Ballada o komorniku
21 maja 2016
50 min
Grzegorz oparł się o ścianę i splunął krwią. Jasna cholera, skopali go, kiedy wychodził z pubu, wstawiony i kompletnie bezbronny. Mógł się tylko domyślać, że to jeden z jego klientów. Jako komornik, miał do czynienia z wieloma mętami. Później sobie wszystko przemyśli, dopasuje, który z ostatnich dłużników mógłby się do tego posunąć. To wszystko później, teraz kręciło mu się w głowie, wciąż był wstawiony i jeszcze obolały. Przez chwilę zebrało mu się na wymioty, ale opanował torsje, plując i klnąc. Gdzieś za plecami usłyszał roześmianą grupę, później trzaśnięcie drzwiami i znowu docierały do niego jedynie odgłosy z ulicy. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Mogliby go zarżnąć, a wszyscy mieliby to w dupie. Ta gorzka myśl dodała mężczyźnie sił. Zebrał się w sobie i ruszył.
– No proszę, kogo ja widzę? – usłyszał kobiecy głos, niestety nie widział zbyt dobrze.
– Znamy się? – starał się bezskutecznie wyregulować wzrok. Przed oczami majaczyły mu raz ciemne, raz jasne plamy. Do tego dochodziły łzy spowodowane silnymi torsjami.
– Niestety znamy się – kobieta, kimkolwiek była, złapała go pod ramię i pomogła utrzymać pion. – Pomogę panu, proszę ze mną, krok po kroku, właśnie tak – nie był pewny, czy słyszy w jej głosie współczucie, czy nutę ironii. W tej konkretnej chwili chciał tylko odpocząć.
Doszli do ulicy, gdzie stał zaparkowany różowy tico. Nieznajoma otwarła drzwi, pomogła mu usiąść z przodu, po czym sama zajęła miejsce za kierownicą. Ruszyła, lekko szarpiąc na jedynce. Oświetlone wystawy sklepów zlewały się w jedną upiorną plamę. Samochód podskakiwał na nierównościach, silnik charczał podejrzanie, a krajobraz zmieniał się z każdą chwilą. Nie był pewny, czy nie zwymiotuje. W dodatku nie miał siły cofnąć fotela, a ledwie się mieścił. Co to za samochód? Zresztą nie ważne, pomyślał. Byle jak najdalej stąd.
– Dokąd jedziemy? – sprawiał wrażenie, jakby było mu wszystko jedno, co było do niego niepodobne. Po prostu czuł się fatalnie, a kobieta chyba mu krzywdy nie zrobi?
– Do mnie oczywiście – wrzuciła migacz i skręciła w prawo. – Zaraz będziemy na miejscu, pomogę panu.
Jechali jeszcze kilkanaście minut. Kiedy przejeżdżali przez tory tramwajowe, miał wrażenie, że urwie mu głowę. Ten samochód był strasznie niewygodny. Swój wóz zostawił pod domem na przedmieściach. Zawsze, gdy wybierał się do pubu, wzywał taksówkę. Nie lubił zostawiać samochodu w centrum. Zaczął się zastanawiać. Co ta kobieta powiedziała, kiedy zapytał, czy się znają? Niestety tak? Nie był pewny, miał mętlik w głowie, ale chyba tak powiedziała. Co to miało do cholery znaczyć? Zaczął nabierać podejrzeń, tyle że samochód nagle podskoczył na krawężniku i się zatrzymał.
– Jesteśmy na miejscu – nieznajoma wysiadła i po chwili otwarła drzwi z jego strony. Pomogła mu wysiąść. Rozejrzał się dookoła. Była noc, niewiele mógł zobaczyć, ale wzrok poprawił się na tyle, że zorientował się, gdzie są.
Toż to kamienica przy Ludowej. Mieszkali tam sami żule. Żadna ze stojących w rzędzie nieruchomości nie wyglądała dobrze. Tynk sypał się ze ścian, mury miały wyraźne ślady pęknięć, a w bramach śmierdziało szczynami. Nieliczne samochody nie były pierwszej młodości. Same rupiecie, jak tico, z którego właśnie wysiadł. Na pewno już tutaj był, tylko nie potrafił sobie przypomnieć szczegółów.
– No dalej, idziemy – złapała go pod rękę i poprowadziła do ciemnej bramy. Co za odór. Śmierdziało stęchlizną, uryną i wymiocinami.
– Co ja tutaj robię? – wystękał.
– Idziemy do mnie. Nie pamięta mnie pan?
– Coś mi świta – cholerny mętlik nie pozwalał się skupić. Weszli do klatki schodowej. Na jego szczęście kobieta mieszkała na drugim piętrze.
Zaprowadziła go do dużego pokoju, pomogła usiąść na wersalce i westchnęła, przyglądając mu się uważnie. Światło było mdłe, nie rozpraszało mroku całkowicie. Mężczyzna rozejrzał się. Znał to mieszkanie. Wyliniały dywan, obita meblościanka z lat dziewięćdziesiątych, stół na wysoki połysk, stary kineskopowy telewizor. Zaraz, zaraz...
– Rany, znam cię. Ty jesteś Sandra Szulimska!
– Panie Grzegorzu, jestem pod wrażeniem – chyba się uśmiechnęła. – Proszę się rozgościć, przyniosę coś do picia. Jak to mówią gość w dom, Bóg w dom.
Znalazł w kieszeni papierosy i zapalił, opierając się na oparciu wersalki, która zaskrzypiała zaskoczona ciężarem mężczyzny. Tutaj też unosił się dziwny zapach. Może nie smród, ale coś w ten deseń. Cała kamienica pewnie capi tak samo. Zresztą, co go to obchodzi? W ogóle nie powinno go tutaj być. Mógł wcześniej zapytać, dokąd go zabiera. Nagle zauważył gospodynię. Na szczęście ostrość widzenia wróciła. Miała na sobie sukienkę w cętki. Tani poliester opinał zaskakująco zgrabne ciało, odsłaniając smukłe uda. Miała na nogach brązowe pończochy. W jednej ręce trzymała butelkę czystej, w drugiej dwa kieliszki.
– Może wypijemy zdrowie komorników, co? – rozlała wódkę i podała kieliszek. Wypili.
– Mam dla ciebie, to znaczy dla pani... eksmisję...
– Wie pan? – rozlała następną kolejkę, ignorując przykrą uwagę. – Ludzie mówią, że jest pan wdowcem. To prawda?
– Prawda, a co?
– Mówią też, że dawno pan nie ciupciał i dlatego taki z pana skurwysyn.
– Wypraszam sobie – zaprotestował, ale jakoś bez przekonania.
– No jeszcze jeden. Na drugą nóżkę – uniosła kieliszek. Wypili, krzywiąc się przy tym. – Zaraz panu obmyję twarz.
– Nie, nie trzeba... – krew w nosie zdążyła już zaschnąć, a lekkie obtarcie na podbródku zamieniało się właśnie w strup.
– W takim razie, może poczęstowałby mnie pan papierosem? – odruchowo wyjął paczkę. Kobieta zabrała papieros, zapaliła i wypuściła dym prosto w twarz swojego gościa.
– Nie rozumiem, co my tu robimy? – zamachał ręką w powietrzu, odganiając gęstą chmurę. Alkohol najwidoczniej pomógł. Zawroty głowy minęły, nawet poczuł się trochę lepiej.
– Siedzimy sobie i rozmawiamy – uśmiechnęła się, zakładając nogę na nogę. – Zastanawiam się, co mogłabym dla pana zrobić, żeby mi pan dał jeszcze kilka miesięcy na spłatę.
– Jak to co? Spłacić dług.
– Jestem samotną matką. Wychowuję nastolatkę, która sprawia od cholery problemów. Jej ojciec siedzi w więzieniu. Myśli pan, że to takie łatwe?
– Każdy ma jakieś problemy – zaciągnął się. Znowu poczuł się wstawiony. Spojrzał na Sandrę. Kobieta miała długie jasne włosy, a jej twarz mimo trzydziestu pięciu lat, nie była jeszcze zniszczona. Wyglądała nawet ładnie. Na swój specyficzny sposób. Mocny makijaż, wielkie kolczyki jak u cyganki, bransoletki... i nogi, naprawdę zgrabne, kobiece. Nie chude jak patyki, nie grube wałki, po prostu w sam raz. Pomimo tandetnej cętkowanej sukienki, wyglądała niczego sobie.
