Do śmierci i jeden dzień dłużej
20 sierpnia 2015
27 min
Ta opowieść ma swój początek w podstawówce, w klasie 6 B. Trafiłam tam z mojej własnej prośby, gdy jeden z kolegów pod nieobecność nauczyciela założył mi śmietnik na głowę. Tak, zawsze byłam poniżana, wyzywana. Nigdy nie miałam przyjaciół a matka wolała robić z mieszkania melinę niż się mną zajmować. Wychowywał mnie tata wraz z babcią, która później zmarła na raka. Tata zawsze w pracy by utrzymać dom i rodzinę. Nie chciał odejść, choć tak bardzo był raniony przez moją mamę, gdy go zdradzała.
Wracając do tematu, a konkretniej do dnia przepisania. Tamtego dnia zakochałam się, ale o tym nie wiedziałam. Usiadłam w ostatniej ławce by nie rzucać się w oczy. Zajęłam się rysunkiem smoka. Jedyne co mnie pochłaniało, było rysowanie. Pani od plastyki nigdy nie wiedziała czy wystawić mi 5 czy 6. Rysowałam właśnie pysk smoka, gdy po raz kolejny usłyszałam głos... Tak, prawie przez całą lekcję słyszałam go. A raczej ją. Moje oczy skierowały się na drobną postać przy tablicy.
Anioł, pomyślałam. Czarne, długie do łopatek włosy, smukła sylwetka, chuda twarz.
Niewielkie piersi pod luźną bluzką. Cudowny głos...
- Więc jeśli przeciwprostokątna trójkąta prostokątnego jest średnicą okręgu, to jej połową jest długość promienia – Powiedziała, nauczyciel ją słuchał z uśmiechem.
- Dobrze Gabrysiu. Siadaj, piątka. – Usiadła z zadowoleniem.
Rok później los mi sprzyjał. Trafiłyśmy do tej samej klasy w gimnazjum. Pewnego dnia podeszła do mnie na przerwie, kiedy siedząc w ławce w klasie rysowałam akurat ją.
- Ładnie rysujesz... – Szybko położyłam książkę na obrazku. Nie wiem, czy zdążyła się połapać, że to właśnie ona.
- Mogę w czymś pomóc?
- Przyjdziesz do mnie na urodziny?
Tego się nie spodziewałam.
- W sobotę, około 17.30... Ten biały dom na Głównej...
- Dobrze, przyjdę... Fajnie, że o mnie pomyślałaś.
Dzień jej urodzin był ciepły i słoneczny, jak na marzec. Kilka minut po 17 stałam przed drzwiami jej domu i niepewnie zapukałam. Po chwili otworzyła jej mama i z uśmiechem mnie zaprosiła. W tle leciała muzyka disco, dziewczyny z jej paczki już były. Zamarły na mój widok. Później naskoczyły na nią serią pytań "naprawdę ją zaprosiłaś??". Ona tylko siedziała w milczeniu, jej twarz zrobiła się czerwona. Wręczyłam jej rulonik zawiązany wstążką.
- Otwórz po moim wyjściu - dodałam.
Wiedząc, że dla nich też byłam ofiarą żartów, jak zawsze trzymałam się słów taty "nic nie ma prawa mi się stać". To zawsze mnie uspokajało.
Po oficjalnej części jej urodzin i zaśpiewaniu "sto lat" zjadłam tylko kawałek tortu. Nie mogłam się wyluzować. To wszystko było takie... Sztuczne. Czuć kit na kilometr. Te próby zakolegowania się ze mną nie udawały się, bo były fałszywe.
Dziewczyny rzuciły hasło "gra w butelkę". Tego można było się spodziewać. Udając naiwną usiadłam razem z nimi na dywanie w kółku i kręciłyśmy kolejno butelką od Tymbarka, zadając pytania "czy lecisz na tego, czy kochasz się w nauczycielu od matmy" i tym podobne. Zakręciły butelką. Obserwowałam jak zwalnia i zatrzymuje się na mnie. Od razu zadawały setki pytań, ale jedna je opanowała i zadała pytanie:
- Czy kochasz się w Gabrysi?
Ta od razu ją walnęła w ramię.
Milczałam, nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyły na mnie wyczekująco w ciszy. Do pokoju zajrzał tata Gabrysi z pytaniem, czy nie chcemy czegoś do picia. Jednogłośnie odpowiedziały, że nie.
- No dalej, odpowiadaj - zachęcały mnie po odejściu ojca. Po długiej chwili odpowiedziałam:
- Tak.
Teraz to one milczały... Nie widziałam nic złego w mojej odpowiedzi. Atmosfera zrobiła się gęsta.
- Pocałujcie się. - Rzuciła jedna, inne podłapały i teraz wszystkie tak gadały. Ani ja, ani Gabrysia nie miałyśmy zamiaru się całować, tym bardziej przy nich. Wstałam, tłumacząc się, że muszę już iść. Próbowały mnie zatrzymać propozycjami innych gier, nagle odezwała się
- Okej. - Znów tak zamilkły. Ona wstała.
Serce waliło mi w piersi. Podeszła do mnie, spojrzała na dziewczyny wzrokiem w stylu "udowodnię, że jestem cool" i pocałowała mnie szybko w usta. Dziewczyny od razu krzyczały, żeby pocałunek był namiętny, jak na filmach. Puściła im ukradkiem oczko myśląc, że nie widziałam. Spojrzała mi prosto w oczy, zarzuciła mi ręce na kark i ponownie mnie pocałowała. Dłużej. Z języczkiem, co mnie zaskoczyło. Chciały show, to miały. Objęłam ją w pasie i odwzajemniłam tym samym.
