Czytelnia
6 kwietnia 2013
14 min
- Więc pomyślałem, że skoro większość uczelni i tak ma wyjebane na inny przedmiot niż matematyka i język obcy, to oleję tę chemię. A ty dalej w tym tkwisz? Hej, mówię do ciebie!
- Ccco? – spuściłem wzrok, trochę zakłopotany. Magda założyła spódnicę i pończochy. Jasna cholera. Siedzieliśmy sobie grupką w czytelni, na podłodze pod ścianą. A przed nami kilka dziewczyn z naszej klasy odrabiało lekcje, zajmując krzesła przy stolikach z taniego drewna. Wybrałem dobre miejsce. Nie ma to jak napatrzyć się, zapamiętać, po czym radośnie zwalić sobie konia przed snem. Westchnąłem w myślach nad swym smutnym losem i odwróciłem się do Arka. Szybko odtworzyłem sobie w myślach to, co powiedział, i odparłem:
- No... tak. Od początku wiedziałem, że będę zdawał chemię, no to zdaję. To jest po prostu moja droga, choć wiem, że brzmi to górnolotnie.
- Raczej głupio. Tylko potem nie płacz, gdy lepiej od ciebie napiszę matmę – błysnął zębami. Skurwiel. Najbardziej nienawidziłem jego manii na punkcie szkolnego wyścigu szczurów dlatego, że sam często w nim uczestniczyłem i jego zachowanie było lustrzanym odbiciem mojego.
Wzruszyłem tylko ramionami i wróciłem do podziwiania. Rety, ta Magda naprawdę poradzi sobie w życiu. Świetne stopnie, pracowita, a ciało ma jak bogini. Niemal dziewczyna idealna, ale cholernie małomówna. Obserwowałem ją z lewego profilu. Buty, raczej niski obcas, kuszące, smukłe nogi w czarnych pończochach. Do tego spódnica opinająca zgrabne biodra, a wyżej ni to koszula, ni bluza, podkreślająca jej kształtną sylwetkę. Magda zawsze ubierała się ze smakiem, nic wyzywającego. Paradoksalnie, ten dobry gust, jeśli chodzi o ubiór, tylko oddalał ją od reszty klasy. Poza tym miała też w tym udział jej małomówność, może wręcz wyniosłość. W każdym razie wydawała się po prostu... odległa.
Dwa i pół roku nauki, a ja zamieniłem z nią góra setkę słów. A to i tak lepiej, niż większość klasy. Oczywiście, Magda miała swoje przyjaciółki, z którymi chyba często rozmawiała, ale stanowiły raczej zamknięty krąg.
Siedziała zamyślona nad zadaniem, ciemnobrązowe włosy zasłaniały jej twarz. Nieruchoma.
W końcu zadzwonił dzwonek i "lekcja" dobiegła końca. To w ogóle dziwne, przeszło mi przez myśl, że z braku kogoś do zastępstwa wpakowali nas do czytelni, a my naprawdę do niej poszliśmy, zamiast rozbiec się po szkole. Chyba wizja matury napędza wszystkim stracha i nikt nie zmarnuje okazji, by porobić w niezłych warunkach nieco zadań z matmy, fizy, gegry czy innego przedmiotu, którego zaliczenie ma stanowić dla nas klucz do kariery zawodowej. Cóż, zobaczymy.
Czytelnia powoli opróżniała się. Podniosłem się leniwie, zdając sobie nagle sprawę, że ja przez tę godzinę nie zrobiłem nic. Znowu. Czas się wziąć za siebie, pomyślałem po raz czterdziesty. Szkoda byłoby moich zdolności, gdybym słabo zdał maturę i musiał kończyć studia na jakiejś słabej uczelni. Za dużo arogancji, jak zwykle.
