Była nauczycielka
20 stycznia 2023
36 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Historia ta mogłaby się wydarzyć naprawdę i częściowo tak było, jednak, niestety, większość pozostaje w sferze moich marzeń.
Już jako 10-letni gówniarz potrafiłem chyba ocenić piękno kobiety. Chodziłem wtedy do podstawówki, a moją klasę objęła Pani M. Zawsze ubierała się na czarno; czarne buty na obcasie, czarne garsonki, czasem pod spodem biała koszula. Włosy cudownie zmierzwione i oczywiście też czarne, choć z rudymi prześwitami. Figura idealna. Wszystko się wizualnie zgadzało, a z charakteru też wychowawczyni marzenie. Zawsze pomocna, uśmiechnięta i potrafiła zaciekawić swoimi lekcjami, choć był to język polski, a nie chemia z jakimiś eksperymentami.
Gdy Pani M. obejmowała moją klasę, miała zapewne około 30 lat, może trochę więcej. Gdybym wtedy znał słowo MILF pewnie tak bym ją z chłopakami nazwał. A należałem do paczki szkolnych urwisów, ale z tych inteligentnych. Zawsze było nas wszędzie pełno, ale na lekcjach trzymaliśmy wysoki poziom i dostawaliśmy dobre oceny. Chyba dlatego Pani M. była dla nas wyrozumiała, gdy trochę przeszkadzaliśmy na lekcjach, choć oczywiście, nie obyło się czasem bez słownych reprymend, gdy przeginaliśmy.
Tak czy inaczej, zawsze lubiłem lekcje polskiego. Po pierwsze, mój ojciec od małego wpajał mi miłość do książek, a po drugie przebywanie z Panią M. było przyjemnością dla umysłu i oka. Ale co ja, gówniarz, mogłem o niej myśleć. Piękna kobieta i tyle. Nie znałem wtedy seksualnych odczuć.
Podstawówka skończyła się po 3 latach. Pierwsze trzy klasy mieliśmy w innej szkole, ale gdy po reformie zmienili ją na gimnazjum, zostaliśmy przeniesieni właśnie do szkoły z Panią M. Gdy nastał ostatni dzień ostatniej klasy, Pani M. roniła grube łzy na zakończeniu roku. Wszyscy wręczali jej kwiaty, a gdy nadeszła moja kolej i wręczałem jej różę, ucałowaliśmy się, a ja (już jako 13-latek) pierwszy raz poczułem dziwne mrowienie w spodniach. Pani M. była po prostu boska, a ja miałem okazję ją pocałować w policzek i przytulić. Nieopisane uczucie.
I chyba, jak nigdy, słowa Pani M, że byliśmy jej ulubioną klasą, nie były kurtuazją, a naprawdę się z nami wyjątkowo zżyła przez ostatnie trzy lata.
Po zakończeniu roku nastały wakacje, spotkania z kumplami na boisku i beztroska, choć wtedy chyba żaden z nas nie zdawał sobie sprawy, że już nie będziemy się spotykać w tym naszym gronie urwisów tak regularnie, jak dotychczas. Wakacje minęły i rozpoczęło się gimnazjum, a ja ciągle czasem wracałem do momentu wręczenia róży, gdy poczułem perfumy i lekki całus w policzek od Pani M.
Kolejne lata mijały, a ja dorastałem. Z racji, że mieszkałem w raczej małej dzielnicy dużego miasta, spotykałem czasem Panią M. na zakupach, czy na przystanku. Zawsze zdejmowałem czapkę z daszkiem i kłaniałem się ekspresyjnie i przesadnie nisko, ale w połączeniu z moim uśmiechem, chyba nigdy nie sprawiłem zażenowania, a raczej ciepły uśmiech. Spotkania były bardzo sporadyczne, a nim się spostrzegłem, miałem 20 lat. Raz gdy spotkałem Panią M. wieczorową porą na przystanku, nawet razem zapaliliśmy papierosa. Powiedziała wtedy, że przecież jestem już dorosły i nie jestem od dawna jej uczniem. Parę zdań, “co słychać” i tyle, choć wtedy już byłem pewny, że Pani M. jest doskonała jeśli chodzi o mój typ urody i z trudem powstrzymywałem erekcję w spodniach. Ciągle miała super urodę, ciągle rudo-czarne zmierzwione włosy, choć jej ubiór stracił trochę czerni na rzecz np. błękitnych jeansów, które cudownie się opięły na jej trochę masywniejszych niż niegdyś udach. Ale ciągle była to kobieta 10/10.
Lata znowu mijały. Ja dobiłem do 30-ki (co oznaczało, że Pani M. do 50-ki). Ja się przeprowadziłem do innego miasta za sercem. Poznałem cudowną dziewczynę, z którą super się dogadałem i przeprowadza była formalnością ze względu na jej stabilniejszą pracę. Któregoś jesiennego dnia czytając poranną prasówkę zwróciłem uwagę, że jest dzień nauczyciela i mimo mnóstwa wspaniałej kadry pedagogicznej, która się przewinęła w moim życiu, w mojej głowie pojawiła się Pani M. Ze zwykłej uprzejmości i chęci bycia miłym napisałem na adres swojej byłej szkoły życzenia dla swojej byłej wychowawczyni, choć nie wiedziałem nawet czy ciągle tam pracuje. Po kilku dniach otrzymałem wiadomość zatytułowaną średnikiem i nawiasem. Nie wiem czemu, ale poczułem niewyobrażalną radość. Pani M. odpisała, że dziękuje za super niespodziankę i życzenia, a potem wymieniliśmy kilka maili, w których odpowiedzieliśmy sobie na pytania “co słychać?”. Rozmowa sama się rozmyła przy nieregularnych odpowiedziach, ale korzystając z okazji zbliżających się grudniowych świąt, znowu postanowiłem napisać życzenia. I znowu otrzymałem odpowiedź, w której nie było pustego “nawzajem” a przyjemne dla oka i duszy szczere i ciepłe życzenia. Potem Nowy Rok i kolejny pretekst żeby napisać, choć czasem zdarzało się napisać po prostu “miłego dnia”. Takie sporadyczne pisanie trwało, a nawet trwa około 2 lat. Nigdy nic wielkiego się w tych mailach nie pojawiło, choć czasem miałem ochotę napisać jej, że jest dla mnie przepiękną kobietą i zaszczytem byłoby ją zaprosić na kawę. Nigdy się na to nie odważyłem.
A co by było gdybym napisał…?
Grudniowe popołudnie. Szaro za oknem mojego biura, w którym ogarniam dla dużej firmy kontakt z zagranicznymi dystrybutorami różnego sprzętu. Do świąt jeszcze ponad dwa tygodnie. Postanowiłem się odważyć i napisać do Pani M., zaznaczając, że jest to nieśmiałe pytanie, czy nie zechciałaby się umówić ze mną na kawę, jak wpadnę przed świętami na stare śmieci na krótki świąteczny urlop. Z różnych powodów (m.in. logistyka) ustaliliśmy z moją drugą połówką, że święta spędzimy osobno ze swoimi rodzinami. Wiedziałem, że będę ponad tydzień "sam" i to przeważyło nad wysłaniem wiadomości. Na następny dzień otrzymałem odpowiedź.
