Czarci Jar (V). Złe słońce
9 stycznia 2016
Czarci Jar
22 min
Mirka obudziła się i rozejrzała po pokoju. Słońce jeszcze nie wzeszło na tyle, żeby rozproszyć resztki nocy. W efekcie szara poświata, niczym strzępy nocnej mary, wciąż Tuliła Czarci Jar w objęciach. Rafał spał jeszcze z ręką wciśniętą po głowę. Przez chwilę zastanawiała się, o czym śni. Wreszcie wyszła z łóżka ostrożnie, bacząc, żeby nie obudzić mężczyzny. Czuła dziwne podniecenie. Coś ją nosiło, kazało podejść do okna.
Bezszelestnie na bosych stopach dotarła do celu i odsunęła firankę. Wszędzie panował niesamowity spokój. To miejsce mimo wszystko było takie piękne. Spojrzała na dwie potężne góry, przyczajone olbrzymy, które jednocześnie mogły dać schronienie, wymarzony azyl od świata, jak również uwięzić w śmiertelnej pułapce. Drzewa były nieruchome. Z kominów okolicznych chat leniwie unosiły się siwe smugi dymu.
Nagle na podwórzu zauważyła dwie postaci. Habity wskazywały na mieszkanki tej sielankowej osady. Kaptury zapewne miały chronić je przed chłodem poranka, jednak mimo to, coś ją tchnęło. Podeszła bliżej okna i wpatrywała się wyczekująco. Kobiety, przecież nie widziała ani jednego mężczyzny z obsługi, rozmawiały ze sobą. Jedna z nich machała rękami. Dziewczyna znała kogoś, kto rozmawia w ten sposób. Jej serce zabiło mocniej. W pewnym momencie jedna z nich, jakby wiedziona szóstym zmysłem odwróciła się w stronę okna. Mirka zbladła, drgnęła, choć się nie wycofała.
– Janka? – powiedziała sama do siebie – przecież, to niemożliwe, Janka?
Osoba stojąca na zewnątrz wpatrywała się chwilę w okno, po czym naciągnęła kaptur głębiej na głowę i pospiesznie odeszła. Mirka zastygła w bezruchu. Była skołowana, jej serce biło jak szalone. Czy nie po to tutaj przyjechała? Żeby ją odnaleźć? W zasadzie to nie prawda. Przecież wyznała Rafałowi, co nią kierowało. Zrobiła to dla niego i tylko dla niego. Teraz kiedy wyznali sobie miłość, cała reszta przestała mieć znaczenie. Nagle drgnęła, jakby uświadomiła sobie, że wciąż stoi w oknie z rozdziawionymi ustami.
Podeszła do niedużej kuchenki i wstawiła wodę na herbatę. Miała na sobie tylko w majtki i stanik, ale w pokoju było ciepło i przytulnie. Kiedy usiadła z kubkiem w ręce, zamyśliła się. Może jednak się przewidziała? A jeśli nie? Dlaczego Janka miałaby się tutaj ukrywać? Nie wyglądało na to, żeby ktoś przetrzymywał ją siłą. Co mogło ją do tego skłonić? To miejsce owszem ma swój urok, ale całkowite odcięcie się od świata, od rodziny? Być może popełnili błąd, nie zadając pytań obsłudze. Może nikt nie robiłby tajemnicy z tego faktu. Z drugiej strony, zastanawiała się, czy gdyby Rafał zobaczył swoją byłą dziewczynę, jej siostrę, czy prawdą jest, że stara miłość nie rdzewieje? Miała jeszcze większy mętlik w głowie. Napiła się herbaty.
Minęło dwadzieścia minut. Szary świt powoli, choć niechętnie, ustępował wznoszącemu się coraz wyżej słońcu. Dziewczyna wśliznęła się pod kołdrę. Rafał spał na plecach, z twarzą zwróconą w sufit. Rozciągnęła się tuż obok. Czuła ciepło jego rozespanego ciała. Położyła mu rękę na piersi. Oddychał miarowo. Jej dłoń przesunęła się niżej. Dotarła do bokserek. Cały czas wspierała głowę na łokciu i przyglądała się mu. Kiedy wetknęła końcówki palców pod bokserki, poczuła jego włosy łonowe. Tymczasem mężczyzna nawet nie drgnął.