Szedłem już do wyjścia kiedy zobaczyłem, że Magda nie rusza się z miejsca. Dziwne. Była jedną z tych dziewczyn, których nigdy nie skojarzylibyście z łamaniem regulaminu czy jakąkolwiek większą rozróbą. Na pewno każdy z nas miał w klasie takich ludzi. "Dobra uciekamy, ale X, Y, Z, na pewno zostaną, nie będzie lipy?", Zawsze trafiają się tacy, o których z góry wiadomo, że zrobią to, co "trzeba". A mnie w takich sytuacjach najbardziej dziwiła złość uciekających na tych praworządnych. Praworządni mogli być izolowani od reszty, mogliby być kopani, wyzywani, albo po prostu byli zawsze na uboczu, ale jeśli nie solidaryzowali się w takim momencie z uciekającymi, to ich frajerstwo podwajało się.
Zamarłem zdziwiony. Następny jest polski. Jesteśmy klasą ścisłą, ale polonista od samego początku owinął nas sobie wokół palca. Między innymi dlatego, że swą srogością budził strach w niejednym uczniu, a podpaść nie chciał mu nikt. Czy Magda zaryzykuje spóźnienie, bo nie potrafi obliczyć jakiegoś logarytmu?
Dalej siedziała bez ruchu. W sali zostaliśmy tylko my. Hm. Uznałem, że głupio trochę tak stać, więc... więc dosiadłem się do niej. Subtelnie, kilka miejsc dalej. Po prostu ciekawość zwyciężyła. Bardzo chciałem dowiedzieć się, o co tu chodzi.
Kiedy Magda usłyszała odsuwane krzesło, uniosła głowę i zrozumiałem, że sądziła, że przez ostatnią minutę była w klasie sama. Skąd ten wniosek? Płakała. Pomimo tego, a może właśnie dzięki temu, po raz kolejny uderzyło mnie piękno jej twarzy. Miała takie szlachetne rysy, takie piękne oczy, których blask podkreślały teraz łzy. To nie była laska, jaką wyrywa się w barze, to była dziewczyna, do której nigdy się nie zagadywało, bo z góry każdy był świadom, że nie ma szans. Po prostu nie. Motyka, słońce i tak dalej.
Patrzyliśmy chwilę na siebie. Magda wydawała się niemal zła, że ktoś zobaczył ją w takim stanie. Ja byłem bardzo zakłopotany, cofnąłem się od stołu. Czas lecieć na lekcje, nie było sensu jej zawstydzać. I wtedy usłyszałem, że z drugiego pomieszczenia idzie do nas bibliotekarka.
- Jest tam ktoś jeszcze?
Cholera, nieciekawie. Magda zaczęła rozpaczliwie wycierać twarz, ale z opłakanym skutkiem. Jej makijaż rozmazywał się, poza tym nie była w stanie ukryć zaróżowionych policzków. Wydawało się, że nie uniknie wypytywań, troskliwych uwag i całego zestawu upokorzenia, który serwowany jest każdemu przyłapanemu na łzach.
Cóż było robić? Może i bywałem egoistą, ale w szczególnie ważnych sytuacjach starałem się postępować w sposób "prawy". No więc przeszedłem szybko przez przejście między salami, stając naprzeciwko bibliotekarki, która zaskoczona zatrzymała się. Starsza babka, tęgawa. Bardzo ją lubiłem, jak wszystkich ludzi, którzy okazują się super pomimo nieciekawej powierzchowności. Uśmiechnąłem się do niej.
- A tak, jeszcze ja, przepraszam. Mamy teraz religię, wypisałem się jakiś czas temu. Zostanę tu jeszcze godzinę, dobrze?
Spojrzała na mnie niepewnie. A przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Cóż, sam dla siebie brzmiałem trochę nieprzekonująco. W końcu odpowiedziała:
- W porządku. Ale szkoda, że wypisałeś się z religii. Oczywiście, możesz robić, co chcesz, ale to także jest nauka, pamiętaj.
- Oczywiście – odparłem, tłumiąc śmiech. – Ale wiadomo, matura... trzeba się skupić na tym, co teraz najważniejsze.