Wiesz? Bardzo chętnie się z Tobą spotkam!
Nie posiadałem się z radości. Odpisałem tylko, że odezwę się jak już zajadę na stare śmieci i nacieszę się rodzinką. Dalej rozmowa się urwała. Zwalałem to na jej zapracowany tryb życia. I zapewne miałem rację. Nieraz i nie dwa w mailach czytałem, że piękny zawód zmienił się w swoisty kierat.
Nadszedł moment wyjazdu. Całą drogę pociągiem myślałem o zbliżającym się spotkaniu. Jak się zmieniła przez kilka lat odkąd ją widziałem? Jak minie spotkanie? Milion myśli i potencjalnych scenariuszy, choć jak to zwykle bywa, zapewne nie spełni się żaden z nich i będzie zupełnie inaczej. Dotarłem do domu rodzinnego, wyściskałem się z rodzinką, na następny dzień przyjechał też mój brat. Spotkania z rodziną nawet trochę oderwały mnie od myślenia o Pani M. Święta minęły jak święta. Obżarstwo, telewizja, rozmowy z drugą połówką na drugim końcu kraju... Czy czułem się źle nie wspominając o planowanym spotkaniu z byłą wychowawczynią swojej dziewczynie? Niezbyt. Nie planowałem nic niestosownego, ale jej czasem przesadna zazdrość odsunęły mnie od chęci powiedzenia jej o tym.
Pod koniec drugiego dnia świąt napisałem do Pani M.
-Jestem już w Warszawie. Mam nadzieję, że kawa aktualna... Może jutro? ;)
-Chętnie! Akurat mam wolne od dzieciaków w szkole do końca roku. Masz jakiś pomysł, gdzie pójdziemy?
-Starówka zimą jest niezwykle urocza. A mała przytulna kawiarnia XYZ to już w ogóle. Myślałem, że może tam da się Pani zaprosić. 18:00 będzie w porządku?
-Brzmi całkiem przyjemnie. Do zobaczenia, G.
Pierwszy raz tak zmiękczyła moje imię, a mnie się zrobiło ciepło w środku.
Nastał wielki dzień. Ubrałem schludne jeansy, koszulę, ogarnąłem zarost i pojechałem na starówkę. Byłem dwie godziny przed czasem. Po pierwsze nie mogłem już usiedzieć na miejscu, a po drugie chciałem trochę zwiedzić miejsca, w których mnie nie było od wielu lat. Na jednej z głównych uliczek rynku spostrzegłem starowinkę handlującą kwiatami. A co mi tam! - pomyślałem i kupiłem rozwiniętą, czerwoną różę. Miałem wielką nadzieję, że jej się spodoba. Gdy było już pół godziny do godziny 0, poszedłem do umówionej kawiarni i zająłem dwuosobowy stolik pod ścianą z widokiem na okno. Czas się dłużył, jak nigdy. Chwilę przed 18 drzwi otworzyły się i stanęła w nich ona, Pani M. Od razu skierowaliśmy na siebie spojrzenia i wymieniliśmy uśmiechy. Pani M. ubrana była w czarny płaszcz za kolana, spod którego widać było luźną, choć ciepłą brązową spódnicę do kostek, a pod tą czarne buty na obcasie. Widać było po niej, że jest dojrzalsza, ale ani trochę nie straciła ze swojej urody, a może i zyskała. Szczególnie, że ciągle miała tak samo zmierzwione czarno-rude włosy. Od razu gdy ją zobaczyłem, podszedłem i chyba odruchowo chwyciłem jej dłoń i kłaniając się ucałowałem lekko w kostki. Otrzymałem w zamian lekki, ale ciepły i szczery uśmiech.
-Pani pozwoli, pomogę. - zaproponowałem, gdy zaczęła zdejmować płaszcz. Pod spodem miała czarną bluzkę z szerokimi rękawami i lekkim dekoltem.
-Ojej, dziękuję. Pomyśleć, że kiedyś byłeś takim urwisem. - rzuciła żart.
-Ciągle jestem! - pociągnąłem wesoły temat spuentowany śmiechem z obu stron. -Zapraszam! - powiedziałem i wskazałem dłonią stolik.
Gdy do niego podeszliśmy, chwyciłem różę i wręczyłem swojej wychowawczyni.
-A czemu to zawdzięczam? - zarumieniła się Pani M., ale widać było, że jest jej miło z powodu tego gestu.
-A czemu ja zawdzięczam, że zgodziła się Pani na kawę ze mną? - przerzuciłem pytanie.
W zamian otrzymałem tylko uśmiech i Pani M. wąchając kwiat róży usiadła przy stoliku na zajmowanym wcześniej przeze mnie miejscu.
-Dziękuję, to bardzo miłe.
-Cała przyjemność po mojej stronie, Pani M. To co, kawa?
-Chętnie... Chociaż nie! - niemal sobie przerwała - Jesteśmy dorośli, a ja trochę zmarzłam, może coś na rozgrzewkę?
Czy mogłem usłyszeć coś lepszego? Chyba nie, ale podłapałem pomysł i gdy kelner zobaczył, że już siedzę z towarzyszką, podszedł złożyć zamówienie.
-Grzane wino? - zapytałem Panią M.
-Idealnie! - powiedziała z entuzjazmem, ciągle rozcierając swoje dłonie. Były śliczne. Zadbane, z naturalnymi paznokciami pomalowanymi na czarno.
-Dwa razy. - powiedziałem do kelnera, a ten podziękował i oddalił się.
Pani M. oparła się łokciami o stolik i skrzyżowała dłonie pod brodą.
-To mów, co u ciebie słychać, poza tym co napisałeś w mailach? Mieszkasz na drugim końcu kraju?
-Tak, już ponad 3 lata. Praca jest, nawet przyjemna. Druga połówka jest. Zespół jest. W zasadzie nie mam na co narzekać...
-A gdzie jest druga połówka?
Tu opowiedziałem, jak wygląda sytuacja i że w tym sezonie, niestety, spędzamy święta osobno.
-A u Pani?
-A co ja mam powiedzieć... ciągle język polski w szkole, zdrowie dopisuje. Czekam tylko na wakacje, w tym roku byłam na żaglach... - Pani M. zaczęła rozwijać myśl. W tym momencie kelner przyniósł dwie szklanki z parującym winem.
-To co, za spotkanie? - zaproponowałem z uśmiechem wznosząc swój trunek.
-Za spotkanie! - odpowiedziała uśmiechnięta Pani M.
Rozmowa płynęła sama. Ja opowiedziałem o swojej kapeli muzycznej, ona m.in. o tym, jak bardzo się zmieniły dzieciaki od czasu, gdy była moją wychowawczynią. Nic natomiast nie wspominała o życiu prywatnym, choć na pewno była mężatką, zauważyłem obrączkę na palcu. Ale nie wypytywałem, nie moja sprawa. Liczyło się tylko tu i teraz. Rozmowę często zakrapialiśmy śmiechem. Nie zorientowaliśmy się nawet, gdy mięły dwie godziny i trzy kolejki wina. Pani M. często się śmiała, a rozgrzana po winie i siedzeniu w cieple podciągnęła rękawy odsłaniając opalone przedramiona. Ta chwila mogłaby trwać w nieskończoność. Atmosfera była jak bajce, a czas w przytulnym, słabym świetle rewelacyjnie umilała muzyka Tracy Chapman i Bruce'a Springsteena z radia.
