Córka Architekta (IV)
6 grudnia 2018
Córka Architekta
27 min
Wracałem spacerkiem z biblioteki. Alicja zaraziła mnie czytaniem. Przedtem książki miałem w ręce od święta, dosłownie. Teraz dwa, a czasem nawet trzy razy w miesiącu odwiedzam bibliotekę. Akurat wtedy nadrabiałem brak znajomości sagi o Harrym Potterze. Żona preferowała nieco poważniejsze lektury, poprosiła mnie o „Braci Karamazow”. Wszystkie książki miałem w podręcznej torbie. Było ciepło, ale nie zdjąłem marynarki. A to dlatego, że miałem w niej pilot. Chciałem go mieć przy sobie. Zazwyczaj trzymałem go właśnie w wewnętrznych kieszeniach marynarki, tuż przy sercu. Miałem pewność, że go nie zgubię i nikt mi go nie ukradnie. Bałem się go zostawiać w domu. Gdyby zdarzyło się jakieś nieszczęście, mogłem dzięki niemu uratować Alicję. Jeśli w zamian za jej życie muszę ponieść ofiarę gotowania się w marynarce w ciepłe dni, to jest to mały koszt.
Stanąłem na przystanku. W pewnym momencie zauważyłem, że mężczyzna trzymający w rękach szklaną kulę przygląda mi się badawczo. Uśmiechnąłem się sztucznie i skinąłem uprzejmie do niego głową. Podszedł bliżej.
– Przepraszam, jest pan Architektem? – zapytał.
– Nie, pracuję w banku – odparłem. – Znamy się?
– A może ma pan przy sobie jakiś niezwykły przedmiot? Choć to raczej... – urwał i zbliżył do mnie kulę. Była wypełniona przezroczystą cieczą, w której pływała mała czarna kulka z przymocowaną czerwoną strzałą. Grot skierował się dokładnie w moją pierś i stuknął w szklaną ściankę. – Niektórzy mają talent, choć o tym nie wiedzą. Nieświadomie wysyłają impulsy. No, chyba że ma pan przy sobie jakiś niezwykły przedmiot.
Od jakiegoś czasu dziwne zjawiska dookoła przestały mnie zaskakiwać. Mężczyzna sprawiał wrażenie niegroźnego. Mówił z zagranicznym akcentem. Z wyglądu przypominał Baltazara, tylko młodszego o jakieś piętnaście lat. Był też trochę niższy. Pytał o Architekta, czyli całkiem możliwe, że sam jest jednym z nich.
– Ja nie jestem Architektem, ale mój teść tak – szepnąłem.
– Och – zdziwił się. – Pan wybaczy. Nazywam się Johannes Dunkelnacht. Jestem niezrzeszonym Architektem. Ilekroć bywam w nowym mieście, sprawdzam, czy smoczy kieł nie wyczuwa jakichś impulsów. Od pana wyczuł i podążałem tym tropem.
– Nazywam się Dawid – ukłoniłem się. – Teść coś wspominał, że mam talent – skłamałem. Istnienie pilota wolałem zachować w tajemnicy. Nie rozumiałem zbytnio o co chodzi, ale udawałem, że wszystko wiem.
– A pański teść do jakiej gildii należy?
– Niestety, nie wiem. Trzyma mnie z daleka od takich spraw.
– Rozsądnie. W tym regionie Wielka Loża Wschodnia i Drugi Krąg spierają się o pozycję dominującą, więc lepiej nie wnikać w konflikty.
– Ten smoczy kieł... Jak to działa? – zapytałem, udając tylko niewielkie zaciekawienie. Miałem nieodparte wrażenie, że ktoś przygląda się nam z ukrycia. Starałem się więc mówić cicho i bez wyraźnych emocji.
– To proste urządzenie mojej konstrukcji – dumnie wypiął pierś. – Wyczuwa impulsy i podąża ich śladem. Proszę się nie martwić, aż tak źle nie jest, żeby gildie polowały na Architektów.
– Przepraszam, a mógłby mi pan wyjaśnić, czym w zasadzie są gildie? – uśmiechnąłem się niewinnie.
– To zrzeszenia Architektów – odparł. Schował kulę i chwilę milczał. Patrzyłem na niego pytająco. – Oferują pomoc, wymianę wiedzy, dostęp do ksiąg i warsztatów, ale coś za coś. Każda ma swoje zasady i wartości. Jeśli ktoś zostanie członkiem, to później ciężko mu wystąpić. Widzę, że pan kompletnie niezorientowany?
– Teść mówił, że ma problemy z jakąś gildią, ale zawsze zbywa temat. Nie chce, bym został Architektem. Uważa, że zwyczajne życie jest lepsze – brnąłem w kłamstwo.
– Wiedza i umiejętności kuszą. Zwłaszcza, jeśli ktoś ma talent. Czuje się bezkarny i korci go, by złamać tabu. Rozumiem postawę pana teścia – pokiwał głową z aprobatą. – A jak on się nazywa?
– Wolałbym nie zdradzać jego personaliów. I tak nie jest zbyt towarzyski. Pomagam mu tylko w niegroźnych eksperymentach – zaśmiałem się dla rozluźnienia. – A tabu o jakim pan wspomniał, to...?
– Jeśli pan tego nie wie, nie powinienem poruszać tego zagadnienia – szepnął nerwowo. – Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia. – Ukłonił się elegancko i wysilił na uśmiech, po czym poszedł w swoją stronę.
A więc istnieje więcej takich jak Baltazar. Muszę go koniecznie wypytać o tabu. Jej, w moim życiu działa się akcja równie dobra jak w Harrym Potterze. Szkoda tylko, że nie mogłem się tym pochwalić przed Alicją.
