Ciało pedagogiczne (I): Dzień Nauczyciela
3 września 2011
22 min
Konrad Karski. Klasa III B. Liceum w G., miasta o pięćdziesiąt kilometrów oddalonego od stolicy. Przystojniak, który już dawno zostałby zassany, gdyby przejmował się wzdychającymi do niego rówieśniczkami i dziewczynami z młodszych klas. Przywódca klasy, typowy samiec alfa. Żywy dowód na to, jak potrafią zepsuć młodego człowieka bogaci rodzice, którzy brak czasu rekompensują mu spełnianiem wszystkich zachcianek i uczynieniem z niego pępka świata. Świat - według Konrada - kręcił się wokół niego i dla niego. Bezczelny chłystek był utrapieniem Beaty - atrakcyjnej nauczycielki języka polskiego, która pod koniec zeszłego roku szkolnego w zastępstwie przejęła tą klasę od koleżanki, która poszła na urlop macierzyński.
Beata kłopoty częściowo zawdzięczała swojej urodzie. Twarz niczym z okładki kolorowego czasopisma, zielone oczy, pełne wesołych ogników i burza czarnych, lekko kręconych włosów mogła oszołomić. Szczupła, wysportowana trzydziestolatka, której figury mogłaby pozazdrościć niejedna modelka szybko stała się celem Konrada. Gówniarz nie krępował się z wygłaszaniem pełnych lubieżnych podtekstów uwag i rzucaniem spojrzeń, którymi prześwietlał ciało nauczycielki niczym aparat rentgenowski. Nie zamierzała jednak przepraszać za to, że natura obdarzyła ja nieprzeciętną urodą, ani rezygnować ze swojego stylu ubierania, który doskonale podkreślał jej zgrabne nogi, idealnie wyrzeźbiona linie bioder czy krągłe, pełne piersi. Nie dlatego, że jakikolwiek chłopak ma problem z buzującymi hormonami.
Beata próbowała ignorować jego zachowanie, ale coraz częściej czuła złość i irytację. Zastanawiała się, czy nie zgłosić tego dyrektorowi szkoły, ale po pierwsze nie miała żadnych dowodów, a po drugie, wszyscy wiedzieli, że ojciec Konrada i szef placówki edukacyjnej to bardzo dobrzy znajomi, by nie powiedzieć przyjaciele. Pocieszała się więc, że będzie się męczyć tylko do wiosny, gdy zapatrzony w siebie Kondzio, po maturze wyruszy w świat, by dokuczać innym, a ona będzie mogła odetchnąć. Wreszcie.
Teraz jednak stał prze nią uśmiechnięty od ucha do ucha z pękiem kwiatów w garści, w towarzystwie dwóch najlepszych uczennic z tej klasy. Beatę dziwiła jego niewinna mina, niepasująca do niego niczym aureolka do diabła. Cóż, może dziś Konrad postanowił zawiesić swoje głupie podchody. Był czternasty październik - Dzień Nauczyciela - jej święto. Tylko, czy on się tym przejmował?
Chyba nie do końca. Gdy odebrała bukiet i uśmiechnięta całowała cała trójkę, on robił wszystko, by jego wargi nie dotknęły policzków tylko ust nauczycielki. Beata była zła na niego, ale i na siebie, bo zawstydzona zaczerwieniła się niczym panienka.
Niespodziewanie Konrad wyciągnął zza pleców niewielką paczkę gustownie zapakowaną w kolorowy papier i zawiązaną fantazyjnie kokardą.
- To na osłodę, ode mnie - zmrużył oczy wyraźnie zadowolony z siebie. - Czekoladki.
- Dziękuję - zaskoczona odłożyła prezent na biurko.
Po wszelkich formalnościach wróciła do lekcji, która z racji święta miała dużo luźniejszy przebieg. Niech się dzieciaki trochę pocieszą z luzu.
***
O prezencie przypomniała sobie na przerwie, idąc do pokoju nauczycielskiego. Lubiła słodycze, czego na szczęście nie było widać po jej sylwetce, więc szybko pozbyła się kokardy i papieru. W środku było pudełko drogich słodyczy. No, no... Konrad ją nieźle zaskoczył! Podniosła papierowe wieko i oniemiała. Wprawdzie w środku były czekoladki, ale na nich leżał plik spiętych spinaczem zdjęć, z małą karteczką, na której napisany był jeden wyraz. Smacznego.