W tym momencie istniała tylko ona. Jej mięciutkie usta przeniosły mnie w inny świat.
Delikatny zapach szamponu do włosów i proszku do prania stworzył nagle idealną kompozycję.
Przerwała, patrząc na mnie z uśmiechem. Spojrzała z zadowoleniem na dziewczyny i zaczęła krzyczeć gdy zobaczyła, że jedna z nich nagrywała to, a druga robiła zdjęcie. Ogarnęłam się szybko i wyswobodziłam z jej objęć. Wyszłam szybko z przyjęcia bez słowa. Ta chwila była magiczna, jednak bezpieczniej będzie zostać na ziemi. Przecież ona to zrobiła dla żartów. Nikt nic nigdy do mnie nie czuł i to się nie zmieni.
Przeglądając wieczorem Facebooka natknęłam się na zdjęcie, kiedy się całowałyśmy. Wstawiła je jej koleżanka. Tak, na pewno by mnie dodatkowo upokorzyć. Zapisałam je do pamięci telefonu. Było... Piękne. W dniu jej urodzin to moje marzenie się spełniło. Następnego dnia idąc do sklepu natknęłam się na Gabrysię. Rzuciłam krótkie "cześć" i poszłam dalej. Złapała mnie za rękę mówiąc:
- Zaczekaj, pogadajmy. - Więc zatrzymałam się. O czym mogą gadać czternastolatki? - To co wczoraj... Ten pocałunek... To z mojej strony on był na serio.
Nie wiedziałam co powiedzieć, jak się zachować.
- Gabrysiu... - Masz takie piękne imię...- Z mojej strony też, bo odpowiedziałam szczerze na pytanie twojej koleżanki. Kocham cię od pierwszego dnia w waszej klasie i kochać będę do śmierci i jeden dzień dłużej- taka głupia deklaracja... Jednak szczera.
- Ten pocałunek mnie zmienił. Moje podejście do kobiet... Ale ty jako lesbijka jesteś obeznana w tych sprawach... Pokażesz mi co i jak? - Ja lesbijka? Według mnie nie było nic nadzwyczajnego w tym, że wolę kobiety...
- Co masz na myśli?
- Będziemy parą na próbę? - Co?! Ja i ona razem?? Serce mi waliło znowu. Marzyłam, by z nią być... Na serio ją kocham.
- T...tak... Okej...
Objęła mnie mocno w pasie, dziękując przy tym. Objęłam ją niepewnie i pogłaskałam po głowie. Spojrzała mi prosto w oczy swoimi niebieskimi tęczówkami z wdzięcznością. Przez kilka następnych tygodni byłyśmy sensacją w gimnazjum, nawet regionalna gazeta napisała o tym, że nie boimy się być sobą. Były spacery, kwiatki, pocałunki, tulenie i takie tam. Żadnego seksu, którego i tak nie potrzebowałyśmy. Jednak czułam, że oddalamy się od siebie. Coraz częściej były kłótnie i to o byle co.
Pewnego dnia powiedziała, że odchodzi. Nie zatrzymywałam jej, bo po co? Chciała być wolna, więc nie będę jej przeszkadzać.
Znów byłam sama, cierpiałam. Nie rozmawiałyśmy ze sobą ani razu. Kochałam ją nadal, dodatkowo nagle wszystko mi ją przypominało. Przez następny rok. I następny. I następny. Kiedy skończyłam gimnazjum i mama 'wyzdrowiała' przeprowadziliśmy się kilkadziesiąt kilometrów dalej, do Wrocławia, tam kontynuowałam naukę w porządnym liceum. Zdałam maturę i nadal ją kochałam. Nie chciałam żadnej innej. Tylko ją. Nie wiem jak udało mi się egzystować na tym świecie przez te wszystkie lata bez niej. Tamto zdjęcie wydrukowałam sobie w odpowiednim formacie i włożyłam do portfela. Gabrysia...
Nie ma to jak żyć przeszłością. By zarobić na swoje mieszkanie zdałam prawko i zaczęłam jeździć taksówką. Oczywiście przy niewielkiej pomocy pieniężnej rodziców. Postanowiłam ostatecznie zamknąć rozdział "Gabrysia" i zacząć żyć normalnie. Teraźniejszością i planami na przyszłość. W pewnym stopniu czułam się lepiej, choć często miałam wrażenie, że ona gdzieś jest w tym tłumie ludzi, że być może mijam ją codziennie nie wiedząc o tym. To niedorzeczne, pomyślałam. Właśnie, ciekawe co teraz robi... Przestań! Parzy ulubioną kawę w koszuli nocnej... Przestań, do cholery!! Kim jest? Jaką ma orientację po tych wszystkich latach? Uczy się dalej czy pracuje? W jakim mieście? Byłam wykończona własnymi pytaniami.
Z myśli wyrwał mnie komunikat o kolejnym adresie. Siedząc w taksówce w południe można było się zanudzić.
- Tu 188, biorę adres. - Zakomunikowałam i ruszyłam. Kochany tata, kupił mi volkswagena. Po drodze na światłach wbiłam adres do nawigacji. 5 km stąd.
Tak, południe najgorsze bo najmniej zgłoszeń. Najwięcej jest o godzinach 7- 10 i 14- 17. Ludzie wracają z pracy lub jadą do niej. To zwykła praca... Może oprócz tego, że cały czas siedzisz i od tego się męczysz.