– Jeszcze po jednym? – zaproponowała i nie czekając na odpowiedź, nalała do kieliszków.
– Ja też wychowuję syna i jakoś sobie radzę – po cholerę jej o tym mówię? Nie powinien pić, to mu nigdy nie służyło. Zawsze wdawał się w jałowe dyskusje. Poza tym stawał się mniej odporny na kobiece wdzięki.
– Taki facet jak pan, na pewno poradzi sobie w każdej sytuacji. Ja, to co innego. Jestem słaba, nie tak sprytna i wygadana jak pan, panie Grzegorzu. – Nagle zgasło światło. Drgnął ze strachu.
– Co się dzieje? – wytężył wzrok, żeby dostrzec niewyraźny zarys kobiecej sylwetki.
– A co się ma dziać? Albo wybiło korki, albo to pańska wina.
– To może sprawdzimy korki? – wstali oboje i wpadli na siebie. Przecież nikt nie odłącza prądu o tej porze. – Przepraszam – odruchowo złapał ją za biodra, natychmiast cofnął dłonie.
– Spokojnie, ja nie gryzę – uśmiechnęła się. – Wezmę tylko świeczkę z kuchni.
Ruszyli po omacku. Światło wpadające przez okno z ulicznej latarni było znikome. Mężczyzna potknął się dwa razy. W końcu dotarli na miejsce, gdzie potknął się kolejny raz. Tym razem o idiotyczną listewkę, którą ktoś przybił do podłogi zamiast progu. Dało się słyszeć przetrząsanie szuflad i wreszcie Sandra trzymała w ręce świeczkę. Zapaliła ją i osłaniając płomień, ruszyli do przedpokoju. Stali blisko siebie, Grzegorz poczuł zapach słodkich perfum, które podziałały na niego... po prostu wywołały przyjemną falę ciepła. Bliskość gospodyni uświadamiała mu boleśnie, jak długo nie miał kobiety w łóżku.
– Korki są w porządku – podrapał się w głowę.
– W takim razie zapraszam do salonu, posiedzimy przy świecach. Będzie romantycznie – zażartowała.
– Ja już sobie pójdę...
– Panie Grzegorzu – położyła rękę na ramieniu swojego rozmówcy. Odruchowo spojrzał na jej niebieskie tipsy. – Niech mi pan tego nie robi – zmieniła ton. Brzmiała łagodniej i uprzejmiej niż przed chwilą. – Zostawi mnie pan tak bez światła? Samą w domu?
– Czuję się niezręcznie, powinienem pójść... – mimo słów, nogi nie chciały go ponieść do drzwi. Coś powstrzymywało go i doskonale wiedział, co takiego. To zapach kobiety, jej bliskość i zgrabne ciało.
– Mieliśmy porozmawiać o mojej eksmisji – wygładziła nieistniejącą fałdę na marynarce Grzegorza. – Usiądźmy jeszcze na chwilę.
Pociągnęła go za rękę, w stronę salonu gdzie usiadł na wersalce, na swoim poprzednim miejscu. Sprężyny natychmiast o sobie przypomniały. Kobieta nalała wódkę do kieliszków. Wypili, po czym mężczyzna zapalił, częstując również gospodynię. Usiadła tuż obok niego. Bardzo blisko. Zaczął się wiercić nerwowo.
– Więc jak to jest być wdowcem? – zapytała miękko. – Musi być panu ciężko bez kobiety?
– Można się przyzwyczaić, mam masę pracy.
– No tak, pan komornik ma pełne ręce roboty. Mimo to musi panu brakować kobiety. Choćby wieczorami albo w weekendy?
– Radzę sobie – zaciągnął się głęboko. Jej głos, cholera. Jak chce, potrafi być miła. Przypomniał sobie, że kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, przemknęło mu przez głowę, że chętnie by na nią wlazł, wcisnął się między zgrabne uda i zrobił, co trzeba.
– Jak pan sobie radzi, panie Grzegorzu? – poczuł ciepłą dłoń Sandry na udzie. Zarumienił się. Krew przyspieszyła swój bieg. Podobnie serce. Delikatny dotyk kobiecej dłoni wywołał przyjemne ciepło. Wiedział, w co tutaj się gra, ale nie miał siły zaprotestować. Był wstawiony, ale też wyposzczony, a gospodyni najwyraźniej miała ochotę poświntuszyć. Krew spłynęła mu do przyrodzenia. Niech to, pomyślał spłoszony. Czuł, że za chwilę będzie miał widoczną erekcję.
– Są różne sposoby, zresztą pani Sandro, pani też twierdziła, że jest samotna.
– Dlatego wiem, jak ciężko w życiu bywa.
Od razu dostrzegła rosnącą fałdę w nogawce. Ta reakcja sprawiła jej satysfakcję i przyjemność. Miło było patrzeć, jak jego kutas aportował, prężył się i budził do życia, wyczuwając jej bliskość. Przesunęła dłoń, zatrzymując się zaledwie dwa do półtora centymetra przed fałdą i zastygła w bezruchu patrząc mu w oczy, z lekkim uśmiechem. Świeczka rzucała pomarańczową poświatę na twarz mężczyzny, ale nawet w tym półmroku nie potrafił ukryć, co się z nim dzieje. Słyszała jego oddech. Jego albo swój, nie była do końca pewna.
– Czy mogłabym zrobić coś, co spowodowałoby odroczenie egzekucji? – mówiła coraz ciszej. – Jestem naprawdę otwarta na propozycję.
– To chyba ja powinienem oczekiwać propozycji od pani – cholera, w ogóle nie powinien się z nią wdawać w takie dyskusje, ale czuł ją... tak blisko... czuł ciepło i miękkość jej ciała. Poza tym dłoń, za chwilę dotknie mu penisa, który zaczynał miarowo pulsować.
– Cóż ja mogę, biedna szara myszka – przesunęła nieznacznie rękę, masując udo tuż przy prąciu. Pożądanie rozjarzyło mu oczy. – Chciałabym zrobić dobrze, ale boję się, bo nie wiem, czego pan oczekuje...
Małym palcem dotknęła wypukłości. Zrobiła to miękko, ostrożnie, ale wyczuła, że penis drgnął. Nie cofnęła palca, przesuwając nim wzdłuż prącia. Mężczyzna oddychał coraz głośniej. Sprawiał wrażenie zaskoczonego, jego ciało napięło się jak struna.
– Mogłabym zrobić coś dla pana – szepnęła wprost do ucha Grzegorza – gdyby pan mógł zrobić coś dla mnie – dołączyła drugi palec. Przesunęła nimi w przód i w tył. – Załóżmy, że byłabym bardzo miła – szeptała – naprawdę miła i otwarta...
Masowała go już trzema palcami. Czuła, że wypukłość w spodniach jest twarda jak stal. Na razie dotykała go ostrożnie, można powiedzieć, że były to zaledwie muśnięcia. Atmosfera gęstniała z każdą chwilą. Serce Sandry również zabiło szybciej. Miała pod opuszkami palców solidny korzeń. Bardzo chciałaby z niego skorzystać, ale chciała też coś ugrać dla siebie. Pokaż panu komornikowi, na co cię stać. Pokaż mu kawałek raju. Ten facet nie jest w stanie się stąd ruszyć, jego twardy przyjaciel mu na to nie pozwoli. Już nie jesteś dla niego byle dłużniczką, spójrz tylko jak siedzi. Zrozumiał, że jesteś kobietą, że między nogami chowasz coś, co przyprawia go o gęsią skórkę i co prowokuje ten zwierzęcy wzwód. Czuje, że może to mieć. No dalej, daj mu, czego chce. Przecież też tego chcesz. Kiedy uświadomiła sobie, jaką ma nad nim władzę, poczuła przyjemne pulsowanie między nogami. Zrobiła się wilgotna.
– Chyba nie możemy dłużej ignorować twojego sterczącego kutasa – szepnęła mu do ucha. Wreszcie położyła na fałdzie całą dłoń. Mocno potarła penis, wypuszczając przy tym głośno powietrze z płuc. – Czuję jak płynie w nim krew. Jak myślisz, na co miałby ochotę twój nabrzmiały przyjaciel?