Uśmiechnęła się do własnych myśli. Miała nadzieję, że jest mu z nią dobrze. Dłoń odruchowo zanurzyła się głębiej. Złapała go za jądra. Miała ciepłą rękę od trzymania gorącej filiżanki. Delikatnie ścisnęła zdobycz. Bawiła się nimi, patrząc, jak Rafał krzywi twarz. Zastanawiała się, co też może mu się śnić. Może właśnie ona? Pieszcząc go, poczuła, że penis napręża się coraz mocniej. Wreszcie z jąder przesunęła dłoń i dotknęła członka. Nie był jeszcze tak twardy, jak potrafił. Zabawa z nie do końca sztywnym prąciem sprawiła jej przyjemność. Czuła jak staje w jej dłoni. Powoli, bardzo powoli i bacznie przy tym obserwując wyraz jego twarzy, zaczęła go masturbować.
Mężczyzna westchnął. Rysy jego twarzy stężały. Wiedziała, że jest mu dobrze. Niech sobie śpi. Niech śni o czymś miłym. Jej ręka poruszała się niemal w niezauważalny sposób. Nagle poczuła, że jej sutki prężą się i zaczynają pulsować. Krew nabiegła do nich, ale nie tylko. Spłynęła również między jej nogi i wywołała mrowienie. Jej wargi sromowe nabrzmiały, miliony mrówek przebiegało po nich tam i z powrotem. Druga wolna ręka powędrowała między uda. Uf, nie przypuszczała, że jest aż tak mokra. Przesunęła palcem wzdłuż sromu.
Wreszcie uznała, że pragnie czegoś więcej. Odrzuciła kołdrę. Spojrzała na nagiego kochanka. Odpięła guzik w bokserkach i uwolniła jego przyrodzenie. Penis leżał teraz dumny i sztywny. Uwolniła również główkę, zsuwając skórę na sam dół. Dziewczyna doznała ogromnego rozwarcia jakby jej pochwa była gotowa przyjąć monstrualny penis. Usiadła ostrożnie na Rafale. Patrząc w dół, położyła na żołędzi swoje mokre wargi. Przesunęła biodrami w tył. Widziała, jak jej płatki ślizgają się po czerwonej główce. Jej srom była teraz jak ślimak, który zostawia mokry ślad.
Partner jęknął przez sen i przekręcił głowę w bok. O tak, skarbie. Śpij sobie jeszcze. Czuła na waginie twardy narząd. Ocierała się nią, pozwalając, żeby penis rozklejał jej delikatne płatki. Zapragnęła go poczuć w sobie. Przesunęła biodra do przodu. Pochyliła się i ruszając pachwinami, sprawiła, że jej wzgórek po prostu połknął go. Nie za głęboko. Na tyle, żeby poczuć, jak główka penisa pręży się, starając się rozepchać jej mięciutkie ciało. Rafał otworzył oczy, a ona patrząc na niego, nadziała się, czując, jak wypełnia ją dogłębnie.
– Dobrze ci jest? – zapytała szeptem.
– Bardzo dobrze.
Jego ręce błyskawicznie odnalazły jędrne piersi, dotarły do sztywnych sutek, które ścisnął opuszkami palców. Dziewczyna unosiła się i opadała powoli, jakby ciesząc się masażem, który zapewniał nabrzmiały penis. Oparła się dłońmi o jego piersi. Patrzyli na siebie oczami płonącymi pożądaniem.
– Pomyślałam, że powinniśmy tutaj zostać jeszcze jakiś czas – pocałowała go.
Na chwilę znieruchomieli. Rafał złapał ją za ramiona, przewrócił na bok, przetoczył się na nią i teraz to ona leżała na plecach. Nawet przez chwilę z niej nie wyszedł. Przygniótł ją do łóżka.
– Jesteś pewna?
– Jestem, a teraz kochaj się ze mną.
*
Na stołówce nie było tłoczno. Kilkanaście osób nie było w stanie wypełnić sali. Seweryn podniósł się i skinął dłonią na widok Rafała i jego dziewczyny. Kelnerka widząc nowych gości, również skierowała się w ich stronę.
– Zapraszam do nas – przesunął talerze, robiąc im miejsce przy stole.
– Znowu się spotykamy – Lena uśmiechnęła się do dziewczyny.
Obydwie pary czuły się ze sobą coraz swobodniej. Rozmawiali na luźne tematy, dopóki pracownica nie przyniosła śniadania dla nowo przybyłych.
– Karmią tutaj wybornie – Seweryn był już przy kawie, którą zawsze wypijał po śniadaniu.
– Co do tego, nie ma najmniejszych wątpliwości – zgodził się Rafał.