Trafiają się różni pasażerowie. Dzieci z rodzicami, starsze osoby, pijacy (raz mi jeden „wybrudził” całe siedzenie, od tamtej pory jak widzę, że będzie wymiotował, nie wożę), ciotki, wujkowie, nauczyciele, modelki, prostytutki... Wszyscy. Dojechałam na miejsce i czekałam. Po chwili wsiadł jakiś facet w gajerku, podał adres i ruszyliśmy. Pewnie adwokat albo prokurator, bo pod sąd.
- Za ile będziemy?
- 17 minut o tej godzinie.
- Pani tak zawsze? Taka dokładna? - Zaśmiałam się cicho
- Nie, jeżdżę już trochę...
- Dlaczego taksówka?
- A dlaczego nie? - Zatrzymałam się na światłach.
- W takim razie będę częściej zamawiał taksówkę, może jeszcze na panią trafię...
- Nie sądzę.
- Dlaczego?
- We Wrocławiu jest dużo taksówek. - Ruszyłam dalej.
- Ale jednak istnieje szansa, że się jeszcze spotkamy... – Ciągnął dalej, nie ustępował.
- Teoretycznie. – Trzymałam dystans.
- Może... Kończę o 17...
- I co z tego? - Dlaczego nie mam zamontowanej wyrzutni ewakuacyjnej??
- Może... Miałaby pani ochotę na kolację? - Wyrzutnia ewakuacyjna? RAKIETOWA!!
- Myślę, że to dobry pomysł... - Podjechaliśmy na adres- ...jednakże moja dziewczyna się nie zgodzi. Płaci pan 36 zł. Tylko gotówka. - Kątem oka widziałam, jaki był zaskoczony. Wyjął, podał mi dodając "reszty nie trzeba" i poszedł. Nienawidziłam takich typków. Spojrzałam, dał mi 50 zł. Łaski nie zrobił.
Odjechałam po drodze przyjmując kolejny adres. Niespodziewanie do mojej głowy wkradła się... Tak, Gabrysia. Cześć, długo cię nie było. Wspomnienia, choć stare, bolały tak samo jak wtedy. Tęskniłam, ale pogodziłam się z tym, że mnie nie chciała. Zresztą nie dziwiłam jej się bo nikt mnie nie chce. Co ja robię?? Myślę o dziewczynie, która o mnie już dawno zapomniała! Zapewne miała mnie gdzieś.
Codziennie wieczorem, by się rozładować, biegałam w koło osiedla, na którym mieszkałam. Było to jakieś 7 km. Mi wystarczyło. W ogóle w ciągu miesiąca schudłam jakieś 6 kg. Tak, tego mi było trzeba. Lepiej się wyładować w ten sposób. Mniej więcej właśnie tak wyglądało moje życie na co dzień.
Jednak wracając myślami do chwili, gdy zerwała, zawsze coś mi nie grało. Nasz związek nie był aż tak rozpadnięty by zrywać. Znowu o niej myślę!! To wkurzające. Nie chce się wyprowadzić z mojego serca. Przynajmniej w domu zasypiałam szybko ze zmęczenia. Nadszedł kolejny dzień, poranna rutyna i do pracy. Kilka adresów i trochę przerwy. I następny - spod biurowca, więc pojechałam. Pewnie kolejny żenujący typek.
Podjechałam i zaparkowałam, czekałam spokojnie aż ktoś wsiądzie. Oparłam się wygodnie i obserwowałam w lusterku, jak jakaś para się żegna i otwierają się drzwi taxi.
- Marti, bądź jutro po 15, mam dużo roboty. Pa! – Usłyszałam ładny kobiecy głos. Marti... Ciekawe imię, takie niespotykane. Marti. Martin? Martyna? To w ogóle zdrobnienie?
- Dokąd?
- Na razie na ul. Kolejową – Znów ten głos. Subtelny, ukojenie dla ucha. Mogłabym przysiąc, że już go gdzieś słyszałam. Na pewno w radiu. Tak, z pewnością. Taki... znany.
Ruszyłam w ciszy, starając się zobaczyć czy klientka jest tak samo piękna jak jej głos. Jednak postać była pochylona, twarz zasłaniała falowana kotara z włosów. Pisała coś, na pewno. Chciałabym usłyszeć jeszcze jej głos. Niech mówi do mnie coś. Cokolwiek. Niepewnie podjęłam rozmowę:
- Pani stąd?
- Nie, od dwóch lat tu mieszkam. Przyjechałam robić karierę w mieście, gdzie mam na to szanse. Mieszkałam w niewielkim mieście... Tam nie miałam zbytnio perspektyw na przyszłość, rozumie pan... pani...
- Pani – Poprawiłam ją. Zapewne zmyliła ją moja krótka fryzura. Zawsze tak jest.
- Więc... sądzę, że pani też nie jest stąd. – Skąd wie??
- Dlaczego pani tak sądzi?
- Gdyby pani jeździła tu dłużej niż 3 lata, znałaby pani każdy skrót i każdą uliczkę i wiedziałaby pani, że za skrzyżowaniem można było skręcić w lewo, tamtędy byłoby szybciej. – No, zaskoczyła mnie. Nie znałam tego skrótu. No tak, jeździłam półtora roku.
- Mogę pani podarować te kilka złotych...
- Pomyślimy na miejscu. – Mądrze gada, wykształcona. Uwielbiam takie kobiety.
- Na dworzec? – Zapytałam, gdy wjeżdżałam na żądaną ulicę.
- Nie, na końcu jest domek. – Więc podjechałam pod niego i zaparkowałam na chodniku, zostawiając 1,5 m miejsca dla pieszych. Przepisy i takie tam.
