Bard
27 czerwca 2011
9 min
W karczmie panował spokój. Nieliczni goście powoli sączyli rozwodnione piwo rozmawiając swobodnie. Półmrok wypełniający pomieszczenie uspokajał, tłumił głosy i zatrzymywał wścibskie spojrzenia, którymi byli obrzucani na ulicach miasta. Tu nikogo nie dziwiły kusze na plecach i długie miecze przytroczone do pasa. To miejsce było przyjazne dla takich jak oni. Tu akceptowano najemników. Oczywiście jedynie tych z odpowiednio wysokim żołdem. Karczmarz leniwie polerował ladę, gdy drzwi rozchyliły się z suchym trzaskiem. Cisza panująca w tawernie pękła pod naporem ulicznego hałasu, brutalnie wdzierającego się do środka przez otwarte drzwi. Człowiek w ciemnozielonym płaszczu zręcznie wślizgnął się do wewnątrz taksując pomieszczenie wzrokiem. Wrócił półmrok, wróciła cisza. Wrócił spokój. Barman skinieniem głowy wskazał nowo przybyłemu stół w rogu karczmy. Mężczyzna bez słowa skierował swoje kroki w tamtym kierunku, usiadł. Odrzucił kaptur na plecy, zamówił dzban wina i czekał. Znał procedurę i wiedział, że zaraz zjawi się jakiś poznaczony bliznami grubas z listem upoważniającym od któregoś z książąt. Usiądzie przed nim i zaproponuje jakąś śmieszną kwotę za to by ryzykował życiem w obronie kraju, o którym nigdy nie słyszał.
A on się zgodzi.
Utkwił wzrok w blacie stołu i czekał opróżniając powoli dzban.
- Evan z Nysgard? - z zamyślenia wyrwał go dźwięczny kontralt. Alt? Do tej pory żaden grubas nie mówił do niego kontraltem. Może to kombatant spod Tyru? Tam podobno ucinano jeńcom niektóre istotne elementy ciała. Nieeee, wtedy to byłby raczej piskliwy sopran - ocenił trzeźwo, mimo sporej ilości alkoholu we krwi.
Powoli uniósł głowę. Przesunął wzrokiem po opiętych obcisłym materiałem udach, krągłych biodrach, nad którymi wspomniany materiał się kończył odsłaniając lekko umięśniony brzuch i wąską talię.
Kobieta.
Pachniała mieszanką lekkich perfum i potu.
Kontynuował wizualną wędrówkę prześlizgując się spojrzeniem po lekko opalonej skórze. Kilka centymetrów dalej napotkał jednak barierę w postaci obcisłej ćwiekowanej kurtki. Bariera nie okazała się jednak percepcyjną linią Maginota, bowiem skryte pod nią wdzięki wyraźnie uwypuklały cienki materiał, rozpalając wyobraźnię. Wzrok po chwili odpoczynku w cieniu krągłości podjął dalszą wspinaczkę. Tym razem napotkał gładką szyję spowitą kaskadą płomiennorudych włosów. U celu powitały go usta lekko wygięte w łobuzerskim uśmiechu i oczy. Lekko przymrużone, delikatne a jednocześnie drapieżne. Utonął w nich, zapominając o otaczającej go rzeczywistości. Pochłonęły go całkowicie, przez chwile znajdował się w innym wymiarze, innej przestrzeni, innym czasie.
Przynajmniej do chwili, gdy płuca upomniały się boleśnie o kolejną dostawę tlenu. O oddychaniu też zapomniał.
- Tak.. tak, to ja. - wychrypiał nie spuszczając wzroku ze ślicznej twarzy.
Kobieta uśmiechnęła się, co spowodowało kolejny chwilowy deficyt tlenu w organizmie, po czym usiadła opierając się wygodnie.
- Przyszłam żeby zaproponować ci pracę. - oznajmiła swobodnie.
To go trochę otrzeźwiło. Odzyskał grunt pod nogami, wziął głęboki oddech i spojrzał na nią odzyskawszy rezon.