- Może... - powiedziała nieprzekonana. – W każdym razie, muszę teraz wyjść na godzinę, a przepisy mówią, że mam zamknąć za sobą bibliotekę. Przynajmniej przepisy wspominają o głównym wejściu. Gdy skończysz, po prostu wyjdź bocznymi drzwiami, w porządku?
- Nie ma sprawy. Dziękuję. – Zawsze "dziękuję" i "przepraszam". Grzeczny i nieszkodliwy. Lubiłem udawać przed sobą, że to maska, ale chyba naprawdę byłem taki nijaki. Przynajmniej zazwyczaj.
Skinąłem jej głową i wróciłem do czytelni. Magda przez cały czas nie wydała z siebie żadnego dźwięku. I Bogu dzięki, bo musiałbym się tłumaczyć z tego, że ukryłem jej obecność.
- Pewnie słyszałaś. Przez godzinę masz spokój, więc jeśli chcesz, posiedź tu jeszcze trochę. Ja lecę na polski. Mam przekazać coś Brodatemu?
Pokręciła głową, a ja zrozumiałem, że nie chcę jej tak zostawiać. Dlatego, że wyglądała, jakby potrzebowała kogoś. I dlatego, że naoglądałem się za dużo pornosów i naczytałem za dużo kiepskich erotyków. O tak, moi mili, od początku miałem w głowie i ten scenariusz, choć wiedziałem, że nie zrobię nic, by się urzeczywistnił. Co ta samotność robi z ludźmi.
Usiadłem przy niej, tym razem tuż obok. Nie wydawała się z tego ani zadowolona, ani niezadowolona, po prostu patrzyła na mnie. Łzy powoli wysychały na jej policzkach. Wyglądała pięknie, a mi dodatkowo podobał się fakt, że widzę ją wreszcie w sposób inny, niż przez ostatnie lata, że wreszcie widać po niej jakieś większe emocje.
Czy pytanie o powód płaczu będzie jątrzeniem rany czy też wygadanie się będzie dla niej źródłem ulgi? W końcu uznałem, że nie zostałem tu tylko po to, by się na nią gapić.
- Co się stało?
Ach... to chyba jednak nie był najlepszy pomysł. Wzięła głęboki oddech i szykowała się już do odpowiedzi, ale niespodziewanie zaczęła szlochać. Co ja niby mam zrobić? - pomyślałem z rozpaczą. Przecież jesteśmy dla siebie niemal obcy. Jakoś nie mogłem się przemóc, by uczynić cokolwiek, siedziałem więc jak idiota, patrząc na cierpiącą dziewczynę. Prawdziwy ze mnie mężczyzna, nie ma co.
W końcu jednak zdobyłem się na kilka słów:
- Daj spokój, na pewno nie jest aż tak źle.
- Jest... - odpowiedziała w końcu, tłumiąc płacz. – Po prostu... nie potrafię już sobie dać rady z tym wszystkim... Nie potrafię...
- Nie potrafisz dłużej być sama – skąd mi się to wzięło? To znaczy, doskonale wiedziałem skąd, tak myślałem o sobie, ale dlaczego sądziłem, że mądrze będzie to powiedzieć? Idiota.
Magda jednak spojrzała na mnie zaskoczona, jakbym odgadł jej myśli. Ciekawe. Powoli kiwnęła głową. Kiedy po chwili znów zaczęła łkać, już się nie wahałem i otoczyłem ją ramieniem. Jak pocieszyciel, nie kochanek. Pomyślałem, że to chyba najlepsze wyjście, skoro zabrnąłem już tak daleko.
I po chwili byłem zdziwiony jeszcze bardziej, bo Magda wtuliła się we mnie, jak zwierzątko szukające schronienia. Rety, sytuacja była naprawdę dziwna. To znaczy, romantycznie i w ogóle, coś tam, ale kiedy na szybko powtórzyłem sobie w myślach tę rozmowę, nie mogłem uwierzyć, że wszystko się tak dziwnie splotło. Cóż, carpe diem.