Gdy jeden z tematów się skończył, Pani M. spojrzała mi w oczy i zapytała
-Może jakiś spacer? Zobacz jak pięknie jest za oknem...
Odwróciłem się w stronę ulicy i faktycznie, prószący śnieg tworzył piękną aurę.
Spojrzałem z uśmiechem na Panią M. a ona z podniesionymi brwiami wyczekiwała odpowiedzi.
-Z wielką chęcią!
-To daj mi chwilę. - podniosła się z miejsca i ruszyła w stronę toalety. Jej biodra się wspaniale kołysały, a spódnica falowała przy każdym kroku.
Ja skorzystałem z okazji i domyślając się, że załatwię swoje sprawy szybciej, też poszedłem do toalety i faktycznie, jak wróciłem do stolika, Pani M. ciągle nie było. Wziąłem swoją kurtkę z wieszaka przy drzwiach, zarzuciłem ją na siebie i zaczekałem przy nim na swoją wychowawczynię. Po chwili wyszła i podeszła z uśmiechem, takim po prostu, naturalnym, spowodowanym miłą atmosferą. Ja wziąłem z wieszaka jej płaszcz i gestem zaproponowałem, że pomogę jej go założyć.
-Znowu szarmancki! - czy Pani M. właśnie puściła mi zalotne oko? Czy może alkohol spowodował, że chciałem to zobaczyć, choć niekoniecznie się to wydarzyło.
-Widzi Pani? Urwis też może być miły dla swojej ulubionej wychowawczyni. - odpowiedziałem z uśmiechem.
-Nie sądziłam, że moim pupilem stanie się akurat urwis. - i tu byłem pewny puszczenia lekko oka.
-Pupilem? - drążyłem zaciekawiony, gdy zarzucałem na plecy Pani M. jej płaszcz.
-Z klasy najbardziej zapadłeś mi w pamięci. Zawsze było cię wszędzie pełno. A po tylu latach, tylko Ty się odzywasz i ciągle potrafisz sprawić uśmiech. Więc... chyba tak, jesteś moim pupilem.
Dokończyła zdanie odwracając się do mnie i naciągając mocniej mankiety płaszcza na dłonie.
-Zapraszam, moją ulubioną wychowawczynię. - rzuciłem z przekąsem, ale też i szczerym uśmiechem.
Pani M. sięgnęła po różę ze stolika i z uśmiechem minęła mnie, a potem próg drzwi, które przed nią otworzyłem. Zaraz po tym jak go przekroczyliśmy, oboje spojrzeliśmy w górę. Nocne niebo przy ciepłym, bursztynowym świetle staromiejskich latarni i prószącym śniegu, tworzyło magiczny nastrój.
-Pięknie... - powiedziałem sobie po cichu pod nosem patrząc w niebo. Ale nie na tyle cicho, by umknęło to Pani M.
-Urwis... Tatuaże, kolczyki, łysa głowa... i do tego romantyk? Ale mi się pupil trafił!
Odpowiedziałem tylko uśmiechem i głębokim spojrzeniem w oczy. Uniosłem ramię, żeby Pani M. mogła wziąć mnie pod rękę, a ta ku mojemu nieopisanemu szczęściu, tak właśnie zrobiła. Ruszyliśmy powolnym krokiem. Śnieg skrzypiał pod butami, a w obydwoje z nas wstąpiła melancholia. Czułem to po naszym milczeniu i zamyślonym wzroku wbitym pod nogi i przed siebie na zmianę.
-Masz rację G., jest pięknie. - powiedziała Pani M. po kilku chwilach i oparła głowę o mój brak.
Poczułem dokładnie jej słodkie perfumy. W środku chciałem krzyczeć z radości, choć nic na pozór wielkiego się nie działo. Ot, zwykły spacer z byłą nauczycielką po starówce. Ale jednak było w tym coś magicznego.
Szwendaliśmy się bez celu po starym mieście. Zarówno po najbardziej uczęszczanych przez innych spacerowiczów ulicach, jak i po tych bardziej zacisznych, w których nie było żywej duszy. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. O planach, marzeniach, dalej o codzienności, o ciekawych wydarzeniach, które się wydarzyły w naszych życiach... Gdy szliśmy jedną z ulic, naszych uszu doszedł dźwięk gitary, który był coraz bardziej wyraźny. Uliczny grajek grał polski klasyk rockowy. W mojej głowie narodził się pomysł, który postanowiłem zrealizować od razu. Nic nie zdradzając swoich planów, zatrzymałem nas i odwróciłem wzrok w stronę Pani M.
-Zaczeka Pani sekundę? - zapytałem trochę podekscytowany swoim pomysłem.
Pani M. pokiwała zaciekawiona głową, a ja oddaliłem się w stronę grajka zostawiając z 10m od siebie swoją towarzyszkę. Wyjąłem z portfela banknot i poczekałem, aż grajek skończy piosenkę. Podszedłem jeszcze bliżej, żeby rozmowa była swobodna.
-Szefie, mam wielką prośbę. - powiedziałem rozentuzjazmowany.
-Wal! - odpowiedział zaciekawiony, ale z przyjaznym uśmiechem.
-Widzisz tę dziewczynę? - wskazałem na Panią M., a ona przyglądała się z wyraźnym zaintrygowaniem splatając dłonie z różą między nimi przed sobą. - Dasz mi zagrać jeden kawałek? A Ty sobie ogrzejesz łapy i zarobisz.
Puściłem mu oko porozumienia i wsunąłem do kieszeni na piersi kurtki pieniądze.
-Ale...
-Nie bój się, umiem dbać o instrumenty, sam gram. Nie daj się prosić, to sprawa życia i śmierci. - przerwałem mu wplatając trochę rozluźnienia, ale i demonstrując wagę mojego pomysłu.
-A co mi tam! - powiedział i zdjął gitarę przez głowę. - Ja tu skoczę na herbatę i będę za 5 minut.
Ja założyłem na siebie gitarę i puściłem z uśmiechem oko do swojej towarzyszki. Uderzyłem w struny dwa akordy żeby się upewnić czy gitara stroi. Stroiła. Mały piecyk gitarzysty dodawał jej fajnego pogłosu w brzmieniu. Gdy rozgrzałem trochę dłonie, zacząłem grać instrumentalną wersję "Wonderful tonight" Erica Claptona, a po kilku taktach, gdy spojrzałem na Panią M. dostrzegłem na pewno uśmiech, a po lekko rozchylonych ustach wnosiłem, że chyba też duże, ale i przyjemne zaskoczenie.
Gdy skończyłem grać akurat z kawiarni wyszedł właściciel gitary trzymając papierowy kubek z gorącym napojem. Oddałem mu gitarę i przybiłem piątkę, jakbyśmy się znali od lat.
-Dzięki stary! Udanego wieczoru. - rzuciłem tylko tyle i ruszyłem w stronę ciągle będącej w małym szoku Pani M.
-Powodzenia. - usłyszałem przyjazny głos grajka za sobą.