– Przecież wiesz – wychrypiał. Strasznie wyschło mu w gardle. Był tak podniecony, że nie potrafił mówić wyraźnie.
– Nie wiem – szepnęła – ty mi powiedz. – Masowała prącie, mocno pocierając dłonią. Przesuwała rękę tam i z powrotem. – Myślę, że mam coś, co go zainteresuje...
Przestała pieścić przyrodzenie i złapała mężczyznę za dłoń. Położyła ją na swoim udzie. Odruchowo przesunął rękę na wewnętrzną stronę zgrabnej nogi. Pończocha opinająca jędrne ciało nie była śliska, ale przyjemna w dotyku. Poczuł, że Sandra rozchyla uda i wśliznął się wyżej. Czuł, że im bliżej krocza, tym cieplejsze było jej ciało. Dotarł do miejsca, w którym pończocha się kończyła, dopiero wtedy puściła nadgarstek mężczyzny i wróciła do wcześniejszej pieszczoty. Masturbowała go przez spodnie.
– Podoba ci się? Jest wystarczająco miło? – odnalazła rozporek i rozpięła go. – Chciałbyś się pobawić moją cipką? Ona bardzo by tego chciała, wiesz?
Po tych słowach dotarł do celu. Wyczuł miękką wilgotną kobiecość ukrytą pod cienkim materiałem majtek. Potarł ją w tym miejscu i gospodyni westchnęła. Z miękkiej bułeczki sączył się śluz. Komornik ugniatał puszyste ciało, podczas gdy ona wyjęła penis na wierzch. Westchnął, kiedy zsunęła skórę napletka. Tak dawno nie dotykała go kobieta, że niemal zakręciło mu się w głowie.
– Więc będziemy dla siebie mili? – nie odpowiedział, ale przytaknął. Wtedy pochyliła, cofnął rękę, nie chcą utrudniać jej zadania. Wzięła go w usta.
Poczuł ciepły oddech na żołędzi, później miękkie usta i wilgotny język, którym oblizała główkę powoli i dokładnie. Pozwoliła mu wejść głębiej. Czuł, że członek wsuwa się coraz dalej do gardła Sandry. Wzięła go bardzo głęboko. Miał wrażenie, że dotyka migdałów. Westchnął głośno i złapał ją za włosy. Kobieta nie spieszyła się. Poruszała głową miarowo i wolno. Nie śpiesz się skarbie, przecież nie chcemy, żeby spuścił ci się w buzi, prawda? Ścisnęła jądra i masowała chwilę. Zerżnij go tak, żeby cię zapamiętał i to na bardzo długo.
Kiedy wyjęła penis, był cały obśliniony. Chwilę masturbowała kochanka, po czym spojrzała mu w oczy. Zbliżyła twarz do jego twarzy, nie puszczając członka. Pocałowali się. Najpierw delikatnie. Widziała, że ma rozciętą wargę. Ostrożnie oblizała mu usta, później przywarła swoimi i po chwili ich języki ocierały się o siebie w namiętnym szale.
– No to jak będzie – sapnęła, trochę brakowało jej tchu. – Chcesz się pieprzyć, czy nie?
Rzucił się na nią, popychając na wersalkę, aż jęknęły sprężyny. Upadła na bok, a on nie dając kochance szansy, usiadł jej na udzie, drugą nogą odchyliła sama. Wszedł w nią błyskawicznie. W tej pozycji wbił się do samego końca. Kobieta jęknęła. Zacisnął palce na krągłym biodrze i zaczął się wbijać raz po raz. Penis był ciepły, twardy i wygłodniały. Rozgniatał w środku delikatne ciało Sandry, rozpychał się w śliskiej pochwie, sprawiając kobiecie prawdziwą rozkosz. Mimo że jedną nogę miała przygniecioną, próbowała poruszać tyłkiem. Chciała wymasować go porządnie. Chciała, żeby eksplodował w niej i pogrążył w euforii. Sama czuła, że za chwilę odleci.
Grzegorz cały płonął. Mrowiła go skóra na całym ciele. Co prawda dawno nie miał kobiety, ale kiedy wszedł w Sandrę, zrozumiał, że tak dobrze nie było mu z żadną. Wciskał się w jej miękkie elastyczne ciało, które było delikatne jak kaszmir. Wychodził z niej niemal całkowicie, czując klejące wargi masujące żołądź. Wreszcie wbił się w nią z impetem i kobieta zawyła, pochwa zaczęła falować, pulsować, kurczyć się i rozwierać. Wreszcie Sandra znieruchomiała zaspokojona.
Czuła, że z niej wychodzi. Mimo to nie miała siły się podnieść. Wciąż leżała na wersalce. Nagle kochanek podszedł i stanął nad nią. Widziała twardy penis domagający się pieszczoty. Chociaż Grzegorz nic nie mówił, wiedziała, że chce więcej. Chce skończyć tak jak ona. Podniosła się na łokciu i wzięła do ust jądro. Zaczęła je ssać, kąsać delikatnie zębami i masować. W końcu usiadła. Chwyciła sztywne prącie i wsunęła w usta. Trzymała w buzi tylko żołądź, jedną ręką masturbowała go, a drugą masowała worek mosznowy. Czuła na penisie smak własnej cipki i to rozpaliło ją jeszcze bardziej. Przyspieszyła, aż wreszcie jęknął, żołądź powiększyła się i wystrzelił. Połknęła wszystko, co z niego wypłynęło. Nie przestawała, dopóki penis nie zwiotczał odrobinę.
*
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, rozlewając karmazynową łunę na niebie. Czerwień wlewała się przez okno do gabinetu Grzegorza, rzucając smugę światła na niebieskim dywanie. Pokój miał urządzony gustownie. Pod ścianą stały ciężkie dębowe meble, na których regały uginały się pod tomami akt. Mężczyzna pracował wpatrzony w laptopa, kiedy usłyszał swoją sekretarkę.
– Do widzenia panu – kobieta machnęła ręką. – Do zobaczenia jutro.
– Do widzenia – skinął głową i wrócił do pracy.
Było już mocno po szóstej i czuł, że najwyższy czas na kolację. Zerknął na zegarek. Dokładnie, pomyślał, jeszcze piętnaście minut i czas znikać. Wtedy usłyszał, że ktoś wszedł do biura. Spojrzał ponad laptopem. Po chwili w drzwiach gabinetu zjawiła się Sandra.
– Puk, puk – uśmiechnęła się. Wyglądała, jakby właśnie wyszła od fryzjera. Miała misternie ułożoną fryzurę, ale nie omieszkała założyć kolejnej sukienki z poliestru. Tym razem była brązowa w czarne cętki. Miała gołe, opalone nogi i buty na obcasie. – Witam panie Grzegorzu.
– Witam – poczuł się zmieszany. – Coś się stało?
– Nie, skąd – weszła do pokoju. – Właśnie nic się nie stało. Zupełnie nic. – Czerwone, wymalowane szminką usta wykrzywiły się w uśmiechu. – Rozumiem, że wstrzymał pan egzekucję?
– Zgadza się.
Zajęła miejsce naprzeciwko biurka. Założyła nogę na nogę i wyjęła z torebki papierosa. Spojrzała pytająco. W zasadzie w biurze nie palił, ale i tak nikogo już nie było, więc machnął ręką, dając przyzwolenie gościowi. Sandra zapaliła, gęsta chmura popłynęła w powietrzu, prosto w smugę czerwonego światła wpadającego przez okno. Kobieta rozejrzała się.
– Ładnie się pan tu urządził – skomplementowała. – Podoba mi się pański gust.
– Dziękuję. – Nie odrywał od niej oczu. Po co tutaj przyszła?
– Cóż mi się pan tak przygląda, co? Podobam się panu?
– Nie, to znaczy – poprawił się szybko. – Nie o to chodzi. Zastanawiam się, czemu zawdzięczam pani wizytę. Dostała pani trzy miesiące. Nie mogę nic więcej zrobić.
– Zrobił pan już wystarczająco – zapewniła gorąco. – Przyszłam, ponieważ... sama nie wiem. Obudziłam się dzisiaj rano i zaczęłam wspominać pańską ostatnią wizytę u mnie w mieszkaniu.
– Tak?
– Panu też zdarza się wspominać tamten... – chwilę szukała właściwego słowa – incydent?
Zaczerwienił się.
– Być może...