Och. Chyba za bardzo się wczułem. Chwilę siedzieliśmy bez ruchu, po czym Magda oparła głowę o moje ramię, a ja poczułem ciepło jej skóry i... ech. Co tu dużo mówić. Dostałem erekcji. Sporej. Może już wspomniałem, moje kontakty z dziewczynami nie były dotąd zbyt bujne. I cały romantyzm poszedł się paść. Głupio mi było się odsuwać, więc pomyślałem, że po prostu poczekam, aż ona to zauważy, szarpnie się ze wstrętem i będę mógł sobie pójść.
Kiedy przypadkowo musnęła ręką wypukłość w moich spodniach, zesztywniała. Unikałem jej wzroku, patrzyłem zaczerwieniony w podłogę. Po chwili jednak poczułem jej dłonie na swoich ramionach, odwróciłem ku niej twarz. I zadrżałem widząc to, co działo się w jej oczach.
***
Staliśmy obok dwóch przewróconych krzeseł. Całowałem ją szybko, bojąc się, że w każdej chwili wyrwie mi się i ucieknie. Sięgnąłem ręką do jej piersi i delikatnie ją ścisnąłem. Magda westchnęła ciężko, po czym zaczęła pospiesznie odpinać guziki swojej koszuli. Jezu, to się dzieje naprawdę? - myślałem, zdejmując koszulkę. Zacząłem rozpinać spodnie, zamarłem jednak, widząc, jak zostaje w samym biustonoszu. Miała wspaniały, koronkowy stanik, doskonale podkreślający jej piękne piersi. Szczupły brzuch, delikatna skóra. Przez moment patrzyła tylko na mnie, wyraźnie czerpiąc satysfakcję z wywartego efektu. Ileż się zmieniło w jej spojrzeniu. Po czym powoli, prowokacyjnym ruchem ściągnęła spódnicę i oto stała przede mną tylko w bieliźnie i pończochach. Cudowny widok. Bałem się, że wystrzelę już wtedy. Ściągnąłem spodnie i przywarłem do jej rozgrzanego ciała. Moja klatka piersiowa niemal rozpłaszczyła jej piersi.
Po chwili leżeliśmy na podłodze. Stary dywan miał dla mnie miękkość weneckiego łoża. Spojrzeliśmy na siebie.
Nie kocham cię, prawie powiedziałem. I wiem, że ty masz gdzieś mnie. Ale w tej chwili potrzebujemy się nawzajem równie mocno. Bo czasem człowiek potrzebuje takiej prostej, niemal prymitywnej bliskości.
Jak opisać to, co się później działo? Ja byłem wstydliwy, ona jeszcze bardziej. Oboje robiliśmy to po raz pierwszy, ciężko było nam dopasować się do partnera. Wszystko, co wiedziałem, to to, że muszę być delikatny, albo okażę się zwykłym śmieciem. Więc byłem delikatny, ostrożnie dawkując przyjemność jej i sobie. Nie było łatwo, ale chyba nieźle sobie poradziłem. Kiedy wraz z jękiem orgazmu z jej ust uleciało moje imię, wiedziałem, że to nic nie znaczy, ale i tak czułem się świetnie. Przyjemnie jest dawać szczęście, tak wiem, dziecinna prawda.
Chwilę leżeliśmy obok siebie, ale to nie trwało długo. Kątem oka dostrzegłem, że Magda wstaje, po czym siada na krawędzi stołu. Z dołu miałem naprawdę niesamowity widok, mimo to jednak wstałem szybko. Wyglądało na to, że żadne z nas nie ma jeszcze dość.