Gdy zbliżyłem się z powrotem do Pani M., znowu odchyliłem ramię żeby kontynuować spacer.
-Co to było?! - zapytała zdziwiona z uniesionymi brwiami.
-Piosenkę chciałem Pani zagrać. A tylko ta mi przyszła do głowy...
-Piękna! To Twoje?
-Chciałbym. - odparłem z westchnięciem. - To Clapton. Jej słowa brzmią, że "wyglądasz przepięknie tego wieczoru".
Pani M. się zaczerwieniła i pocałowała mnie lekko w policzek.
-Dziękuję.
-Ale za co? To była czysta przyjemność.
-Bo... - zawiesiła głos- poczułam się kobietą, tak, jak dawno się nie czułam...
Miałem wrażenie, że głos jej się trochę złamał, a nastrój nagle prysł.
-Pani M., wszystko w porządku? Zrobiłem coś nie tak?
-Nie, nie! Zrobiłeś wszystko bardziej niż tak. - czułem, że uśmiech wsadzony w te słowa, jest trochę wymuszony. - Po prostu, traktujesz mnie jak prawdziwy gentleman, a ja czuję się wspaniale jak nigdy. Z tym, że wiem, że jeszcze dziś wrócę do życia i domu, które niekoniecznie są przyjemne.
Przytuliłem ją. Po prostu. Czule. Tak, jak się przytula kogoś, gdy jest mu smutno.
-To niech Pani nie wraca!
-Muszę, mąż będzie się denerwował.
-Czy... musi Pani już wracać?
-Tak będzie lepiej. - odpowiedziała z wyraźnym smutkiem, jakby chciała żeby faktycznie ten wieczór się nie kończył.
-Dobrze, chodźmy. Zamówię taksówkę. Zawiezie Panią do domu, ja stamtąd będę miał blisko do domu rodzinnego. - Pani M. pokiwała tylko głową. Znowu uniosłem ramię i ucieszyło mnie, że moja towarzyszka znowu chce iść w ten sposób, choć smuciło mnie, że ten wieczór dobiega końca. I może się nigdy nie potworzyć. Droga do miejsca, w którym może się zatrzymać taksówka minęła raczej w milczeniu. Będąc konsekwentnym w swoim zachowaniu, otworzyłem przed Panią M. drzwi, a gdy wsiadła obszedłem samochód i dosiadłem się z drugiej strony.
-Przynajmniej trochę cieplej. - rzuciłem na rozładowanie atmosfery, ale wiedziałem, że pod uśmiechem, który dostałem w zamian, kryje się smutek.
-Przy Tobie nawet tego nie czułam, że mi zimno. - odpowiedziała i uśmiechnęła się bardziej szczerze, a potem położyła rękę na mej dłoni, którą się podpierałem o wolną przestrzeń między nami i odwróciła głowę w stronę szyby. Reszta drogi minęła w ciszy. Taksówkarz nie powiedział do nas ani słowa, ale to i lepiej. Nawet radio nie było włączone.
Po kilkunastu minutach dojechaliśmy na miejsce. Wysiedliśmy na przystanku przy osiedlu, na którym mieszkała Pani M., skąd ja miałem kilka minut spaceru do domu.
-Pani M. - zacząłem najcieplej, jak tylko umiałem - dziękuję za dzisiejszy wieczór. Było mi w Pani towarzystwie naprawdę cudownie.
-Mnie też G... - odpowiedziała i spojrzała w stronę pobliskich bloków i miałem wrażenie, że na jej ustach pojawiła się swoista ulga. Gdy nasze spojrzenia znowu się spotkały usłyszeliśmy powiadomienie wiadomości z jej torebki. Pani M. otworzyła torebkę i ciągle trzymając różę wyjęła telefon. Gdy odczytała wiadomość jej twarz zobojętniała.
-Sam zobacz... - powiedziała i pokazała mi ekran telefonu.
Była to wiadomość od prawdopodobnie jej męża.
"Gdzie ty znowu się podziewasz?! Ciebie nie ma, obiadu nie ma. Mam tego dość, idę do Marka."
W wiadomości było kilka literówek i innych błędów, ale poprawnie napisana, wyglądała by właśnie tak. Pijany? Niechlujny? Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
-Widzisz? Same pretensje. Zarzynam się pracując od rana do nocy. On myśli, że praca w szkole jest tylko w godzinach, kiedy są lekcje. Sto razy mu tłumaczyłam, że mam też do sprawdzenia klasówki i mnóstwo innej, papierkowej roboty.
-Przykro mi, nie powinien Pani tak traktować. Nie zasługuje Pani na to... - po chwili ciszy dodałem -Chce Pani jeszcze chwilę pogadać, nim Pani pójdzie do domu? - skinąłem głową na wiatę przystankową wolną od padającego śniegu, w którym ciągle staliśmy.
-A... - zawiesiła głos i spojrzała w dół - nie chciałbyś się jeszcze napić wina?
-A od kiedy są w tej okolicy knajpki? - zapytałem z uśmiechem. Kojarzyłem tę okolicę od dziecka i nie przypominam sobie nic innego, poza kilkoma pizzeriami i cukierniami ze stolikami, które i tak o tej porze już pewnie byłyby zamknięte.
-Nie ma, zapraszam do mnie. Powinnam mieć jeszcze jakąś butelkę. - Spojrzałem na jej blok i dodałem dwa do dwóch. Jej wyraz ulgi na twarzy objawił się, gdy spojrzała na blok, a teraz zrozumiałem, że pewnie zobaczyła w nim zgaszone światła swojego mieszkania. Szczególnie, że dostała SMS-a o takiej, a nie innej treści.
-Z przyjemnością! - odpowiedziałem z entuzjazmem, a i Pani M. po tych słowach uśmiech wrócił na usta.
Weszliśmy na jej strzeżone osiedle, a stamtąd przez alejki między blokami, do klatki. Wezwała windę i oparła się o ścianę wypuszczając powietrze, jakby zeszły z niej jakieś ciężkie emocje. Winda się otworzyła, a ja gestem przepuściłem ją przed sobą. Piętro 3. W windzie panowała niezręczna cisza. Obydwoje nie wiedzieliśmy co zrobić ze wzrokiem, choć obydwoje mieliśmy lekkie uśmiechy na ustach. Podróż windą na szczęście była szybka, a po otworzeniu się drzwi Pani M. ruszyła krótkim korytarzem do drzwi i kluczami, które wyjęła z torebki otworzyła drzwi. Weszła do ciemnego mieszkania i zapaliła światło małego przedpokoju. Oświetlona część mieszkania była ładna i schludna. Ewidentnie widać było kobiecą rękę. Od razu pomogłem zdjąć Pani M. płaszcz i odwiesiłem go na wieszak, a potem to samo uczyniłem ze swoją kurtką.
-Rozgość się, a ja idę po wazon na kwiat od Ciebie. - wskazała przejście do salonu, a sama poszła do innego pomieszczenia. Salon był mały, ale schludny; narożnik, szafka z telewizorem, mały stolik z dwoma krzesłami i, co zwróciło moją największą uwagę, pokaźny regał z książkami. Od razu nie jest podszedłem i się nie zawiodłem pierwszym wrażeniem. Orwell, Bułhakow, Czechow... sama beletrystyka. Gdy oglądałem biblioteczkę, do salonu przyszła Pani M. z dwoma kieliszkami i butelką wina.