Brama była otwarta, co mnie mocno zaniepokoiło. Baltazar rzadko bywał tak nieostrożny. Jego dom miał wiele zabezpieczeń, niektóre były aż irracjonalne. Jak na przykład to urządzenie, którym tłumił sieci komórkowe. Szybko poznałem powód otwartej bramy. Zbierał się akurat do wyjścia. Ucieszył się z mojej wizyty.
– Miałem do was dzisiaj wpaść. Wyjeżdżam na trzy miesiące i chciałbym, żebyś sprawdzał, czy w moim domu wszystko w porządku. Kody zabezpieczające znasz. A jakbyś zapomniał, to Alicja je pamięta. Kwiatków nie trzeba podlewać, system nawadnia je automatycznie – poinformował.
– A dokąd jedziesz?
– W celach naukowych – wywinął się od odpowiedzi. – Nie będzie ze mną kontaktu. W razie problemów, spróbuj poradzić sobie sam albo graj na zwłokę.
– Nie planuję mieć problemów – uśmiechnąłem się. Czas przejść wprost do rzeczy. – Spotkałem dziś człowieka, który przedstawił się jako niezrzeszony Architekt. Namierzył mnie przez jakieś impulsy.
– Ale nic mu nie powiedziałeś? – zapytał podejrzliwie.
– Nic a nic – odpowiedziałem po namyśle. – Czy to normalne, żeby tak sobie chodzić po mieście i wyłapywać impulsy w poszukiwaniu innych Architektów?
– Łączą nas dwie cechy: ciekawość i chęć sprawdzenia, czy nasze wynalazki działają. Zatem tak, to dosyć normalne – zaśmiał się.
– Czy te całe gildie to jakaś poważna sprawa?
– Dla niektórych – wzruszył ramionami. – W naszym regionie dwie walczą o wpływy. Głównie skupiają się na rekrutacji nowych członków, ale czasem dochodzi do mocno nieczystych zagrań. Zapewniam, że to nie twój problem. Wam, drogie dzieci, nic nie grozi.
– Mogą mnie namierzyć? – zmartwiłem się.
– Cóż, pilot wysyła impulsy, nawet jeśli go nie używasz. Ale mogą to robić także inne artefakty, a nawet nieświadomi swoich predyspozycji ludzie. W razie kłopotów udawaj, że o niczym nie wiesz.
– Nie muszę udawać – zauważyłem.
– Pytałeś mnie kiedyś o antenę na dachu. Rzeczywiście, nie mam telewizora. To zagłuszacz. W promieniu kilometra zbiera wszystkie impulsy, więc nikt niczego nie zauważy. Jeśli z jakiegoś powodu poczujesz się zagrożony, przyjdź tu z Alicją. Ale podkreślę, nic wam nie grozi – zapewnił.
– W porządku – przytaknąłem. Widać było, że Baltazarowi temat gildii był w niesmak. Odpuściłem dalsze przesłuchanie. I tak by mi nic nie zdradził.
Kolia przywitał mnie radosnym szczekaniem. Pogłaskałem go za uchem. Przygarnięcie psa było pomysłem Alicji, która koniecznie chciała powiększyć naszą rodzinę, ale nie czuła się jeszcze gotowa na dziecko. Kolia był niedużym czarnym kundlem uwielbiającym się bawić. Gdyby do naszego domu dostał się włamywacz, zamiast bronić przed nim dobytku, zacząłby się ochoczo do niego łasić.
– Co tak długo dzisiaj?
– Wpadłem do twojego taty na chwilę – wytłumaczyłem się. Zdjąłem buty i podałem jej książki z torby. – Wyjeżdża na trzy miesiące, prosi, byśmy mieli oko na dom.
– A dokąd jedzie?
– Nie chciał powiedzieć.
– Na pewno wszystko z nim w porządku? – zmartwiła się. – Może jest chory? Powiedz, jedzie do szpitala?
– Przecież to prawdziwy okaz zdrowia, jeszcze zatańczy na naszych pogrzebach – spróbowałem ją uspokoić. – Ale jeśli koniecznie chcesz wiedzieć dokąd jedzie, to porozmawiaj z nim jutro – pocałowałem ją w policzek. – To co na obiad?
Alicja pracowała w dziale planowania średniej wielkości przedsiębiorstwa. Była tam chyba jedyną, która naprawdę lubiła swoją pracę. Zdarzyło mi się co nieco poznać część jej współpracowników, bo dwa razy do roku szefostwo organizowało firmową imprezę. Nie pałałem wybitną chęcią do tego typu wydarzeń, ale jako mąż miałem swoje obowiązki.
I przyszedł czas na taką imprezę. Miałem już ułożony plan taktyczny: będę się uśmiechał i przytakiwał. Zapewne od czasu do czasu będę musiał zatańczyć, a jak Alicja nie będzie miała nic przeciwko, to obalę flaszkę z innymi znudzonymi facetami. Mój magiczny pilot zabierałem oczywiście ze sobą, tak na wszelki wypadek.
Alicja ubrała się w białą sukienkę z kwiecistymi wzorami. Na nogach jak zwykle rajstopy, tym razem czarne. Pozwoliła sobie nawet na szpilki. Prezentowała się bosko.
– Uważaj, bo koleżanki cię znienawidzą – ostrzegłem.
– Dlaczego? – zdziwiła się.
– Bo będą zazdrosne, że jesteś taka piękna – uszczypnąłem ją w pośladek.