Przez kolejne minuty starsze małżeństwo pozwoliło zjeść śniadanie swoim znajomym. Kilka osób zdążyło już opuścić salę, kiedy Mirka jako ostatnia, odsunęła od siebie talerz.
– Trzeba dbać o linię, prawda? – zażartowała.
Mając obok siebie poznaną wcześniej kobietę czuła się trochę dziwnie. Z jednej strony budziła jej sympatię. Była piękna i sprawiała wrażenie osoby z klasą. Niestety dokładnie te same przymioty peszyły dziewczynę. Pół na pół. Do tego dochodziła różnica wieku.
– Chyba tak zgrabna dziewczyna, jak ty, nie ma z tym najmniejszych problemów – sąsiadka uśmiechnęła się do niej serdecznie.
– To samo mogłabym powiedzieć, o pani.
– Jaka znowu pani? Chyba powinnam się obrazić.
– Przepraszam, chciałam powiedzieć, o tobie – Mirka czuła, że piecze ją twarz.
– Tak już lepiej – czarujący uśmiech wykwitł na ustach kobiety – swoją drogą, zamierzam dzisiaj skorzystać ze strawy duchowej, jaką serwują nasze dobrodziejki. Może pójdziemy razem?
Dziewczyna błyskawicznie spojrzała na Rafała.
– A cóż to za ukradkowe spojrzenia? – Lena udała oburzoną – czyżby twój chłopak trzymał cię tak krótko? Oj... a co z równouprawnieniem?
– Nie skąd, nie o to chodzi – próbowała się bronić.
– Świetnie w takim razie spotkajmy się przed hotelem... powiedzmy o... czternastej?
– W porządku – Mirka starała się nie patrzeć w stronę partnera, nie chcąc być posądzoną o uległość.
– Skarbie, teraz już możesz patrzeć na swojego ślicznego chłopaka – tym razem to Rafał się zarumienił.
– Skoro nasze panie wybierają się na jakieś idiotyczne wykłady, może skoczymy na spacer i rozejrzymy się po okolicy? Co ty na to?
– Dla mnie bomba – Rafał skrzywił się po ostatnim łyku kawy.
*
Jurek ocknął się nagle. Właśnie. Nie obudził się, po prostu gwałtownie odzyskał przytomność targany niejasnym lękiem. Rozejrzał się szybko po pokoju. Przy stoliku zauważył czyjąś sylwetkę. Zmrużył oczy.
– Lucyna?
– No proszę, obudził się nasz biedaczek – kobieta nie podniosła się z fotela.
Mężczyzna wstał zbyt gwałtownie i zakręciło mu się w głowie. Momentalnie usiadł i rozmasował skronie. Jasne bolesne rozbłyski rozsadzały mu czaszkę.
– Boże, ale boli.
– Musisz być bardziej ostrożny – żona pomimo serdecznego tonu, nie sprawiała wrażenia przejętej.
– Co się stało? Nic nie pamiętam.
– To zrozumiałe, mieliście wypadek.
– My?
– Ty i Natalia, nie pamiętasz?
Spróbował przypomnieć sobie cokolwiek. Jednak jego umysł ogarnęła ciemna pomroka. Jakkolwiek nie starałby się skupić i wysilić, w głowie miał pustkę. Poprzedni dzień i każdy wcześniejszy był dla niego czarną bezkresną dziurą. Irytujące wrażenie. Podniósł się, tym razem ostrożniej.
– Gdzie jest Natalia? – miał niejasne przeświadczenie, że to jego córka... nie, nie jego, ale Lucyny.
Wszystko było takie niejasne.
– Tutaj – dziewczyna właśnie wyszła z łazienki.
Na głowie miała bandaż. Oplatał jej czoło, lśniąc sterylną bielą. Nastolatka zajęła miejsce na wolnym fotelu. Mężczyzna podszedł do stołu i spojrzał na żonę, później na pasierbicę.
– Dobrze się czujesz?
– Sama nie wiem, chyba straciłam pamięć.
– Moi nieszczęśnicy, byliście na spacerze. Zapuściliście się w górę północnego stoku.
– Tak? – Jerzy starał się zmusić pamięć do pracy.
– Tak i ziemia się pod wami osunęła. Obydwoje spadliście. Macie szczęście, że żyjecie. Co ja bym bez was zrobiła?
Wyraz twarzy żony nie podobał mu się. Było w nim coś, co wywoływało w nim pewien dysonans. Jakby jej słowa nie współgrały z jej mimiką. Zdało mu się, że czuje od niej chłód. Spojrzał na nastolatkę. Wyglądała na równie zagubioną i skołowaną, co on. Mętlik w jego głowie zaczął wywoływać irytacje.