Podszedłem do niej. Zachęcająco rozsunęła uda, dając mi pełne przyzwolenie. Zbliżyłem się jeszcze bardziej, musnąłem ręką jej biodro. Po czym znów obsypałem ją pocałunkami. Chodziło mi tylko o to, by dotknąć jak największej powierzchni jej ciała. Muskałem ustami jej usta, nos, ramiona, brzuch... gdy schodziłem coraz niżej, jej oddech stawał się coraz bardziej urywany. Poczułem jej dłoń ma moich włosach, wyraźnie kierującą mnie w dół.
Ach, więc nasza królowa śniegu ma ochotę na minetkę? Odezwał się we mnie złośnik. Niedoczekanie. Zniknęła gdzieś moja nieśmiałość. Być może chciałem mieć z tego dnia jak najwięcej. A może chciałem tego dla niej? Wyprostowałem się i przywarłem do jej ciała, mój sterczący penis otarł się o wejście do jej wnętrza.
Chwilę delikatnej inicjacji mieliśmy już za sobą. Teraz miałem całe jej nagie, chętne ciało tylko dla siebie i zamierzałem w pełni to wykorzystać. Przycisnąłem ją mocno do blatu, jej nagi tyłeczek wbijał się w ciemne drewno stołu. Spojrzałem w jej oczy i widziałem tylko nieznośne oczekiwanie. Chciała tego, tak samo jak ja. Chwyciłem ją mocno za biodra i pchnąłem mocno. Pisnęła cicho, przez chwilę bałem się, że przesadziłem, ale potem zobaczyłem jak jej oczy zachodzą mgłą rozkoszy. Odrzuciła głowę jak galopująca klacz.
Po chwili pieprzyłem ją już regularnie, Magdę, w szkolnej bibliotece. Jej wspaniałe ciało co chwila lekko cofało się na skutek mocnych pchnięć, musiałem więc kilka razy przysunąć ją mocno do siebie. Takie instrumentalne traktowanie nie przeszkadzało jej chyba, w pełni oddała się mojej władzy. Była skupiona tylko na swojej przyjemności i nie chciała, by cokolwiek ją zakłóciło. Cudowne piersi falowały lekko. W uniesieniu pochyliłem się i złożyłem pocałunek na jej łabędziej szyi. Krople mojego potu zrosiły jej kształtny biust i szczupły brzuch.
- Ach... - ucałowała moje włosy, po czym zaplotła nogi na moich plecach. Wciąż miała na sobie czarne pończochy, wspaniale podkreślające kształt jej łydek i ud. Boże, niesamowicie to na mnie podziałało. Jej szparka była pełna soków. Zdwoiłem tempo, czując jej cudowne nogi na moich biodrach. Nabijałem ją na siebie mocno, pracowałem jak maszyna. Cały czas patrzyłem na jej piękną twarz, na której rysowała się autentyczna przyjemność. Wspaniały pierwszy raz, pomyślałem, obserwując jej włosy, spływające niczym jedwab na blat stołu.
Wszystko trwało jeszcze kilka minut, cóż, nie byłem mistrzem, jeśli chodzi o zadowolenie kobiety, bałem się, że dojdę przed nią albo że ktoś nas przyłapie. Tak się jednak nie stało. Nagle poczułem, jak przez jej całe ciało przebiega spazm, potem kolejny. Krzyknęła głośno, najgłośniej. W końcu wygięła ciało w łuk i zesztywniała na chwilę, jak marmurowy posąg Afrodyty. Ten widok sprawił, że musiałem skończyć, nie miałem możliwości wytrzymać dłużej. Na szczęście zachowałem resztki rozsądku, wyszedłem z niej i spuściłem spory ładunek nasienia na jej brzuch, część doleciała aż na jej piękne piersi.
