Bardzo źle (II)
28 maja 2013
7 min
*Zwrotka pierwsza
Jechaliśmy w milczeniu. Z resztą w mojej głowie kłębiło się tyle myśli, że usta mogłyby okazać się niekompatybilne z umysłem i po prostu nie nadążyć, albo nagadać takich głupot, że historia. Z resztą my przecież nigdy nie rozmawialiśmy.
Otworzyłam okno od strony kierowcy i odetchnęłam głęboko.
- Przeszkadza ci, że palę? Zapytał niemal przejętym tonem. Przez chwile mogłabym uwierzyć, że obchodzi go co odpowiem. Spojrzałam na niego i uśmiechając się, zaprzeczyłam ruchem głowy. Nachylił się i musnął ustami moją szyję. Kilka minut później zatrzymaliśmy się pod jednym z barów, do których zwykliśmy jeździć w ramach "odświeżania kontaktów", czyli na zwykłe ploty. Był to modny, niewielki klub, do którego przychodziło 90 procent naszych dawnych, wspólnych znajomych. Nie cierpiałam tego miejsca.
Kiedy wysiadaliśmy z auta poczułam jak telefon radośnie brzęczy i podskakuje w mojej torebce.
- Nie odbierzesz?
Nie miałam po co odbierać. To mógł być jakiś milion osób. Moja przyjaciółka, zmartwiona tym, że nie wróciłam jeszcze do domu, znajomy, od którego pożyczyłam auto, jakiś były facet. Przez ostatnie kilka miesięcy miałam wrażenie, że nastąpiła jakaś masowa awaria zegarków, bo byłam bombardowana telefonami o najdziwniejszych porach. Zwykle nie miałam nic przeciwko, ale dzisiaj było inaczej. Właśnie miałam zamiar popełnić kolejną głupotę i nie chciałam żeby mnie rozpraszano.
Zakołysałam szczupłymi biodrami, - w tym miejscu podkreślę ich niezły kształt raz jeszcze głównie ze względu na ilość cholernie dobrych rzeczy, których nie zjadłam, żeby móc się nimi popisywać - zatem zakołysałam moimi niczego sobie biodrami i weszłam do środka. Mój towarzysz chwycił mnie mocno za rękę i pociągnął za sobą. Zajęliśmy nasze ulubione miejsce trochę na uboczu. Nikt prócz nas i właściciela nigdy tam nie siadał, bo nie można było stamtąd obserwować innych bawiących się gości, a miejscowa społeczność słynęła z zamiłowania do wyrażania poglądów na temat życia innych ludzi. Oczywiście zwykle negatywnych.
- Co pijemy?
- Ty to co zwykle, a dla mnie martini ze spritem i limonką.
Żenująco kobiece wiem, ale bałam się, że wymieszanie dzisiejszego, bardzo intensywnego dnia, z typowym dla mnie "Jackiem i jego colą" nie jest najlepszym pomysłem.
Drinki przyszły szybciej niż się spodziewałam, a wraz z nimi kilku nieproszonych gości, których nie widziałam od mojego wyjazdu, czyli jakieś dwa lata. Serdeczne powitania, wymiana uścisków. Spojrzenia zazdrości, gdzieniegdzie widoczny ślinotok i wybuchy śmiechu. Norma. Doskonałe miejsce by się pochwalić laską przed kumplami. Czekałam.
Chwilę potem poczułam jak dłoń oplatająca moją talię zaciska się i jego delikatny, stanowczy dotąd uścisk zaczął sprawiać mi ból. Przysunęłam się, a on zaczął głaskać moje udo, niebezpiecznie zmierzając coraz wyżej. Poczułam się niezręcznie, więc ujęłam jego dłoń i zamknęłam się w szczelnym uścisku. Zgodził się na tę zmianę warunków, ale nie ustępował. Odczekał chwilę, udał, że z zainteresowaniem przysłuchuje się znajomym, którzy zdawali nam właśnie raport specjalny z ostatniej imprezy, ale tak naprawdę oni stanowili tylko tło. W tym jednym momencie, w małym klubie z kiepską i za głośną muzyką byliśmy tylko my dwoje. Znudzony potakiwaniem, oparł głowę o moje ramię, a ja odwróciłam się w jego kierunku. W ty momencie jednocześnie zdarzyły się dwie rzeczy. Po raz pierwszy od momentu naszego spotkania nasze usta spotkały się i złączyły w jednym pocałunku, który niósł ze sobą wszystko. Miesiące kłamstw, zdrad, kłótni, wybuchów euforii i świetnego seksu na plaży i siedzeniu rozpędzonego samochodu, nocnych przejażdżek, imprez do upadłego. Wszystkiego, co było między nami. Całe dobro i zło jakie nas łączyło. Jednocześnie czas jakby zatrzymał się w miejscu i wraz z tym pocałunkiem uleciało ze mnie wszystko, cała tęsknota, żal, smutek, namiętność, chęć powrotu. Wtuliłam się w niego mocno i odczekałam chwilę. Potem wstałam, chwyciłam nieustannie wibrującą torebkę i wyszłam.
- Dzwoniłeś? - zapytałam głupkowato wybierając ostatni numer, pędziłam przed siebie starając się nie myśleć, o tym co właśnie się stało. Nie chciałam wyobrażać sobie jego miny, kiedy zorientuje się, że wcale nie poszłam do toalety. Z resztą mało mnie to teraz obchodziło. Niczego już nie czułam.