– Zbierajmy się kochani, powinniśmy coś zjeść. To nam wszystkim dobrze zrobi – Lucyna podniosła się, chcąc ponaglić w ten sposób apatycznych maruderów.
– Chyba nie jestem głodna – Natalia spojrzała na matkę, jakby w jej twarzy chciała odnaleźć odpowiedź na to, czy dziewczyna jest głodna, czy nie jest.
– Masz rację kochanie, nie jesteś głodna – matka przemawiała do niej jak do dziecka, nie spuszczając z niej oczu – ale pić musisz.
– Jestem spragniona – powiedziała widmowym głosem dziewczyna.
– Oczywiście, że jesteś.
Jerzy patrzył na tę scenę, czując się w jakiś dziwny sposób odrealniony. Jakby obserwował je przez brudną szybę, a ich zachowanie łatwiej było mu interpretować jak występ teatralny. Gdzieś w tym wszystkim kołatało mu się w głowie, że na jego oczach rozgrywa się coś o szczególnej wadze. Że wyjaśnienie jest na wyciągnięcie ręki, jednak jego umysł był zbyt ociężały. Pracował na wolnych obrotach. Przeraziły go te odczucia i chaotyczne myśli.
– A co ze mną? – Jerzy przez chwilę nawet nie był świadomy, że to jego głos.
– To pytanie jest jak najbardziej w porządku, kochanie.
– Tak?
– Oczywiście, że tak. Nie widzisz, że masz spierzchnięte usta? Głos ci zachrypł, a do tego męczy cię uczucie jakbyś miał w gardle piasek.
– Mam piasek – powtórzył i nagle poczuł, jakby się krztusił.
Ogarnęło go przekonanie, że usta ma pełne piachu. Odkaszlnął raz i drugi. Złapał się za gardło. Chrząknął, walcząc o oddech. Wypełniło go uczucie paniki.
– Kotku, po prostu musisz się napić, to wszystko.
– Strasznie chce mi się pić – uspokoił się.
Jak mógł być tak głupi? Płyn spłucze każdy piasek. Po prostu muszą iść czym prędzej i napić się. Spojrzał na żonę. Uśmiechała się do niego. Uśmiechała się czy się śmiała? Poczuł lekki zawrót głowy. Najważniejsze, żeby zaprowadziła go tam, gdzie dadzą mu coś do picia.
– Chodźmy – kobieta ruszyła w stronę drzwi.
*
Słońce wspięło się wyżej na błękitnym niebie. Wiatr spływał po zboczach gór, niosąc zapach igliwia. Powietrze było tak czyste i świeże, że chciało się nim delektować. Mężczyźni ruszyli ścieżką pomiędzy drewnianymi chatami. Odpowiadali na serdeczne pozdrowienia kobiet ubranych w habity. Atmosfera była iście sielankowa. Niemal jak kadry z przedwojennego filmu.
– Przyznam, że już się oswoiłem z tymi dziwnymi strojami – Seweryn spojrzał na mijaną kobietę – nawet ma to swój urok.
– Pewnie jakiś ma – Rafał nie był co do tego tak przekonany, jak jego znajomy.
Przeszli w ciszy niecałe pięćdziesiąt metrów. Słychać było jedynie szum drzew.
– Myślisz, że one upodabniają się do siebie tylko dlatego, że żyją ze sobą w izolacji od świata?
– Naiwnie byłoby tak sądzić – Seweryn westchnął, zaciągając się świeżym powietrzem.
– Właśnie, a zastanawiałeś się, skąd się bierze ich podobieństwo?
– Nie wydaje mi się, żeby znowu były, aż tak do siebie podobne. Owszem przyznaję, że łączy je coś, jakaś cecha wspólna...
– Pociągłe twarze, szczupłe sylwetki, oczy osadzone blisko siebie? – wyliczał młodszy z mężczyzn.
– Zgoda, zgoda. Jest w tym coś. Jednak bardziej zastanawia mnie twoja reakcja dzisiaj przy śniadaniu.
Minęli kolejną chatę i ruszyli dróżką prowadzącą na północ. Po obydwu stronach mieli dziko porośniętą łąkę, na której dumnie sterczało kilka ostańców o postrzępionych wierzchołkach.
– Nie rozumiem?
– Kiedy moja żona zaproponowała wspólny wypad na te miejscowe gusła, czy cokolwiek to jest. Odniosłem wrażenie, że cię zamurowało. Nie powiem, że pobladłeś, ale twoja reakcja zwróciła moją uwagę.