- Zgodnie z etykietą należałoby się najpierw przedstawić. - mruknął cicho.
Roześmiała się lekko odchylając głowę do tyłu, rude włosy zafalowały. Była naprawdę piękna.
- Czy karczemna etykieta uwzględnia też gapienie się na cycki pracodawcy? - rzuciła z kpiącym uśmiechem.
Choć Evan był świadom, że ciężko było nie zauważyć atencji, jaką obdarzył kobietę to trzeba przyznać, że trafiła celnie.
- To zależy od jakości... - przesunął wzrokiem po piersiach kobiety - oferty.
Uśmiech ciągle błądził po jej twarzy.
- Podobasz mi się. Nazywam się Kiera i jestem przekonana, że będzie nam się świetnie razem pracowało.
- Nie przyjąłem jeszcze twojej propozycji. - w głosie mężczyzny dało się słyszeć nutkę zniecierpliwienia.
Milczała patrząc na niego znacząco. Oboje wiedzieli, że się zgodzi. Choćby za darmo.
- Dobra... - pochylił się nad stołem - kogo mam zabić tym razem?
- Jeśli wszystko pójdzie tak jak przewidujemy to nikogo. - urwała zastanawiając się nad czymś. Nie przeszkadzał. Do twarzy jej było z półmrokiem.
- Chodzi o zwykłą eskortę - podjęła znowu - przypilnujesz żeby wszystko poszło tak jak powinno, a na miejscu dostaniesz zapłatę.
Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale przerwała mu ruchem ręki.
- Żadnych pytań - rzuciła mu zapieczętowany zwój i bez słowa odeszła.
Powiódł za nią wzrokiem. Obserwował jej tyłek opięty cienkimi spodniami. Wiedział, że specjalnie kołysze biodrami w ten sposób.
Otworzył zwój dopiero, gdy ostatni kosmyk rudych włosów zniknął w drzwiach prowadzących na górne piętro. Robota wyglądała prosto, ładunek miał być przewożony transportowym wozem do miejsca oddalonego o około osiemdziesiąt kilometrów. Wynagrodzenie było naprawdę niezłe jak na tak łatwe zlecenie.
Jednak doświadczenie nauczyło go, że takie zadania są najniebezpieczniejsze. Tym bardziej, że nie było tu ani słowa o tym, co przewożą. Schował zwój w wewnętrznej kieszeni skórzanego pancerza i zamyślił się ponownie. Zlecenie śmierdziało grubszą intrygą, najprawdopodobniej porachunkiem między książętami. Jednak w głowie kołatała się tylko jedna myśl.
Keira.
Pojedzie. Pojechałby nawet osiemset kilometrów byle tylko poczuć znowu jej zapach, zobaczyć czerwień jej włosów, zajrzeć w błyszczące oczy. Nie zauważył, kiedy na zewnątrz zrobiło się ciemno. Większość najemników opuściła już karczmę, kierując się do swoich kwater. Pojedzie, ale to nie znaczy, że wcześniej się do tego nie przygotuje.
Wstał. Wysupłał z sakiewki kilka monet i podał je karczmarzowi. Wyszedł na opustoszałe już o tej porze ulice, ciszę zakłócało jedynie odległe ujadanie psów. Evan obszedł karczmę, dokładnie lustrując każdą ścianę. Ze wschodniej strony natknął się na niewielką przybudówkę, zapewne magazyn żywności. Albo alkoholu. Wziął głęboki wdech i niemal stracił przytomność. Tak, z pewnością alkoholu. Owinął twarz chustą i ruszył dalej. Rozejrzał się wokół i bezszelestnie wspiął na dach karczmy. Kilka minut później był już na tarasie. Z cichym kliknięciem sforsował zamek w drzwiach i wślizgnął się do pokoju Keiry. W nozdrza uderzył go podniecający zapach kobiety. Poczekał aż oczy przyzwyczają się do mroku panującego w pomieszczeniu i ruszył w kierunku zdobionego kufra. Kufer ten stał jednak przy łóżku. A w łóżku leżała ona. Evan zatrzymał się i przeniósł wzrok na śpiącą kobietę.