- Jesteśmy. 26 zł. Opuszczę pani do 20 za miłą rozmowę. Wzięła teczkę i wysiadła, otworzyła przednie drzwi.
- To ja dziękuję... - Pochyliła się i podała mi 20 zł, zaglądając do środka. Jezus Maria... Święty Józefie, Mikołaju, Boże... TO ONA. Patrzałyśmy na siebie, obie zaskoczone.
Gabrysia... Gabi... Mój umysł przestał pracować. No, oprócz przetwarzania obrazu, jakim była ta piękna istota ludzka. Odchrząknęła.
- Witaj... Może... Może wejdziesz na chwilę...? Zrozumiem jeśli odmówisz... Ale chodź. Mam ci tyle do powiedzenia... - Więc wysiadłam, bo czemu nie? Dla niej wszystko. Zatrzasnęłam drzwi i poszłyśmy razem. Jak za dawnych lat. Razem.
Nie wiedziałam jak się zachować po tym wszystkim, skrajne emocje i uczucia znalazły sobie środek we mnie. Weszłyśmy do jej domu. Pewnie ciężko na niego pracowała... Kim jest? Adwokat? Prokurator? Może nawet sędzia? Nie, na sędzię jest za młoda.
- Kawy, herbaty, kakao? – Wyrwała mnie z myśli.
- Kawę.
- Siadaj, nie bądź taka spięta... Dziwnie się przez to czuję. – Więc usiadłam i odetchnęłam głęboko.
- Nic się nie zmieniłaś... Poznałabym cię w tłumie bez problemu. – Obserwowałam jej ruchy.
- To miłe... Jednak dziwię się, że ze mną rozmawiasz po tym wszystkim. – Co? O czym ona mówi? Ach tak, obwinia siebie o odejście.
- Rozumiem, byłyśmy młode...
- Nie, nie chodzi o wiek. – Powiedziała podając kawę i usiadła naprzeciwko. – To przez ojca. On jest homofobem. Kazał mi się rozstać, mówił, że to choroba i takie tam... Musiałam, rozumiesz? A twój rysunek... dziękuję, to najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam.
Przetwarzałam powoli to wszystko, zaczynało pasować. Wszystko nagle zrobiło się tak oczywiste... Rysunek? Mówi o prezencie na urodziny? Czternaste? Pamięta... Pamięta!
- Mam go skopiowanego, jest u mnie na biurku w ramce. I słuchaj... Dziękuję. – Chciałam jej przerwać, ale mnie powstrzymała. – Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Zapewne cierpiałaś... Przepraszam, że odeszłam tak bez słowa. To było chamskie z mojej strony...
Łza jej spłynęła. Jejku, jaki to smutny widok, gdy ukochana osoba płacze... Nie czekając na zbawienie, wstałam i ją przytuliłam. Po prostu. Że jest. I że pamiętała. Wstała i objęła mnie mocno. Tego mi brakowało przez te kilka lat... Ta pustka... Teraz jej nie było. Była ona. Tuliłam kobietę mojego życia. A myślałam, że mnie nie pamięta... że nic nie pamięta. Nie chciałam już jej puszczać. Jej obecność przypieczętował namiętny pocałunek, jaki właśnie składała na moich ustach. Takie same, jak wtedy. Jednak po chwili odskoczyła szybko, mówiąc:
- Przepraszam, nie powinnam...
- Odnalazłyśmy siebie...
- Nie o to chodzi, mam kogoś. – Cios w serce, ścisk w gardle.
- Chodzi o tajemniczą osobę imieniem „Marti”? – Zapytałam, starając się być twarda.
- Tak. Martyna. Ona też jest... Lesbijką. – Też?? A jednak Gabrysia jest homosiem dzięki mnie. Uśmiechnęłam się do siebie w myślach. Cóż, tyle dobrego.
- Jak długo... ?
- Od... od tygodnia. – Powiedziała, wpatrując się w podłogę. Na pewno nie jest byle kim. Jeśli Gabrysia zwróciła na nią uwagę, musi być cholernym ideałem. Ja ukończyłam tylko szkołę średnią... Co z tego, że średnia 4.67. Martyna musi być na studiach. Zapewne tak, jak Gabrysia. Wszyscy zawsze się poznają na studiach.
- Rozumiem... Więc... Nie będę przeszkadzać, cześć. – Odeszłam w stronę drzwi, nasłuchując z nadzieją, że poprosi bym została. Cisza. Wyszłam, wsiadłam do taksówki i odjechałam, biorąc na resztę dnia wolne. Już prawie o niej nie myślałam!!! I musiała się pojawić. Boli. Tak cholernie boli. Ona ma kogoś, kto ją pocieszy. Ma osobę, której ufa. Jest osoba, która całuje ją w usta bez ostrzeżenia. Ma osobę, która ją ogrzeje. Ma osobę...
Moja.
Gabrysia jest moja.
To obsesja...
No i co??
Zawracaj.
Nie!
Kochasz ją?
Tak...
Więc kurwa zawracaj!!!
Zawróciłam. Co ja robię? Jadę. Uważaj, prowadzisz samochód. Skupienie, trzy głębokie wdechy. Przeczesuję włosy palcami, poprawiam je. Adrenalina. Co najdziwniejsze, zawsze gdy słuchałam wewnętrznego głosu, udawało mi się. Cokolwiek to było. Kiedy budzik nie zadzwonił – sama się obudziłam. Kiedy miałam wejść na pasy, przypomniało mi się, że nie zamknęłam drzwi i zawróciłam – chwilę później inny pieszy został potrącony. Kiedy byłam u rodziców na noc – ktoś podpalił moje mieszkanie. Kiedy zamówiłam taksówkę (wtedy jeszcze nie jeździłam) zamiast iść po parku w nocy – ktoś został tam zgwałcony. Cholera...