– Być może... – powtórzyła jak echo – cóż. Ja dzisiaj właśnie wspominałam. Leżałam sobie, wspominałam i nagle zrobiło mi się tak cholernie przyjemnie. – Zaciągnęła się. – Pomyślałam sobie, Sandra skoro pan Grzegorz był taki uprzejmy i wstrzymał egzekucję, może należy mu się jakaś mała premia?
– Co ma pani na myśli?
Sandra wstała, zgasiła papieros w popielniczce, którą jej podał i podeszła do komornika. Mężczyzna odruchowo cofnął się ze swoim fotelem, a ona usiadła na blacie, rozchylając uda. Patrzyła mu prosto w oczy. Przesunęła ręką po nodze, aż ta zniknęła pod sukienką.
– Jestem taka roztargniona, że nie założyłam majtek. A wracając do premii – wyjęła rękę i wysunęła w jego stronę palec. Był mokry. – Chciałam dać panu troszkę miodu – uśmiechnęła się.
Nie przyznałby się do tego, ale już sam jej widok rozpalił go błyskawicznie. Ta kobieta działała na niego niesamowicie. Kiedy patrzył, jak dotyka swojej waginy, z lubieżnym wyrazem twarzy, zagotowała mu się krew. Nie był w stanie zapanować nad sobą.
– Przychodzi pani do mnie do biura – wstał z fotela – i siada na moim biurku – złapał jej dłoń i podsunął do swoich ust. – Nie pozwalając mi pracować – zaczął ssać palec. Poczuł przyjemny dreszcz. Poczuł smak jej kobiecości, penis drgnął błyskawicznie. – Co ja powinienem z panią zrobić?
– Mam drobną sugestię – skinęła palcem, prosząc, żeby się zbliżył. Mężczyzna stanął przy niej, a ona szepnęła mu ucha. – Zamiast tak stać i wymądrzać się, mógłby pan zrobić większy pożytek z języka i na przykład wylizać mi cipkę?
Uklęknął, złapał za uda i zaczął przesuwać dłonie w górę. Błyskawicznie rozchyliła nogi tak, żeby mógł zmieścić między nimi głowę. Całował gładką skórę, lizał nogi, aż dotarł do krocza kochanki. Była gładko wygolona, zostawiła tylko wąski pasek na podbrzuszu. Przyssał się do waginy. Bawił się wargami, kąsając je zębami, oblizując językiem, aż wreszcie wepchnął go głębiej. Sandra pojękiwała cichutko. Odchyliła głowę w tył i zmrużyła oczy. Nie wiedziała skąd ta słabość do Grzegorza, ale miała do niego cholerną słabość. Uwielbiała, kiedy się do niej dobierał. Jego ostatnia wizyta w mieszkaniu była czymś, czego nie potrafiła zapomnieć. Nie chodziło już o dług. Po prostu było jej cudownie.
Grzegorz czuł na twarzy śluz sączący się z różowej waginy. Cmokał i oblizywał miękkie delikatne ciało. Znowu zapomniał o całym świecie. Kłamał, kiedy udawał przed nią, że tamta wizyta nie miała dla niego większego znaczenia. Miała i to ogromne. Wielokrotnie wspominał tamten czas i zawsze kończyło się erekcją. Teraz też miał potężny wzwód. Ta kobieta miała w sobie coś, co go hipnotyzowało. Dobrał się do łechtaczki, pieścił ją tak długo, aż kochanka zadrżała delikatnie, zaciskając palce na jego włosach. Dyszał prosto w wilgotny srom.
– Rany... – sapnęła. – Człowieku... – zabrakło jej słów. – Jest pan... jest pan pieprzonym magikiem...
Wyprostował się i spojrzał na nią. Miał ochotę na seks. Chciał ją posiąść, wbić się w miękkie cudowne ciało, ale uznał, że to jeszcze nie pora. Kiedy jej wzrok przestał być mętny, spojrzała na niego, zaciskając uda. Niespodziewanie oblizała mu twarz. Zlizała własne soki z ust, policzków i podbródka Grzegorza.
– Mam nadzieję, że podobała ci się premia?
– Owszem...
– Chciałbyś czegoś więcej? – poczuł dłoń na przyrodzeniu. W spodniach zrobiło się już ciasno. – Wystarczy poprosić.
– Wiesz na co, miałbym ochotę, nie udawaj.
Zaśmiała się.
– Powiedz to – złapała go za podbródek i przysunęła twarz do swojej. – Powiedz, na co masz ochotę, wiesz, że mam do ciebie słabość.
– Może dasz się zaprosić na kolację?
– Co? – twarz kobiety zdradzała kompletne zaskoczenie. – Myślałam, że chcesz się pieprzyć, nie ukrywam, że mam na ciebie ochotę.
– Jeśli nie jesteś głodna, pójdę sam.
Odsunął się, zdjął marynarkę z wieszaka i założył. Ruszył w stronę drzwi. Sandra poprawiła sukienkę, włosy i spojrzała w lusterko, sprawdzając, czy makijaż jest na swoim miejscu. Wyjęła pospiesznie szminkę i poprawiła usta. Znów były krwisto czerwone.
– Zaczekaj, pójdę z tobą. – Zaczęła niezdarnie dreptać na wysokich obcasach.
*
Poszli pieszo. Biuro Grzegorza mieściło się w samym centrum, więc wszystko mieli pod ręką. Restauracja Błękitny Orzeł, nie była szczególnie wykwintna, ot zwyczajna restauracja jakich wiele. Złożyli zamówienie, a zanim kelner przyniósł posiłek, zdążyli wypić po lampce koniaku.
– Powiedz szczerze – zamilkła, kiedy znikąd pojawił się kelner i postawił przed nią talerz. – Wtedy u mnie w domu, podobało ci się?
– Nie owijasz w bawełnę, co?
– Chyba już na to za późno – uśmiechnęła się.
– Owszem, podobało mi się.
– Ale podobało ci się, czy coś więcej?
– Smacznego – puścił do niej oko. Zjedli w milczeniu.
Zapłacił rachunek i wyszli z restauracji prosto na ciepłe wieczorne powietrze. Niebo dyskretnie ciemniało, powodując, że cienie wydłużyły się. Wciąż wokół było mnóstwo ludzi. Jedni spacerowali bez celu, inni kończyli zakupy. Wracali tą samą drogą, którą przyszli. Wokół panował zwyczajowy gwar. Wreszcie zatrzymali się pod kamienicą, w której Grzegorz miał biuro. Kobieta rozejrzała się dookoła, sprawiając wrażenie zagniewanej. Domyślał się, że chodziło o przerwaną rozmowę w restauracji.
– To ja już sobie pójdę – rzuciła od niechcenia.
– Jak to? – nie zamierzał jej wypuszczać. Chciał ją zabrać na górę i znaleźć się jak najszybciej w niej.
– No cóż, dostałeś swoją premię. Więcej nie chciałeś więc...
– No proszę, teraz się dąsamy?
– Ja się nie dąsam. – Poprawiła torebkę nerwowym ruchem.
– Pytałaś, czy tylko mi się podobało, czy coś bardziej. Więc odpowiadam, podobało mi się znacznie bardziej niż bardzo.
– Naprawdę? – twarz Sandry rozpromieniła się błyskawicznie.
– Poważnie, zresztą chyba doskonale wiesz, że staje mi na sam twój widok.
– Chodźmy na górę, mam mokro...
Ruszyli na piętro. Ledwie zamknęli za sobą drzwi, złapał ją, gdy była odwrócona tyłem i przyciągnął do siebie. Chciał, żeby poczuła, jak bardzo jest twardy. Nerwowym pospiesznym ruchem podciągnął sukienkę, wyjął penis i wszedł w nią niezwłocznie. Spiesząc się, jakby gasił pożar i w pewnym sensie tak właśnie było, bo cały płonął wewnątrz. Kiedy się w niej zatopił, westchnął z ulgą i rozkoszą. Ciepłe wilgotne ciało kochanki było dokładnie takie, jak zapamiętał po pierwszym razie. Cudowne, zmysłowe i namiętne. Wziął ją od tyłu. Zanurzył się w jej słodkim uniwersum, wypełnił swoim twardym ciałem i złapał mocno za biodra. Ależ była mokra, musiała mieć cholerną chcicę, bo dało się słyszeć dźwięk, jakby ktoś chodził boso w kałuży.