Rude włosy rozsypane wokół ślicznej twarzy, miarowo falujące piersi i zapach jej ciała sprawiły, że poczuł jak jego męskość twardnieje. Lekkim pociągnięciem usunął przykrywający Keirę koc. Jej koszula nocna była tak krótka, że nie sięgała nawet połowy ud. Pochylił się nad łóżkiem, zbliżając usta do jej twarzy.
Metaliczny zgrzyt.
Błysk w ciemnościach.
Zimna stal dotykająca jego szyi.
Szeroko otwarte oczy.
Jej oczy.
- Sama decyduję, kto mnie przeleci gnoju... - wysyczała drapieżnie. Nie czuł strachu, wpatrywał się w błyszczące źrenice. Mimo niebezpieczeństwa uścisk w spodniach wcale nie zmalał.
-Tylko się rusz a... - nie dał jej dokończyć, uderzył wierzchem dłoni w jej rękę. Mocno. Sztylet poszybował kilka metrów, ostrze utkwiło w przeciwległej ścianie lekko wibrując. Rzucił się na nią, ale była szybsza. Wyślizgnęła mu się i wykorzystując pęd skoczyła do oczu. W ostatniej chwili chwycił ją za nadgarstki. Zwarli się w uścisku, ale on górował siłą. Spojrzał w jej pełne furii oczy. Błyszczały groźnie, jednak wydawało mu się, że widzi w nich coś jeszcze. Popchnął ją zdecydowanie, przeturlali się kawałek wśród przyspieszonych oddechów i teraz on był na górze. Mocno przytrzymał jej ręce nad głową, by kolejny raz zatopić się w jej oczach. Nie mógł się powstrzymać.
- Zawsze w tym śpisz? - przesunął ręką po jej udzie. Pożądał jej, chciał mieć ją tutaj, teraz, natychmiast. Szarpnęła się, ale uścisk był zbyt mocny. Pochylił głowę dotykając językiem jej ucha. Wydawało mu się, że z jej piersi wyrwał się cichy jęk. Nagle poczuł silne uderzenie w biodro, odrzuciło go tak, że upadł na podłogę. Nie sądził, że jest tak silna. Bez uprzedzenia zwaliła się na niego pozbawiając tchu.
- Zawsze - wyszeptała. Jej ostre paznokcie rozorały mu pierś. Syknął z bólu. Keira poderwała się lekko i pobiegła do drzwi. Mężczyzna widząc, że jej nie złapie złożył palce w skomplikowany sposób i wykrzyczał pojedyncze słowo. Powietrze bezgłośnie implodowało a kobieta poleciała na stół. Po sekundzie był przy niej przygniatając ją do blatu. Przywarł do jej gorącego ciała, z pewnością czuła jego sztywną męskość przez cienki materiał koszulki.
- To też część karczemnej etykiety? - zapytała odwracając głowę. Ich usta niemal się stykały, czuł jej gorący oddech na policzku, zapach uderzył w nozdrza ze zdwojoną siłą.
- To instynkt - odparł spoglądając jej w oczy. Na moment stracił czujność pochłonięty ich głębią. Błąd.
Mocny kopniak w brzuch odrzucił go aż na przeciwległą ścianę. Ostatnim, co ujrzał była burza płomiennorudych włosów. Keira podczas pół-piruetu wyszarpnęła sterczący ze ściany sztylet i oparła go mocno o jego szyję.
- Wygrałam - przechyliła głowę lekko. Na ustach zagościł łobuzerski uśmiech, oczy rozbłysły.
- Jak mówiłam... To ja wybieram, kto mnie przeleci...
Szybkim ruchem ostrza rozcięła jego kurtkę odsłaniając nagi tors, wolną ręką ścisnęła jego sztywnego penisa.
- Nie zawiedź mnie... - szepnęła wyraźnie podniecona.
Evan przyciągnął kobietę do siebie. Pachniała seksem. Ich usta złączyły się, języki rozpoczęły namiętny taniec. Bitwa rozgorzała na nowo, tym razem na innym polu.