Zatrzymałam się w tym samym miejscu i ruszyłam do jej drzwi. Nie pukałam, weszłam od razu.
- Gabrysia?? – Zajrzałam do kuchni, pusto. Poszłam na górę, ona właśnie wychodziła z pokoju, w tle leciał jakiś film. Płakała.
- Co ty tu... - Podeszłam do niej, pocałowałam ją namiętnie i objęłam ją mocno w pasie. Próbowała się wyrwać, ale chwilę później objęła mnie za kark i odwzajemniła pocałunek. Gabrysia... Całowałam ją z miłości, nie z pożądania. Była tu... Tak blisko... Moja... Nie wiem, jak długo się całowałyśmy, zresztą w tym momencie nie było to ważne. Nie odtrąciła mnie. Nawet nie wiem, kiedy znalazłam się na niej, w jej sypialni, na jej łóżku, rozbierana przez nią. Jej ręce były wszędzie tak samo jak moje. Koszulka i guziczki. Pieprzone guziczki, odpinałam cierpliwie jeden po drugim. Ze spodniami poszło szybciej. Po chwili już obie byłyśmy nagie. Pocałowałam ją namiętnie i spojrzałam jej w oczy. Taka piękna...
- Chcę ciebie... - Szepnęła. To mi wystarczyło.
Uklękłam między jej nogami i patrzyłam na jej ciało. Takie sexi... Zaczęłam od całowania jej ud. Cała idealna... Pominęłam jej skarb zostawiając go sobie „na deser”. Jej jędrne piersi były jak dwie poduszeczki, mogłabym je pieścić cały czas. Były takie... Dziewicze. Przeraziłam się.
- Robiłaś już to? – Zapytałam, bojąc się odpowiedzi.
- Nie... - Natychmiast przerwałam, patrzyła na mnie zdziwiona. Usiadłam na łóżku i myślałam, czując bijące od niej ciepło.
- Nie... Nie w taki sposób. Poczekajmy... - Uśmiechnęła się tak słodko i pięknie.
Jeszcze o tym nie wspominałam. Zawsze, gdy się uśmiechała, na jej policzkach pojawiały się naprawdę piękne dołeczki w policzkach. To zawsze mnie zniewalało. I onieśmielało. Gdyby była królową, bez wahania zgodziłabym się być jej niewolnicą.
- Rozumiem... Więc chociaż zostań przy mnie... i po tym wszystkim nie odchodź. – Złapała mnie za rękę. Nie wiedząc jak się zachować, położyłam się przy niej. Obróciła się przodem do mnie i głaskała mi ramię, co mnie relaksowało.
- Zostanę... Do końca życia i jeden dzień dłużej... Pamiętasz? Obiecałam ci to mając 14 lat...
- Tak, pamiętam... Jak tu się znalazłaś? – Więc zaczęłam jej opowiadać wszystko, nie lubiła kłamstwa więc mówiłam prawdę.
Kilka dni później ona zerwała z Martyną i zostałyśmy parą. Tak długo na to czekałam! Po sześciu miesiącach oświadczyłam jej się. Oczywiście przyjęła zaręczyny. Jako że Polska to homofobiczny kraj ociekający zewsząd katolicyzmem, na ślub zdecydowałyśmy się w tunelu miłości w Los Angeles (tam, gdzie nawet nie trzeba wysiadać z samochodu by wziąć ślub). Pokłóciłyśmy się jedynie o dzieci, które ona bardzo chciała, oraz wybór kota lub psa. Po przyjeździe do hotelu była impreza, oczywiście nie obeszło się od przemówienia... jej ojca, który tak bardzo był przeciwny temu związkowi. Jak sam przyznał – był idiotą bo nie zaakceptował szczęścia swojej jedynej córki. Następnie toast, my symbolicznie lampkę wina by zachować siły na później. Koło 22 opuściłyśmy salę i udałyśmy się do swojego pokoju.
- Nawet dobre te wino, nie? – powiedziała, siadając na brzegu łóżka.
Przypominała „Narodziny Wenus”, morską pianę zastępowały niezliczone fałdy śnieżnobiałej sukni ślubnej. Co powiedziała? Ach tak, wino.
- Tak, idealnie słodkie... Podeszłam i usiadłam przy niej. – Zdjąć to z ciebie? Musi ci być ciężko po całym dniu...
- Poproszę... - Wstała z gracją, jak zawsze. Również to uczyniłam, po kolei rozpinając to, co mi wskazywała. Nie powiem, chwilę to zajęło. Nie chciałam nic zniszczyć, suknia była wypożyczona. Odłożyłam ją ostrożnie na krzesło i poczułam, jak Gabrysia obejmuje mnie od tyłu. Uwielbiałam to, wiedziała o tym. Żona... Gabrysia moją żoną... spełnienie najśmielszych marzeń. Być może to jest ta „Fortuna, co się kołem toczy”, o której mówiła pani od polskiego. Trzeba się dużo nacierpieć, by później było jak z bajki... W tym przypadku jak najbardziej się to opłacało.
Odwróciłam się przodem do niej, była w białej koszulce bez rękawów i białych majteczkach. Byłyśmy tylko my, reszta świata nie istniała. Teraz należałyśmy do siebie.