Seweryn wyjął cygaro i poczęstował swojego towarzysza, który po chwili zastanowienia zdecydował się zapalić. Aromatyczny dym został natychmiast porwany przez lekki podmuch wiatru.
– To miejsce jest dziwne. Wzbudza we mnie jednocześnie niepokój i spokój. Brzmi idiotycznie, ale tak właśnie jest. To przychodzi falami.
– Zaczynasz mówić jak kobieta. Zabrałeś ze sobą podpaski? – Seweryn zaśmiał się, choć nie było w tym nic złośliwego.
– Wiem, jak to brzmi. Sam zwróciłeś uwagę na podobieństwo tamtej kobiety ze zdjęcia. Wygląda jak Hiara. Wszyscy to widzieliśmy. Moja dziewczyna jeszcze wczoraj namawiała mnie, żebyśmy stąd uciekali. Dzisiaj rano zmieniła zdanie. Chce zostać kilka dni. Może to miejsce działa na nią podobnie jak na mnie? Raz przyciąga, innym razem odpycha?
– Przyznaję, jest tutaj jakaś niecodzienna atmosfera. W dodatku to zdjęcie. Tylko ostatecznie nie widzę, żeby działo się coś niepokojącego.
– A ja mam wrażenie, jakby to miejsce próbowało wpłynąć na moje myśli i decyzje.
– Uważasz, że coś nas chce omamić?
– Coś w ten deseń. Trudno to ubrać w słowa.
Rafał nieświadomie ruszył w stronę jaskini. Jego towarzysz bezwiednie podążał za nim. Rozmawiali jeszcze chwilę, po czym zatopili się, każdy w swoich myślach. Pogoda była całkiem przyjemna. Jak na tę porę roku, powietrze było ciepłe, choć lekko wilgotne.
*
Mirka i Lena siedziały w karczmie przy drinku tuż obok ognia. Przyjemne ciepło i zapach sprawiły, że dziewczyna poczuła się swobodniej w obecności swojej nowej znajomej. Co więcej, zapragnęła się przy niej otworzyć. Może to była wina grzańca, które wypiły kilka minut temu. W każdym razie kolejne dwa kubki stały na stole. Odgarnęła kosmyk rudych włosów z czoła, złapała kubek w dłonie. Rękawy wełnianego golfa zachodziły jej aż na palce.
– Wiesz, tak prawdę mówiąc, to dziwne...
– Co jest dziwne? – blask z paleniska odbił się na czerwonych ustach Leny.
– Myślę, że w tym miejscu jest coś... sama nie wiem. Jakby Czarci Jar miał swoją osobowość.
– Zgodzę się z tobą. Tutaj jest tak spokojnie, jakby świat na zewnątrz w ogóle nie istniał.
– Tak naprawdę, chyba nie zaprzyjaźniłybyśmy się w normalnym świecie.
– Co ty mówisz, skarbie?
– Nie chodzi mi o to, że jestem od ciebie młodsza. Po prostu ty jesteś piękna, czuć z daleka, że jesteście z wyższych sfer. Ja to co innego...
– Kochanie, jesteś dla siebie zbyt surowa. Przede wszystkim, ty też jesteś śliczna. Masz swoją osobowość w przeciwieństwie do niektórych moich koleżanek – nachyliła się nad stołem konfidencjonalnie – to stare nudne cipy.
Obydwie wybuchnęły śmiechem.
– Lubię cię, przepraszam, że to mówię – dziewczyna zawstydziła się swoim nagłym wyznaniem.
– Wzajemnie złotko.
– Chciałabym tutaj jeszcze zostać. Tylko nie jestem pewna, czy mój – zawahała się – chłopak, podziela moje zdanie.
– Dlaczego?
– To dłuższa historia.
– Opowiedz mi.
– Nie chcę cię zanudzać. Zresztą to chyba nie wypada, żeby obarczać nowo poznaną osobę swoimi osobistymi rozterkami.
– A, co niby mamy innego do roboty?
Mirka wahała się chwilę, jednak przemogła wszelkie obawy. Opowiedziała wszystko od początku do końca. Lena słuchała z poważną miną. Nie przerwała ani razu. Kiedy dziewczyna skończyła swoją opowieść, ich kubki były w połowie puste. Przez następną minutę milczały, wsłuchując się w odgłosy ognia.
– Rozumiem, że nie chcesz popytać pracownic?
– Nie, Rafał uważa, że to nierozsądne.