Tekst był strasznie tani, ale o to chodziło. Zaśmialiśmy się gromko. Skarciła mnie ciągnąc za ucho. Parę minut później byliśmy już w drodze na imprezę.
Alicja zawsze uwielbiała spotkania towarzyskie. Potrafiła się dogadać praktycznie z każdym, miała więc szerokie grono znajomych. Wątpię, żebym był w ogóle w stanie zapamiętać tych wszystkich ludzi, których mi przedstawiała. Część z nich już kiedyś spotkałem, ale i tak nie miałem pojęcia jak się nazywają i kim dokładnie są. W większości byli sympatycznymi przeciętnymi obywatelami, którzy pracują tylko po to, by zarabiać. Nie szczędzili sobie narzekań na pracodawcę, co, zdaje się, stanowiło główną atrakcję tego spotkania.
– Sylwię już poznałeś, pamiętasz? Zaprosiłam ją na urodziny – tłumaczyła mi żona. Pamiętałem, że kiedyś kogoś zaprosiła, ale tylko tyle. Wychodziło na to, że rudowłosa Sylwia była najlepszą przyjaciółką Alicji z pracy.
– No jasne – przytaknąłem.
– Jaka ładna sukienka – Sylwia zachwyciła się ubiorem mojej żony. Nie miała podstaw do kompleksów, jej czerwona, bardzo krótka i obcisła sukienka także robiła wrażenie. W zasadzie to nawet większe. Czerwony kolor idealnie pasował do rudych włosów Sylwii.
– Dobry wieczór pięknym dziewczynom – przywitał się mężczyzna lat około trzydziestu. Miał lekki zarost i źle wyprasowaną koszulę, co zdradzało, że był singlem. Żadna kobieta nie pozwoliłaby, żeby jej facet poszedł tak na spotkanie towarzyskie.
– Cześć. To jest Daniel, mój kolega z biura. A to mój mąż, Dawid – przedstawiła nas sobie.
– O, wiele o tobie słyszałem. Miło mi w końcu móc cię poznać osobiście.
Starałem się być tylko ładnym dodatkiem do żony. Nie czułem się pewnie w tym towarzystwie. Dałem się Alicji parę razy wyciągnąć do tańca, raz nawet poprosiłem Sylwię, ale generalnie nie chciałem się rzucać w oczy. Większość obecnych tu pracowników stanowiły kobiety po czterdziestce, które wprost uwielbiały plotkować. Wolałem uniknąć sytuacji, w której wychodzę na durnia i moja żona będzie musiała przez najbliższe miesiące się za mnie wstydzić, więc taktownie milczałem. Na szczęście nie tylko ja się nudziłem. Daniel parę razy zaprosił do tańca to Sylwię, to Alicję, ale widać było, że przyszedł tu tylko dlatego, że nie miał lepszej alternatywy.
– Co powiesz na to, żebyśmy pooglądali z bliska jakie tu mają kieliszki? – zaproponowałem.
– Mam nadzieję, że oprócz kieliszków mają też butelki – odpowiedział.
Znaleźliśmy sobie przytulne miejsce w kącie i popijaliśmy czystą. Okazjonalnie ktoś do nas dołączał, ale większość czasu siedzieliśmy sami.
– Czuję się jak frajer. Mam trzydzieści trzy lata, cholernie nudą pracę i brak ambicji w życiu. Czuję się jak ostatni frajer – zwierzył mi się Daniel, gdy alkohol poluzował nieco języki.
– W tym wieku to powinieneś już zbawić świat – zażartowałem. – Masz jakąś dziewczynę?
– Nie, sam jestem. Nie spieszno mi do żeniaczki.
– Jeśli to cię pocieszy, to ja mam jeszcze gorszą robotę, podłego szefa i nad wyraz często robię z siebie pośmiewisko. Ale się nie załamuję. Mówi się trudno i pije się dalej.
– Przynajmniej masz ładną żonę. Jak ty żeś ją wyrwał?
– Cóż – splotłem dłonie w koszyczek, jakbym był na konferencji prasowej. – Nie było łatwo. Zaprosiłem ją, żeby pokazać jej moją kolekcję znaczków. Miałem parę białych kruków. Potem zaproponowałem połączenie naszych zbiorów. Teraz oszczędzamy na porządny klaser.
– Wiele bym dał za jedną noc z taką dziewczyną – powiedział. Puściłem tę uwagę mimo uszu.
Moja wrodzona intuicja podpowiadała mi, żeby nie wchodzić w bliską zażyłość z Danielem. My tylko piliśmy razem wódkę. Starałem się trzymać neutralnych tematów, ale to nie było takie proste, bo nad wyraz często komentował biust Sylwii lub Alicji.
– No to chlup.
– O, nie – odmówiłem. – Muszę trzymać fason. Wystarczy mi już.
– Co ty, żony się boisz? – zakpił. – Właśnie dlatego się nie żenię. Pij.
Alicja chyba nie miała nic przeciwko, bo choć stała obok, to nie protestowała. Poczochrała mnie tylko po głowie i poszła poplotkować z koleżankami. Ech, te kobiety – siedzą razem w robocie osiem godzin dziennie, a jeszcze im mało czasu do rozmów.
– Napij się ze mną – zaproponowała Sylwia.
Dla żartu wypiliśmy klasyczny bruderszaft. Później jeszcze parę razy odmawiałem nieskutecznie dalszego picia Danielowi.
Do domu wróciliśmy około godziny dwudziestej trzeciej. Strasznie kręciło mi się w głowie. Miałem wyraźne problemy z utrzymaniem równowagi. Czułem się bardzo zmęczony.
– Co oni teraz dodają do tej wódki, że mi tak w uszach szumi? – zapytałem.
