Cień nad przepaścią

15 lutego 2025

14 min

Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!

Mrok Przebudzenia

Mrok, gęsty jak aksamit, osiadł wokół niej, przytłaczając ciepłem, które zdawało się zbyt duszne, by pocieszać. Gdy otworzyła oczy, utonęła w nieprzeniknionej czerni — czerni pulsującej, jakby oddychającej razem z nią. Powietrze smakowało metalem, wilgocią, czymś, co pachniało krwią i nienazwanym lękiem. Ciszę przeciął szept, ledwie muśnięcie dźwięku, a jednak wypełnił jej uszy jak krzyk.

— Tamara… — głos, pieszczotliwy, a jednak przesycony czymś drapieżnym, wywołał dreszcz przeszywający jej kręgosłup.

Pod palcami czuła chłód mchu, lepki, jakby przesiąknięty deszczem lub… czymś innym. Otaczał ją las, lecz nie było to zwyczajne miejsce. Konary, powyginane w groteskowe kształty, oplatały niebo, tłumiąc nawet najmniejszy promień światła. Mgła, leniwa i ciężka, sączyła się między drzewami, dotykając jej kostek niczym zimne palce.

W umyśle Tamary zaczęły majaczyć wspomnienia: wino o barwie rozlanej krwi, przytłumiony śmiech, mężczyzna o spojrzeniu głębokim jak otchłań. Potem… pustka.

— Kim jesteś? — zapytała głosem chrapliwym, złamanym przez nieznaną trwogę.

Z mgły wyłoniła się sylwetka — wysoka, posągowa, z rysami, które zdawały się wyciosane z kamienia. Oczy mężczyzny lśniły niepokojącym blaskiem, a na ustach zatańczył cień uśmiechu — obietnica albo ostrzeżenie.

— Jestem tym, co sprowadziło cię tutaj — odparł głosem, który przesączał się przez jej skórę jak obietnica i grzech w jednym.

Las zamarł, lecz Tamara słyszała szmer. Nie… syk. Jakby drzewa podszeptywały jej imię.

I wtedy — krzyk. Kobiecy, przeszywający, tak pełen bólu, że zdawał się rozdzierać przestrzeń.

— Pomóż mi… — błaganie dobiegło z głębi, ze świata poza światem.

Tamara spojrzała na mężczyznę, a jego twarz stężała. Już nie było uśmiechu, tylko coś twardego, lodowatego.

— Nie możesz jej uratować — wyszeptał, a jego głos brzmiał jak wyrok.

Ale Tamara nie czekała.

Cień nocy rozdarł się pod jej stopami, kiedy rzuciła się w bieg. Ziemia pulsowała pod stopami, a las jakby kpił z niej, plącząc ścieżki. Każdy krok brzmiał jak pytanie bez odpowiedzi.

I tak rozpoczęła się gra. Stawka? Jej dusza.

Przejście przez Otchłań

Tamara pędziła przez mroczny las, a każdy krok zdawał się uderzać w ziemię jak serce uderzające w żebra. Cienie tańczyły wokół niej, pulsując w rytmie niesłyszalnego echa. Mgła gęstniała, jakby próbowała wciągnąć ją w swoje zimne objęcia. Noc zdawała się bez końca, a jej oddech rozbrzmiewał ciężko, wilgotny i pełen napięcia.

Wtem przestrzeń przed nią rozdarł świetlisty błysk — blady jak księżyc, a zarazem ostrzegawczy jak błyskawica przed burzą. Tamara zatrzymała się gwałtownie, a przed nią wyrosła przepaść, tak głęboka, że zdawała się pochłaniać światło. Na jej krawędzi stała postać — kobieta o włosach tak jasnych, że zdawały się promieniować światłem.

— Pomóż mi… — wyszeptała kobieta, ale jej głos odbił się echem, jakby rozchodził się z wielu miejsc jednocześnie.

Tamara poczuła zimny dreszcz, lecz także nieodpartą siłę przyciągającą ją do nieznajomej. Zrobiła krok… a ziemia pod nią się rozstąpiła.

Spadała.

Zanurzona w bezkresnym spadku, widziała przebłyski wspomnień — wino, dłonie, które ją dotykały, oczy pełne tajemnicy. Spadała, a wokół niej pulsowały cienie przypominające twarze, których nie znała, a jednak czuła, że zawsze były częścią jej losu.