Wyszedł z niej niechętnie, ale kochanka błyskawicznie na niego wskoczyła. Trzymał jędrne pośladki, przycisnął kobietę do ściany i zaczął się w niej poruszać powoli. W tym czasie całowali się do utraty tchu. Kiedy wpychał jej w usta język, przypomniał sobie, jak wcześniej wciskał tam swój penis i pożądanie rozpaliło go jeszcze bardziej.
Pozycja okazała się dla niego mało wygodna. Zaniósł Sandrę do swojego gabinetu, przez cały czas nie wyjmując penisa choćby na sekundę. Dotarli do biurka, na którym ją posadził. Szybko się na nim położyła i podciągnęła nogi mocno, przytrzymując je rękami. Wagina stała dla niego otworem. Uderzył żołędzią kilka razy w mokre wargi. Uwielbiał czuć ich miękkość. Były takie pulchne i delikatne. Dłuższy czas bawił się, nie wchodząc do środka. Nagle niepostrzeżenie wbił się głęboko, a Sandra zawyła z rozkoszy. Powtórzył to kilka razy i kobieta skończyła po raz drugi tego wieczora.
Grzegorz patrzył, jak jego żołądź ociera się o srom. Przyglądał się z wypiekami na twarzy, jak czerwona główka trze o miękki wzgórek, rozkleja różowe wargi, zatacza kółka między nimi. Zaczął się masturbować, nie wchodząc głębiej. Moczył tylko żołądź. Po chwili zatrzęsło nim. Spuścił się, celując w waginę. Patrzył, jak nasienie rozlewa się po podbrzuszu, wargach sromowych i udach kochanki. Zaczął rozsmarowywać spermę członkiem po całej waginie. Wszedł w nią jeszcze kilka razy, dysząc, aż w końcu musiał usiąść. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa.
*
Spotkali się jeszcze dwa razy. Odwiedziła go w biurze. Jakiś tydzień po tym, kiedy zjawiła się w nim po raz pierwszy. Po dwóch tygodniach, od tego spotkania, kiedy nie odzywała się, pojechał do niej do mieszkania. Po prostu zapukał, a kiedy otworzyła, najzwyczajniej w świecie rzucił się na nią. Kochali się na podłodze w przedpokoju. W jakimś sensie uzależnił się od niej. Ona zresztą od niego również. Zbliżał się czas egzekucji. Grzegorz długo bił się z myślami, aż podjął decyzję. Spłacił jej dług. Wypłacił z konta sześć tysięcy i dokonał wpłaty w jej imieniu. Wysłał do niej oficjalne pismo, informując, że sprawa została zamknięta w związku ze spłatą długu.
Był późny wieczór. Siedział przed telewizorem, pijąc piwo z puszki. Robert, jego syn wyjechał na dwudniową wycieczkę. Mieszkanie wydało mu się wyjątkowo puste i ponure. Nagle zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszał głos Sandry. Miała seksowny głos. Dał jej numer swojej komórki po tym, jak kochali się na podłodze w jej przedpokoju. Lubił z nią rozmawiać, bo zawsze dostawał przy tym erekcji.
– Cześć Grzesiu – zamruczała przyjaźnie. – Dostałam twoje pismo.
– Gratuluję spłaty długu.
– No tak, tylko że ja go nie spłaciłam. Ty to zrobiłeś, prawda?
– Owszem.
– Dlaczego to zrobiłeś? Powiedz, proszę... – zapytała miękko, delikatnie i kokieteryjnie.
– Bo stałaś się dla mnie kimś wyjątkowym – nie był gotowy na takie wyzwania, czuł się niezręcznie.
– Skarbie, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę. Uwielbiam cię.
Nagle się rozłączyła. Przez chwilę wpatrywał się zaskoczony w telefon. Cóż to za reakcja? Dziwne, właśnie odkładał komórkę, kiedy usłyszał dźwięk nadchodzącego ememesa. Otworzył zdjęcie i zobaczył waginę Sandry. Najprawdopodobniej zrobiła to zdjęcie przed kilkoma sekundami. Na wyświetlaczu pojawiło się połączenie przychodzące. To była ona.
– Jak ci się podoba prezent?
– Wspaniale, wiesz, że kocham twoją cipkę.
– Kiedy tak mówisz, robię się wilgotna – westchnęła.
– Gdybym teraz był przy tobie, wyssałbym z niej wszystkie soki.
– Ach – westchnęła – nie mów tak, bo będę się musiała sama pobawić.
– Zrób to...
– Uf... – sapnęła ciepłym cichym głosem. – Jeszcze z nikim nie rozmawiałam, trzymając palec w środku...
– Włożyłaś go?
– Oczywiście skarbie, choć z całej siły wmawiam sobie, że to twój kutas... ach... – jęknęła cichutko – chcesz posłuchać?
W słuchawce coś zatrzeszczało, kiedy skierowała telefon między nogi. Nagle usłyszał znajome mlaskanie. Sandra bawiła się wargami, poruszała palcem, żeby słyszał, jak jej kobiecość cmoka rozkosznie, zachęcająco. Poczuł potężną erekcję. Teraz, to on się rozłączył. Normalnie nigdy by się na to nie zdobył, ale nie był sobą. Pożądanie wgniotło go w fotel, zmąciło umysł i wysuszyło gardło. Zrobił zdjęcie penisa i wysłał jej. Po chwili zadzwonił.
– Jest cudowny – skomentowała od razu – wiesz, że go uwielbiam.
– Chciałbym, żebyś trzymała go teraz w buzi. Kotku, pieścisz się jeszcze?
– Owszem – znowu ściszyła głos – moje palce są takie niegrzeczne...
– Uwielbiam cię – zaczął się masturbować.
– Misiu, moja kumpela mówi, że masz ładnego ptaka...
– Słucham? Jest tam ktoś z tobą?
– No, kumpela. Pokazałam jej zdjęcie i się oblizała.
– Żartujesz?
– Skąd, tak naprawdę, to są jej palce, wiesz... w mojej cipce...
– Sandra – wydyszał podniecony.
– Zresztą – sapnęła cichutko. – Sama ci powie.
Znowu w słuchawce rozległy się trzaski i nagle usłyszał głos obcej kobiety. Był bardziej basowy i zachrypnięty, być może od nadmiaru papierosów albo wódki.
– No cześć kogucie.
– Cześć – patrzył, jak żołądź mu pulsuje szaleńczo.
– Dawno nie widziałam takiego dorodnego chuja – kobieta była bezpośrednia i wulgarna, co rozpaliło go jeszcze mocniej.
– Cieszę się, że ci się podoba – oddech stawał się płytki. Miał trudności z mówieniem.
– Chciałam ci podziękować za to, co zrobiłeś dla Sandry.
Znowu połączenie zostało rozłączone. Był zdezorientowany, ale zanim zrobił cokolwiek, dostał kolejnego ememesa. Kiedy otworzył zdjęcie, zobaczył waginę z lekkim rudym meszkiem. To nie było zdjęcie Sandry. Krew mu się zagotowała. Nagle zadzwonił telefon.
– Skarbie – odezwała się Sandra. – Co ty tam jeszcze robisz?
– Chcesz, żebym przyjechał? – w gardle poczuł suchość, jakby ktoś wsypał mu tam piasku.
– Misiek, nie rżnij głupa, tylko przyjeżdżaj... czekają tu na ciebie dwie mokre cipki. Taki mały bonus dla mojego bohatera.
Rozłączył się i wezwał taksówkę. Miał wrażenie, że upłynęło co najmniej czterdzieści minut, zanim pojawił się kierowca. W rzeczywistości czekał zaledwie kwadrans. Minęli centrum, podczas gdy nerwowo tupał stopą o podłogę. Chciał być już na miejscu. Kiedy w końcu się zatrzymali, podał kierowcy banknot, rzucając pośpiesznie, że reszty nie potrzebuje. Zamknął za sobą drzwi i pobiegł na piętro.
Zapukał, ale nikt nie otworzył, więc nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły. Wszedł i zamknął je przezornie na klucz, który był w zamku. Ruszył do dużego pokoju, skąd sączyła się delikatna łuna światła, z dużej lampy nocnej. Sandra i jej koleżanka tańczyły. Kiedy wszedł, uśmiechnęły się do niego. Miały mętne oczy, w powietrzu czuć było zapach marihuany. Nieznajoma podała mu skręta.