- Chodź kochanie... wiem, jak bardzo na to czekałaś... - Szepnęła i prowadziła mnie w stronę łóżka.
Usiadłam na brzegu tak jak przed chwilą ona z tą różnicą, że ja byłam w gajerku i zapewne nie wyglądałam tak bosko jak już moja żona. Usiadła okrakiem na moich kolanach i pocałowałyśmy się czule, przy czym ściągnęła ze mnie marynarkę i koszulę. Po chwili pchnęła mnie na plecy, położyłam się grzecznie. Ona była górą. Dotknęłam jej policzka, uśmiechnęła się lekko i musnęła ustami o moje. Mruknęłam cicho, lubiłam gdy tak robiła. Zaczęła mnie całować delikatnie a ciepło jej ciała idealnie współgrało z chłodną pościelą. Odwzajemniłam jej magiczny pocałunek wsuwając ręce pod jej koszulkę. Położyła się na mnie i dłonią zjechała na biodro by za chwilę głaskać mnie po udzie, wczuwając się coraz bardziej w ten przepełniony miłością pocałunek. Dotykała mnie wszędzie, co działało na mnie kojąco a zwinne dłonie usuwały ze mnie stres związany z dzisiejszym dniem. Ustami zjechała niżej do ramienia, chwilę później do piersi. Głaskałam ją po głowie, karku i ramionach, a ona bezlitośnie przesuwała się w stronę krocza, rozpinając mi pasek i spodnie. Wiedziała, co za chwilę nastąpi i nie mogłam się tego doczekać. Jednak nie ściągnęła ze mnie majtek, droczyła się. Wstała i zdjęła ze mnie całkowicie spodnie i wróciła do swojej pozycji. Ominęła to miejsce zjeżdżając na moje uda. Nareszcie zsunęła je ze mnie i przejechała językiem wzdłuż krocza. Jęknęłam, wyginając się.
- Litości, pani... - Szepnęłam.
- Na razie to ja decyduję o ilości rozkoszy dla ciebie. – Spodobał mi się jej ton i kontynuowała pieszczoty językiem.
Przerwała, by pieścić mnie blisko krocza po udach. Powróciła do skarbu, teraz drażniąc mi dziurkę. Po chwili dobrała się do perełki. Jej język sprawiał mi tyle przyjemności... Wierciłam się i jęczałam a ona bez przerwy tarła ją językiem. Starałam się być opanowana, złapałam się za kołdrę. Czułam te narastające ciśnienie, zbliżającą się miłą eksplozję.
- Mocniej... Błagam mocniej... - Powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Ale ona nie słuchała. Przeżywałam wspaniały orgazm rzucając się po łóżku. Wygięłam się, była boska. Opadłam i oddychałam szybko, patrzyłam na nią z niedowierzaniem.
- Gdzie ty się tego nauczyłaś? – Zapytałam.
- Mam to we krwi... Dzięki tobie... Ty mi pokazałaś, jaka naprawdę jestem – Położyła się na mnie i pocałowała namiętnie.
- Kocham cię...
- Wiem kochanie, ja ciebie też... - I kontynuowałyśmy pocałunek. Chciałam jej się odwdzięczyć za dużą dawkę przyjemności, więc przekręciłyśmy się i teraz ja dominowałam. Przejechałam ustami po jej szyi niczym wampir z reklamy „Kinder Bueno” rozkoszując się zapachem i delikatnością jej skóry. Można było odnieść wrażenie, że jej skórę może zranić nawet płatek śniegu. Językiem wyznaczyłam drogę do jej piersi, z którymi miałam już okazję się zapoznać. Pamiętam, dwie poduszeczki. Zataczałam kręgi wokół jej sutka i lizałam go by za chwilę uczynić to samo z drugim. Były twarde od początku. Czekały na mnie. Polizałam raz ramię i przeniosłam się od razu na jej przełęcz między dwoma pagórkami z twardym różowym szczytem (na mostek). Koniec drogi wyznaczył pępek, zboczyłam i całowałam ją po żebrach. Gabrysia cały czas wzdychała i wierciła się z rozkoszy z przymkniętymi oczami. Zjechałam prosto do jej skarbu całując każdy centymetr jej wysportowanego lecz delikatnego ciała. Całując wnętrze ud przeniosłam się na jej płatki. Przejechałam językiem wzdłuż zgarniając jej nektar. Polizałam raz jej perełkę. Drgnęła. Zaczęłam ją ssać i delikatnie ściskać ustami a ona cały czas drżała.
- Jesteś gotowa? – Zapytałam.
- Odkąd pojawiłaś się ponownie w moim życiu... - To mi wystarczyło. Przesunęłam delikatnie palcem między jej płatkami od dziurki do perełki i tak kilka razy.
- Jeśli będzie boleć to powiedz, zrobimy przerwę. Jeśli nagle przejdzie ci ochota przez ból, również powiedz. Nic na siłę, mamy czas...
- Proszę, wsadź mi je... Doprowadź do orgazmu, do szału, do czystej rozkoszy. Tak długo na to czekałam... - Szalałam za nią.
Dodatkowo oblizałam palce, choć to było niepotrzebne przez ciągłą dostawę jej nektaru. Wsunęłam w nią dwa palce. Jękła bardziej z bólu, byłam tego pewna. Po chwili na palcach pojawiła się krew, spanikowałam.
- Kochanie...
- Nie waż się kończyć! – Powiedziała, więc zaczęłam ją delikatnie posuwać. – Szybciej, nie bój się...