Spod kartki widziała jednak co przedstawia pierwsze zdjęcie i serce nieomal wyskoczyło jej z piersi. Trwożliwie rozejrzała się dookoła, czy ktoś jej nie obserwuje i nie chciał już iść do pokoju nauczycielskiego. Szybko pokonała dystans dzielący ja od toalety dla pedagogów i zamknęła się w niej, dwukrotnie sprawdzając, czy dobrze przekręciła pokrętło blokady. Z lękiem zajrzała drugi raz do pudełka i zaczęła przeglądać drżącymi rękami fotografie.
Na wszystkich była ona sprzed kilku lat. W studenckich, warszawskich czasach, gdy młoda dziewczyna z niezbyt zamożnej rodziny próbowała sobie radzić w wielkim mieście. Chciała udowodnić oschłemu, niezbyt uczuciowemu ojcu i podporządkowanej mu matce, że poradzi sobie sama. I dawała radę, ale w pewnym momencie dorywcze prace się urwały, a trzeba było płacić za studia, małe mieszkanie, które zajmowała wspólnie z koleżanką. Musiała też jeść i jakoś wyglądać. Te potrzeby do spółki z chęcią udowodnienia sobie i innym, że sobie poradzi, sprawiły, że posłuchała współlokatorki i pewnego wieczoru zawitała w szczególne miejsce. Od tej pory jej problemy finansowe się skończyły, ale o sposobie w jaki je zarabiała wolała zapomnieć już chwili, gdy skończyła z tym zajęciem.
Teraz wspomnienia wróciły.
Na przykład to zdjęcie, które teraz oglądała. Pamiętała nawet imiona obydwu mężczyzn, którzy byli na nim razem z nią. Bernd i Andreas - dwaj niemieccy biznesmeni, złaknieni wrażeń, pobudzeni doskonałym interesem, który udało im się sfinalizować. I ona. Z ustami wypełnionymi członkiem jednego z nich i rżnięta od tyłu przez drugiego Niemca. Beata poczuła się nagle słabo, blade kafelki toalety zawirowały przed jej oczami. Było jej gorąco, dusiła się. Przerzucała automatycznie kolejne zdjęcia, nie patrząc już na nie. Nie musiała. Zepchnięte w niepamięć obrazy wróciły z całą ostrością. Choć na fotkach była tylko ona i kilku klientów, zaczęła sobie przypominać również innych, a zwłaszcza właściciela nocnego klubu - Tośka, który choć wymuskany i pachnący budził przerażenie. Najbardziej jednak bała się tego, że znów stanie się tak jak wtedy, gdy jej kariera dziwki przestała ją uwierać.
Dzwonek na lekcje sprawił, że poderwała się przerażona. Zdjęcia rozsypały się po podłodze. Zbierała je w pośpiechu, przerażona, zła, nie mogąc uspokoić galopujących jak spłoszone konie myśli. Rozdygotana, na granicy płaczu pospiesznie wyszła z łazienki i pobiegła w stronę klasy, gdzie miała prowadzić zajęcia.
Nie wiedziała jak uda jej się je przeprowadzić, ale nie mogła dać poznać po sobie, że stało się coś złego.
***
Czterdzieści pięć minut to niewiele, ale w przypadku Beaty była to niemal wieczność. Męczyła się prowadząc lekcję, w głowie mając sceny ze zdjęć. Następna przerwę znów spędziła w łazience, próbując zimną wodą ugasić pożar, jaki wywołał w niej strach w obliczu nowej, niespodziewanej sytuacji.
Na szczęście miała teraz wolną godzinę i mogła spróbować uporać się z własnym lękiem.
Nie pozwolono jej jednak. W kieszeni zabrzęczał dzwonek telefonu. Drżącą dłonią uniosła klapkę aparatu. Nie znała numeru, który pojawił się na wyświetlaczu.
- Słucham - rzuciła do słuchawki.
- Jak tam pani profesor? - rozpoznała głoś Konrada. - Smakowały czekoladki?
Poczuła przypływ gniewu. Potężny. Niewyobrażalny. Rozejrzała się na boki. Korytarz był pusty. Kolejne lekcje się już zaczęły.
- Ty gnoju! Ty pieprzony gnoju! - syknęła, czerwona ze złości. - Skąd to masz!?
Usłyszała głośny śmiech swojego ucznia. Brzmiał złowieszczo i tryumfująco.
- Złe pytanie zadałaś - stwierdził Konrad, bezceremonialnie przechodząc z Beatą na "ty".
- Skąd to masz, mały skurwielu!? - gniew odbierał rozum nauczycielce.
Wciąż słyszała dziki śmiech młodego Karskiego.
- "Skurwielu" do ucznia? Pani profesor, tak nie można - cmokał do słuchawki Konrad.
- Pieprz się gnojku!
Śmiech urwał się nagle.