– Spróbuj – wypuściła dym. – Poczujesz się jak młody bóg.
Zaciągnął się.
– Poznaj Dżesikę.
Kobieta wyciągnęła rękę. Uścisnął ją, a kiedy chciał cofnąć dłoń, nieznajoma przytrzymała ją. Była nieco starsza, nie tak ładna, jak Sandra, ale równie zgrabna i co najważniejsze, sprawiała wrażenie mocno podnieconej. Podobnie jak gospodyni. Zaciągnął się jeszcze kilka razy i oddał fifkę. Poczęstowały go piwem.
– Podobało ci się moje zdjęcie? – Dżesika uśmiechała się.
– Owszem, całkiem miły prezent. – Niezręczność powoli z niego ulatywała.
– Kotku, zastanawiałeś się kiedyś, jak sobie radzi samotna kobieta, prawda?
– Wpadłyśmy na pomysł, żeby ci pokazać – Dżesika pociągnęła łyk piwa. – Usiądź wygodnie.
Grzegorz usiadł i zapalił papierosa. Sandra zajęła miejsce w fotelu. Ku jego zaskoczeniu, rozłożyła nogi szeroko, kładąc je na oparciach z lewej i prawej strony, a koleżanka uklękła między nimi. Pochyliła się nad wzgórkiem koleżanki. Z jej ust wylało się piwo. Złocisty płyn trafił prosto w waginę. Dopiero po chwili koleżanka przyssała się i zaczęła lizać wilgotne ciało. Mężczyzna przesunął się odrobinę, żeby lepiej widzieć. W słabym intymnym świetle doskonale dostrzegł zachłanny język Dżesiki, błąkający się po wargach Sandry, która mruczała cichutko i spoglądała na niego. Ich wzrok się skrzyżował. Było w tym coś niezwykłego, coś, czego Grzegorz jeszcze nie przeżył. Jakaś obca dla niego kobieta lizała jego kochankę, a ta patrzyła mu prosto w oczy, z miną, jakby rozkosz, której doznaje, to jego zasługa. To wszystko było perwersyjne, pokręcone i cholernie podniecające.
Mężczyzna palił papierosa, zachłannie się zaciągając. Marihuana zaczęła działać, czuł się wyśmienicie. Wszystko wydawało się jakieś inne. Świat zdawał się spowolnić. Kobieta oprócz języka wsunęła Sandrze dwa palce. Gładziła ją wewnątrz, odwracając się do widza i puszczając mu oko. Kiedy wyjęła palce, oblizała je, cmoknęła waginę ustami i skinęła na Grzegorza. Zgasił papierosa i podszedł.
Stojąc, miał przyrodzenie mniej więcej na wysokości głowy Dżesiki. Kobieta rozsunęła rozporek i uwolniła penis w stanie solidnej erekcji. Chwilę masturbowała go, ale szybko wzięła członek w usta. Mężczyzna spojrzał na Sandrę, którą koleżanka wciąż penetrowała palcem. Kochanka uśmiechnęła się do niego i posłała mu buziaka. Po chwili Dżesika wysunęła penis z ust, dała mu do zrozumienia, żeby uklęknął, sama robiąc mu miejsce. Mimo to nie puściła członka. Pieściła go, przykładając do waginy koleżanki. Drażniła się zarówno z nim, jak z nią, aż w końcu wprowadziła prącie do środka.
Grzegorz naparł na srom. Poczuł rozchylające się wargi i wszedł głębiej. Wilgotne wnętrze poruszyło się zachłannie. To Sandra wprawiła miednicę w ruch. W ten sposób mięsista pochwa ocierała się o żołądź intensywnie. Kochanek poruszył się w niej kilka razy, czując, że druga kobieta pieści mu jądra, po czym przymusza go, żeby wyszedł z ciepłego wnętrza gospodyni. Zrobiła to tylko po to, żeby pieścić go ustami przez elektryzującą chwilę, po czym sama ponownie wprowadziła członek w lśniącą waginę Sandry.
Nie zauważył momentu, w którym Dżesika zbliżyła do jego twarzy usta. Nagle zaczęli się całować. Ich języki plątały się ze sobą, badały podniebienia, podczas gdy kobieta wciąż masowała mu jądra, a jego penis tłukł się we wnętrzu rozgrzanej Sandry. Czas przestał mieć znaczenie. Żadne z nich nie miało pojęcia, ile minut upłynęło. W pewnej chwili Sandra zaczęła jęczeć i mruczeć coraz głośniej, aż doszła, wyjąc.
– O rany! – sapała, nie mogąc złapać tchu. – Ale mi dobrze...
Dżesika po raz kolejny zmusiła mężczyznę do wyjęcia penisa, dwa razy uderzyła nim w srom koleżanki, która była tak mokra, że krople śluzu rozprysły się na wszystkie strony. Ostatecznie teraz to ona wypięła się w jego stronę i sięgając ręką między nogi, rozchyliła wargi sromowe. Grzegorz zawahał się chwilę.
– Śmiało skarbie, zerżnij ją – zbliżyła się i szepnęła mu do ucha – włóż jej, ta dziwka nie może się doczekać, od kiedy wysłałeś nam zdjęcie swojego fiuta.– Klepnęła go w tyłek.
Wszedł w Dżesikę. Zaczął się poruszać powoli, miarowo, wręcz leniwie. Zanim się spostrzegł, zatopiony w nowym kobiecym uniwersum, Sandra położyła się, wcisnęła głowę między jego uda i zaczęła ssać jądra. Spodobało mu się, więc jego ruchy stały się jeszcze bardziej oszczędne. Czując, że cały korzeń wciska w obcą kobietę, a w tym samym czasie Sandra ssie mu jądra, miał wrażenie, że umarł i obudził się w raju. Serce łomotało jak szalone. Krew szumiała w uszach. Całe ciało go mrowiło, fale gorąca rozlewały się od piersi, po jądra. Nagle Sandra pośliniła palec i wsunęła go w anusa kochanka. Zacisnął odbyt zaskoczony, ale szybko się rozluźnił i pozwolił, żeby wymasowała mu prostatę. Jęczał głośno. Dżesika rozumiejąc sytuację, sama zaczęła tańczyć pupą, nadziewać się na penis i wiercić na nim, aż jej się plecy unosiły. Była zwinna i bardzo entuzjastyczna.
Godzinę później Grzegorz został sam z Sandrą. Był wyczerpany i spełniony. Kobieta zasnęła z głową na jego piersi, a on myślał intensywnie. Od dłuższego czasu chodziło mu to po głowie, ale właśnie się zdecydował ostatecznie. Nie było sensu tego przedłużać. Kiedy już zgodził się sam ze sobą, poczuł, że musi obudzić Sandrę.
– Sandra, obudź się – szturchnął ją w ramię, raczej mało elegancko.
– Co jest – przetarła zaspane oczy. – Co się dzieje?
– Słuchaj, długo o tym myślałem i uważam, że powinnaś się przeprowadzić do mnie.
– Co ty gadasz? – usiadła z wrażenia. – Jesteś tego pewien?
– Tak. Gdzie jest twoja córka?
– Luiza? Jest na obozie – zawahała się i to wystarczyło, żeby się zorientował.
– Na obozie?
– No dobra, jest w poprawczaku, wychodzi za tydzień.
– Nie okłamuj mnie więcej.
– Nie będę – objęła go i pocałowała. – Jeśli chcesz, zacznę się pakować już teraz...
– Nie jestem pewien, czy potrzebujesz stąd cokolwiek. Kupię ci wszystko.
*
Grzegorz miał dom odziedziczony po rodzicach, więc miejsca nie brakowało. Okolica była spokojna. Było dużo zieleni i mały ruch. Podobało jej się i szybko się zadomowiła. Początkowo miała obawy związane z jego synem. Jednak Paweł okazał się cichym spokojnym szesnastolatkiem, który ani razu nie okazał wrogości nowej lokatorce. Był trochę skryty, ale zauważyła, jak jej się przygląda. Bawiło ją to. Nawet mu się nie dziwiła. Chłopak mieszkał z ojcem przez lata i teraz kiedy zjawiła się Sandra, zrobił się trochę bardziej pobudzony.
