Bard (II)

26 lipca 2011

12 min

Siedzieli w milczeniu wpatrzeni w płomienie ogniska. Najemnicy ustalili kolejność wart i ułożyli się do snu.

- I co zrobiłeś później? Nie wierzę, że próbowałeś podróżować samotnie po gościńcach. Nie przetrwałbyś nocy - pierwsza odezwała się Keira.

- Pewnie nie, ale wtedy było mi wszystko jedno - Evan zamyślił się słuchając trzasku pękającego drewna.

- Ruszyłem przed siebie szlakiem prowadzącym do stolicy. Do Savar. Miałem po prostu szczęście. Pod wieczór spotkałem bardów, tych samych, którzy przybyli do Nysgard zza Północnego Grzbietu. Pozwolili mi jechać ze sobą, dzięki temu przeżyłem. Co więcej podróżując z nimi sporo się nauczyłem. Pokazali mi jak rozpalać ognisko czy oprawiać zwierzynę. No i nauczyli mnie grać na lutni. Wtedy niewielu było jeszcze bardów w Parden, a założę się, że w Marchiach nawet nie słyszeli o czymś takim jak lutnia.

Urwał i lekko uderzył wierzchem dłoni w struny. Melodyjny akord popłynął gdzieś w ciemność. Evan uniósł wzrok dopiero po chwili. Napotkał błyszczące zielone oczy wpatrujące się w niego uważnie.

- Instrument, który trzymam w rękach należał kiedyś do niej. Do Alicji. Wiesz, co było najgorsze? Nie pytali o nią. Po prostu zignorowali jej nieobecność a jej rzeczy, które były przydatne oddali mi.

Monolog przerwały dźwięki lutni układające się w spokojną, smutną melodię. Keira milczała, cierpliwie czekała aż Evan podejmie opowieść. Zrobił to po chwili.

- Rozstałem się z nimi, gdy tylko dotarliśmy do stolicy. Potrzebowałem samotności. Początkowo utrzymywałem się z grania w portowych karczmach, potem jakiś pomniejszy szlachcic zaoferował mi pracę w dzielnicy kupieckiej. Dobrze płacił, więc zgodziłem się. Mimo dobrych warunków nie mogłem tam zostać. W nocy dręczyły mnie koszmary, w których pojawiała się Alicja. Musiałem wyjechać. Od tamtej pory pojawiały się zawsze, gdy tylko zatrzymałem się gdzieś na dłużej niż kilka dni. Znalazłem na to sposób - zostałem najemnikiem. Walczyłem tam, gdzie mi kazano, często nie znając nawet nazwy kraju, za który przelewałem krew. To mi odpowiadało. No, może poza pierwszym starciem. Pod Tyrem.

- Walczyłeś pod Tyrem? - zapytała Keira - to tam wsławili się najemnicy.

- Taaa... może w balladach układanych przez pseudo-poetów. Rzeczywistość była zupełnie inna...

***

Herold uderzył laską w marmurową podłogę i obwieścił donośnym głosem. Syrdan Drugi, pan Wielkich Równin, władca Południa, Sułtan Złotych Piasków, protektor Faltyzji i Słońce Pustyni!

Do obszernej komnaty wszedł otyły, bogato odziany człowiek.

Pofałdowana szata błyszczała wśród setek świec, złote ozdoby wplecione w brodę oraz pierścienie na palcach niemal raziły przepychem. Nawet wykonana z marmuru, pokryta malowidłami i pozłacanymi witrażami Sala Tronowa Parden wydawała się korzyć przed Sułtanem. Królowie Północnych Krain zamilkli i powstali, z respektem wpatrując się w podchodzącego mężczyznę. Bijąca od niego wyniosłość i spojrzenie, jakim obrzucił obecnych sprawiało, że nawet dumni władcy północy poczuli się jak pachołkowie. Syrdan wraz z przybocznymi zajął miejsce przy stole i usiadł. Rycerze spoglądali po sobie niepewnie, ale woleli zrzucić ten akt pogardy na nieznajomość północnej etykiety. Po obustronnym oddaniu honorów głos zabrał sam Sułtan.

- Wielmożni Panowie - zaczął lodowatym tonem - wszyscy znamy powód, dla jakiego się tu spotkaliśmy, przejdźmy więc do rzeczy. Wielkie Marchie żądają od Północnych Krain uznania Pogranicza Północnego, obecnie należącego do Królestwa Parden, za lenno całkowicie poddane Sułtanatowi. Dodatkowo miasto Tyr ma uznać Wielkie Marchie za protektora.