– To się nazywa alkohol – odpowiedziała Alicja. Żeby ustać na nogach musiałem się o nią opierać.
– Ala, ej, Ala... Nie jesteś zła?
– Bądź grzecznym mężem i idź już spać.
Tyle zapamiętałem z tego wieczoru.
Obudziłem się z bólem głowy i zmęczeniem nie mniejszym niż wieczorem. Zimny prysznic niewiele mi pomógł. Nie miałem apetytu, wystarczyła mi woda mineralna. Nie pamiętałem, żebym jakoś dużo wypił, ale właściwie to było wiele rzeczy z poprzedniego wieczoru, których nie pamiętałem.
Otrzeźwiałem w jednej chwili. Najpierw się tylko zmartwiłem. Sprawdziłem jeszcze raz. Marynarka, spodnie, kurtka. Sprawdziłem na stoliku i w szafce. Zajrzałem pod łóżko i do łazienki. Nigdzie go nie było. Nie było pilota! Przeraziłem się nie na żarty. Jeszcze raz przeszukałem wszystkie miejsca, gdzie mogłem go zostawić.
– Czego szukasz?
– Chyba miałem wczoraj przy sobie pilot z klimatyzacji z pracy. Jak go nie znajdę, to szef mnie zabije. Nie widziałaś go? Mały, czarny... – wymyśliłem na poczekaniu.
– Nie widziałam. Sprawdź w spodniach.
Już tam sprawdziłem, i to trzy razy. Pod pretekstem orzeźwiającego spacerku wybiegłem z domu. Uważnie się rozglądałem przemierzając drogę do lokalu, jaką wracaliśmy. Pamiętałem, że gdy byłem w ubikacji miałem jeszcze pilot przy sobie. Sprawdzanie, czy jest na swoim miejscu, weszło mi w nawyk. W końcu to niezwykle ważna rzecz. Zadzwoniłem nawet z pytaniem, czy po imprezie czegoś nie znaleźli. Nigdzie ani śladu.
Co ja narobiłem! Zgubiłem go! Baltazar mi go dał, bo mi ufał, a ja go tak głupio straciłem! Co mam teraz począć? Strach pomyśleć, co się stanie, gdy znalazca zacznie się nim bawić. Dobrze pamiętałem, co ja zrobiłem, gdy po raz pierwszy poznałem jego możliwości. Do dzisiaj mnie to gryzie. Nie chciałem, by Alicja przez moją głupotę była narażona na niebezpieczeństwo.
***
– Daniel, rozpisałeś już harmonogram prac? – zapytała Sylwia.
– A to Alicja nie miała tego zrobić? – udałem zdziwienie. Dobrze wiedziałem, że to było moje zadanie.
– Nie, naczelnik kazał tobie się tym zająć.
Nienawidzę tej roboty. Jest nudna i bezcelowa. Niby to dział planowania, ale tak naprawdę tylko uszczegóławiam ogólne plany nadane z góry. W sumie moją pracę mógł spokojnie wykonywać program napisany przez informatyka amatora. Nie zarabiałem kokosów, nie miałem szans na awans. Korposzczur – tak na mnie wołają. Zero powodów do dumy.
Podobno trzeba szukać plusów. Był jeden. Pracowałem z ładnymi dziewczynami. Dzieliłem biuro z Alicją i Sylwią. Obie były niezłymi dupami. Uwielbiałem robić im psikusa chowając potrzebne dokumenty na najniższą półkę. Patrzyłem wtedy jak się wypinają w moją stronę.
Usłyszałem jak Sylwia rozmawia z kimś na korytarzu. Gość musiał być zdenerwowany, bo mówił szybko uniesionym głosem.
– Serio, nie widziałam – odpowiedziała. – Pierwsze słyszę.
Po chwili weszli do biura. Rozmówcą Sylwii był Dawid, mąż Alicji. Poznałem go parę dni wcześniej na firmowej imprezce. Nieco sztywny koleś z idiotycznym uśmieszkiem.
– Cześć – przywitałem się.
Mogłem zgadywać w ciemno, po co przyszedł. Kiedy tak sobie popijaliśmy, zaczął bredzić, że jakby żona się wściekła, to zawsze może ją wyłączyć. Nie zrozumiałem, co miał na myśli. Początkowo nie chciał kontynuować, ale w miarę jak mu polewałem, zdradzał szczegóły. „Wystarczy, że nacisnę duży przycisk na specjalnym pilocie, a Alicja wyłączy jaźń”. Nie kumałem zupełnie tego dowcipu. Zapytałem, skąd ma takie cacko. Nie powiedział. Zaśmiałem się, że pewnie chodzi mu o „ten pilot w spodniach”. A on na to poklepał się po marynarce i powiedział, że zawsze nosi go w kieszeni. Nie moja sprawa, nie wnikałem. Za to wpadł mi do głowy pomysł na niezły żart. Kiedy wracał z ubikacji, a miał już solidnie wypite, pomogłem mu usiąść przy stoliku. Wtedy ukradkiem podwędziłem mu ten pilot. Nie przypuszczałem, że ma go naprawdę, ale jakoś tak mnie podkusiło i sięgnąłem do jego kieszeni. Teraz ja miałem to cudo. Gdyby to naprawdę działo, to dobrze wiedziałbym jak to wykorzystać. Ale już powciskałem wszystkie guziki na pilocie i nic się nie stało. W sumie, czego niby oczekiwałem?
– Słuchaj, jest sprawa – szepnął do mnie. Wyglądał na przerażonego. – Wtedy na imprezie miałem przy sobie mały czarny pilot. Chyba go zgubiłem. Nie znalazłeś go?