-Otworzysz? - zapytała kładąc zestaw na ławie przed kanapą. -A ja w tym czasie się trochę ogarnę.
-Nie ma problemu, bez pośpiechu. - uśmiechnąłem się, a Pani M. wyszła do łazienki. A przynajmniej tak mi się wydawało, gdy szybko zlustrowałem układ małego mieszkania. Otworzyłem butelkę i nalałem nam szczodrze do kieliszków czerwonego wina.
-Wróciła dosłownie po kilku minutach, a jedyne co się zmieniło, to bardziej intensywny zapach perfum i brak rajstop na nogach. Przyszła boso, a jej palce u stóp, podobnie jak dłoni, pomalowane były na czarno. Gdy weszła do salonu usiadła głęboko w kanapie bokiem, na jednym pośladku i podciągnęła nogi na siedzisko.
-Ma Pani imponujący księgozbiór.
-Tak. I za mało czasu na czytanie tego wszystkiego...
-To za co teraz wypijemy? - zapytałem i dosiadłem się siadając kilkadziesiąt centymetrów od niej na brzegu kanapy.
-Za zdrowie mojego ulubionego pupila! - powiedziała poważnie, ale z wyczuwalną sympatią.
-I mojej ulubionej wychowawczyni! - dodałem i stuknąłem szkłem o kieliszek Pani M.
Złapaliśmy po dużym łyku.
-Wiesz, naprawdę dziękuję. Czuję się przy Tobie swobodnie i po prostu dobrze. Nie wiem, czy bym Ci to powiedziała, gdyby nie alkohol w głowie, ale... jesteś uroczy.
-Jak na urwisa! - po tych słowach obydwoje się głośno zaśmialiśmy. Znowu zobaczyłem pozytywne emocje w jej oczach i mimice twarzy.
W butelce ubywało wina, a my znowu się śmialiśmy z rozmów o wszystkim i o niczym przeplecionych czasem żartami z jednej lub z drugiej strony. Ja już swobodnie usiadłem głębiej w kanapie i się wygonie oparłem trzymając kieliszek oparty o udo, a Pani M. ciągle siedziała bokiem do mnie. Po jednym z tematów, po sekundzie ciszy, którą trzeba było czymś zapchać, trochę mimowolnie rzuciłem.
-Zatańczy Pani ze mną?
-Teraz? - zaśmiała się zdziwiona.
Nie wiedziałem, czy ten śmiech miał oznaczać, że chyba oszalałem, czy udzielił jej się dobry humor i była zaskoczona moją propozycją.
-A co mi tam! Noc jeszcze młoda! Tylko musisz zadbać o muzykę. Chyba nie będzie to problemem, dla kogoś, kto tak mi grał na gitarze, prawda? - uśmiechnęła się i wstała. - Za chwilę wrócę.
Pani M. poszła do toalety, a ja złapałem za pilota od tv i włączyłem znaną aplikację z muzyką. Do głowy przyszła mi tylko jedna piosenka. Gdy usłyszałem, że Pani M. zaraz przyjdzie włączyłem "play" i rozbrzmiała ballada Claptona. Po raz drugi tego wieczoru. Pani M. wyszła z łazienki dosłownie po sekundzie od tego momentu i niepewnie zaczęła iść w moją stronę z zaciekawioną miną.
-Chyba już to gdzieś słyszałam, ale w ładniejszej wersji. - puściła lekko oko i weszła do salonu, a ja wyciągnąłem w jej stronę rękę zapraszając do tańca, wcale nie mniej uśmiechnięty. Pani M. podeszła do mnie i podała swoją rękę, a ja przyciągnąłem ją do siebie i objąłem ręką trzymając dłoń na jej lędźwiach. Nie wyczułem ni krzty protestu. Drugą ręką trzymając jej dłoń zaczęliśmy się bujać w rytm lekkiej muzyki. Ledwo powstrzymywałem erekcję w spodniach. Nigdy nie byłem tak blisko Pani M. Ta oparła głowę o mój brak, patrząc w przeciwną stronę do mojej twarzy. A ja pomyślałem, że raz się żyje. Zaszeptałem jej do ucha.
-Jest Pani najpiękniejszą kobietą na świecie... - i sam nie wierzyłem, że te słowa wypadły z moich ust.
Pani M. nie zabierając głowy z barku zająknęla się.
-S.. S.. Słucham? - po tym słowie poczułem jak mocniej mnie objęła dociskając mnie dłonią opartą na mojej łopatce.
-Też bym pewnie tego nie powiedział, gdyby nie wino, ale już od dawna chciałem to Pani powiedzieć.
Pani M. zabrała głowę z mojego barku i ciągle się ze mną kołysząc zabrała swoją dłoń z mojego chwytu i założyła mi je obydwie na ramionach lekko splatając sobie dłonie za moją głową. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i poczułem to samo uczucie, które mi towarzyszyło przed pierwszym pocałunkiem z dziewczyną, gdy byłem gówniarzem.
-Przepraszam. - wycedziłem patrząc jej w oczy.
-Za? - zapytała również nie odrywając ode mnie wzroku.
W tej chwili się nachyliłem i ją pocałowałem w usta. Lekko i krótko. Bałem się tego, co robię, ale już przepadło. Nasze usta się spotkały, a oczy zamknęły. Z początku tylko się lekko muskaliśmy ustami, ale po chwili jej ręce się mocniej zacisnęły na mojej szyi, a ja poczułem jej język, który wsuwa mi się do ust. Nie kryłem już nic swojej erekcji, która właśnie osiągała apogeum. Przyciągnąłem ją do siebie najciaśniej jak umiałem i zacząłem odwzajemniać namiętny pocałunek. Gdy nasze usta się sobą trochę nacieszyły, oderwaliśmy się od siebie i znowu skrzyżowaliśmy spojrzenia.
-Za to. - powiedziałem, opierając swoje o jej czoło.
-Cicho bądź. - zaszeptała i teraz ona mnie pocałowała. Znowu z początku lekki pocałunek przerodził się w bardzo namiętny, a moje dłonie śmiało wędrowały po jej plechach gładząc ją przez bluzkę.
-Chcę Cię... - powiedziałem łapiąc oddech i wracając od razu do pocałunku. Jej ręce zsunęły się z moich ramion i zaczęły rozpinać moją koszulę. Gdy to poczułem, stwierdziłem, że klamka zapadła. Nawet na chwilę pomyślałem o tym, że dopuszczam się zdrady, ale w tej chwili bardziej się dla mnie liczyło, że spełniam swoją największą fantazję i wyrzuty sumienia zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.