Salę tronową wypełniła gęsta, nieprzenikniona cisza. Władca Parden, król Marven trzeci zamarł z pucharem wzniesionym do ust. Wydawało się, że słychać, jak topi się kapiący ze świec wosk. Królowie milczeli długo. Wreszcie głos zabrał Sir Thonwead, władca największej z Krain.

- Tyr jest jednym z najważniejszych miast Parden, to oznaczałoby niemal dobrowolne wasalstwo.

- Nie obchodzi mnie, jak wy to nazywacie, ale widzę, że zrozumieliście - Na ustach Sułtana błąkał się arogancki uśmieszek.

- Co Sułtanat oferuje w zamian?

- Pakt o nieagresji wobec pozostałych Królestw.

Syrdan rozsiadł się wygodnie w fotelu, ujął pulchnymi palcami puchar wina i sączył je powoli. Z pożałowaniem przyglądał się szepcącym między sobą rycerzom i królom. To ma być potęga północy? To stado tchórzliwych baranów, które miast się zjednoczyć pozwala wydzierać sobie kolejne ziemie, łudząc się, że Marchie nie posuną się dalej?

Sułtan nie miał wątpliwości, że połączone rycerstwo Krain starłoby w pył jego korpus ekspedycyjny. Tyle, że nigdy do zjednoczenia nie dojdzie. Arogancja, pycha, egoizm i głupota władców północy go porażała. Zastanawiał go tylko jeden, odziany w pół-płytową zbroję człowiek. Nie przyłączył się do nerwowej dyskusji, w jego oczach płonęła determinacja a ramię zastygło oparte o blat stołu. Był inny. Niebezpieczny.

Sir Thonwead wstał i oświadczył oficjalnym tonem:

- Komu zależy na pokoju, ten zawsze cofnie się przed gwałtem, dlatego Północne Krainy przystają na te warunki. Jednocześnie żądamy zaprzestania wszelkich przyszłych roszczeń terytorialnych. Na dalsze ustępstwa nie pójdziemy.

Sułtan cicho prychnął z pogardą i pokiwał głową.

- Znakomicie, zatem wypijmy za dalszą tak owocną... współpracę.

Niemal wszystkie puchary uniosły się w górę w odpowiedzi na toast.

Niemal.

Jeden z brzękiem uderzył o posadzkę, barwiąc biały marmur karmazynową czerwienią.

Siedzący do tej pory z boku Marven wyszedł na środek Sali.

- Parden nie akceptuje warunków traktatu. Jeśli chcecie naszych ziem zapłacicie za nie krwią - rzekł tłumiąc w sobie wściekłość.

Królowie powstali oburzeni faktem, że ktoś podważa ich decyzje, pancerne rękawice uderzyły w stół.

- Wygląda na to, że na północy pozostały jednak jakieś wilki. Czy kąsają równie mocno jak wyją? - spytał sułtan.

- Czas pokaże - odparł władca Parden.

A potem wyszedł pośród metalicznego zgrzytu blach pancerza.

Wojna wybuchła wraz z łoskotem zamykanych drzwi.

***

Niemal pięć setek odzianych w żelazne kolczugi mężczyzn podniosło się z ziemi na widok nadjeżdżającego oficera. Nie szczędził konia, chmura pyłu unosiła się spod kopyt galopującego zwierzęcia. Żołnierze zasalutowali, kiedy zdyszany zeskoczył z wierzchowca i stanął przed nimi.

- Dobra kundle! - rozległ się ochrypły okrzyk - dostałem ze sztabu rozkazy, które cholernie się wam nie spodobają. Ale od początku. Jak się pewnie dowiedzieliście starcie trwa już od dobrej godziny tam - uniósł ramię wskazując na zachód - Rycerzyki napierdalają się po czerepach i jak na razie Czerwoni nie zdobyli ani piędzi ziemi. Pewnie się cieszycie, co?

Obojętny szmer przetoczył się po szeregach, zdradzając raczej umiarkowany entuzjazm.

- Pytałem, czy się kurwa cieszycie, że wspaniałe Parden heroicznie odpiera natarcie, psie syny?!

Tym razem żołnierze krzyknęli z całych sił.