– A od czego on był? – Z ledwością powstrzymywałem śmiech.
– To pilot do rzutnika, zabrałem go z pracy – skrzywił się.
Coś kręcił. Początkowo to miał być żart, miałem mu go oddać, gdyby się zgłosił., ale teraz nabrałem podejrzeń. Dlaczego mu tak na nim zależy?
– Nie wiedziałem. Nie przejmuj się tak, można tanio dokupić nowy – poklepałem go po plecach. Nic już nie odpowiedział, tylko poszedł pytać innych pracowników, których wtedy spotkał.
Wróciłem do pracy. Ustalanie grafiku prac było nudne jak zwykle. Zamiast gapić się na ekran, bawiłem się w dłoniach długopisem. Co jakiś czas spoglądałem na uśmiechniętą Alicję. Z czego ona jest taka zadowolona? Dlaczego w ogóle taka laska wyszła za kompletnego frajera? Może to faktycznie przez ten pilot?
Po kryjomu wyciągnąłem z kieszeni pilot. Skierowałem go w stronę Alicji. Nacisnąłem duży przycisk. Nic. A z jego relacji wynikało, że powinienem ją teraz zatrzymać. Bełkot pijanego... Poobracałem urządzenie w dłoniach. Z boku miało taki mały suwak. Przesunąłem go. Nacisnąłem przycisk jeszcze raz. Nagle na pilocie zapaliła się czerwona lampka. To nowość. Alicja nie zareagowała. Dalej się uśmiechała i wlepiała wzrok w ekran. Tylko jej oczy były jakieś dziwne...
– Czas na przerwę! Idziemy coś zjeść? – zapytała ją Sylwia. – Halo, Ala, mówi się!
Wcisnąłem guzik jeszcze raz. Lampka zgasła. Alicja mrugnęła.
– Ej! – szturchnęła ją Sylwia. – Chodź coś zjeść.
– Jasne – przytaknęła.
To działa! Skubaniec mówił prawdę! Ten pilot faktycznie działa! Mogłem wyłączyć Alicję, kiedy chciałem. A kiedy była wyłączona, mógłbym z nią zrobić wszystko... Już od dawna marzył mi się trójkącik z Sylwią i Alicją. Nie miałem na to szans, już próbowałem do nich zarywać, ale nie były mną zainteresowane. Teraz to wszystko się zmieni. Przelecę Alicję czy jej się to podoba, czy nie. Ale nie mogłem tego zrobić tak bezmyślnie.
Już od dawna nie poszedłem do pracy z takim entuzjazmem. Stawiłem się nawet przed czasem. Czekałem na schodach, aż Alicja wejdzie do budynku. W końcu przyszła, ale nie sama.
– Nie musisz mnie odprowadzać – zwróciła się do męża. – Dotąd tego nie robiłeś.
– Jesteś dla mnie całym światem – odparł. – Przyjdę jak najszybciej będę mógł. Pa – pocałował ją w policzek.
Nie chciałem, by ktoś nabrał podejrzeń. Ustaliłem prosty sposób na zachowanie tajemnicy. O godzinie dwunastej mieliśmy dwudziestominutową przerwę. Sylwia najczęściej wychodziła wtedy z biura. Mogłem zatrzymać Alicję i się nią pobawić. Musiałem tylko dbać, by nikt się nie zorientował.
Do południa czas dłużył mi się niemiłosiernie. Swoją uwagę poświęcałem na rozbieranie wzrokiem mojej zabawki. Alicja zawsze mi się podobała. Miała nieco więcej niż metr siedemdziesiąt wzrostu. Trochę dużo jak na żonę, ale na kochankę się nadaje. Miała włosy w kolorze blond, nie musiała ich farbować ani nawet rozjaśniać. Duże niebieskie oczy i okrągła twarz nadawały jej niewinnego wyglądu. Biust pełny i duży, taki jaki lubię. Tyłek krągły, niezwykle apetyczny. Jak tylko będę miał nieco więcej czasu, zerżnę ją w kakaowe oczko.
W końcu Sylwia wyszła. Od razu nacisnąłem przycisk. Niecierpliwie podbiegłem do mojej zabawki. Najpierw pomachałem jej przed oczami. Nie zareagowała, co było oznaką, że wszystko działa jak powinno. Bez zbędnych podchodów złapałem ją za piersi. Udało się! W końcu poznam tajniki jej nieziemskiego ciała.
– Jesteś moja. Od teraz będziesz moją dziwką – powiedziałem na głos.
Piersi były duże i miłe w dotyku. Niestety, akurat miała na sobie czarną bluzkę. Żeby dobrać się pod nią, musiałbym wyjąć ją ze spódnicy. Gdy wróci Sylwia, nie będę miał tyle czasu by po sobie posprzątać. Na razie musiałem się zadowolić dotykaniem przez materiał, ale to i tak dużo. Miętosiłem je dziko, starając się nimi nasycić. Całowałem Alicję po szyi. Miała niezwykle gładką, delikatną skórę. Pachniała brzoskwiniami. Tuliłem się do pleców starając się poczuć jak najwięcej jej ciała naraz. Przejechałem językiem po niewielkim kosmyku włosów.
– Moja mała dziwka – powiedziałem.
Musiałem przerwać swoją zabawę. Czas się kończył. W biurze musiałem się kontrolować. Przyłożyłem jej jeszcze z liścia, by wiedziała kto tu jest panem. W końcu byłem samcem alfa. Wróciłem do swojego biurka i dosłownie sekundę później wróciła Sylwia. Włączyłem Alicję.