– Mam wrażenie, że jesteś równie niezwykła, jak twoja historia – kobieta uśmiechnęła się przyjacielsko.
– Tylko błagam cię, zachowaj to dla siebie.
– Możesz na mnie liczyć. Nawet wiem, jak mogłybyśmy zachęcić twojego chłopaka do pozostania tutaj.
– Jak?
Lena przesiadła się. Zajęła miejsce tuż obok dziewczyny. Odgarnęła jej gęste włosy, które wyglądały podobnie jak ogień palący się obok. Zbliżyła usta do jej ucha i zaczęła szeptać. W miarę jak kobieta mówiła, na bladej piegatej twarzy Mirki pojawiały się rumieńce.
*
– Pamiętasz jaskinię, o której ci opowiadałem? – Rafał spojrzał między drzewa.
– Tak, to tutaj?
– Dokładnie tam – wskazał palcem przed siebie.
Mężczyźni stali pośród drzew. Ziemia była w tym miejscu mocno pochyła. Przed nimi nieco wyżej znajdowały się schody z drewnianych bali. Każdy stopień na obydwu końcach był lekko przysypany ściółką. Nawet ich kolor zlewał się z tłem podłoża. Dlatego schody można było łatwo przeoczyć. Dalej, jeszcze wyżej, majaczyła ciemna dziura w skale. Sama skała również wyglądała niepozornie, a to z tej prostej przyczyny, że w tamtym miejscu ziemia gwałtownie szła w górę. Prawdopodobnie podłoże osuwające się przez lata, może dziesiątki lat, zakryło większą część pomarszczonego kamienia. Reszta częściowo porosła mchem.
– Faktycznie, zaskakujące – Seweryn nieświadomie rozdziawił usta.
– Mówiłem.
Niespodziewanie usłyszeli za swoimi plecami, że ktoś zakaszlał, chcąc zwrócić ich uwagę. Obydwaj mężczyźni odwrócili się zaskoczeni. To była jedna z pracownic spa. Jej jasne włosy falowały na wietrze.
– Panowie, pomożecie mi? Strasznie tutaj stromo.
– Naturalnie – Seweryn podszedł do kobiety.
– W zasadzie chcieliśmy rzucić okiem na jaskinię... – ostrożnie protestował Rafał.
– Panowie – uśmiechnęła się – przejdźmy na ty. Jestem Zoja.
– Seweryn, to mój kolega Rafał.
– Miło mi. Jeśli chodzi o jaskinię... przykro mi, ale to teren prywatny. Wewnątrz kamienie się osuwają, są dziury, rozpadliny... w ogóle jest niebezpiecznie.
– Jednym słowem, zabrania nam pani? – Rafał sam nie wiedział skąd w nim tyle uporu.
– Znam lepsze miejsca – jej uśmiech był kuszący.
Po chwili schodzili w trójkę na dół. Zoja szła w środku, pozwalając mężczyznom po swojej lewej i prawej stronie trzymać się za ręce i asekurować. Kiedy wyszli z lasu, a ziemia stała się stosunkowo równa, kobieta cofnęła ręce. Ruszyli razem w stronę hotelu.
– Chyba nie przyjechaliście tutaj skręcić kostkę, prawda?
– Niekoniecznie – przyznał Seweryn.
– Właśnie, a proszę mi wierzyć. Mamy tu naprawdę interesujące miejsca i zabiegi – spojrzała na starszego z mężczyzn z uśmiechem, który można by uznać za dwuznaczny – wystarczy zapytać o mnie w hotelu.
*
Rafał wyszedł z łazienki. Prysznic poprawił mu nastrój, szczególnie że Mirka ustaliła z Leną, iż mają się spotkać wieczorem u nich w pokoju. Poprzednie przyjęcie wypadło całkiem dobrze.
– To miło, że znowu nas zaprosili, nie sądzisz? – dziewczyna stała przed lustrem, poprawiając sukienkę – domkniesz zamek z tyłu?
– Owszem, wydaje mi się, że są w porządku – dopiął jej suwak – wyglądasz ślicznie.
– Dziękuję, jesteś kochany – uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze.
Mężczyzna zabrał ze sobą butelkę koniaku, którą kupił podczas kolacji w karczmie. Zatrzymali się przy drzwiach, zerkając w głąb pomieszczenia.
– To chyba wszystko? – Rafał otwarł drzwi i wyszli na korytarz.
Pokój ich znajomych mieścił się na drugim końcu korytarza. Zatrzymali się pod drzwiami i mężczyzna już miał wyciągnąć rękę, żeby zapukać, kiedy dziewczyna złapała go za nadgarstek.