Zaczęła unosić biodra w górę i dół, więc przyspieszyłam trochę. Jej wnętrze było wystarczająco nawilżone by doprowadzić ją do orgazmu. Jęczała, z początku cicho, później coraz głośniej, łapiąc się przy tym za kołdrę. Musiała być cholernie podniecona. Odnalazłam jej punkt G i zaczęłam go masować. Gabrysia tylko rozszerzyła bardziej nogi, a ja nie czekając na nic zaczęłam pieścić dodatkowo jej perełkę. Cała drżała i wiła się z przyjemności. Złapała mnie ręką za włosy w chwili, gdy poczułam nierówne skurcze wokół palców. Dochodziła. Jęczała, a jej nektar już dawno zalał moją rękę. Jęknęła raz, ostatni długi raz i odprężyła się. Zwolniłam, wyjęłam z niej palce i oblizałam je ze smakiem. Patrzyłam na nią jak uspokaja swój oddech.
- Przepraszam, że pociągnęłam cię za włosy... - Powiedziała, co wywołało u mnie uśmiech.
- To normalne, lubię to... To zaszczyt. – Sięgnęła i pogłaskała mnie po policzku.
- I dziękuję ci... to było wspaniałe. – Usiadła i pocałowałyśmy się namiętnie. Po chwili położyłam się przy niej na boku, palcami jeżdżąc po jej brzuszku. Niech chwilę odpocznie... Ona również położyła się, oczywiście przodem do mnie. Leżałyśmy tak i patrzałyśmy na siebie. Co nas jeszcze może połączyć? Patrząc w jej niebieskie oczy wspominałam wspólne chwile. Jednak ona powiedziała:
- I dziękuję ci jeszcze za coś... - To mnie zaciekawiło. – Dziękuję, że wtedy wróciłaś... Gdyby nie to, nie wiem co by teraz ze mną było. Jak by wyglądał mój związek z Martyną i takie tam...
- Och, kochanie... ja ci natomiast dziękuję, że mnie wtedy nie odtrąciłaś... - Głaskałam ją po policzku z uśmiechem. Pocałowałyśmy się namiętnie.
- Chodź na gorącą kąpiel... - powiedziała.
- Tak gorącą jak ty? – Zaśmiała się słodko.
- Być może nawet bardziej... - Jeszcze się pocałowałyśmy i poszłyśmy nagie do łazienki. Nadal czułam podniecenie, chciałam się znów kochać.
- Wypnij się... - Usłyszałam.
- Spadaj zboczeńcu... - Powiedziałam prowokująco z uśmiechem i pochyliłam się w celu wzięcia ręcznika z dolnej półki. Poczułam, jak przejechała palcami po pośladkach. Obie napalone... Nagie... może być niebezpiecznie, zaśmiałam się w myślach i weszłam pod prysznic. Weszła za mną i szepnęła mi do ucha:
- Tak szybko się mnie nie pozbędziesz... - Odkręciłam wodę i przymknęłam oczy. Spodobała mi się Gabrysia w wersji napalonej dziewicy. Choć w sumie już nie dziewicy. Już wiem, kto będzie dominował...
Objęła mnie od tyłu i zaczęła mnie całować po szyi i ramieniu, obmacując mnie przy tym wszędzie. Spokojnie się myłam specjalnie ignorując jej pieszczoty. Jednak gdy jej ręce zaczęły ponownie pieścić mi krocze, poddałam się. Odwróciła mnie przodem do siebie i klękła, rozszerzając mi nogi. Zmiękłam, gdy tylko jej język mnie dotknął. Polizała mi chwilę perełkę i wstała, mówiąc:
- Będę czekać w sypialni. Nie pożałujesz... - Polizała mi ucho, wyszła spod prysznica i mokra poszła. Umie prowokować. A myślałam, że należy do tych niewinnych, delikatnych. Podniecona z minuty na minutę coraz bardziej, umyłam się szybko i wytarłam w ręcznik, po czym owinęłam się nim nad piersiami i poszłam do Gabrysi. Zgasiła światło i zapaliła świeczki. Wśród ich płomieni wyglądała jak jakaś Władczyni Ognia. Była tak cholernie piękna... Jeśli to sen – nie chcę się już budzić. Podeszła do mnie, chwyciła za róg ręcznika i zerwała go ze mnie.
- To ci się nie przyda – Dodała i podeszła do szafki by nalać wino. Usiadłam na łóżku opierając się o ścianę i obserwowałam jej nagie ciało w świetle płomieni. Podeszła z lampkami w rękach i usiadła na mnie okrakiem, podając mi jedną z lampek. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Zapytałam:
- Za co pijemy?
- Za to cudowne uczucie by się nigdy nie skończyło...
- Mówisz o orgazmie? – Zaśmiałyśmy się i pocałowała mnie w usta. Napiłyśmy się wina nie odrywając od siebie wzroku. – Więc... Co to za niespodzianka?
Odstawiła lampkę z resztą wina na szafkę, więc uczyniłam tak samo. Zeszła ze mnie. Podeszła do swojej torby. Nie rozpakowałyśmy się od razu po przyjeździe tutaj. Wyciągnęła coś, mówiąc:
- Połóż się i zamknij oczy.
Więc tak uczyniłam. Podeszła, złapała mnie i... przykuła mnie do ramy łóżka. Gorąca dziewczyna mi się trafiła. Po chwili zawiązała mi opaskę na oczy. Nie powiem, zaskoczyła mnie. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zamknęła mi usta pocałunkiem. Klękła między nogami dodatkowo je rozchylając.