- No, to teraz zła wiadomość. Po piątym ataku harcowników na pozycje ciężkozbrojnej piechoty nawet nasz genialny król zorientował się, że coś tu jednak kurwa nie gra. Piętnaście minut temu wrócili zwiadowcy donosząc, że dwie chorągwie z Drugiej Faltyzjańskiej flankują właśnie główne siły Parden od wschodu. Zgadnijcie teraz, kto ma ich, psi krew, zatrzymać.

Wśród najemników zapadła grobowa cisza, słychać było parskanie koni i ciężki oddech oficera.

- Tak! Zgadliście! Powstrzyma ich tu, w tym miejscu Pierwszy Pardeński Najemny Pułk Pieszy. Równaj szereg! Piki w dłoń, wkopać w ziemię i czekać na rozkazy.

Evan nie dowierzał w to, co usłyszał. Jak pułk złożony w połowie ze świeżych rekrutów ma powstrzymać ponad trzy setki pancernej konnicy? Do tego Drugiej Faltyzjańskiej, zahartowanej w Wojnach Równinnych, doskonale wyposażonej i przeszkolonej.

Ciszę przerwało odległe dudnienie, mniej doświadczeni żołnierze zaczęli się nerwowo rozglądać. Weterani, którzy znali ten odgłos wręcz zbyt dobrze, skierowali wzrok na pobliskie wzgórza. Tak jak przewidywali, po kilku chwilach dostrzegli sylwetki jeźdźców zakutych w stalowe kirysy. Pancerze i lance błyszczały złowrogo w słońcu napełniając umysły najemników strachem. Oficer zaklął cicho i wyszedł przed zmieszane, nierówne szeregi piechoty.

- Patrzcie! - krzyknął donośnie, wskazując na nadciągającą idealnie równym szyku konnicę.

- Patrzcie, jak wygląda prawdziwe wojsko! Przyjrzyjcie się dobrze, bo dla wielu z nas to ostatnie godziny życia. Jutrzejszy poranek zobaczy może co piąty. Boicie się? Nie... wy jesteście przerażeni! Świetnie, powinniście być przerażeni stając do walki z Faltyzjanami. Rozkazy będą dwa, psie syny! Każdego, kto spróbuje spieprzyć choć jeden zabije osobiście. Po pierwsze - trzymać piki w górze. Co by się nie działo, te pierdolone włócznie mają być wzniesione dopóki ostatni z Czerwonych nie wyzionie ducha. PO drugie - trzymać szereg. Jeśli zaczniecie uciekać jak króliki nikt z nas nie uniesie głowy. Myślicie, że pobiegniecie szybciej od koni? Kawalerzyści tylko czekają aż nadstawicie im karku, zawahajcie się choć na chwilę a wyrżną nas do nogi. To wszystko.

Oficer ujął pikę w dłoń i stanął pośrodku formacji.

- Równaaaj szereg! Kusznicy będą strzelać do każdego, kto zacznie uciekać. Gotuj broń, nadciągają!

Kawalerzyści rozluźnili lekko formację i przeszli w kłus. Wierzchowce nabierały prędkości, można było już rozróżnić herby poszczególnych rycerzy. Najemnicy zacisnęli palce na pikach i nerwowo przełykali ślinę. Evan stał w tylnym szeregu, strach paraliżował go całkowicie, w głowie kołatała się jedna myśl. "Nie łamać formacji, nie łamać formacji..."

Sto metrów.

Za plecami szczęknęły kusze, kilku jeźdźców zwaliło się z koni, jednak impet szarży zmalał tylko nieznacznie.

Pięćdziesiąt metrów.

Faltyzjanie zacieśnili szyk i pochylili lance. Z setek gardeł wyrwał się okrzyk bojowy.

Dwadzieścia.

Ziemia zadrżała uderzona dziesiątkami kopyt, czas niemal się zatrzymał.

- Ani kroku w tył! - okrzyk dowódcy przebił się przez wrzask atakujących.

Evan zacisnął zęby i zamknął oczy.

Uderzyli.

Kwik koni, wrzaski rannych, zgrzyt stali, dźwięk skruszonych lanc i pik, szczęk mieczy.

Chaos!