- Koniec z tym obrażaniem belferko! - głos jej ucznia nabrał ostrych tonów.
Beacie odebrało głos. Jak ten szczyl się do niej odzywa! To nie mieściło się w głowie!
- Powiem ci skąd to mam, choć nie muszę - powiedział Konrad. - Mój stary lubi dużo wiedzieć o swoich przeciwnikach i sprzymierzeńcach w radzie miejskiej i w ogóle... w mieście. Ma człowieka, który zbiera dla niego takie informacje... byłego glinę, niezbyt sympatycznego, ale skutecznego jak cholera. To on namierzył twoją przeszłość, na moją prośbę oczywiście. Kosztowało mnie to trochę kasy, ale... warto było.
- Ty sukin...
- Powiedziałem zamknij się! - warknął Konrad.
- Co zamierzasz dalej? - powstrzymując gniew zapytała Beata.
- Ooo, to jest właściwe pytanie - pochwalił ją młody Karski. - Otóż, jak mówię warto było, mam kilka kompletów kopii w domu. Wspaniałe foty, prawda!
- Jesteś chory - stwierdziła zrezygnowana Beata.
- O nie! Nie jestem chory - poprawił ja Konrad. - Jestem napalony. Na ciebie, pani profesor, a ty jeśli nie chcesz, by świat poznał twoją niezbyt chlubną przeszłość, będziesz spełniać moje zachcianki.
- Coo!? - niemal krzyknęła nauczycielka.
- Nie udawaj zaskoczonej! Wiedziałaś od momentu kiedy zadzwoniłem jak to się skończy!
- Ty parszywy zasrańcu!
- Zamknij się! - warknął Konrad. - Jeśli nie masz ochoty być posłuszną małpką, będziesz miała okazję to udowodnić! Jestem w kiblu dla chłopaków, na górze. Wiem, że masz teraz wolną godzinę, masz być u mnie za pięć minut, albo...
- Albo co, gnojku! - złość Beaty przerodziła się w rezygnację. Straciła impet.
- Wiesz co pani profesor! Masz cztery i pół minuty na pokazanie jaka jesteś harda! - usłyszała, po czym Konrad przerwał połączenie.
Patrzyła z gniewem na telefon, jakby on był czemuś winien. Kipiące w niej emocje kotłowały się, a ona stała zdezorientowana na środku korytarza. Minutę, może trochę więcej. Potem biegiem ruszyła w stronę najbliższych schodów.
***
Niepewnie, z obawą uchyliła drzwi do toalety chłopców, rozglądając się czy ktoś jej nie widzi. Serce biło jej jak oszalałe. Nerwy i stres sprawiły, że adrenalina pompowała krew z niebywałą prędkością. Wsunęła się do środka jakby powoli, uderzyła ją zapach papierosowego dymu i moczu.
- Właź śmiało belferko! - usłyszała głos Konrada. - Nikogo tu nie ma, oprócz nas.
Siedział w drugim końcu pomieszczenia, oparty o niewielki występ w ścianie. Niedbały poza, drwiący uśmiech pod nosem i wzrok zdradzający podniecenie.
- Jednak jesteś - stwierdził. - To dobrze, oszczędzasz sobie tym samym mnóstwa nieprzyjemności.
Rzuciła się w jego stronę niczym zwierzyna gotowa bronić swego życia przed drapieżnikiem.
- Ty gnoju! Ty zboczony smarkaczu! Ty...
Przerwał jej potok słów, zaciskając na ramieniu dłoń. Mocno, do bólu. Syknęła.
- Co ty sobie myślisz!? - rzuciła mu w twarz.
Zacisnął dłoń jeszcze mocniej. Beata miał wrażenie, że ręka zaraz jej odpadnie.
- Myślę, że nie rozumiesz sytuacji - udawał spokojnego, ale głos mu drżał. - Jeśli nie będziesz posłuszna, jeśli nie będę z ciebie zadowolony kilka kompletów uroczych fotek na których dajesz dupy przemiłym panom ujrzy światło dzienne.
- Ty mały, chory skurwielu - mruknęła cicho zrezygnowana.
Zaśmiał się obleśnie.
- Ciekawe co by powiedziało na ich temat nasze szacowne grono pedagogiczne? - parsknął. - A rodzice uczniów, pewni, że oddają swoje nastoletnie dzieciaki w dobre ręce? No i jeszcze pan Mariusz, niezwykle dumny, że jego dziewczyną jest najładniejsza nauczycielka w promieniu setek kilometrów, co on by na to powiedział?
Patrzyła w oczy chłopaka i gdyby mogła spaliłaby go wzrokiem. Nienawidziła go z całej duszy. Gdyby mogła... . Teraz jednak milczała.