Zacząłem iść z Panią M. w stronę drzwi do salonu, ciągle się namiętnie, ale niełapczywie całując. Gdy doszliśmy do progu oparłem ją o framugę drzwi i oderwałem się od pocałunku żeby spojrzeć jej w oczy. Były pełne pożądania i chyba zaskoczenia zaistniałą sytuacją. Od razu wróciłem do pocałunku i trzymając ją za biodra obróciłem ją tyłem do siebie, a ona oparła się rękoma o framugę i wypięła w moją stronę dociskając mnie w najczulszym miejscu swoimi pośladkami z drugiej strony framugi. Ciągle trzymałem ją za biodra, a ona zataczała nimi kręgi i ocierała się o mnie. Zacząłem sunąc po jej biodrach, aż miałem dłonie na na jej talii, ale one niemal odruchowo gładziły dalej jej dojrzałe ciało aż złapały za piersi otoczone stanikiem. Gdy to zrobiłem, Pani M. lekko jęknęła. Zacząłem je gnieść i bawić się nimi jednocześnie odsuwając jej bluzkę z pleców drugą dłonią i zostawiając wolny ślad języka na jej plecach. Gdy Pani M. przyspieszyła oddech przycisnąłem ją zdecydowanym ruchem do framugi i zacząłem dłońmi sunąć po jej udach, a z każdym ruchem podwijałem jej brązową spódnicę coraz bardziej. Pochyliłem się nad nią i całując w kark i szyję moja dłoń przeszła na przód ud i chwilę je gładząc poszedłem krok dalej i zacząłem ją masować przez bieliznę między nogami.
-Nie waż się przestawać... - wyszeptała głosem pełnym pożądania zaciskając w podnieceniu uda na mojej dłoni. - O taaaak... - syknęła.
Czułem jak moje palce robią się mokre przez bieliznę Pani M. Gdy czułem, że jest podniecona, uklęknąłem za nią i zarzuciłem jej długą spódnicę nad pośladki. Miałem na wysokości twarzy jej pośladki zasłonięte częściowo czarną, prostą bielizną. Położyłem dłonie na bokach jej ud i zacząłem lekko całować po udach i po pośladkach. Nagle mocnym ruchem chwyciłem jej bieliznę za boki i ściągnąłem na dół. Pani M. zrzuciła je z kostek i stanęła w większym rozkroku, jakby wiedziała, że ułatwi mi tym to, co chciałem zrobić.
Pierwsze sunięcie języka między pośladkami. Moje dłonie mocno ścisnęły pośladki żeby je rozchylić i poczułem jedną z dłoni Pani M. na swojej, jakby chciała mi w tym pomóc.
-Wyliż mi, G... Mój mąż nigdy nie chciał tego robić. - wysapała, gdy mój język robił jedną po drugiej mokrą smugę między pośladkami.
-Idiota. - pomyślałem i zacząłem coraz śmielej lizać swoją nauczycielkę, zatapiając co jakiś czas język w jej mokrej szparce. Gdy zacząłem ją lizać jak opętany i miałem całą twarz mokrą od jej soków, ona odwracając się przez ramię docisnęła mi głowę do siebie i patrzyła jak jej były uczeń właśnie liże ją między nogami. Po kilku chwilach dołożyłem palec, a potem drugi i zacząłem nimi szybko poruszać w górę i w dół, a słyszałem tylko coraz głośniejsze pojękiwanie.
-Tak... tak... tak. - sapała.
Ale nie chciałem by jeszcze dochodziła. Przestałem ją zadowalać i stanąłem znowu na nogi i znowu ją odwróciłem do siebie. Miała rozmarzony wzrok i znowu rzuciła mi ręce na ramiona i skrzyżowała za karkiem. Patrzyłem jej przez chwilę w oczy i złapałem ją bluzkę zawijając ją do góry, a ona tylko podniosła ręce i sama dokończyła zdejmowanie ubrania. Objąłem ją mocno i zacząłem całować po szyi i dekolcie w międzyczasie rozpinając jej za plecami czarny stanik, który zobaczyłem gdy zdjęła bluzkę. Sama zsunęła sobie ramiączka i stanik spadł między nami. Uśmiechnęła się gdy to się stało i patrząc mi w oczy z uśmiechem złapała swoje duże piersi i ścisnęła je ze sobą...
-Podobają Ci się? - zapytała zalotnie.
-Są boskie! - odpowiedziałem jak z automatu i zatopiłem twarz między jej biustem chwytając dłońmi piersi. Po chwil zacząłem ssać i toczyć okręgi językiem dookoła jednego sutka, a potem drugiego. Cieszyłem się, że sprawia jej to przyjemność. Przyciskała mnie mocniej do siebie i podsuwała swoją pierś do całowania drugą dłonią. Nie wierzyłem w to, co się dzieje. Nagle przestałem i znowu odwróciłem ją plecami do siebie. Ona znowu oparła się rękoma o framugę drzwi. Stanąłem za nią i znowu podciągnąłem jej spódnicę. Lubiłem to, że ma na sobie jeszcze resztę ubrań. Gdy jej pośladki i nogi znowu były odsłonięte zacząłem rozpinać rozporek.
-Nie tak szybko G. - powiedziała ciepłym głosem. Odwróciła się i zsunęła po framudze na dół aż ukucnęła mając twarz na wysokości mojego odpiętego paska. - Pomóc? - zapytała patrząc mi w oczy i zaczęła sama rozpinać rozporek.
-Nie wierzę... - powiedziałem bardziej do siebie niż do niej i oparłem tył głowy odrywając wzrok od sytuacji na dole. Pani M. gładziła go przez spodnie i chyba się przy tym dobrze bawiła.
-To uwierz. - Padła stanowcza odpowiedź i poczułem jak Pani M. wstaje i chwytając mnie za dłoń idzie w stronę kanapy. - Siadaj wygodnie i nie myśl o swojej dziewczynie. - mrugnęła do mnie zalotnie wiedząc, że jesteśmy w tej nieuczciwej sytuacji tak samo mocno.
Usiadłem na części narożnej, która nie była zastawiona kanapą i oparłem się na łokciach żeby móc patrzeć na to co się właśnie działo. Pani M. wyciągnęła zdecydowanym ruchem pasek ze spodni i zaczęła je rozpinać. Zsunęła mi je do kostek i podniosła brwi patrząc na wybrzuszenie na bokserkach. Chyba jej się podobało to, co widziała. Zaczęła go chwytać w dłoń i całować lekko przez materiał bokserek.
-Zrób to...
-Co mam zrobić? - zapytała sunąc językiem po moim penisie przez materiał i patrząc głęboko w oczy. Znowu je zamknęła i chwyciła brzegi mojej bielizny w dłonie.
-Weź go do ust. - powiedziałem ukrywając strach, bo wiedziałem o co i kogo proszę. W tej chwili jej dłonie z moimi bokserkami poszły w dół, a przed jej twarzą wystrzelił mój penis w pełnym wzwodzie.
-Bardzo tego chcesz? - droczyła się, po czym po chwili chwyciła go w dłoń i zaczęła nią ruszać w górę i w dół.
-Nawet nie wiesz jak! - powiedziałem pewnym głosem i wstałem żeby stać przed nią. Ona patrząc mi w oczy polizała go po główce. I znowu i znowu, aż w końcu zatopiła go w ustach. Czułem jej język, który go masował i ciepło i wilgoć jej ust. Dłoń przyspieszała, a jej ruchy głową do przodu i do tyłu razem z nią, aż w pewnej chwili zabrała dłoń i wbiła się ustami aż po nasadę, a on zniknął w jej ustach. Słyszałem, że się krztusi, ale chciała mi dać rozkosz. Po chwili oddaliła twarz, a pomiędzy moim penisem a jej ustami ciągnęła się gruba struga mojej śliny, która się zerwała na jej biust i częściowo na spódnicę. To była ekstaza!