Kiedyś, zupełnie przypadkiem zauważyła, jak oglądał pończochę leżącą w łazience. Nie zauważył kobiety obserwującej go przez niedomknięte drzwi. Paweł bawił się, rozciągał materiał, zakładał na dłoń i obserwował z każdej strony. Początkowo wszystko wydawało się zupełnie niewinne. Już miała odejść, kiedy zauważyła, że dzieciak zaczął wąchać pończochę. Nagle sięgnął do rozporka i po chwili mogła zobaczyć jego penis w pełnym wzwodzie. Był tylko nieznacznie mniejszy od członka Grzegorza. Nie daleko pada jabłko od jabłoni, pomyślała i przyglądała się uważnie, jak młody ociera się dłonią ubraną w jej pończoszkę. Wreszcie zaczął się masturbować, a ona weszła do łazienki.
– O Boże! – krzyknął i próbował się nieudolnie zasłonić.
– Pawełku, co ty robisz? Masturbujesz się? – udawała głupią. – I to, och, moją pończochą?
– Przepraszam – chłopak był czerwony jak burak, wzrok wbił w podłogę, ale penis wciąż mu sterczał.
– Przecież nic się nie stało. Chłopcy w twoim wieku mają burzę hormonów, co?
Nie odpowiedział. Tymczasem kobieta sięgnęła w dół i wyjęła mu z ręki pończochę. Wsunęła ją na rękę i niespodziewanie dla nastolatka, złapała jego przyrodzenie.
– Nie wolno wstrzymywać takich emocji, to niezdrowe. – delikatnie oplotła palcami prącie. Zacisnęła dłoń i powoli zsunęła napletek, obserwując przyrodzenie z ciekawością.
Paweł, nawet jeśli chciał cokolwiek powiedzieć, nie był w stanie. Jęknął, czując dotyk, ale nie mógł ukryć rozkoszy, jakiej doznał, kiedy zaczęła go masturbować. Robiła to powoli, oboje byli wpatrzeni w prącie i jej dłoń przyozdobioną nylonem. Chłopak dyszał coraz ciężej.
– Niech to będzie taki drobny prezent ode mnie, dla ciebie, w porządku? – uśmiechnęła się pod nosem. – Nie możesz powiedzieć, że jestem złą macochą.
Wystarczyły dwie minuty, trochę szybsze tempo i chłopak spuścił się do umywalki, pojękując cicho, zawstydzony, wstrząśnięty i zaspokojony. Bawiła się jeszcze chwilę penisem, aż poczuła, że robi się miękki. Poklepała go po ramieniu i spojrzała na zawstydzoną twarz.
– Posprzątaj tu skarbie – wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
*
Luiza zjawiła się bez żadnego bagażu. Dziewczyna miała szesnaście lat. Była chuda, miała jasne włosy sięgające ramion i kilka tatuaży. Była dość nieufna. Długo rozglądała się po domu, obserwowała podejrzliwie Grzegorza i Pawła, ale nie odzywała się wiele. Pomimo rezerwy, jaką okazywała nowej rodzinie, nie zachowywała się nagannie. Przełom przyszedł niespodziewanie.
Grzegorz był w biurze, kiedy odebrał telefon. Dzwoniła jakaś kobieta ze sklepu w śródmieściu. Złapała Luizę na kradzieży i jedyne co udało jej się od niej wyciągnąć, to numer, na który zadzwoniła. Mężczyzna podziękował sprzedawczyni serdecznie i obiecał zjawić się za pół godziny. Prosił również, żeby nie wzywała policji, pokryje wszystkie straty. Wyszedł z biura, informując sekretarkę, że dziś już nie wróci. Popędził samochodem pod wskazany adres.
– Jest pan nareszcie, ta dziewczyna jest źle wychowana. Wyobraża pan sobie, że jeszcze próbowała mi się stawiać?
– Bardzo mi przykro, ile jestem pani winien?
– Sto pięćdziesiąt – patrzyła, jak sięga do portfela – i jeszcze stówkę, za to, że nie zadzwoniłam na policję.
– Proszę – dał jej żądaną kwotę. – Gdzie ona jest?
– Tam – wskazała zamknięty pokój.
Mężczyzna wszedł do środka. Luiza siedziała na parapecie, żuła nerwowo gumę i kiedy tylko wszedł, zeskoczyła na podłogę, wbijając wzrok w posadzkę. Bez słowa podszedł, złapał dziewczynę za rękę i wyciągnął ze sklepu. Mijając sklepową, jeszcze raz jej podziękował i przeprosił. Jeszcze nigdy nie czuł takiego wstydu. Niemal wepchnął ją do samochodu siłą. Ruszył z piskiem opon.
– Co ty wyprawiasz? – warknął.
– Nic.
– Przecież dopiero wyszłaś z poprawczaka, co ty masz we łbie? Siano?
– Weź się – skrzywiła się. – Nie jesteś moim ojcem.
– Nie jestem, ale mieszkasz teraz pod moim dachem i odpowiadam za ciebie. Przynajmniej w jakimś stopniu.
– Weź, się nie podniecaj, dobra?
Udało mu się wyjechać z centrum. Ruch był dość duży, a jemu skoczyło ciśnienie. Kątem oka zerkał na dziewczynę. Włosy miała niedbale związane z tyłu głowy, krótka spódniczka odsłaniała kolorowy tatuaż na lewym udzie. Zauważył róże i jakąś wstążkę. Na ramieniu miała wytatuowane ciernie. Gołym okiem było widać, że ta szesnastolatka nie jest grzeczną dziewczyną, ale tego się nie spodziewał. Przecież nie brakowało im pieniędzy.
– Zobaczymy, co powie twoja matka – wyprzedził dwa samochody i w ostatnim momencie udało mu się skręcić w prawo, do zjazdu na osiedle domków jednorodzinnych.
– Weź, nie gadaj, stara się wkurwi.
– Jak ty się odzywasz? – zwolnił na przejściu dla pieszych.
– Normalnie, bo co? – kierowca miał wrażenie, że staruszka nigdy nie pokona pasów. Ruszył trochę za ostro.
– Nie przeklinaj i nie nazywaj Sandry starą.
– To moja matka, mogę ją nazywać jak mi się podoba i gówno ci do tego.
Dotarli na miejsce. Wjechał na podjazd, zatrzymując się z piskiem. Wyskoczył z samochodu, otwarł drzwi i wyszarpał ją siłą. W kilku szybkich krokach już byli przy drzwiach frontowych. Otworzył je i pchnął dziewczynę do środka. Poszła do kuchni, wyjęła z lodówki karton soku pomarańczowego i napiła się bezpośrednio z niego.
– Nie szturchaj mnie. Nie jestem twoim popychadłem. – Ostrzegła chłodnym tonem.
– Posłuchaj – wygrzebał papierosa i zapalił. – Albo się ogarniesz i dostosujesz, albo tam są drzwi, możesz stąd spieprzać, jak ci nie pasuje. Nie będziesz mi robiła wstydu.
– Weź, kuźwa nie świruj, dobra? – najzwyczajniej w świecie podeszła do niego, wyjęła mu papierosa z ust i zaciągnęła się nim. – Do matki też tak sapiesz? Już miała takiego jednego furiata.
Nagle uszło z niego powietrze. Spojrzał na nią, zrozumiał, że nic nie wskóra i postanowił dać sobie spokój. Machnął na nią ręką. Postanowił poczekać. Jeśli jeszcze raz zrobi coś głupiego, będzie musiał pogadać z Sandrą. Odwrócił się plecami i wyszedł. Zatrzymał się jeszcze w drzwiach.
– Daję ci ostatnią szansę, jeszcze jeden taki numer i osobiście wypierdolę cię za drzwi. Rozumiesz?
– Osobiście mnie wypierdolisz, rozumiem – na jej ustach błąkał się uśmiech.
Zaczerwienił się.
– Nie to miałem na myśli – zaczął się tłumaczyć.
– Rany, weź, wyluzuj, co? Przecież wiem. Żartuję.
– No tak... a, jak będziesz potrzebować pieniędzy, przyjdź do mnie. Nie kradnij. Nie brakuje nam kasy. – Wyszedł.
– Zrobić ci kawy? – krzyknęła za nim.
– Zrób.