- Tak sobie myślałem, że ciężko będzie ci zrozumieć swoją sytuację - z miną zwycięzcy powiedział Konrad. - Dlatego pomyślałem, że takie miejsce jak to, będzie doskonałe, żeby wyjaśnić ci na przykładzie co się właśnie dzieje. Tak to się mówi, prawda? Wyjaśnić na przykładzie, fajny zwrot.
Młody Karski z każdym słowem niemal rósł. Upajał się swoją władzą nad swoją ofiarą. W jego wzroku pojawiało się coraz więcej niebezpiecznych blasków.
- To musi być mocny przykład, więc... właź! - otworzył pierwszą z brzegu kabinę.
Beata spojrzała w bok. Toaleta jak toaleta. Niezbyt czysta, niezbyt brudna. Deska była lekko rozklekotana, a ściana pełna przedziwnych rysunków i napisów.
- Co chcesz zrobić? - głos nauczycielki drżał. Membrana lęku działała.
Twarz Konrada wykrzywia się w złośliwym uśmiechu.
- A jak myślisz? - spytał wyraźnie podniecony. - Zerżnę cię pani profesor po prostu, ale najpierw obciągniesz mi tak dobrze, żeby kutas będzie błyszczał mi jak brylant! Tutaj, w zwykłym kiblu, żebyś zrozumiała, kto rządzi w tym układzie, który zaistniał między nami!
Pchnął ją w stronę kabiny. Beata niczym sterowna lalka weszła do kabiny i usiadła na przykrytym deską sedesie.
- Ściągnij bluzkę i cyckonosz! - prychnął polecenie Konrad.
Nauczycielka złapała za ubranie, chcąc to zrobić i wtedy dotarło do niej, co się stanie za chwilę.
"To nie dzieje się naprawdę!" - pomyślała.
- Nie! Niedoczekanie twoje! - zbuntowała się.
Podniosła się pospiesznie i odpychając trasującego wyjście z kabiny ucznia, wyskoczyła z niej. Drżąc ruszyła szybko w stronę wyjścia z toalety. Gdy znalazła się na korytarzu, złapała potężny haust powietrza. Chciała znaleźć się jak najdalej od tego miejsca, od tego wrednego, małego sukinsyna! Na wiotkich nogach oddaliła się. Przy schodach oparła się o ścianę, dysząc ciężko i przełykając gorzki smak frustracji i gniewu.
Zerknęła w bok i zobaczyła Konrada wychodzącego z toalety. Nie widział jej, ale co innego przykuło uwagę Beaty. W ręku ucznia dojrzała białą kopertę, której zawartości się domyślała. Strach podszedł jej do gardła, niemal odbierając jej oddech. Sprzeciwiła się mu, nie mogąc znieść myśli, co chce z nią zrobić, ale... teraz pomyślała ze strachem o konsekwencjach. Straszne słowo! Kurwa! Dlaczego w życiu muszą być zawsze jakieś konsekwencje!?
Ruszyła powoli w stronę, gdzie poszedł Konrad. Po dwóch minutach zobaczyła go z ręką na klamce sekretariatu szkoły. Kurwa!!!
- Konrad! - krzyknęła, starając się nadać głosowi zwykłe brzmienie.
Odwróciła się w jej stronę, błyskając złośliwie oczami. Jego ręka zsunęła się z klamki.
- Słucham, pani profesor.
Obok niego, na ławce siedział woźny. Sympatyczny, nieco już starszawy pan Mirek. Zerkał w ich stronę.
- Chciałabym, żebyś wrócił do mnie na chwilę - z trudem przybrała nauczycielski ton. - Musze ci wytłumaczyć jeszcze jedno ćwiczenie.
Lekki uśmieszek wpełzł na usta chłopaka.
- Może później, pani profesor - zaproponował. - Chciałbym zostawić te papiery w sekretariacie.
Machnął jej przed oczami kopertą, patrząc prosto w jej oczy.
- Potem mam lekcję, więc może...
- Dobrze, pani profesor - zgodził się Konrad. Chłopak doskonale odgrywał swoją scenę.
Razem ruszyli z powrotem na górę.
***
Toaleta jak toaleta. Rozklekotana deska, średnio czysto i mnóstwo naściennej twórczości. Beata po raz drugi w przeciągu kilkunastu minut znalazła się w tej samej kabinie. Znów siedziała na sedesie, a przed nią stał Konrad.
- Pora na ćwiczenie o którym mówiłaś - zaśmiał się paskudnie jej prześladowca. - Ściągaj ciuchy!
- Konrad...