-Jeszcze... - powiedziałem sapiąc i chwyciłem ją za głowę jedną ręką. Ona bez żadnego protestu znowu zanurzyła go w ustach, a moja ręka w jej włosach ustalała tempo, aż nie wiem kiedy, ale mocno ją posuwałem w usta. Dłoń złapała za włosy, a ona oparła dłonie na moich udach i dawała się pieprzyć w usta. Kiedy słyszałem, że już nie może złapać oddechu odpuściłem, a ona się odchyliła i splunęła sobie na piersi rozmazując to dłonią i stymulując sobie sutki jednocześnie.
-Jesteś lepsza niż moja dziewczyna! - powiedziałem zadziornie.
-A Ty lepszy niż mój mąż. I większy! - odpowiedziała patrząc mi w oczy ze strugą śliny na brodzie i ciągle masując okrężnymi ruchami dłoni swoje piersi.
-Chcę Cię. - wypaliłem trzymając swojego penisa w dłoni i masując go powolnymi ruchami.
-Co chcesz? - drażniła się ciągle wypuszczając kolejne porcje śliny na brodę.
-Chcę Cię pieprzyć. - powiedziałem odważnie.
-C...co? - zapytała, jakby nie wierzyła w śmiałą odpowiedź, ale wiedziałem, że ciągle się droczy.
-Chcę Cię pieprzyć. - odpowiedziałem bardziej stanowczo i pochyliłem się żeby ją pocałować. Kolejne strugi śliny wypływały nam z kącików ust.
-To kładź się. - przerwała pocałunek i złapała mnie za penisa zmieniając moją rękę na swoja. Zdjąłem rozpiętą ciągle koszulę, a potem spodnie, które kopnąłem na bok, a na końcu skarpetki. Byłem wolny od ubrań i zgodnie z prośbą Pani M. położyłem się tam, gdzie przed chwilą siedziałem. Pani M. podciągnęła spódnicę nad biodra i weszła na mnie okrakiem i naprowadzając ręką nadziała się na mnie. Obydwoje zajęczeliśmy. Ona gdy poczuła jak wsuwam się w nią i rozpycham w jej wnętrzu, a ja gdy poczułem wilgoć i ciasnotę. Zaczęła się powoli unosić i opadać. Była wyprostowana i widziałem jak przy każdym ruchu jej piersi podskakują w jej rytmie, a dłonie wplotła sobie we włosy i wygięła się lekko do tyłu. Przyspieszała i coraz mocniej i coraz głośniej jęczała.
-O tak, jak głęboko... O tak. Pieprz mnie, G!
Po tych słowach objąłem ją za plecami i położyłem na sobie. Jej piersi rozpłaszczyły się na mojej klatce piersiowej, a ona złapała się za pośladki rozchylając je dla mnie. Teraz ja zacząłem szybko poruszać biodrami wbijając się w mokre wnętrze swojej nauczycielki, a ona coraz głośniej krzyczała przeciągane "ach". Gdy zwolniłem uniosłem jej biodra tak, żeby z niej wyjść i opuściłem znowu nabijając ją na siebie. I znowu i znowu, co ruch wchodziłem w nią do końca i powoli wychodziłem w całości.
-O tak G. Mój mąż nigdy mi tak nie robił. Jesteś boski!
Po tych słowach znowu zacząłem przyspieszać biodrami. Klaps!
-Ach! Jeszcze!
Kolejny klaps.
Gdy zwolniłem i się zatrzymałem Pani M. położyła dłoń na moim policzku i pocałowała lekko w usta.
-Weź mnie od tyłu.
Zeszła ze mnie i zsunęła z bioder spódnicę na podłogę. Była absolutnie naga. Jej ciało było idealne. Lepsze niż niejednej mojej rówieśniczki. Dojrzałe, opalone i jędrne. Ja też wstałem, a ona zajęła moje miejsce klękając w miejscu, w którym ja przed chwilą siedziałem. Oparła się na łokciach i zakręciła ponętnie biodrami. Podszedłem i nakierowałem się na jej mokrą szparkę, a potem wcisnąłem zdecydowanym ruchem do samego końca.
-Tak Ci dobrze?
-Ooooch tak. - Zajęczała gdy wsuwałem się w nią powoli. - Bierz mnie!
Klaps. Usłyszałem westchnięcie i krótki chichot. Złapałem ją mocno za pośladki zacząłem nabijać ją na siebie jednocześnie ruszając biodrami, aż nasze ciała się zgrały i słychać było tylko obijanie się o siebie ciał i krzyki naszych rozkoszy.
Mój oddech przyspieszał. Czułem, że niedługo mogę skończyć...
-Zaraz dojdę.
-Zalej mnie. - powiedziała jakby rozkazywała - Chcę poczuć jak się we mnie spuszczasz. Dawaj! Och tak, tak, tak! - zaczęła krzyczeć jakby sama zaraz miała przeżyć orgazm. Poczułem mrowienie i wiedziałem, że zaraz skończę. Wbiłem się najgłębiej jak umiałem i ulżyłem sobie. Kilka strzałów spermy poszło w środku, mój penis cały pulsował, a ja się położyłem na Pani M. i chwyciłem dłonią pierś robiąc biodrami ostatnie posunięcia. W tej samej chwili ja kończyłem się spuszczać w jej wnętrzu, Pani M. głośno krzyknęła i wygięła się w koci grzbiet.
Milczeliśmy i próbowaliśmy oboje złapać oddech, a ja ciągle nie wychodziłem z niej tylko płytkimi ruchami ciągle poruszałem się powoli w jej wnętrzu.
-Chcesz jeszcze...? - zapytała zdziwiona i podekscytowana zarazem.
-Chcę. Chcę Ci się spuścić na twarz! - odważyłem się na taką śmiałość i poczułem jak będąc ciągle we wnętrzu Pani M., zaczyna rosnąć.
-To na co czekasz? - zapytała zadziornie i odsunęła mnie od siebie. Odwróciła się przodem do mnie i ciągle klęcząc nadstawiła rozchylone usta z wystawionym językiem. Klepnąłem nim w język Pani M., a ta się tylko uśmiechnęła i znowu objęła go ustami. Nie trwało to minuty, a ja poczułem przypływ sił i łapiąc ją za włosy znowu zacząłem ją posuwać w usta. Znowu się dławiła.
-Kładź się! - rozkazałem.
Ona posłusznie wyjęła go z ust, ja puściłem jej włosy, a ona położyła się na kanapie. Widziałem białe zacieki na jej udach gdy je rozchyliła przede mną i przygryzła dolną wargę masując sobie piersi.
-Bierz mnie. Jestem Twoja. - powiedziała cicho. Była potargana, spocona i piękna!
Uklęknąłem na jednym kolanie przed nią, a drugą stanąłem na podłodze. Przyłożyłem go do mokrej szparki i posuwając nim w górę i w dół, drażniłem jej łechtaczkę.
-Wejdź we mnie! - szeptała z zamkniętymi oczami.