- Nie spodziewałem się, że oddzwonisz. - W głosie spotkanego przed kilkoma dniami blondyna o oczach, w których można utonąć brzmiała wymieszana z zaciekawieniem beztroska. Przywołałam w głowie jego obraz. Wysoki, świetnie zbudowany facet, który nie przestaje się uśmiechać. Na samą myśl poczułam jak kolana się pode mną uginają i robię się wilgotna.
- Nie miałam takiego zamiaru - wypaliłam zaskoczona własną szczerością. Ostatnio rzeczywiście jakoś nie przywiązywałam się do swojego towarzystwa.
W słuchawce usłyszałam tylko słodki śmiech. Śmiał się w naprawdę miły dla ucha sposób.
- Wracam pierwszym samolotem, odbierzesz mnie z lotniska?
*Zwrotka druga
Wyposażona w czarną, może trochę za krótką sukienkę, jeansową kurtkę i zdecydowanie za ciężki bagaż podręczny ruszyłam w kierunku wyjścia z niekłamanym współczuciem obserwując przeskakujących z nogi na nogę podróżnych, którzy poirytowani czekali na swoje walizy.
Poznałam go od razu. Nie, nie po tym, że był o co najmniej pół głowy wyższy i zdecydowanie szerszy od większości kręcących się po lotnisku mężczyzn. Moja uwagę przykuło raczej to, że jako jedyny trzymał na wysokości piersi kartkę z napisem "p. Śliczna Prawienieznajoma"
- Cześć - powiedziałam z rozbawioną miną z niedowierzaniem spoglądając na kartkę - na pewno o mnie chodzi?
- Cześć, jestem Łukasz - powiedział z rozbrajającą pewnością siebie i pocałował mnie w czoło jakbym była co najmniej jego wnuczką, a nie kobietą, z którą spędził kilka upojnych chwil.
- Wiem, przecież jak masz na imię - powiedziałam lekko zawstydzona
- Szczerze wątpię – rzucił, widocznie powstrzymując śmiech.
- Po czym wnosisz?
- A po tym, szanowna pani, że nigdy mnie o imię nie zapytałaś, ja nigdy ci się nie przedstawiłem, a na twoje pogrążenie dodam jeszcze, że zwracałaś się do mnie wyłącznie per słońce. Chyba czas to zmienić.
- Chyba jestem ci winna śniadanie.
*Zwrotka trzecia
Przekręciłam się na brzuch i pozwoliłam, żeby moje i tak obfite piersi rozlały się na jego torsie. Był przyjemnie ciepły, a jego stalowo - silne ciało unosiło się i opadało miarowo. Czułam pod sobą jego spokojny oddech. Splotłam pod brodą dłonie i oparłszy na nich głowę przyglądałam się mu z zaciekawienie.
- Nie patrz, tak, bo się jeszcze zakocham - powiedział wtapiając dłoń w moje włosy
- No nie strasz, bo co wtedy będzie?
- Przewalone - odgryzł się przysuwając moją twarz do swojej jednym szarpnięciem.
Pocałował mnie najpierw delikatnie, a potem przesunął swoje dłonie niżej, aż do pośladków, wiedziałam, że chce mnie przewrócić na plecy, ale postanowiłam nie dawać za wygraną.
- Panie starszy chorąży, chyba nie wolno panu używać swoich umiejętności prywatnie - rzuciłam zaczepnie
- Panie podporuczniku i ktoś tu się chyba nieźle naszperał w moich dokumentach.
- Wcale nie, po prostu widziałam w szafie kilka mundurów, kiedy mnie tu, zupełnie bez mojej zgody, zaciągnąłeś i skoro już tu jestem to mógłbyś jakoś bardziej ten fakt wykorzystać. - Mówiąc to złapałam go za ramiona, podciągnęłam się, a on wbił się we mnie tak głęboko, że krzyknęłam bardziej z bólu niż podniecenia. Poruszałam się powoli, ciesząc się jego odpływającym spojrzeniem. On jednak miał zgoła inne zamiary wobec mnie i spychając mnie z siebie, przewrócił mnie na kolana, tak, że teraz to on był za mną. Zwilżył swoje palce, zanurzając je w mojej kobiecości. Wiedziałam czego chce i chciałam tego tak samo mocno. Rozchyliłam dłońmi pośladki i wypięłam mocno tyłek. Poczułam jak zagłębia się we mnie i dynamicznie porusza, drugą dłonią bawiąc się moją nabrzmiałą cipką.
- Nie baw się ze mną - wymruczałam niewyraźnie, a on zachęcony tymi słowami wszedł we mnie mocno i zaczął rozpychać od środka. Szybkimi, krótkimi ruchami wbijał się co raz głębiej, a ja wiłam się czując na sobie jego dłonie i zęby zaciskające się na plecach. Gryzł mnie wzdłuż linii kręgosłupa i pieprzył tak mocno, że wpadłam w ekstazę, a potem...
...a potem był Refren i refren i refren...
P.S.
W chwili, kiedy piszę to opowiadanie, bohater pierwszej części - pan bardziej niż były - obchodzi swoje 32 urodziny. Prawdopodobieństwo, że przeczyta to opowiadanie jest znikome, jednakże - ponieważ w życiu nigdy nie wiadomo nic na pewno - chciałabym korzystając z okazji złożyć mu życzenia: Mam nadzieję, że wkrótce staniesz się obrzydliwie bogatym człowiekiem i będziesz wiódł gdzieś daleko, bardzo daleko ode mnie bajecznie szczęśliwe życie... 100 lat!
Jak Ci się podobało?