- Przymknij się! Wykłady zostaw sobie na lekcje! - warknął chłopak.
Beata poddała się. Nie miała w tej chwili żadnych atutów, by sprzeciwić się chłopakowi. Zdjęła z siebie bluzkę, a potem biustonosz. Uwolnione pełne piersi z ciemnymi, niemal czarnymi brodawkami zabujały się lekko.
Konrad patrzył na nie zafascynowany. Język chłopaka lubieżnie przesunął się po wargach. Złapał piersi nauczycielki i ścisnął jakby chciał sprawdzić ich jędrność.
- Kurwa, nie wierzę... - mruknął cicho.
Beata natomiast zamarła. Dotyk chłopaka działał na nią niczym zetknięcie z rozżarzonymi węglami. Wiedziała, że za chwilę stanie się coś, czego nawet sobie nie wyobrażała i chciała mieć to jak najszybciej za sobą. Tym bardziej, że miejsce było dosyć niepokojące. W każdej chwili mógł tu wpaść jakiś uczeń z parciem na pęcherz.
- Zróbmy to wreszcie - powiedziała łamiącym się głosem.
Usta Konrada rozciągnęły się niezbyt przyjemnym uśmiechu.
Chłopak był strasznie podniecony. Z niemałym trudem uporał się z rozporkiem i spuścił spodnie na dół. Na białych bokserkach od Calvina Kleina - a jakże - powstało duże wybrzuszenie, którego sprawcą był sztywny z podniecenia członek.
Beata starała się nie myśleć. Niech to się stanie i już! Pamięć przywołała odczucia, z którymi musiała się zmierzyć, gdy zarabiała ciałem w czasie studiów.
Nie myśl! Rób swoje! Skończysz, to się zresetujesz!
Z chwilowego odrętwienia wyrwał ją dotyk twardego członka na piersiach. Wygolony do czysta, higieniczny i całkiem pokaźnych rozmiarów. Jego właściciel rozchylił jej piersi na boki i wsunął go między nie, z nieukrywaną satysfakcją.
- Jazda, pani profesor!
"Gnój! Skurwiel!" - obelgi przeleciały Beacie przez głowę.
Ten zboczony gówniarz miał jednak potężny oręż w swoim posiadaniu, dlatego musiała robić to czego żądał. Zacisnęła piersi na sztywnym penisie, a Konrad zaczął przesuwać nim w górę i w dół. Beata przymknęła oczy, nie chcąc patrzeć na swój upadek. Jednak palącego dotyku, trącego o jej jedwabistą skórę członka nie dało się nie czuć.
- Rozumiem, że to szok dla ciebie - usłyszała słowa Konrada.- Dziś ci odpuszczam, ale przy innych okazjach nie chcę widzieć odrazy na twojej ślicznej buzi, belferko! Chcę widzieć zaangażowanie i jeśli nie radość to przynajmniej profesjonalizm... jak u dziwki!
Jego słowa smagały godność Beaty niczym bat niewolnika. Zwłaszcza ta "dziwka" na końcu wypowiedzi.
- Rozumiemy się!? - warknął Konrad, dociskając członka mocno, aż jego zaczerwieniony czubek oparł się o brodę nauczycielki.
- Tak - westchnęła nauczycielka.
- To świetnie, pani profesor - w głosie chłopaka zabrzmiała kpina. - A teraz... cóż, masz świetne cycki, ale pora żebyś mi obciągnęła. Do dzieła!
Beata rzuciła Konradowi nienawistne spojrzenie.
Pomimo targającego nią gniewu, wzięła do ręki naprężonego członka. Usłyszała nad głową pomruk zadowolenia. Wzdrygnęła się, ale powoli zaczęła poruszać dłonią, czując pulsujące w penisie podniecenie. Miała nadzieję, że nie potrwa to długo i podniecony chłopak za chwilę wystrzeli finałową salwę.
- Weź go do ust! - dysząc, zarządził Konrad.
Beata przymknęła oczy i wsunęła czubek członka między pomalowane krwistoczerwoną szminką wargi. Ledwie zdążyła kilka razy przesunąć nimi po pęczniejącym penisie, wsuwając go sobie powoli bardziej, gdy poczuła jaka młody Karski wbija się w jej usta do samego końca. Jądra chłopaka zetknęły się z jej brodą. Oczy Konrada zdradzały wielkie podniecenie. Tracił panowanie nad swoimi emocjami.
- Ale z ciebie dziwka! - syknął jej prosto w twarz, a potem zaczął ją pieprzyć w usta, trzymając jedną dłonią za pukiel czarnych włosów. Dociskał głowę nauczycielki tak mocno, że prawie krztusiła się, gdy jego penis znikał w jej ustach.