Uderzenie. Nie fizyczne, lecz duchowe. Znalazła się w miejscu, gdzie noc miała własny puls. Przed nią — on. Znów on. Mężczyzna o oczach bez dna.

— Chcesz odpowiedzi? — zapytał.

— Chcę prawdy — odparła, a jej głos był twardszy niż kiedykolwiek.

Jego usta wykrzywił cień uśmiechu.

— Prawda jest tu. Ale czy jej zapragniesz, gdy zobaczysz, co skrywa?

Wokół nich rozbłysły wizje: miłość, pożądanie, krew, i coś głębszego — więź, która nie znała czasu.

— A więc krocz — szepnął. — Bo ten cień jest już w tobie.

Zwierciadło Snów

Tamara płynęła przez przestrzeń, której nie mogła objąć rozumem. Niebo było tu płynne, jakby utkane z czarnego atramentu, w którym iskrzyły fragmenty czegoś, co przypominało wspomnienia — cudze i jej własne. Nogi dotknęły podłoża, które pulsowało ciepłem, lecz wyglądało jak tafla wody.

Przed nią wyrósł dom, którego kształt zmieniał się z każdym mrugnięciem oka: raz był starym dworem, raz szkieletem ruin, a chwilę później przerażająco znajomym apartamentem. Drzwi uchyliły się bezszelestnie.

W środku panowała cisza, ale nie była pusta — wibrowała szeptami, które zdawały się wypowiadać jej imię od końca. Na ścianach pulsowały obrazy, które przekształcały się w sceny: ona jako dziecko bawiąca się w cieniu drzewa, potem ona sama — naga, spleciona w uścisku z mężczyzną, którego twarzy nie mogła rozpoznać, a jednak czuła jej dotyk w kościach.

Nagle rozległ się dźwięk — dzwon, lecz jakby odbity od wnętrza jej głowy. W lustrze przed sobą zobaczyła… siebie, ale to odbicie się nie ruszało. Patrzyło. Czekało.

— Nie wszystko, co widzisz, jest prawdziwe — odezwał się głos. Odwróciła się. Mężczyzna z lasu stał w progu, ale teraz miał inną twarz, zmieniającą się z sekundy na sekundę: młodą, starą, znajomą i obcą naraz.

— Co jest prawdziwe? — wyszeptała.

— To, czego boisz się najbardziej — odpowiedział, a z jego dłoni popłynęły cienie, splatając się w kształt klucza.

— Dokąd prowadzi? — zapytała, choć w sercu znała odpowiedź.

— Do ciebie samej.

Podłoga zniknęła. Został tylko spadek w nicość.

Tamara upadła — a może wzleciała — prosto w swoje najgłębsze lęki.

Przejście Przez Iluzję

Tamara zanurzyła się w ciemność, która nie była pustką, lecz pulsującą tkanką rzeczywistości. Spadała, lecz nie było końca. Świat wokół niej rozpadał się i sklejał na nowo — raz była w lesie, gdzie drzewa miały ludzkie twarze i szeptały wiersze, raz w pokoju dziecięcym, gdzie zabawki poruszały się same, układając z klocków słowa: Zostań. Uciekaj. Jesteśmy tobą.

Stanęła nagle — a może to czas się zatrzymał. Przed nią wyrosła katedra, której wieże sięgały gwiazd, lecz była odwrócona do góry nogami, jakby świat odbijał się w popękanym lustrze. Z witraży spływała nie krew, lecz wspomnienia — ich smak znała na języku, słodki i gorzki zarazem.

We wnętrzu czekał on. Twarz miał rozmazaną, ale głos — znajomy.

— Każdy krok jest wyborem. Każdy wybór jest kluczem. — Jego dłoń uniosła wahadło, które zamiast metalu miało serce, bijące w rytmie jej myśli.

— Co się stanie, jeśli wybiorę źle? — zapytała.

— Już wybrałaś. — Uśmiechnął się, a świat wokół pękł.

Tamara znalazła się w labiryncie korytarzy. Ściany pulsowały, a z każdego rogu dobiegały jej własne głosy — śmiech, krzyk, szept. Jeden z korytarzy wiódł ku światłu, drugi w otchłań bez dna.

Zerwał się wiatr, niosąc szept: Prawda cię złamie. Kłamstwo cię pochłonie. Zamknęła oczy. I ruszyła w ciemność. Ciemność miała twarz. Jej własną.