– Kurczę, już po przerwie, a ja ją przegapiłam – odezwała się po chwili masując policzek.
– Co, takie wciągające masz zadania? – zaśmiała się koleżanka.
Oj tak, odtąd codziennie będzie miała tak wciągające zadania.
Ten frajer znów ją odprowadził. Była trochę na niego o to zła, ale w gruncie rzeczy chyba jej się podobało. Co za kretyn. Ciśnienie aż mi podskoczyło, kiedy zobaczyłem jak była ubrana. Miała elegancką białą bluzkę z guzikami, które w południe bezkarnie rozepnę. Czarna spódniczka też niczego sobie.
Zniecierpliwiony wyłączyłem Alicję, jeszcze zanim Sylwia wyszła. Udało mi się uchwycić dobry moment, akurat kiedy mrużyła oczy do monitora. Wyglądała na bardzo zamyśloną. Wstałem od biurka, by nieco zasugerować Sylwii, że czas już wyjść. Nie spieszyła się, ale w końcu wyszła. Na szczęście nie mówiła nic do Alicji.
Kiedy zostaliśmy sami, rzuciłem się łapczywie na moją zabawkę. Odsunąłem ją od biurka i przekręciłem krzesło tyłem do drzwi. Przywarłem do jej ust i wepchnąłem język do środka. Nie było żadnej interakcji, mogłem robić, co mi się żywnie podobało. Przejechałem językiem po jej zębach. Dobrze smakowała. Otworzyłem jej usta szerzej i splunąłem do środka.
– Jesteś moją dziwką – ogłosiłem.
Pośpiesznie odpinałem jej bluzkę. Nie dbałem o to, że ją pogniotę. To jej problem, nie mój. W końcu zobaczyłem jej biustonosz. Był zwyczajny, biały. Trochę szkoda, marzyłem, by zobaczyć ją w prawdziwie erotycznej bieliźnie. Wsunąłem pod stanik ręce. W końcu! Co za miękkość! Ścisnąłem mocniej. Przesunąłem miseczki bielizny w górę. Mogłem teraz podziwiać jej biust w pełnej krasie. Przyglądałem mu się dokładnie z każdej strony. Potem zabrałem się za ugniatanie brodawek. Trochę to było irytujące, bo ona wcale nie okazywała podniecenia. Trudno, jej strata. Przyssałem się do piersi. Nie chciałem jeszcze kończyć zabawy, ale musiałem ją ubrać zanim wróci Sylwia. Zdążyłem w ostatniej chwili.
– Kurczę, znowu przegapiłam przerwę – powiedziała Alicja.
Byłem rozczarowany. Zaczęło się jak zazwyczaj, ten kretyn znów odprowadził moją zabawkę do pracy. Czekałem na przerwę, ale Sylwia w porę wyciągnęła ją z biura.
– Idziemy, bo znowu zaśpisz – szturchnęła ją.
Nie podobało mi się to. Miałem przecież wielkie plany, ale póki co musiałem się obejść smakiem. Nie było okazji do działania. Raz tylko Sylwia poszła zanieść papiery do działu kadr, doskoczyłem wtedy do swojej zabawki i przyssałem się do jej szyi. Zrobiłem jej malinkę. W końcu była moją własnością, miałem prawo ją oznakować. Nie mogłem jej długo zatrzymywać, do niczego więcej nie doszło. Ale już uknułem plan na dzień następny, bo zapowiadało się na porządną zabawę – Sylwia miała pojechać na pocztę.
O ile Sylwia była bardzo ładna, o tyle Alicja była piękna. Nie tylko dlatego, że była o kilka lat młodsza. Po prostu miała lepszą figurę. Była wręcz doskonała, jakby ją ktoś zdjął z posągu. Co jednak nie zmienia faktu, że Sylwia też miała się czym pochwalić. To, co najbardziej wyróżniało ją spośród innych laseczek, to lisi kolor włosów. Zazwyczaj spinała je w kok. W czerwonym wyglądała najseksowniej. Akurat miała na sobie krótką sukienkę w płomiennym odcieniu. Odsłaniała bardzo dużo nóg. Dodatkowo miała czarne rajstopy we wzorki i szpilki pod kolor sukienki. Podziwiałem jej tyłek za każdym razem, gdy odwracała się do mnie tyłem. Chciałbym, żeby właśnie tak się ubrała, kiedy będą ją rżnął. Podwinę tylko kieckę, rozerwę rajstopy i wbiję się w jej dupę. Lecz najpierw miała mnie zadowolić jej koleżanka.
Około godziny dziesiątej Sylwia wyszła z biura. Miała pójść na pocztę odebrać cenną korespondencję. Zostałem w biurze sam z Alicją. Oczywiście od razu skorzystałem z pilota. Wiedziałem dobrze, że przez najbliższe kilkadziesiąt minut nikt mi nie będzie przeszkadzał. Mogłem więc to rozegrać na spokojnie.
– Ja się czujesz, moja dziwko? – zapytałem masując jej ramiona.
Zacząłem od całowania. Rozpychałem się językiem w jej jamie ustnej. To nie była czułość, nie miałem się po co starać, skoro ona i tak tego nie zauważy. To była jednostronna zabawa. Rozszerzyłem jej usta szerzej. Całowałem szyję i powoli delektowałem się smakiem. Nieśpiesznie zabrałem się za rozpinanie bluzki. Patrzyłem, jak materiał zsuwa się z jej ramion. Potem biustonosz. Odrzuciłem ubrania na biurko. Ściskałem mocno brodawki. Gdyby mogła, na pewno krzyknęła by z bólu. Zachłannie lizałem jej piersi. Gryzłem i ssałem jej sutki nie będąc przy tym delikatnym.