- Uhmm..., uhmm - próbowała protestować.
Konrad tylko prychnął.
- Przestań, bo uwierzę, że coś ci przeszkadza! - stwierdził drżącym głosem. - Obsłużyłaś tylu, że mój kutas na pewno nie robi na tobie wrażenia!
Po chwili łaskawie wyciągnął jednak z jej ust członka. Beata dziwiła się, że gówniarz tak długo powstrzymuje się przed ostatecznym wystrzałem.
Młody Karski spojrzał na nią z zadowoleniem.
- Wstawaj belferko z kibla i odwróć się tyłem! - rozkazał.
- Konrad... - podniosła się, chcąc coś powiedzieć.
- Zamknij się, jeszcze nie skończyłem! - warknął niezadowolony, że próbuje z nim dyskutować.
- Konrad, proszę...
Chłopak nie miał jednak ochoty na dyskusje. Pchnął ja w stronę sedesu, tak, że musiała się o niego oprzeć, żeby nie upaść. Odwrócił ją i poczuła jego dłonie pod spódniczką, sunące w górę jej ud. Zadarł ja w końcu do góry, odsłaniać kuse koronkowe majtki. Stała przez nim wypięta, oparta rękami o sedes. Czuła się strasznie poniżona.
- Miodzio - mruknął i zdarł z niej bieliznę oddzielająca go od ukrytego miedzy nogami skarbu.
- Konrad, proszę nie rób tego - poprosiła Beata błagalnie, choć nie chciała, żeby tak to zabrzmiało.
- Cicho. Cicho, pani profesor! - mruknął w odpowiedzi młody Karski. - Liczyłaś pewnie na szybki numerek, ale ja się przygotowałem na rendez-vous z tobą. Walnąłem sobie gruchę. Poszło gładko, bo zrobiłem to oglądając twoje fotki - zarechotał.
"Sprytny sukinsyn!" - pomyślała Beata., a potem jęknęła, gdy poczuła jego palce wbijające się między płatki jej cipki.
- Jęcz! Wiem, że to lubisz! - sapał nad nią Konrad.
"Nie będę jęczeć!" - pomyślała nauczycielka, zaciskając usta.
Zachłanne palce chłopaka wdzierały się w nią bezceremonialnie. Próbowała się powstrzymywać, ale po chwili poczuła, że wilgotnieje. Nie potrafiła oszukać swojego ciała. Cholera jasna!
- Powiedz jak bardzo chcesz, żebym ci wsadził! - z wysiłkiem nakazał jej Konrad, zaciskając palce na jej łechtaczce.
Mimowolny spazm targnął jej ciałem.
- Nie! Nie powiem ci tego! - odpowiedziała, buntując się bezsensownie.
- Powiesz, powiesz...
- Nie!
- No to jak z tobą skończę, parę osób dowie się, że byłaś kurwą - stwierdził ostro Konrad. - Kurwą, rozumiesz! Nauczycielka..., wzór dla młodzieży... dawała dupy za kasę! Co ty na to!?
Palec drugiej dłoni wbił się w niewielki otwór między jej pośladkami. Mocno. Bardzo mocno.
- Nie rób tego, proszę! - jęknęła Beata.
- Więc...?
Zacisnęła zęby ze złości i wbrew sobie syknęła.
- Chcę żebyś mi wsadził, Konrad!
- Już lepiej, ale...
- Żebyś mi wsadził i pieprzył! - dodała.
Poczuła, że przesuwa sztywnym penisem po jej pośladkach.
- Mmm, pani profesor świntuszy - parsknął. - Poświntusz bardziej! "Pieprzysz" to słowo o małej mocy.
"Skurwiel! Gnój pieprzony!" - pomyślała.
- Konrad, wyruchaj mnie! - zdziwiła się, że te słowa przeszły jej przez gardło. - Zacznij mnie jebać i... daj mi dzisiaj wreszcie święty spokój!
Myślała, że się rozpłacze, ale łzy nie chciały popłynąć.
- Wedle życzenia, pani profesor - stęknął chłopak, wbijając się w nią nieporadnie.
Znów jęknęła, choć się powstrzymywała z całych sił. Tymczasem młody Karski wszedł w nią cały, wpił dłonie w jej biodra i zaczął ją pieprzyć. Szybko, bez finezji, nachalnie. Podniecenie chłopaka osiągnęło szczyt. Była tylko Beata i on, który mógł z nią zrobić wszystko. Czuła go w sobie, walcząc ze wszystkich sił z ciałem. Nie da mu tej satysfakcji! Nie okaże emocji i podniecenia! Dość było tego, że wewnątrz była cała mokra. Plaśnięcia wbijającego się w wilgotną szparkę penisa wypełniły niewielką kabinę. Trwało to ładną chwilę, gdy Beata sobie coś przypomniała.