– Tylko... Rafał...
– Co się stało?
– Żadnych smutków. Dziś chcę się zabawić, dobrze?
– Co tylko sobie życzysz – cofnęła dłoń i zapukał.
Minęło zaledwie kilka sekund, kiedy drzwi otwarły się na oścież.
– Proszę, proszę. Nasi goście już są – przywitała ich gospodyni, której humor zdawał się dopisywać – Sewuś nalej państwu – rzuciła w głąb pokoju.
Kobieta zamknęła za nimi drzwi i zaprowadziła do pokoju. Na stole stała butelka koniaku, whisky, kilka przekąsek, szkatułka z cygarami i ogromna kryształowa papierośnica. Muzyka sączyła się z głośników, a w powietrzu unosił się zapach damskich perfum.
– Zapraszam, zapraszam – gospodarz wskazał im krzesła – nie wiem, czy chłopak już ci mówił, ale wybraliśmy się dzisiaj na mały spacer.
– W zasadzie jeszcze nie rozmawialiśmy – Mirka złapała szklankę i spróbowała bursztynowy płyn.
– A widzisz. Zaprowadził mnie do tej jaskini.
– O, dlaczego nic nie mówiłeś?
– Jakoś nie było okazji, chciałaś się przygotować...
– No właśnie widzę – Lena dosiadła się do stołu – dziewczyno, wyglądasz zabójczo – dotknęła znajomą w ramię – jak milion dolarów.
– Ty również, nie próżnowałaś – skomplementowała ją Mirka – ta sukienka podkreśla twoją kobiecą figurę.
– Nie mów tak, bo się zaczerwienię.
–Wyobraź sobie, że znowu zjawiła się tam jedna z tych kobiet – poskarżył się Rafał, przerywając komplementy – tyle że była trochę milsza.
Rozmowa zeszła na luźniejsze tematy. Panowie częstowali się alkoholem, ale ich partnerki zdawały się nie ustępować im na krok. W pokoju zapanowała karnawałowa atmosfera.
– Nie uwierzycie, co opowiadają te kobiety – Mirka zmieniła temat.
– Racja, byłyście na tym ichnim wykładzie. I jak? – Seweryn spojrzał na żonę.
– Słuchajcie – zaczęła starsza z kobiet – oni twierdzą, że dzieje ludzkości dzieli się na cztery epoki; złotą, srebrną, brązową i żelazną.
– Teraz mamy żelazną – wtrąciła Mirka.
– Dokładnie. Opowiadały nam o tym, co poprzedzało złotą epokę.
– Purpurowy świt – dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco, jakby chciała obiecać Lenie, że już nie będzie przerywać.
– To miał być pierwotny świt wiecznego zmierzchu. Bez czasu, pór roku i tak dalej. Nie było dnia i nocy tylko wieczny świt, a na północnym niebie lśnił blady dysk. To właśnie Saturn.
– Na niebie podobno był taki purpurowy blask – mimo wszystko dziewczyna nie wytrzymała.
– Tak w ogóle – Lena pozostała niespeszona – to ziemia też podobno powstała z Saturna. To on był w centrum układu.
– Wy tak na poważnie? – Rafał zerknął na kolegę.
– Słuchaj – odpowiedziała mu dziewczyna – mówimy dużym skrótem. One opowiadały to przez trzy godziny. Kiedy pojawiło się słońce, powoli wypierało Saturna. To była prawdziwa kosmiczna wojna. Tworzyły się kolejne planety. Dopiero wtedy wytrącona woda z Saturna utworzyła pierścienie.
– Siedem warstw – tym razem to Lena wtrąca podekscytowana – jak siedem dni stworzenia świata.
Mężczyźni wymienili spojrzenia.
– To właśnie powstanie tych pierścieni, jest podobno schyłkiem purpurowego świtu. Wreszcie Saturn zostaje zwyciężony, wyparty tam gdzie widzimy go dzisiaj, a w centrum zostaje słońce – Mirka przepłukała usta alkoholem – powstaje złota era – kobiety uśmiechają się do siebie.
– I stała się jasność. Bóg nazwał jasność dniem, a ciemność nocą – wtrącił się Seweryn.
– Dokładnie tak skarbie – żona wzniosła w jego stronę swoją szklankę – i od tego momentu zaczyna płynąć czas.
– To jest... – Rafał starał się ubrać swoją myśl w słowa – największy stek bzdur, jaki słyszałem.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, choć obydwie kobiety sprawiały wrażenie, jakby nie traktowały tego, aż tak absurdalnie. Seweryn wstał i wzniósł toast.