Keira opadła na łóżko. On na nią. Niecierpliwe palce rozdarły cieniutką koszulkę nocną, upadł ostatni szaniec broniący dostępy do jej ciała. Mężczyzna uniósł się na łokciach podziwiając jego piękno. Sterczące sutki domagały się pieszczot.
Poczuła gorący oddech na brzuchu a chwilę potem wilgotny język pieszczący jej piersi. Usta wędrujące po brzuchu zasypywały go gorącymi pocałunkami. Delikatny dotyk jego dłoni na skroni i cichy szept.
Oczy zaszły mgłą. Rozkosz, jaką sprawiały pieszczące ją ręce podwoiła się
- Co... - wydyszała, ale zamknął jej usta pocałunkiem. Poczuła palce wbijające się w jej wnętrze. Jęknęła głośno wyginając ciało w łuk. Palce napierały coraz silniej, wywołując spazmy rozkoszy. Straciła władzę nad swoim rozpalonym ciałem. Mięśnie odmówiły posłuszeństwa, jękom nie było końca. Czuła zbliżający się orgazm, wbiła paznokcie w jego plecy mrucząc mu do ucha. Ale wtedy jego dłoń wycofała się z jej wilgotnej szparki. Niezaspokojona Keira upadła na posłanie, nie mogąc zogniskować wzroku.
- Aaaahh... jeszcze... - szukała rękami jego ciała. Nagle poczuła jak silnym ruchem rozchyla jej nogi, poczuła końcówkę penisa ocierającą się o wejście do jej wnętrza. Rozłożyła uda najszerzej jak potrafiła. Marzyła by poczuć go w sobie.
Ale on czekał.
Wtedy skapitulowała. Bitwa była skończona. Zwycięzca bierze wszystko.
- Weź mnie.. proszę... Pieprz mnie... natychmiast, mrrrrrr...
Nabrzmiały kutas wbił się w nią jednym ruchem. Krzyknęła z rozkoszy.
Nareszcie!
Krzyczała bez przerwy, gdy on chwycił ją za włosy i z całej siły wdzierał się w jej wilgotną szparkę. Zaciskała mięśnie na jego penisie, chcąc dać mu jak największą rozkosz. W końcu zwyciężył. Była jego zdobyczą. Ścisnął do bólu jej piersi, nie protestowała.
- Aaaahh... aaar... mmmmh... - nieartykułowane dźwięki wydobywały się z jej piersi. Fala orgazmu zalała ją odbierając wszystkie zmysły prócz dotyku.
Czuła.
Czuła rozkosz, która ją przepełnia, rozlewa się z podbrzusza anektując w krótkim czasie całe ciało. Wiła się pod nim wciąż krzycząc, ale on nie przestawał jej pieprzyć. Jego ruchy stały się szybsze, wchodził w nią mocnymi pchnięciami. Kolejny orgazm nadszedł zanim minął pierwszy. Odrzuciła głowę do tyłu w płucach brakowało powietrza. Mdlała z rozkoszy nabita na jego sztywnego penisa. Nie mogła już krzyczeć, nie mogła oddychać.
Dłużej nie wytrzyma!
Niech on już przestanie!
Lecz wdzierający się w nią kutas powodował kolejne spazmy błogości. Dopiero, gdy zalał ją trzeci przypływ przyjemności poczuła jak znieruchomiał, wciąż tkwiąc głęboko w niej. Chwile potem poczuła jak rozlewa się w niej morze gorącej spermy.
Splecione w uścisku, błyszczące od potu ciała leżały na skłębionym pobojowisku.
Bez ruchu, wśród przyspieszonych oddechów i falujących piersi. Kilka minut później jedno z nich opadło ciężko na posłanie, pierś mężczyzny przykryła kaskada płomiennorudych włosów.
- Dobranoc mała - ciszę przerwało basowe mruknięcie.
Chciała rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale zabrakło jej sił.
Niech mu będzie, w końcu zwyciężył.
Jak Ci się podobało?