- Poddaję się... Wykończ mnie, pani... - Powiedziałam, kiedy robiła mi minetkę. Przerwała i całowała mi podbrzusze, później uda. Następnie wróciła do minetki. Poczułam jak wsuwa mi palce. Najpierw jeden, po chwili dwa...
- Nie jesteś dziewicą – Stwierdziła.
- To było przypadkowe... w liceum.
- Co to za szczęściara?
- Nauczycielka...
- Co?! Opowiedz mi. – Nie przerywała ruchów ręką.
- Noo zostałyśmy same w klasie... i tak jakoś wyszło... - Zaczęła mi kciukiem masować perełkę, jęknęłam.
- Szczegóły.
- Sprzątałam w klasie po wigilii klasowej... wszyscy poszli, ja zostałam. Znasz mnie... I nawet nie zauważyłam, kiedy zamknęła drzwi... I stało się. – Znalazła punkt G. Jęknęłam głośno.
- Opowiedz po kolei, co się stało.
- Stałam tyłem do niej... Zamiatałam podłogę... Nagle ona podeszła od tyłu, z zaskoczenia i zaczęła mi całować szyję... To wzięłam ją na ławce... Później ona zrobiła mi minetkę... A ja później dobiłam ją palcówką na biurku... Wyszła, ja chwilę poczekałam i odniosłam klucz do pokoju nauczycielskiego... - Kręciła mi teraz palcami w środku. Wierciłam się i sapałam.
- To był wasz jedyny raz?
- Nie... Dawała mi w domu korepetycje...
- Pięknie...
- Rodzice się dowiedzieli, nikt więcej... żaden nauczyciel ani nic... - Pocałowała mnie namiętnie i nie mogłam się już na niczym skupić, zbliżał się orgazm. Ta chwila trwała teraz dłużej. Dwa razy dłużej. Ruszałam biodrami w rytm jej ruchów i jęczałam jak opętana. Po wszystkim zrobiła mi minetkę. Szybko się uczyła. Kiedy doszłam przez jej język, ona nie przestawała mnie tam lizać. Przestałam rozróżniać czy pieści mnie językiem czy palcami, ale robiła to perfekcyjnie. Po trzecim orgazmie skończyła i powoli przesuwała się w stronę moich ust torując sobie drogę przez brzuszek, piersi i szyję. Zaczęła mi masować pierś, po chwili drugą. Pocierając jednego sutka lizała i ssała drugiego. Poczułam jej drugą rękę na podbrzuszu, chwilę później już mi masowała perełkę. Przesuwała palcami w górę i w dół, od perełki do dziurki, włożyła mi dwa palce i kręciła nimi we mnie, masując punkt G. Wierciłam się i jęczałam, tylko to byłam w stanie zrobić jako przykuta do łóżka. Sprawiała mi przyjemność każdym dotykiem.
- Kochanie, jak ci się mogę odwdzięczyć? – Zapytałam.
- Przekonasz się jak dojdziesz...
Przyspieszyła ruchy ręką, drugą masując mi perełkę, ustami nadal pieszcząc piersi. Oddychałam coraz szybciej, mocniej ruszając biodrami, zgrywając się z jej ruchami. Mogłaby już mi tak robić do końca życia... Nadal nie miałam jej dosyć. Poczułam, że zachciało mi się do toalety, ale chciałam najpierw dojść bo byłam zbyt napalona. Jednak każdy jej ruch odczuwałam coraz wyraźniej przez zapełniający się pęcherz. To dosyć ciekawe uczucie... Po chwili Gabrysia po raz kolejny doprowadziła mnie do orgazmu. Pocałowała mnie namiętnie i czułam, że zmienia pozycję.
- Rozkuję cię, bądź grzeczna... - I kto to mówi, zaśmiałam się w myślach. – Opaskę ci zostawię, jasne?
- Tak, pani... - Zgodnie z tym, co powiedziała, rozkuła mnie. Ustawiła się...
- Wysuń język – Rozkazała, więc tak zrobiłam. Trafiłam na... jej krocze. Była nade mną. Objęłam ją rękami za uda i zaczęłam lizać ją tam z zachwytem. Mruczałam, uwielbiałam jej ciało. Wzdychała i sapała, co było cholernie podniecające i przyjemne dla ucha, wymawiała moje imię. Jej biodra delikatnie falowały, rękę trzymała mi na głowie przeczesując palcami włosy. Momentami nie nadążałam nad zlizywaniem jej nektaru. Wkładałam w nią język i ruszałam nim, wyciągałam i lizałam perełkę. W pewnym momencie zaczęła drżeć, jakby przez jej ciało przepływał prąd.
- Nie przestawaj... tak jest idealnie... - Usłyszałam, więc pozostałam językiem w jej dziurce, ruszając nim. Czułam skurcze w jej pochwie i słyszałam głośne jęki z jej ust. Kiedy się uspokoiła a ja oczyściłam jej dziurkę z soków, zdjęła mi opaskę z oczu. Poszłam od razu do łazienki się załatwić i szybko wróciłam do mojej żony. Położyłam się przy niej szczęśliwa. Leżałyśmy tak długo, przytuliła się i rozmawiałyśmy o tym, co robiłyśmy tej nocy. Objęłam ją ręką i jeździłam palcami po jej ramieniu.
- Jestem zadowolona i chwilowo zaspokojona – Dała mi namiętnego całusa – oraz kochana tak, jak na to zasługuję...
- Kochanie... będziesz się tak czuć do śmierci i jeden dzień dłużej... - Niedługo po tym zasnęłyśmy szczęśliwe.
~PK
Jak Ci się podobało?