– Wypijmy za nasze fanatyczki.
– Za kult Saturna – niemal jednocześnie wyrzuciły z siebie kobiety.
*
Jerzy leżał wpatrzony w sufit. Jego mózg był jak zajęty procesor, który zużywa zasoby na coś, o czym on sam nie miał pojęcia. Ciemność w pokoju rozpraszały wyłącznie gwiazdy lśniące na czarnym niebie. Cisza dzwoniła w uszach. Przy stoliku stojącym pod oknem siedziała Natalia. Nad nią pochylała się Lucyna. Dziewczyna pisała coś na kartce papieru. W umyśle mężczyzny kołatała się ulotna myśl, która nie potrafiła się skrystalizować, ale miała coś wspólnego z ciemnością i faktem, że jego pasierbica zapisuje coś, co szepcze jej do ucha matka. Czuł, że jest jakaś sprzeczność pomiędzy brakiem światła i czynnością wykonywaną przez dziewczynę, coś tliło mu się z tyłu głowy. Ostatecznie przestał się tym zajmować. Czuł się zbyt otępiały. Co niby miałoby być takiego dziwnego w tym wszystkim?
– Jerzy, chodź tutaj.
Zanim sens słów żony przebił się przez mgłę, która tumaniła jego mózg, już był w połowie drogi. Zatrzymał się przy nich i spojrzał tępym wzrokiem.
– Zabierz Natalię na dach.
Mężczyzna wyciągnął rękę do pasierbicy. Nastolatka wstała, złapała go za dłoń.
– Co będziemy robić na dachu? – dziewczyna sprawiała wrażenie zamyślonej, trochę nieobecnej.
– Jurek nauczy cię latać. Przecież zawsze chciałaś latać, prawda?
– Latać – powtórzyła jak echo – chcę... bardzo...
– Idźcie.
*
W pokoju Seweryna i Leny panowała luźna atmosfera. Wszyscy byli w wyśmienitych nastrojach. Właśnie otwarli drugą butelkę. Gospodyni odciągnęła na stronę dziewczynę i szeptały chwilę. Kiedy wróciły, Lena usiadła obok Rafała, a Mirka przy Sewerynie.
– A cóż, to za zmiana, nie żebym narzekał – uśmiechnął się gospodarz.
– Uznałyśmy, że wprowadzimy trochę pikanterii do naszej imprezy – Lena oparła dłoń na ramieniu chłopaka swojej dziewczyny – chyba że masz coś przeciwko? – posłała mu czarujący uśmiech.
– Nie skąd – wzrok mężczyzny powędrował do Mirki, która puściła do niego oko.
– Słuchajcie, a może zatańczymy? – starszy z mężczyzn podszedł do mini wieży i pogłośnił muzykę.
Wszyscy podnieśli się i ruszyli na środek pokoju. Było tam wystarczająco dużo miejsca. Lena złapała za rękę swojego partnera. Niemal cały czas patrzyła mu w oczy. Rafał nie mógł oprzeć się wrażeniu, że kobieta, z którą tańczy, jest wyjątkowo atrakcyjna, a jej wzrok niemal hipnotyzujący.
– Świetnie tańczysz – pochwaliła go.
– Tylko dlatego, że mam doskonałą partnerkę.
– Więc może podejdziesz troszkę bliżej?
Tymczasem Seweryn objął Mirkę w pasie. Przysunął ją do siebie. Prowadzili luźną rozmowę. Kiedy był odwrócony w stronę okna przez ułamek sekundy miał wrażenie, że za szybą mignął mu jakiś cień. Uznał, że to złudzenie. Jego młoda partnerka dobrze tańczyła. Jej biodra zmysłowo kołysały się w rytm muzyki. Nagle do ich uszu dobiegł przeraźliwy wrzask.
Wszyscy niemal w jednej chwili rzucili się do okna. Mirka odsunęła firankę. Spojrzeli w dół. Na zewnątrz ktoś stał, trzymając dłonie przy twarzy i krzyczał. Przeraźliwie wrzeszczał. Początkowo nie wiedzieli, o co chodzi. Dopiero po dłuższej chwili zauważyli dwie ciemne sylwetki leżące na trawniku. Ciała nie poruszały się i Rafał mógłby przysiąc, że wciąż trzymają się za ręce. W jednej chwili atmosfera uległa zmianie. Bliskość śmierci wypełniła ich serca grozą.
Jak Ci się podobało?