Przez minutę dyszeliśmy, tylko na siebie patrząc. Ja czułem szczęście, niesamowite spełnienie. Co czuła ona? Sponiewierana, z kroplami spermy na brzuchu i rozłożonymi nogami, wciąż była cudowna, ale w jej oczach powoli zaczęło pojawiać się przerażenie, kiedy znów zaczęła racjonalnie myśleć. Nagle spojrzała na mnie z takim wyrzutem, że z szoku cofnąłem się o krok. To naprawdę zabolało. Wstała, istna bogini płodności, z męskim nasieniem spływającym po jej udach, zaróżowiona i zdyszana. Czułem, że zrobiłbym dla niej wszystko, nawet kogoś zabił. Ona jednak odwróciła się tylko do swoich rzeczy i zaczęła je zbierać. Stałem chwilę ogłupiały, zapewne wyglądając idiotycznie z oklapniętym penisem. Wyraźnie żałowała tego, co zrobiliśmy, nawet jeśli także przeżyła coś pięknego. Poczułem duży zawód. No ale trudno. Ta najbardziej cyniczna część mnie szepnęła w moim wnętrzu, że to, co naruchałem, to moje i trudno było jej odmówić racji.
Magda w tym czasie pochyliła się nad swoją koszulą i nagle poczułem, że mój penis znów szybko zaczął twardnieć na widok jej wypiętego tyłka. Wciąż widziałem zaczerwienienia w miejscach, za które je trzymałem. Była w tej chwili taka bezsilna i zagubiona, miałem ochotę ją pocieszać, ale chyba bardziej miałem ochotę na nią, chciałem ją wziąć w tej pozycji, jak w tandetnym pornolu. Zerżnąć jeszcze raz, jak sukę, na moich warunkach, zadając jej bolesne klapsy. Wiedziałem, że to czysty egoizm, że to niemal chore, ale nie byłem w stanie nic na to poradzić.
W końcu wstała. Unikając mojego wzroku przeszła na drugi koniec pokoju, wyjęła z torebki chustkę i zaczęła wycierać się z potu i nasienia.
Po części byłem też przerażony. Bałem się, że to się nigdy nie powtórzy. Było mi tak żal.
Podszedłem do niej powoli, napawając się widokiem jej cudownych nóg i bioder. Rety, dziewczyna mogłaby zostać modelką. Miała w sobie coś takiego, co sprawiło, że czułem się jak prostaczek idący wznosić modły do bóstwa.
Znieruchomiała, słysząc moje kroki. Widocznie bała się tego, co powiem, co zrobię. Pochyliłem się i złożyłem pocałunek na jej spoconym obojczyku.
Odwróciła się z szybkością, której zupełnie się nie spodziewałem, po czym spoliczkowała mnie z całej siły w twarz. Zachwiałem się lekko, policzek piekł mnie nieznośnie.
- Nigdy więcej tak nie rób. Nigdy. Zapomnij o wszystkim – wysyczała. Wyczuwałem jad w jej głosie, chciała mnie zranić i świetnie jej to wychodziło. Odwróciłem się i poszedłem szukać swoich rzeczy, przez głowę przebiegał mi huragan myśli, cynicznych, pełnych smutku, także współczucia do niej. Dla mnie to była świetna przygoda, ona oddała mi na zawsze coś najcenniejszego. Miała prawo żałować i brzydziła mnie myśl osądzania jej. Ja nie żałowałem niczego, ale i tak było mi przykro.
Byłem tak zamyślony, że nawet nie zauważyłem, kiedy wyszła. Ogarnąłem się i poleciałem na lekcje, jednak nie było jej w klasie. Przez resztę tygodnia nie przychodziła do szkoły. Szalałem z niepokoju, ale bałem się o nią dowiadywać u jej kumpeli. Wiedziałem, że Magda chce wymazać tę chwilę, udawać, że jej nie było. Gdyby przeze mnie to wszystko się rozniosło, czułbym do siebie bezbrzeżną pogardę. Czułem się trochę szlachetniejszy przez ten jakże wzniosły czyn, tak więc znów pojawił się ten mój cholerny egoizm, poza tym jednak coraz bardziej się o nią martwiłem. Co się dzieje? Gdzie jesteś? Magdo?
Jak Ci się podobało?