było jeszcze kliku zawodników, oporządzali swoje konie, śmiali się i dzieli wrażeniami z dzisiejszych konkursów. Nie byłam osobą towarzyską.
Po pewnym czasie towarzystwo zaczęło się rozchodzić życząc sobie dobrej nocy. Ktoś mi pogratulował udanego startu, podziękowałam z uśmiechem. Siedziałam na kostce słomy i pastowałam buty kiedy zdałam sobie sprawę, że znowu zostaliśmy sami. Filip rozczesywał grzywę swojego towarzysz, mówił coś do niego. Zwierzak słuchał go z postawionymi uszami, był wyraźnie zainteresowany. Poklepał go kilka razy po szyi, następnie wyszedł z boksu i usiadł obok mnie.
- Gratulacje, byłaś niezła. - Uśmiechnął się, podniósł z ziemi grzebień do grzywy i zaczął wyciągać z niego ciemne włosy mojej klaczy. - Brakuje Ci jeszcze pewności siebie, musisz odważniej podchodzić pod przeszkody. Masz wspaniałego konia, możecie zostać niepokonani.
Przez chwile nie mówiłam nic, zastanawiałam się nad tym co powiedział.
- Dziękuję, Tobie też nie najgorzej poszło – zaśmiał się. Spojrzałam na niego, a on wpatrywał się w moje usta, speszona odwróciłam wzrok. Wstałam i oparłam się o drzwi do boksu, głaskałam klacz po pysku.
Słyszałam jak wstał i stanął obok mnie, nasze ramiona się stykały, chociaż był dużo wyższy ode mnie.
- Jesteś bardzo skryta, albo mnie nie lubisz. - Spojrzał na mnie lekko zaskoczony – łączy nas ta sama pasja, nie ma co stwarzać sobie wrogów.
- Jesteś moim rywalem. - Odwróciłam się w jego stronę, zaparcie spojrzałam mu
w oczy – nie mam zamiaru bratać się z przeciwnikiem... - chciałam jeszcze coś powiedzieć, nie zdążyłam. Zakrył mi usta pocałunkiem. Na początku zaprotestowałam, chciałam go od siebie odepchnąć. O rany! Ależ on całował. Po chwili poddałam się jego miękkim ustom, zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam bardziej do siebie. Cicho westchnął. Przyparł mnie swoim ciałem do ściany. Zrób coś! Jeśli nie zareagujesz zostaniesz rozdziewiczona na kostce siana, w dodatku na oczach swojego konia, o nie, tak sobie tego nie wyobrażałam. Próbowałam go odepchnąć. Nie podziałało.
- Filip... proszę przestań - wypowiedziałam te słowa z ledwością, nie brzmiało zbyt przekonywająco. Wplotłam dłonie w jego włosy i przyciągnęłam go bardziej do siebie wpijając się w jego usta. Jęknęłam cicho kiedy otarł się o mnie swoimi ciałem, był podniecony. Cholera! Mam dwadzieścia lat, a nigdy nie widziałam na oczy męskiego kutasa. Przejechał dłonią po moi ramieniu, następnie rozchylił moją kurtkę i dotknął mojej piersi przez koszulę, znowu westchnęłam.
Przygryzłam jego dolną wargę i lekko pociągnęłam, mruknął zadowolony, oderwał się ode mnie i spojrzał w moje oczy. Oddychał szybko, a jego rozszerzone źrenice świadczyły o pożądaniu.
- Musimy przestać - chciałam wyplątać się z jego objęć. Nie mogłam, może nie mogłam, bo tak na prawdę nie chciałam, pragnęłam aby wziął mnie tu i teraz. Opanuj się! Wzięłam głęboki oddech.
- Marta... podobasz mi się od pierwszego dnia kiedy Cię zobaczyłem. Jesteś taka delikatna, jesteś dla mnie idealna, poświęcasz się temu wszystkiemu tak samo jak ja. Mówiąc to dociskał mnie jeszcze mocniej swoim nabrzmiałym kolegą, wydawał mi się ogromny, ale przecież nie miałam żadnego porównania.
