Biesy i Czady (I)
15 marca 2012
4 min
Historia zaczyna się dawno temu w czasach gdy przełęczami Bieszczadów rządziły złe Biesy i dobre Czady. Ludzie poddawali się nieujarzmionym siłą przyrody, zarazy dziesiątkowy ludność, a fałszywa moralność misjonarzy zaczynała wygrywać z wierzeniami ludu.
W jej zielonych oczach było widać płomień, płomień zemsty i pożądania. Sama popadała w szaleństwo łącząc w sobie te dwa uczucia. Była młoda, jak na tamte czasy wysoka, jej ciało było zdrowe, mięśnie były delikatnie zarysowane od pracy. Nie miała żadnych przyjaciół, kiedyś próbowała uwieść przejeżdżającego kupca, aby zaspokoić swoje żądze, lecz ten nie podołał zadaniu.
Dni mijały jej na wyplataniu materiału na ubrania dla mieszkańców wioski. Ciepłej lipcowej nocy na horyzoncie zauważyła purpurową poświatę. Myślała, że jest to jedynie złudzenie powodowane oparami oleju skalnego. Coś czego sama nie umiała nazwać kazało jej podążać w tamtą stronę, było to najsilniejsze pożądanie w jej życiu, nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego. Szła brzegiem strumyka San. Poruszała się prawie po omacku, jedynym źródłem światła były gwiazdy. Wycie wilka niosło się doliną można było odnieść wrażenie, że czegoś szuka, że czegoś chce, że to wszystko ma jakiś związek ze sobą. Po godzinie marszu jej stopa zaczęła krwawić, przebita cierniem. Była na skraju polany, jedyne czego pragnęła to odpoczynek. Osunęła się prawie, że bezwładnie na ziemię i po kilku sekundach zasnęła. Rano po obudzeniu i strzepnięciu mchu z włosów stwierdziła, że zna to miejsce, ludzie je opuścili po epidemii dżumy w czasach jej dziadków. Domy rozsypywały się nadgryzione zębem czasu. Weszła pomiędzy domy, w powietrzu dało się wyczuć cierpienie. Po kilku kolejnych krokach poczuła, że noga się jej zapada z spróchniałym drewnie przykrytym cienką warstwą trawy. Delikatne naciśnięcie wystarczyło do zburzenia, czegoś dzięki czemu ktoś chciał ukryć ołtarz, widać że przemawiało przez niego lenistwo, ponieważ tylko go przykrył, a nie zakopał. Na ołtarz składało się coś co przypominało misę oraz rzeźba. Przypomniała sobie opowieść swojej ciotki, mówiącej dlaczego tak naprawdę opuścili wieś. Wszystkich mężczyzn kusiła wyjątkowo piękna wiła, złotowłosa o szerokich biodrach. Anna otrząsnęła słysząc szept.
- A jednak ktoś o mnie pamięta - dziewczyna z przerażenia oparła się o misę - spokojnie głupia nie skrzywdzę Cię, nie skrzywdzę własnej wnuczki.
- Cooo... To niemożliwe, dlaczego, jak? - powiedziała przerażona.
- Twój dziad był jedynym kochankiem, który był w stanie mnie zaspokoić, miał w sobie coś z demona - wiła mówiła ze spokojem i pewnym przekąsem w głosie - niestety nie ma już go pomiędzy nami.
- Czy to dlatego żaden człowiek nie mógł mi podołać?
- Chce pokazać ci miejsce w którym możliwe jest zaspokojenie naszych wszystkich żądz, lecz musisz spełnić jeden warunek.
- Jaki? - wyjąkała przerażona, a jednocześnie czuła jak pomiędzy jej nogami robi się coraz wilgotniej.
- Musisz wyrzec się cywilizacji, aby poznać Biesy, staniesz się ich kochanką za płacąc taką cenę.
- Dobrze, to już trwa za długo.
- Musimy napełnić misę przed rytuałem.
Leśne panie zabrały się za napełnienie misy wodą ze strumienia. Gdy to zrobiły nadszedł czas rozpoczęcia rytuału. Z chłopki zdarto ubrania, pozostawiając ją odzianą tylko w burze rudych loków.
Woda w misie zaczynała bulgotać, a w powietrzu dało się wyczuć zapach wanilii. Zaczęła się osuwać tracąc przytomność.
Obudziła się podczas czerwonego zachodu słońca na stoku jednej z pobliskich gór. Na sąsiednim kamieniu widziała mężczyznę. Był on wysokiego wzrostu miał wyrzeźbione mięśnie i pewne spojrzenie jakiego nigdy wcześniej nie widziała. Wystraszyła się, lecz czuła narastająco podniecenie, ten spokojnie na nią spojrzał i powiedział:
- Długo na ciebie czekałem Anno, za długo - bez nadmiernych emocji.
Wstał. Musnął ją po policzku. Oparła się na trawie. Jej serce biło tak szybko jak nigdy wcześniej. Nabrzmiałe sutki wyraźnie wystawały ponad linię piersi. Jego męskie dłonie muskały ją po całym ciele, można powiedzieć, że droczył się z nią, chcąc doprowadzić do szaleństwa, zmusić ją do prośby o spełnienie jej żądz. Nachylając się nad nią zatopił jej usta w swoich. Papierowa cera dziewczyny nabrała nikomu wcześniej nieznanych rumieńców.
Burza rudych loków odepchnęła swojego kochanka w prawą stronę z niekrytą radością mówiąc:
- Wreszcie - w jej głosie było słychać wręcz szaleństwo.
Usiadła okrakiem na jego biodrach i pomagając sobie ręką włożyła przyrodzenie pomiędzy wargi. Jej ciało przeciął dreszcz rozkoszy, chciała jak najdłużej rozkoszować się tą chwilą. Wykonywała powolne, ale zdecydowane ruchy. Pochyliła się do przodu szukając wręcz po omacku ust Biesa.
Poczuła falę ciepła zalewającą jej wnętrze, pomyślała, że tym razem to koniec, lecz na pewno nie jest to ostatnia zabawa z nowym przyjacielem.
Jak Ci się podobało?