Echo Przeszłości

Wędrowniczka zadrżała, gdy świat wokół niej rozsypał się na kawałki niczym potłuczone szkło. Przestrzeń falowała, przekształcając się w pejzaż utkany ze wspomnień i snów. Jej stopy dotknęły powierzchni, która była jednocześnie wodą i lustrzaną taflą, odbijającą niebo pokryte pęknięciami, z których sączył się atramentowy zmierzch.

Postać ruszyła przed siebie, a każdy krok wywoływał cichy jęk ziemi, jakby świat cierpiał pod ciężarem jej obecności. Nieznajoma, której serce biło w chaosie, poczuła, że czas tu nie istnieje — wszystko działo się równocześnie. Echo jej własnego imienia wracało z różnych kierunków, wypowiadane przez głosy, które brzmiały znajomo, lecz nie miały twarzy.

Wkrótce dotarła do mostu, którego przęsła były utkane ze światła i cienia. Po drugiej stronie czekał cień, lecz jego kształt był płynny — raz przypominał mężczyznę, raz dziecko, a chwilami stawał się lustrem, w którym migotały jej najskrytsze myśli.

— Pamiętasz? — zapytał głos, który był zarówno aksamitny, jak i ostry jak szkło.

— Co mam pamiętać? — odpowiedziała wędrowniczka, czując, jak chłód przenika jej duszę.

Zamiast odpowiedzi, przestrzeń wokół niej ożyła. Ściany rzeczywistości zamieniły się w kalejdoskop wspomnień, które nie były tylko jej własnością. Przez moment widziała się jako dziecko, potem jako kochanka — a w uścisku nieznanego mężczyzny jej twarz rozmyła się, ustępując miejsca maskom bez oczu.

Głos znów przemówił: — Nie wszystko, co pamiętasz, należy do ciebie. Nie wszystko, czego pragniesz, jest tym, czym się wydaje.

Podłoże zniknęło. Teraz była tylko ona i przepaść, która szeptała — Skocz.

Nie skoczyła. Spadła. A wraz z nią — całe złudzenie rzeczywistości.

Próg Pomiędzy

Poszukiwaczka prawdy spadła w otchłań, lecz upadek nie przyniósł bólu — tylko zmianę. Nagle znalazła się w miejscu, gdzie powietrze miało ciężar wspomnień, a mrok migotał światłem złudzeń. Przed nią rozciągał się labirynt, w którym ściany były utkane z cieni jej własnych myśli.

Ruszyła naprzód, a każdy krok rezonował głucho, jakby echo wracało z przyszłości. Ścieżki rozgałęziały się chaotycznie, każda prowadząc w inną wersję tego, kim mogła być.

Z lewej strony szeptały głosy dzieciństwa, z prawej — szepty pragnień, które nigdy nie zostały wypowiedziane.

Zawahała się, gdy na końcu jednego z korytarzy dostrzegła postać. Była to kobieta o znajomych rysach — zbyt znajomych. Miała jej twarz, lecz spojrzenie, które zdradzało, że zna odpowiedzi, jakich wędrowniczka się lękała.

— Kim jesteś? — zapytała cicho.

— Tym, kim mogłaś się stać. — Odbicie przemówiło głosem, który był echem jej własnego.

Podłoga rozpadła się na płatki światła, a poszukiwaczka wpadła w przestrzeń bez początku i końca. Zatrzymała się w sali, gdzie płonęły setki świec. Każda z nich była wspomnieniem, a ich płomienie migotały jak serca gotowe do zgaszenia.

— Wybierz. — Głos, tym razem bezosobowy, otulił ją chłodnym szeptem.

Wyciągnęła rękę ku jednej ze świec — tej, która pulsowała ciepłem czegoś zakazanego. Gdy jej palce dotknęły płomienia, świat eksplodował obrazami — miłością, strachem, rozkoszą i cierpieniem.

— Wszystko, co widzisz, jest prawdą i kłamstwem. — Szepnął głos, który teraz rozbrzmiewał w niej samej. I wtedy pojawiła się ścieżka. Prowadziła w głąb mroku, w miejsce, gdzie czekało ostatnie pytanie.

Głębia Zwątpienia

Tamara postąpiła naprzód, a mrok rozstąpił się przed nią jak zasłona, ukazując przestrzeń, której natura wymykała się rozumowi. Powietrze było gęste jak aksamit, przesycone zapachem wilgoci i starych tajemnic. Ściany labiryntu zniknęły — zastąpiła je nieskończona równina pokryta kałużami, w których odbijały się niebo i wspomnienia.