Przejechał dłonią po moim udzie, ujął mnie pod kolano i zarzucił moją nogę na swoje biodro. Poddałam się, pocałowałam go mocno, namiętnie, swoją dłoń włożył miedzy nas, dotknął mojej cipki. Westchnęłam, nie przestawał mnie całować. Pocierał palcami o moją nabrzmiewającą cipkę. Z moich ust wyrwało się kolejne głośniejsze westchnienie. Było mi wstyd, że tak na niego reaguję. On był opanowany, tylko jego nabrzmiały przyjaciel świadczył o podnieceniu. Rozpiął moje spodnie i włożył rękę do wilgotnych już majtek. Przejechał palcem wzdłuż wejścia do mojej szparki. Delikatnie zanurzył w niej palce, tego było już za dużo, jęknęłam wprost w jego usta przyciągając go do siebie mocniej. Wyszeptałam zdyszana jego imię. Odnalazł palcami moje czułe miejsce, zaczął je masować. Wiłam się w jego ramionach, byłam pewna, że jeśli by mnie teraz puścił upadłabym, nie byłam w stanie ustać na nogach. Wyciągnął mokrą od moich soków rękę, nie chciałam żeby tak mnie zostawił. Chciałam poczuć tą prawdziwą rozkosz, o której tyle słyszałam. Włożył ręce pod moje pośladki i przyciągnął jeszcze bliżej siebie, teraz na podbrzuszu dokładnie czułam jego nabrzmiałego penisa, poruszał nim tak jakby we mnie był, poddałam się tym ruchom. Objął mnie ramionami i wtulił twarz w moje włosy. Czułam coraz szybszy oddech na swojej szyi, ja również oddychałam bardzo szybko i płytko. Przyjemne dreszcze zaczęły przechodzić moje ciało. Nie mogłam powstrzymać coraz głośniejszych odgłosów. Wbiłam mocno palce w jego plecy i przyciągałam jeszcze mocniej do siebie, czułam każdy jego oddech, szybkie ruchy bioder. Moja cipka zaczęła pulsować. Nie wiedziałam co się dzieję, było mi cholernie dobrze. Jęknęłam głośno, jego oddech stawał się coraz płytszy, jęczał ochryple, po chwili poczułam jak napiął wszystkie mięśnie i jęknął przeciągle.
Nie wypuszczał mnie ze swoich ramion, drżałam, starałam się wyrównać oddech. Nie miałam odwagi na niego spojrzeć, patrzyłam przed siebie. On chyba również czuł się zawstydzony, długo nie podnosił głowy. Po chwili poruszył się.
- Cholera – powiedział. – Przepraszam, to nie miało się tak skończyć. - Nie spojrzał na mnie.
Nie powiedziałam nic, nie wiedziałam, co mam powiedzieć, ani jak się zachować, przeżyłam właśnie swój pierwszy orgazm w życiu. Wyswobodziłam się z jego ramion, czułam na sobie spojrzenia wszystkich koni w stajni. "Ale widownia", zaśmiałam się w duchu. Doprowadziłam się do porządku, spojrzałam na niego, był zarumieniony, wyglądał jakby dopiero co przebiegł jakiś długi dystans. Na spodniach miał mokrą plamę. Zaśmiał się.
- Dobrze, że jest już ciemno, nikt nie zauważy. - Spojrzał na mnie. - Dlaczego nic nie powiesz?
Spojrzałam na niego, zaśmiałam się. Mój śmiech go rozluźnił.
- A co mam powiedzieć? Uwiodłeś mnie, a ja się poddałam, moja strata, tylko nie myśl, że jestem łatwa. - Zrobiłam groźną minę, znowu się zaśmiał. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
Dopiero co, prawie że kochałam się z moim księciem, cholera, nawet w najbardziej odważnych snach nie pozwalałam sobie na takie akcje. Spojrzałam na zegarek. 23, zaraz pewnie trener zacznie mnie szukać.
- Musisz już iść? - spojrzał na mnie niepewnie.
- Tak, rano trzeba wstać. O 5:30 pobudka. - Oddalałam się powoli, on jednak nie ruszył się z miejsca. - Do zobaczenie jutro! - Pomachałam mu i ruszyłam w stronę hoteliku.
Zdawało mi się, że zamykając drzwi widziałam uśmiech na jego twarzy. Biegiem pokonałam trasę, wzięłam gorący prysznic, zmyłam z siebie jego zapach, zapach pożądania. Nie mogłam zasnąć, fantazjowałam o nim, pierwszy raz w życiu fantazjowałam o jakimś facecie. Nie były to grzeczne fantazje. Nad ranem nadszedł sen, nie trwał on długo, okropny budzik zadzwonił o 5:30.
Jak Ci się podobało?