- Tylko... nie kończ... we mnie! - wydyszała Beata. - Chyba... że chcesz... być ojcem!
- Kurwa! - zaklął Konrad i wystraszony wyciągnął z niej członka. W ostatniej niemal chwili.
Zacisnął palce na czubku penisa i warknął:
- Odwróć się! Szybko!
Gdy tak zrobiła, wystrzelił w jej stronę kilkoma porcjami ciepłej spermy. Lepkie strużki paliły jej policzki, brodę i szyję niczym bolesne stygmaty. Czuła do siebie odrazę. Złość na swoją przeszłość, przez która działo się to co się działo.
Dyszący z wysiłkiem Konrad naciągnął skórę na członku bardziej, uwalniając resztki nasienia, które skierował na jej piersi.
- Jak na pierwszy raz, doskonale - pochwalił Beatę.
- Niemożliwe - nauczycielka nie kryła sarkazmu.
Papierem toaletowym szybko pozbyła się lepkich dowodów tego wydarzenia. Konrad z zaciekawieniem przyglądał się jej zabiegom. Dopiero, gdy była ubrana postanowił opuścić toaletę.
- Aha, jeszcze jedno - przypomniał sobie. - Od teraz zacznij się lepiej zabezpieczać, bo to ja decyduję, gdzie chcę skończyć, ok.?
Skinęła głową, chcąc go mieć jak najszybciej z głowy. Gdy wyszedł stała chwilę nad umywalką i zraszała twarz zimna wodą. Chciało jej się płakać, ale łzy wciąż nie miały ochoty płynąć. Zaciskała więc tylko pięści w bezsilnej złości. Pieprzony świat! Pieprzony gnój! Zasrana przeszłość!
Nie bardzo pamiętała, jak dała radę poprowadzić jeszcze dwie lekcje.
***
Po powrocie do domu nie miała ochoty na nic. Chciała tylko zmyć z siebie zapach Konrada. Bród, którym zdawało się jej, że jest oblepiona. Radio, telewizja - nic nie pomagało w skupieniu myśli na czymś innym. Wciąż myślała o zdjęciach z przeszłości, Konradzie i rżnięciu w toalecie. Doskonale udało mu się ją upodlić. Wypieprzył ją w kiblu niczym pierwszą, lepszą zapyziałą nimfomankę! Rany, co ona teraz zrobi!? Co będzie, gdy to się wyda!? Wpadła w bagno po uszy! Kurwa mać!
Gdy wyszła z kąpieli zadzwonił telefon. Po drugiej stronie usłyszała głos narzeczonego - Mariusza, który prowadził własny gabinet dentystyczny.
- Cześć, skarbie.
- Cześć - starała się zakamuflować swoje przygnębienie.
- Oj, coś jestem nie w humorze - Mariusz znał doskonale jej nastroje.
- Zgadza się. Miałam kiepski dzień - przyznała mu rację.
- To pewnie ze spotkania nici? - zapytał niepewnie Mariusz.
- Tak, damy sobie dzisiaj spokój - potwierdziła Beata. - Głowa mało mi nie pęknie.
- To może chociaż wpadnę na chwilkę cię pocieszyć, pomasować, co? - nie poddawał się jej narzeczony.
- Nie, dzięki Mariusz, ale naprawdę nie trzeba. Zaraz walnę się do łóżka i zamierzam spać do jutra.
- Jak chcesz, skarbie. Dobrej nocy.
- Dobranoc. Śpij dobrze.
- Pa.
- Pa.
Nie mogła jednak zasnąć. Wspomnienie dzisiejszego dnia, nie pozwalało jej na to. Ze wzrokiem utkwionym w suficie, rozmyślała o swoich problemach, które nagle stały się tak olbrzymie jak Mount Everest. Z letargu wyrwał ją kolejny telefon.
To był Konrad.
- Dobry wieczór, nie przeszkadzam - czuła kpinę w jego słowach.
- Przestań błaznować! Czego chcesz!? - rzuciła mu w odpowiedzi.
Słuchawkę wypełnił śmiech młodego Karskiego.
- A co mogę chcieć? Usłyszeć kilka miłych słów przed snem od ulubionej nauczycielki - zakpił.
- Mało ci jeszcze!? Daj mi spokój! - rzuciła do słuchawki.
- O nie, belferko! Nie pozbędziesz się mnie póki nie usłyszę czegoś miłego - Konrad zaprotestował. - Na przykład jaki byłem dzisiaj wspaniały.