— Kim jesteś, Tamaro? — zapytał głos, który nadszedł zewsząd i znikąd.

Imię rozbrzmiało w jej piersi, budząc zarówno ciepło, jak i chłód. Ruszyła dalej, a jej kroki wywoływały fale w kałużach, ukazując urywki przeszłości — twarze przyjaciół, których zdradziła, kochanków, których straciła, i siebie samą w momentach triumfu i rozpaczy.

Z mgły wyłonił się most zbudowany z kości i kwiatów — groteskowe piękno, które zarówno kusiło, jak i przerażało. Tamara stanęła u jego progu, lecz wtem usłyszała śmiech — znajomy, choć nigdy wcześniej go nie słyszała.

— Czego szukasz? — zapytała postać, która pojawiła się po drugiej stronie. Był to mężczyzna o twarzy rozmazanej jak obraz na wodzie.

— Prawdy — odparła.

— Prawda to kłamstwo, które pokochałaś. — Jego głos był jak aksamit i nóż jednocześnie.

Ziemia pod jej stopami zaczęła pękać, a Tamara poczuła, jak spada, ale tym razem to nie otchłań ją pochłonęła, a świat, który zamknął się wokół niej niczym klatka. Gdy otworzyła oczy, stała w swoim pokoju — a może jego cieniu. Wszystko było takie samo, lecz w subtelny sposób… inne.

W lustrze dostrzegła siebie, lecz to odbicie poruszyło się pierwsze, wykrzywiając usta w uśmiechu.

— Witaj w domu. — Odbicie przemówiło głosem, który znała najlepiej — własnym.

Tamara wiedziała, że gra się rozpoczęła — i że tym razem stawka jest ostateczna.

Puls Namiętności

Tamara wyłoniła się z cienia, a przestrzeń wokół niej drżała jak napięta skóra bębnów. Mgła, wilgotna i lepka, muskała jej nagie ramiona, a powietrze przesycone było elektrycznym napięciem. Przed nią pulsowało światło, jakby serce ukryte we wnętrzu labiryntu wzywało ją szeptem i obietnicą.

Gdy postąpiła naprzód, znalazła się w komnacie, której ściany były utkane z aksamitnego mroku. Tamara wyczuła obecność — znajomą, lecz obcą, natrętną jak pragnienie. Mężczyzna wyłonił się z cieni — ten sam, który towarzyszył jej w snach i koszmarach, jego spojrzenie było głodem i wyzwaniem.

— Czy wiesz, czego szukasz? — zapytał głosem, który był dotykiem.

— Szukam siebie — odparła, lecz słowa zabrzmiały jak wyznanie.

Jego dłoń, chłodna i gorąca jednocześnie, dotknęła jej twarzy. Świat wokół nich zadrżał, a czas przestał istnieć. Oddech Tamary stał się płytki, gdy palce mężczyzny zsunęły się po jej szyi, wywołując dreszcze, które przeszywały ją aż do trzewi.

Ich ciała spotkały się w napięciu, w którym pożądanie mieszało się z lękiem. Nie było tu podziału na pragnienie i ból, tylko czysta, surowa energia, która pulsowała między nimi, pochłaniając ich w wirze namiętności.

W tym upojeniu, granica między nimi zatarła się. Tamara poczuła, że dotyka nie tylko jego ciała, ale i duszy — ciemnej, pękniętej, lustrzanej wobec jej własnej. I wtedy, w samym szczycie rozkoszy, poczuła coś więcej — obietnicę upadku lub wyzwolenia.

— Teraz jesteś gotowa — wyszeptał, a jego głos rozbrzmiał w niej samej.

Świat wokół eksplodował światłem, rozrywając iluzję i zostawiając tylko jedno przejście — prowadzące prosto do serca otchłani.

 

Przebudzenie Niewiadomego

Tamara zanurzyła się w otchłań — przestrzeń bez formy, w której czas płynął jak cicha melodia bez końca. Każdy oddech brzmiał jak westchnienie wszechświata, a pod jej stopami mozaika z wody, szkła i cienia pulsowała w rytmie jej serca, które biło nie ze strachu, lecz z napięcia — jakby spodziewało się zarówno końca, jak i początku.

W powietrzu unosiły się urywki wspomnień — niektóre jej własne, pełne czułości i żalu, inne zupełnie obce, a jednak przejmująco znajome, jak dotyk dawno zapomnianego kochanka. Przeszłość i przyszłość tańczyły wokół niej, a ich szepty były ciepłe i lodowate zarazem.