– I co, dziwko? Jesteś gotowa na więcej? – zapytałem. Pomachałem jej głową na tak. – Skoro tak grzecznie prosisz, to pokaż, co tam jeszcze przede mną chowasz.
Rozszerzyłem jej nogi. Gładziłem zabawkę po udzie. Materiał cielistych rajstop był bardzo przyjemny w dotyku. Ale nogi mnie akurat niezbyt interesowały. Wsunąłem od góry ręce pod spódniczkę. Masowałem jej muszelkę przez materiał bielizny. Zapragnąłem poczuć ją jednak bezpośrednio. Prawą dłonią złapałem zabawkę za kark, a lewą wsunąłem pod majtki. Miała tam trochę włosów, ale szparka była ogolona. Zaprzestałem jednak dalszych badań tego rejonu. Po co, skoro to moje spełnienie było jedynym co się liczyło.
Trochę trwało, zanim ustawiłem ją w wygodnej dla mnie pozycji. Wymierzyłem jej cios w policzek. Zawsze byłem tym dominującym, miałem całkowitą kontrolę. Brakowało mi tylko jej jęków, błagań. Nie ma lepszego stymulatora niż władza. Wyjrzałem z biura na korytarz, by upewnić się, że absolutnie nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Rozpiąłem spodnie. Zahaczyłem jej ręką o moje bokserki i pociągnąłem w dół. Ostatnie dni mnie mocno napaliły. Miałem wzwód na samą myśl o mojej zabaweczce. Otarłem się główką prącia o jej rumiany policzek.
– To co, do buzi? – zaśmiałem się.
Chwyciłem ją za podbródek i włożyłem członka między wargi. Najpierw lekko się wierciłem, a potem wsadziłem go całego. Poruszałem jej głową ciągnąc ją za włosy. Czułem przyjemne ciepło w dolnych partiach ciała. Widok, jak moje przyrodzenie znika w jej ustach napełniał mnie niesamowitym uczuciem. Jej zamglone oczy patrzyły w pustkę przed siebie. Przyspieszyłem nieco ruchy. W zasadzie posuwałem ją w usta. Ocierałem się o miękkie wnętrze policzka i schodziłem głęboko do gardła. Szybciej i szybciej. Aż w końcu przyjemny dreszcz przeszedł moje ciało. Położyłem penisa na jej języku i wyrzuciłem z siebie wszystko co miałem. Chwilę jeszcze się poruszałem, po czym skończyłem zabawę. Gdy go wyjmowałem, z jej ust pociekła strużka spermy. Kropla spadła na jej spódniczkę.
Ubrałem ją niechlujnie. Włosy miała rozczochrane, a szminkę rozmazaną. Sama się pewnie poprawi. I tak nie dowie się, co zaszło. Pilnowałem, by nic więcej nie wylało się z jej ust. Chciałem zobaczyć jak to połyka.
– Smakuje ci, dziwko? – krzyknąłem jej prosto w twarz.
Zanurkowałem między jej nogi i rozerwałem rajstopy w kroku. Niech wraca do domu zdewastowana. Splunąłem na jej majtki. Chciałem się jeszcze pobawić, może nawet zerżnąć ją porządnie, ale będą przecież jeszcze inne dni. Za parę minut może wrócić Sylwia. Usiadłem spokojnie na swoim miejscu i włączyłem świadomość Alicji.
Najpierw otworzyła szeroko oczy jakby się mocno zdziwiła. Potem zakryła ręką usta i zbladła. Potykając się, bez słowa wybiegła z biura. Długo nie wracała. W końcu przyszła Sylwia.
– Alicja źle się poczuła, szef pozwolił jej iść do domu. Naprawdę marnie wygląda – zakomunikowała i zabrała jej kurtkę.
Nie przejąłem się. Jasne, trochę szkoda, bo liczyłem, że po pracy się do niej dobiorę. W końcu nikogo nie zdziwi, jeśli w piątek wróci do domu później niż zwykle. Byłem ciekaw, czy tyłek Alicji pomieści całe moje przyrodzenie. Już w poniedziałek miałem zaspokoić swoją ciekawość.
W drodze z pracy rozmyślałem nad dzisiejszą zabawą. Może trochę przesadziłem? Jeśli Alicja domyśli się, co się stało, będzie pewnie chciała uciec. Nie znałem mechanizmu rządzącego tym urządzeniem, ale chyba nie dało się go dezaktywować. Gdyby była taka możliwość, jej mąż pewnie już by to zrobił. W dodatku tylko on przejął się zniknięciem pilota, więc możliwe, że Alicja nawet nie wie o jego istnieniu. Nie może przede mną uciec, bo w każdej chwili mogę ją zamrozić. Chciałbym jednak móc odczuć jej zaangażowanie w zabawę. Pilot miał wiele przycisków, może któryś z nich pomógłby mi zamienić ją w potulną niewolnicę. A jak nie tak, to zawsze mogę spróbować szantażu. Tak czy siak, w poniedziałek zerżnę ją na dziko.
Nagle ktoś mnie pociągnął za kurtkę i przycisnął plecami do ściany.
– Gnoju, gdzie jest pilot? – warknął. To ten dureń Dawid. Był wściekły. – Pilot, gnido!
– Nie wiem o czy mówisz – wyparłem się. – Puść mnie.
– Wiem, że go masz! Oddawaj!
Nie odpuści. Uśmiechnąłem się. Co on mi niby może zrobić? Kątem oka dostrzegłem, jak ktoś zza rogu się nam przygląda. To dobrze, bo w razie problemów miałem świadka.