Beata westchnęła ciężko. Głupi namolny gnojek! Będzie się teraz chełpił przed nią swoim tryumfem!
- Byłeś doskonały - przyznał chcąc ograniczyć do minimum rozmowę z chłopakiem. - Dawno nikt mnie tak dobrze nie wypieprzył! Naprawdę, byłam w siódmym niebie.
- Zaczynasz rozumieć o co chodzi - pochwalił ją Konrad. - Będziemy stanowili świetny zespół.
- Zespół!? - zdziwiła się Beata. - Zespół to taki twór, gdzie ludzie współpracują, a nie się wykorzystują! Pomyliło ci się coś chłopcze!
- Nic mi się nie pomyliło - mruknął młody Karski. - Czy dżokej i koń to zespół?
- Tak, ale co to ma...
- A właśnie, że ma! - zaśmiał się Konrad. - Dzisiaj byłem dżokejem, a ty klaczą. Czyż nie doskonale cię ujeździłem?
Beata milczała zła, że w ogóle podjęła temat.
- Pytam, czy dobrze cię ujeździłem - chłopak niecierpliwie spytał drugi raz.
- Przecież powiedziałam, że doskonale.
- No, i tak trzymaj! Dobranoc.
- Aha.
- Czy wszystkim w nocy mówisz "aha" na pożegnanie?
- Dobranoc, przepraszam.
- Ok.. Nie mogę się doczekać jutra - wyznał. - To zupełnie co innego patrzeć na ciebie, gdy prowadzisz lekcje z perspektywy tego co się dzisiaj stało. Te wszystkie dzieciaki nieświadome tego, że ja, ich kumpel robię z tobą takie rzeczy.
- Konrad, mam nadzieję, że nie będziesz tego rozpowiadał!
- Nie martw się - uspokoił ją. - Dokąd jesteś posłuszna wszystko będzie dobrze.
- Ile masz zamiar to ciągnąć?
- Nie wiem - zaśmiał się. - Do końca roku szkolnego, a może wcześniej mi się znudzisz. Nie wiem po prostu.
- Dlaczego mi to zrobiłeś?
- Dlaczego? Jesteś super laską. - wyznał. - Wcześniej zazdrościłem innym klasą, że ich uczysz. Jak szłaś korytarzem, dostawałem wzwodu myśląc o tobie nagiej, pode mną, rozumiesz?
- Tak, ale...
- Los się do mnie uśmiechnął, że przejęłaś naszą klasę - mówił dalej młody Karski. - To zmobilizowało mnie do układu z gościem, o którym ci mówiłem.
- Konrad wiesz, są inne rodzaje okazywania fascynacji - wtrąciła się Beata.
- Może, ale ten daje mi władzę całkowitą nad tobą.
- Nie ma czegoś takiego.
- Może pozwolisz, że sprawdzę, dobrze? - zadrwił Konrad. - Jeśli nawet stanie się coś nieprzewidzianego, to chwil spędzonych z tobą nikt mi nie odbierze. Do tego momentu jesteś moja.
- Żaden człowiek nie jest własnością drugiego - powiedziała z przekonaniem.
Przez chwilę w słuchawce panowała cisza.
- Masz być do parku w centrum miasta za pół godziny! - głos młodego Karskiego przybrał groźne tony.
- Konrad, co ty!? Oszalałeś!?
- Słyszysz co mówię! - krzyknął Konrad. - Mam ochotę zerżnąć cię na ławce w parku!
- Konrad...
- Ubieraj się szybko, bo się spóźnisz!
- Dobra, dobra, ale chyba ci odbija - Beata zła poderwała się z łóżka.
W słuchawce rozległ się potężny śmiech.
- Nikt nie jest niczyja własnością, co? - chłopak był wyraźnie ubawiony. - Masz teraz odpowiedź.
- Ty podły...
- Zamknij się pani profesor! Idź spać. Dobranoc.
- Dobranoc.
Telefon zamilkł. Połączenie zostało przerwane.
Pieprzony gnój!
Beata wyłączyła telefon zupełnie. Czuła, że wreszcie nadchodzi zmęczenie. Sen wybawi ją od parszywych wspomnień i głupich myśli. Zanim usnęła przypomniała sobie jaki dzisiaj był dzień. Czternasty październik. Dzień Nauczyciela. Święto Edukacji. Początek czegoś w jej życiu, czego nawet nie potrafiłaby sobie wczoraj wyobrazić.
"No to, udało mi się święto!" - pomyślała cierpko Beata.
Zasnęła.
C.D.N
Jak Ci się podobało?