Mgła zgęstniała, rodząc postacie — ich sylwetki były półprzejrzyste, utkane z cienia i światła. Byli tam kochankowie, których pragnęła, i wrogowie, których nie mogła zapomnieć. Ich oczy płonęły tajemnicami, które znały jej duszę bardziej niż ona sama. Z tłumu wyłonił się On — nieznany, a przecież jego obecność była jak echo dotyku, które nigdy nie wyblakło.

— Kim jesteś? — jej głos był ledwie tchnieniem, ale drżał od pytań, których nie umiała wypowiedzieć.

Nie padła odpowiedź — świat eksplodował tysiącem pęknięć. W rozbłyskach światła ujrzała siebie — dziecko o niewinnych oczach, kobietę pełną pragnień i ran, potwora, którego cień nosiła w sercu. Maski pękały, jedna po drugiej, aż została tylko ona — naga, bezbronna, prawdziwa.

— Czy to koniec? — jej pytanie zadrżało w przestrzeni.

Echo odpowiedziało, cicho i wszechobecnie: — To dopiero początek.

Przed nią powstały drzwi — utkane z jej odbicia, które patrzyło na nią z mieszaniną ciekawości i wyzwania. Gdy wyciągnęła dłoń, dotknęła ciepła — znajomego i obcego jednocześnie. Drżała. Czy to jego ręka? A może jej własna?

Weszła.

Za progiem czekała wieczność. Nie pusta, lecz pełna doznań. Cień przesunął się za jej plecami, a potem dotyk — delikatny, jak pieszczota warg na karku, lecz niósł obietnicę czegoś głębszego, czegoś, co mogło pochłonąć ją całkowicie. Serce waliło jak szalone, gdy ciepło ciała, którego nie widziała, wtopiło się w nią, a każde muśnięcie było granicą między pragnieniem a zatraceniem.

— Teraz jesteś wszystkim — głos, głęboki i czuły, zabrzmiał w jej wnętrzu i poza nią.

Tamara nie walczyła — nie było już czego. Była jednocześnie ciałem i cieniem, krzykiem i szeptem, pożądaniem i pustką. Światy pękały wokół, rozsypując się jak szkło, a ona dryfowała przez fragmenty istnień, stając się każdą możliwością. Kochankiem. Wrogiem. Bogiem. Nikim.

I wtedy… cisza.

Tamara otworzyła oczy.

Ale… czy to naprawdę była ona?

Echo Przeszłości, Szept Przyszłości

Cisza nie była pustką — była oddechem wszechświata. Tamara dryfowała w przestrzeni bez początku i końca, gdzie gwiazdy pulsowały jak obnażone serca, a czas był tylko echem myśli. Nie miała ciała, a jednak czuła — czuła każdą możliwość, każdy szept, każdą wersję siebie rozsianą po nieskończonych ścieżkach istnienia.

Nad horyzontem, którego nie było, zawisła postać — jej kontury płynne jak cień na wodzie. Miała jej twarz, lecz oczy, które znały odpowiedzi, jakich Tamara bała się zadać.

— Czy to koniec? — zapytała, a jej głos stał się falą, która rozbiła się o krawędź rzeczywistości.

Postać uśmiechnęła się — drapieżnie, czuło, z cieniem czegoś, co mogło być litością albo zachwytem.

— Koniec jest tylko formą, którą nadajesz pustce. — Słowa wibrowały w niej, stając się jednocześnie obietnicą i zagrożeniem.

Ziemia, której nie było, zadrżała. Ze szczelin wypłynęły wizje — światów, które mogła wybrać, i tych, które już wybrała, nie wiedząc, że wybór został dokonany. W jednym — była cieniem, w drugim — bogiem, w trzecim — kimś, kto nigdy nie istniał.

— A jeśli to wszystko jest snem? — wyszeptała.

Postać rozmyła się, stając się tysiącem oczu w mroku.

— To pytanie nie ma znaczenia. Liczy się tylko… kto śni.

Tamara poczuła, jak coś otwiera się w niej — przepaść czy brama? Czułość czy zniszczenie? Nie wiedziała. I w tej niewiedzy — znalazła się.

Otworzyła oczy.

Ale… czy to były oczy Tamary? Czy może kogoś… kto nigdy nie przestał śnić?

I tak… historia rozpłynęła się… pozostawiając pytanie… które być może nigdy nie potrzebowało odpowiedzi.

484
1/10
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 1/10 (1 głosy oddane)

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.