Impet pancernej szarży zmiótł pierwsze szeregi najemników, piechota zmieszała się z jazdą w potwornym uścisku. Początkowo wydawało się, że linia pęknie pod naporem konnicy, środek formacji zachwiał się niebezpiecznie. Lecz ściana włóczni skutecznie powstrzymała natarcie, Druga Faltyzjańska ugrzęzła wśród mrowia piechoty. Jeźdźcy dobyli koncerzy, zbierając krwawe żniwo. Jednak zmuszeni do walki w ścisku ginęli jeden po drugim. Ciosy włóczni, gizarm i pik znajdowały każdą lukę w pancerzu. Zielone pole spłynęło krwią. Evan niemal na oślep sparował cios miecza, ktoś za nim upadł na ziemię z rozrąbaną czaszką. Krew zalewała oczy ograniczając widoczność, jego pika dawno pękła pod naporem ciał i stali. Kłuł mieczem końskie brzuchy, przecinał pęciny. Zakuci w płytowe pancerze jeźdźcy nie byli w stanie odeprzeć spadających zewsząd ciosów. Szeregi obu stron topniały w zastraszającym tempie. Tylko szybujące wysoko na niebie sępy z radością obserwowały rzeź.

Dźwięk rogu przebił się przez odgłosy bitwy, pozostali przy życiu jeźdźcy skupili się wokół i usiłowali wyrąbać sobie drogę ucieczki. Koncerze skutecznie przerzedziły las włóczni na tyle, by niedobitki Faltyzjan mogły się w popłochu wycofać. Evan nie widział ilu ich było. Piętnastu, może dwudziestu dumnych rycerzy czmychało przed grupą najemników. Generałowie i stratedzy jeszcze przez lata będą spierać się, co skłoniło sir Fuscha, dowódcę Drugiej Faltyzjańskiej Dywizji Konnej, do czołowego ataku na najeżone pikami pozycje najemników.

Evan stał pośrodku pola bitwy, ból pulsował z ran na ramieniu i plecach, włosy miał posklejane mieszanką potu i krwi. Pustym wzrokiem rozejrzał się wokół. Zobaczył śmierć, poczuł jej metaliczny, lekko słodkawy odór. Chłód rozlał się po całym ciele.

- Nie tym razem. - mruknął cicho i ruszył w stronę obozu, wraz z pozostałymi przy życiu najemnikami.

Tej nocy koszmary nie nadeszły.

***

Następnego dnia odesłano kompanię Evana na tyły, w celu przegrupowania. Wcześniej dowiedział się, że mimo odparcia Faltyzjan, główne siły Parden zostały zmuszone do wycofania się w stronę Tyru, z powodu zbyt dużych strat. Kolejną linią obrony były już mury miasta.

Nie obchodziło go to. Po odebraniu żołdu natychmiast skierował się od najbliższej gospody i zamówił dzban wina. A potem kolejny. Alkohol okazał się doskonałym sposobem na wymazanie z pamięci wydarzeń, których pamiętać nie warto. Wieczorem wynajął pokój na piętrze i kazał przysłać sobie, jak to określił karczmarz, "towarzyszkę". Nie chciał być tej nocy sam. Weszła po cichu, kiedy leżał na łóżku. Uniósł głowę i przyjrzał się jej. Była młoda, zapewne nie miała więcej niż dwadzieścia lat. Ubrana w długą suknię z głębokim rozcięciem na biodrze wyglądała pociągająco. Usiadła blisko niego, kusząco zakładając nogę na nogę.

Przyciągnął ją i bez zbędnych słów zdjął z niej ubranie i lekko popchnął na kolana. Nie protestowała, zrozumiała od razu. Klęknęła przed nim i ujęła w dłoń jego penisa. Naprężył się niemal od razu. Dziewczyna pochyliła się i wsunęła go sobie powoli w usta. Evan przymknął oczy rozkoszując się ciepłem jej warg i dotykiem jej skóry. Oddech przyspieszył, gdy poczuł jej język przesuwający się po jego męskości. Wplótł rękę w jej długie włosy, lekko dociskając głowę dziewczyny do swojego krocza. Opierała się lekko, ale to tylko dodatkowo go podnieciło. Penis znikł całkowicie w jej ustach, mężczyzna jęknął cicho. Zaczęła się krztusić, usiłowała cofnąć głowę. Pozwolił jej na to dopiero po chwili. Zafascynowany patrzył jak z trudem łapie oddech.

- Nie pozwalaj sobie... - sapnęła z wyrzutem.

Usiadł i pociągnął ją zdecydowanie tak, że usiadła mu na kolanach.