Wbiłem się w nią, sam już nie mogłem wytrzymać tych droczeń. Powoli wsuwałem się w jej wnętrze. Było jeszcze bardziej wilgotne od mojej spermy i czułem jak jej wcześniejsze porcje wylewają się z niej między pośladki, gdy ją posuwałem. Przyspieszyłem i złapałem ją dłonią za biust, a jej nogę położyłem sobie na ramieniu. Ona dołożyła drugą i skrzyżowała je ze sobą. Puściłem jej pierś i trzymając jej skrzyżowane w górze nogi wbijałem się coraz rzadziej, ale z coraz większym impetem. Gdy czułem, że drugi finał jest blisko, wyszedłem z niej i podszedłem do niej żeby mieć go na wysokości jej twarzy. Ona go tylko muskała językiem i bawiła się swoimi piersiami, gdy sam dłonią doprowadzałem się do drugiego orgazmu. W końcu ścisnąłem go w dłoni i już mniejszą porcją, ale strzeliłem na jej twarz. Cześć wylądowała na ustach, część na policzku, a część na oparciu kanapy.
Pani M. otworzyła oczy i się uśmiechnęła ciepło zbierając dłonią moją spermę z twarzy i oblizując ją, a drugą masując się między nogami.
-Byłeś wspaniały. Już myślałam, że nigdy tego nie poczuję. - powiedziała najbardziej sympatycznym głosem, jaki mogła z siebie wydobyć.
-To Pani była wspaniała. - powiedziałem, znowu mimowolnie zwracając się na "pani".
-Mów mi po imieniu. - ciągle się uśmiechała i podała mi dłoń, która przed chwilą była między jej udami. - M. jestem.
Puściła mi oko, a ja poczułem wielką potrzebę przytulenia jej dojrzałego ciała.
-Chcę Cię przytulić. - powiedziałem nieśmiało znowu zwracając się na "ty".
-To chodź! - podniosła się wyraźnie ucieszona tymi słowami.
Podniosła się i usiadła, a ja do niej dołączyłem i przytuliłem najczulej jak umiałem. Nie przeszkadzało mi, że miała twarz w mojej spermie i byliśmy cali mokrzy od potu.
-Dziękuję. - wyszeptała.
Po długich cichych chwilach w końcu ciszę przerwał jej głos.
-Idziemy się wykąpać? - powiedziała z uprzejmością.
-A nie powinienem już iść? Co z Twoim mężem?
Jej twarz spochmurniała.
-Nie chcę o tym mówić. Pewnie nie wróci do południa. Zapewne leży z kolegą pijany i wstanie zaraz przed hejnałem. Nim wróci do domu, mamy czas. Nie psujmy tego. - zaproponowała starając się wyjść z pytania i siląc się na uśmiech.
-To chodźmy się wykąpać! - wypaliłem rozbijając jej smutek.
-Mhm! - pokiwała uśmiechnięta głową.
Poszliśmy za rękę pod prysznic. Nie był na tyle duży, by nazwać go dwuosobowym, ale nie dbaliśmy o to. Poleciała gorąca woda, a my zaczęliśmy mydlić swoje ciała. Gdy się umyliśmy znowu się przytuliła tak, jakby nigdy nikt jej nie przytulał. Woda z deszczownicy ciągle lała się na nasze ciała, a ja przytulałem M. Po kwadransie podniosła wzrok i spojrzała na mnie.
-Chodź! - rzuciła tajemniczym, ale podekscytowanym głosem. Nawet się nie wytarła tylko opuściła prysznic. W jej mieszkaniu było naprawdę ciepło. Nie byłem zdziwiony kroplami wody na jej ciele, ale jej śmiałością. Szła absolutnie nago, znowu kręciła biodrami. Zaprowadziła mnie na próg sypialni małżeńskiej. Odwróciła się w progu w moją stronę.
-Przynieś wino. Jest w lodówce.
Poszedłem, również absolutnie nagi, do kuchni. Wziąłem wino, zabrałem kieliszki i poszedłem do M. Leżała na boku przykryta cienką kołdrą od pasa w dół. Opierała się na ręku. Jej piersi były uwydatnione, a jej mokre włosy położyły się na jej ramionach.
Bez wstydu wszedłem do łóżka i położyłem wino i szkła na szafce nocnej.
Położyłem się obok niej na plecach, a ona przytuliła się kładąc dłoń na mojej klatce piersiowej, a głowę bokiem na dłoni. Ja się bawiłem jej mokrymi włosami.
-Co my narobiliśmy? - zapytała pusto.
-A żałujesz?
-Nie. - odpowiedziała natychmiast, co znaczyło, że odpowiedź była szczera - Ale jest mi dziwnie. Nigdy nie zdradziłam męża. A Ty?
-Czy żałuję?
-Mhm...
-Tak. Że nie urodziłem się dwie dekady wcześniej. Wtedy to ja bym Cię poślubił.
-Słodki jesteś. - uniosła wzrok i spojrzała mi w oczy. - Tylko tego żałujesz? A dziewczyna?
-Wiesz... odkąd zacząłem dojrzewać, zawsze pojawiałaś się w mojej głowie. Częściej lub rzadziej. Podobałaś mi się. Uroda, klasa, seksapil. Ale wiedziałem, że jestem dla Ciebie tylko gówniarzem, byłym uczniem. Granica wieku, twoje małżeństwo. A ja chyba się... chyba się w Tobie zakochałem. I jedyne czego się boję, to że to była tylko jednorazowa przygoda.
Po tych słowach chyba zauważyłem w jej kąciku oka łezkę.
-Nigdy nikt tak na mnie nie patrzył. jak Ty. Może nie przejmuj się tą granicą wieku?
-To znaczy, że... - zacząłem pytanie, a ona urwała mi słowo.
-To znaczy, żebyś się zamknął. - po tych słowach pocałowała mnie i znowu zadzierając nogę usiadła na mnie okrakiem.
Czułem jak pod jej pośladkami znowu zaczynam twardnieć. Złapałem ją za pośladki i nasiliłem pocałunek.
Gdy poczułem, że jest już twardy, znowu nakierowałem biodra M. żeby się na mnie nabiła. Trafiła od razu, a jak wszedłem w nią cały ona na wdechu zastękała "och!" i wyprostowała sylwetkę opierając się rękoma na mojej klatce piersiowej. Jej piersi ściśnięte rękoma wydawały się jeszcze większe. Jej sutki stały twarde i duże. Złapałem dłonią za jedną pierś.
-Teraz już tak długo nie wytrzymam. - wycedziłem.
-Skończ we mnie. Błagam. - szeptała mi M. patrząc mi w oczy i zaczęła kręcić biodrami, a ja znowu w niej doszedłem dociskając jej biodra w dół dłonią. Po chwili z niej wypadłem i poczułem jak wylewa się z niej moja sperma.
Ona zeszła i wróciła do pozycji sprzed kilku minut.
-Co to jest 20 lat... - powiedziała ni to do siebie, ni do mnie.
-Być może nic. - odparłem z taką samą emocją znowu bawiąc się jej mokrymi włosami.
-Zostań. Dobrze mi z Tobą. Chociaż do rana.
Przytuliłem ją mocno do siebie, co mogła i odczytała jako moją odpowiedź.
Jak Ci się podobało?