– Ta mała kurewka jest teraz moja – oznajmiłem wyrywając się z uścisku. – I co mi zrobisz? Pójdziesz na policję? Powiesz, że ukradłem ci klucz do jej serca? Choć może raczej do jej ciała?
– Ostatni raz proszę po dobroci – uspokoił się. Wyciągnął do mnie rękę, ale nie nie zamierzałem niczego mu dawać.
Nagle się na mnie rzucił. Kopnął mnie trzykrotnie w brzuch. Był szybki. Spróbowałem się postawić, ale skubany miał mocne uderzenie. Przywalił mi z pięści w twarz. Biłem na oślep, ale ani razu nie trafiłem. Przewrócił mnie. Zerwał ze mnie plecak i zaczął przeglądać jego zawartość.
– Nigdy go nie znajdziesz – zaśmiałem się.
Odrzucił plecak. Zaczął przeszukiwać moje kieszenie. Nie mogłem na to pozwolić! Zadał mi mocny cios w klatkę, po którym miałem problemy z oddychaniem. W końcu dobrał się do kieszeni moich spodni i znalazł urządzenie. Położył rękę na moim barku i ścisnął. Moje skronie zapulsowały.
– Zwolnisz się i wyjedziesz. Jeśli jeszcze kiedyś choć raz spojrzysz na moją żonę, zabiję cię. Patrz na mnie – powiedział spokojnie. Głowa mi pękała, nie mogłem oddychać. – Zostaw Alicję w spokoju. Ja nie żartuję. Zabiję cię.
– Cholerny psycholu... – stęknąłem z trudem. Puścił mnie.
– Jeśli sądzisz, że to bolało, to znaczy, że jeszcze nigdy nie zaznałeś prawdziwego bólu.
Jak gdyby nigdy nic oddalił się spacerkiem. Człowiek, który wcześniej spoglądał na nas zza rogu, gdzieś zniknął.
***
Wszędzie szukałem tego pilota, ale nie mogłem go znaleźć. Bałem się, że wpadł w złe ręce. Kiedy Alicja powiedziała, że tak się zagapiła w pracy, że minęła przerwę, zrozumiałem, że coś jest nie tak. Musiałem ten problem rozwiązać sam, nie mogłem liczyć na Baltazara. Zresztą, wstydziłem mu się przyznać. Odprowadzałem więc Alicję do pracy, żeby choć trochę ją ochronić. Chciałem być przy niej, móc zainterweniować w razie potrzeby. Dodałem dwa do dwóch i domyśliłem się, że skradziono mi pilota, gdy zbytnio dałem w palnik na imprezie. Widocznie po pijaku powiedziałem im zbyt wiele. Wytypowałem trzy osoby: Sylwię, Daniela i szefa wydziału. Nie pamiętałem nawet jak ten ostatni wygląda, ale z moich wspomnień coś mi świtało, że żona przedstawiała mi kogoś takiego. Sylwia jednak była porządna, więc szybko wykreśliłem ją z listy podejrzanych.
Kiedy Alicja zadzwoniła do mnie i powiedziała, że w pracy rozbolał ją brzuch i wymiotowała, nie mogłem dłużej zwlekać. Był tylko jeden sposób, żeby odzyskać co moje. Zaczaiłem się na Daniela. Odczekałem, aż znajdzie się w bardziej ustronnym miejscu. Wtedy go dopadłem.
Zawsze unikałem bójek. Nie dlatego, że nie potrafię się bić. Właściwie to dlatego, że byłem w tym bardzo dobry. Wychowując się na wielkim osiedlu wśród starszych kolegów musisz umieć o siebie zadbać, zwłaszcza, że osiedle obok kibicowało już innej drużynie piłkarskiej. Musiałem się powstrzymywać, by nie przesadzać i nie wysłać kogoś do szpitala, a samemu nie wygrać biletu do więzienia. W starciu z Danielem nie widziałem powodu, by się oszczędzać. Byłem gotów na wszystko, byle tylko moja ukochana odzyskała spokój. On chyba to zrozumiał. A jeśli nie, to postaram się, żeby to jak najszybciej do niego dotarło.
W miarę zbliżania się do domu czułem, że każdy następny krok wymaga ode mnie coraz większego wysiłku. To ja byłem wszystkiemu winien. To ją pierwszy potraktowałem przedmiotowo. To ja zachęcałem ją do zabaw, które niekoniecznie musiały się jej podobać. To ja nie potrafiłem jej ochronić. Miałem być dla niej oparciem, nie ciężarem. Zawiodłem. Baltazar mi zaufał, przekazał pilot, żebym dbał o jej szczęście, a nie żebym wykorzystywał go do spełniania egoistycznych pragnień. Jak miałem teraz spojrzeć jej w oczy?...
Alicja przysypiała leżąc na łóżku. Wyglądała na zmarnowaną. Podszedłem i przytuliłem ją. Obiecałem sobie w duchu, że już nigdy nie użyję pilota do własnych zachcianek.
– Przepraszam. Przepraszam za to, to wszystko przeze mnie. To się więcej nie powtórzy – powiedziałem ukradkiem ocierając łzy. – Skrzywdziłem cię, ale więcej tego nie zrobię. Wybacz mi.
– Ale o czym ty mówisz? – nie zrozumiała.
– Przepraszam – powtórzyłem. – Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. Kocham cię.
Kolia widocznie pomyślał, że mamy jakąś rodziną chwilę przytulania, bo wskoczył na łóżko i wtulił się między nas.
– Przy tobie jestem szczęśliwa, Dawidzie. Jestem – pocałowała mnie w policzek.
Jak Ci się podobało?