- Kupiłem cię na te noc mała, przez kilka godzin jesteś moja.

Jego ręka powędrowała na jej udo, a potem dalej, dotknął jej szparki i przez chwilę masował. Drugą dłoń pieściła jej sterczące od podniecenia sutki.

Nagle przestał i oparł dziewczynę o krawędź łóżka. Z błyskiem w oku wypięła biodra i lekko nimi poruszyła. Wszedł w nią jednym, zdecydowanym ruchem. Jęknęła zaskoczona, gdy wypełnił ją całą. Poczuła jak wdziera się w jej ciało mocnymi, długimi pchnięciami. Jej wnętrze natychmiast zrobiło się wilgotne pod wpływem gorącego, twardego penisa pulsującego w jej szparce. Wbijał się w nią długimi, silnymi pchnięciami. Każde z nich sprawiało, że jęczała wyginając ciało w spazmach rozkoszy. Evan silnym, zdecydowanym ruchem uniósł ją z pościeli i przycisnął do swojej piersi. Jego ręka po raz drugi wplotła się w jej włosy zmuszając ją do wygięcia całego ciała i wypięcia bioder. Przygryzł lekko jej ucho nie przestając pieprzyć dziewczyny. Widział jak z trudem łapie oddech, jak jej piersi unoszą się coraz szybciej. Mocno ścisnął je ręką drażniąc jej sutki. Okrzyk bólu natychmiast przerwany przez jęk rozkoszy wyrwał się z jej gardła.

- Mrrr... aaa... aah!

Dziewczyna straciła kontrolę nad własnym ciałem, teraz mogła już tylko krzyczeć nabita na jego twardego penisa. Evan czuł jak wije się i zaciska mięśnie na jego męskości. Doprowadziło go to na szczyt, znieruchomiał w niej i wystrzelił potężną dawką spermy. Po chwili oboje opadli na łóżko ciężko dysząc.

- Odpocznij mała, wieczór jeszcze się nie skończył...

Spojrzała mu w oczy zaintrygowana i jednocześnie niepewna.

Tej nocy brał ją jeszcze dwa razy.

A potem, kiedy słońce dopiero wychylało się z nad horyzontu wyszedł zostawiając jej to, co pozostało w jego sakiewce.

Sam skierował się do koszar, tam było jego miejsce...

15,466
8.67/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.67/10 (4 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (9)

JaKlaudiusz · 27 lipca 2011

0
0
Kiedy popełnisz jakiś błąd?
Pochwały są nudne... ale zasłużone, jak zwykle.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

nikt · Autor · 27 lipca 2011

0
0
To prawda, dlatego ciągle czekam na komentarz kogoś, kto ocenił tekst na 5 lub niżej. Błędy mogę poprawić tylko wtedy, gdy ktoś mi je wytknie i liczę na to, że ktoś taki się znajdzie.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Effy · 27 lipca 2011

0
0
Rewelacja! I choć nie przepadam za takimi "rycerskimi klimatami", to warto było doczytać do końca.
Świetnie operujesz słownictwem z epoki.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Hunvert · 29 lipca 2011

0
0
Ja pochwalę niezłą przeróbkę Sapkowskiego. Przemówienie przed bitwa pod Brenna wojewody Boromira do wyzimskich piechocińców wielce podobne🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

... · 29 lipca 2011

0
0
Hunvert już coś zauważył, a ja dodam jeszcze - "Komu zależy na pokoju, ten zawsze cofnie się przed gwałtem" - "Jałta" Kaczmarskiego 🙂 Cała seria mi się podoba, będę czytał..

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

nikt · Autor · 29 lipca 2011

0
0
Fajnie, że ktoś zauważył "Jałtę" 🙂 Co do Brenny - jeśli faktycznie występują podobieństwa to są akurat niezamierzone, nie mi naśladować mistrza.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Ja · 31 lipca 2011

0
0
Można ciekawy scenariusz do filmu napisać. Opowiadanie jak zwykle na wysokim poziomie.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

czytelnik · 8 sierpnia 2011

0
0
Kupię Twoją książkę Autorze 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

nikita201 · 29 stycznia 2012

0
0
Kurcze, naprawdę wciągająca historia, momentami miałam wrażenie jak bym czytała sagę o wiedźminie Sapkowskiego, a jednak nie to samo, podobny klimat ale jakby całkiem inny>>

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.