Poszedł do sypialni. Usiadł na łóżku i zamyślił się. Ta dziewczyna nie powinna się była tak zachować. Nie powinna kraść. Przecież jeśli ktoś się zorientuje, że mieszka razem z nim, będzie wstyd jak cholera. Poza tym przypominała mu Sandrę. Była jej znacznie młodszą wersją. Ten dziewczęcy urok. Oczywiście była chuda, koścista, ale wiedział, że wyrośnie z niej ładna dziewczyna. Co jest kolego? Czyżby ci się spodobała? Ta gówniara? Znowu się zaczerwienił sam przed sobą. Jasna cholera.
Nagle do sypialni weszła Luiza. Postawiła ostrożnie filiżankę na małym stoliczku. Usiadła obok. Nie miała już tak bojowej miny. Zaciągnęła się papierosem. Rany, jeszcze go paliła? Wzrok dziewczyny stracił swoją wcześniejszą nieustępliwość. Sprawiała wrażenie nieco skruszonej.
– Przyniosłam ci kawę.
– Dzięki – burknął.
– Posłuchaj, źle zaczęliśmy. Wiem o tym, ale chciałabym to naprawić.
– Matka będzie z tobą rozmawiała, ja mam dość.
– Nie chcę gadać z matką, tylko z tobą.
– Po cholerę ze mną? Przecież nie jestem twoim ojcem.
– Owszem nie jesteś i całe szczęście, bo to straszny skurwiel.
Chwilę milczeli. W tym czasie nastolatka przysunęła się do niego.
– Mówiłeś, że za mnie odpowiadasz...
– No i?
– Mówiłeś, że jeśli będę potrzebowała kasy, to mam się do ciebie zgłosić.
– Owszem.
– A jeśli będę potrzebowała czegoś innego, też mogę przyjść?
– Możesz jaśniej?
– Co byś powiedział, gdybym przyszła do ciebie – niespodziewanie usiadła na nim okrakiem – i powiedziała, że potrzebuję twojego fiuta? Że mam mokro i myślę tylko o tym, żebyś mnie przeleciał?
– Zwariowałaś? – próbował się podnieść, ale stawiła opór.
– Nie wierzysz? Na co ci to wygląda? – podsunęła mu wilgotny palec pod nos. – Czujesz? Tak pachnie moja cipka. Jako mój opiekun, powinieneś się nią zająć. – wcisnęła mu palec do ust.
Zanim się zorientował, odpinała suwak w spodniach i po chwili jego sztywny członek wyszedł na wierzch. Dziewczyna złapała go i masowała dłonią. Na jej twarzy pojawiły się wypieki. Oczy zalśniły. Grzegorz również czuł żar, który trawił go od środka. Był przerażony, ale ta mała rozpaliła w nim taką żądzę, że nie panował nad sobą.
– Luiza, co ty...
– Cicho – szepnęła. – Po prostu nie mów nic matce, a w zamian ciesz się moją cipką.
Dosiadła go. Wsunęła penis między wargi i ostrożnie opuściła pupę. Jęczała, kiedy członek centymetr po centymetrze wciskał się w nią. Miała wrażenie, że ją rozerwie, ale to był słodki ból. Ból, którego chciało się więcej. Zagryzła zęby i sięgnęła ręką do członka.
– Kurwa, to dopiero połowa? – jej oczy płonęły. – Matka musi mieć większą cipkę, co? – szepnęła mu do ucha.
– Zamknij się – jęknął. Małolata była taka ciasna i mokra, że miał wrażenie jakby wyciskał pomarańczę. Krople śluzu spływały po prąciu na jądra.
– Rany... – jęknęła. – Chcę go więcej, chcę... naprawdę...
Spróbował się w nią wedrzeć. Ciasna pochwa stawiła opór, ale po dłuższym czasie, ciało zmiękło, poddało się. Wpuściła go nieco głębiej. Teraz to on dyszał i jęczał. Pochwa Luizy, mimo że była mokra, delikatna i mięciutka, była tak ciasna, że zacisnęła się na żołędzi z taką siłą, że chciał krzyczeć. Nie był pewny, czy z rozkoszy, czy z bólu. Główka mu napuchła, pulsowała jak szalona.
– Czuję go – westchnęła – jeny, jak pulsuje... – uniosła się nieznacznie i opadła ponownie, tym razem czując go jeszcze głębiej. – Zwariuję...
– Zamknij się – sapnął. Był tak podniecony, że sam się nie poznawał. – Pieprzona ciasna nimfetka. Zachciało ci się prawdziwego fiuta? – Rany, co ja wygaduję? Skóra na twarzy paliła go żywym ogniem.
– Tak... – poruszyła biodrami. Czuła jak wypełnia ją totalnie, rozgniata ciało. Zupełnie jakby jej ktoś rozdeptał waginę. Czuła się sponiewierana i kochała to. Kochała całą sobą. Wierciła tyłkiem. Poczuła falę ciepła w podbrzuszu i po chwili zalała się śluzem, dzięki czemu wszedł jeszcze głębiej. Rany! – Dżizas, tak rżniesz moją matkę? – wydyszała. – Pokaż, jak to z nią robisz...
– Ty mała pyskata szmato – przekręcił się w taki sposób, że rzucił ją na plecy, rozchylił chude uda i zaczął napierać mocniej.
– Auć, kuźwa – zapiszczała. – Rozerwiesz mi cipkę, ty gnojku... – nagle poczuła, że penis się wycofuje. – Nie, nie waż się wychodzić.
Kiedy spojrzał między jej nogi, nie mógł uwierzyć, gdzie w ogóle pomieścił członka. Była taka szczupła, srom zamienił się w ciasny wąski krążek na prąciu. Za każdym razem, kiedy się w nią wciskał, widział wypływający z niej śluz. Poruszał się w niej ostrożnie i powoli. Rozpychał ją, ale nie odważył się wejść do samego końca. Nagle Luiza zagryzła wargi i zaczęła wyć, jakby siedziała na fotelu u dentysty. Przyspieszył i małolata eksplodowała. Szczupłym ciałem szarpnęło, zadrżała i niemal krzyknęła. Wreszcie głowa jej opadła i zaczęła dyszeć. Mężczyzna nie poruszał się. Nastolatka sapała, dochodząc do siebie. Nie chciał w niej skończyć.
– Czekaj – sapnęła i złapała penis. Zmieniła pozycję, choć była ledwie żywa. Nogi trzęsły się jej jak galareta. Wzięła go w usta.
Luiza nie była dziewicą, ale pierwszy raz wzięła do ust penis, który wcześniej znajdował się w jej wnętrzu. Poczuła swój smak. Oblizała soki, czując rosnące pożądanie. Zaczęła lizać członek jak opętana. Niechcący go ugryzła. Jęknął. Przeprosiła nieporadnie i wzięła znowu do ust. Wepchnęła prącie tak głęboko, że zaczęła się dusić. Postanowiła nie odpuszczać i przytrzymała go głęboko w gardle. Kiedy cofnęła głowę, dyszała i charczała jak szalona.
– Spuść się wreszcie bydlaku – zdawało się, że nie mówi do Grzegorza, tylko do jego penisa. Zacisnęła na nim palce i zaczęła poruszać ręką. Coraz szybciej i, szybciej.
Przed oczami mu zawirowało. Rozkoszne mrówki spłynęły do podbrzusza, przemknęły po worku mosznowym i pomknęły wprost do żołędzi. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek wystrzelił z taką siłą. Nasienie uderzyło ją w twarz, rozpryskując się. Dziewczyna otwarła usta i wystawiła język, ale zanim jej się udało, miała na twarzy mnóstwo nasienia. Na koniec wsunęła główkę do buzi i ssała, dopóki nie przestała z niego wypływać sperma. Po chwili oboje leżeli na łóżku. Kompletnie bez sił.
*
Luiza odwiedziła w starej kamienicy swoich dawnych znajomych. Właśnie od nich się dowiedziała, że jej prawdziwy ojciec wyszedł z więzienia. Podobno, gdy dowiedział się, że jego żona i córka mieszkają z nowym gachem, wpadł w szał. Powiedział: Ja tym kurwom wybiję z głowy jakiegoś komornika. Dziewczyna wiedziała, że ojciec nie żartuje. Wróciła do domu z marsową miną. Nie chciała się stąd wyprowadzać. Podobało jej się tutaj. Niczego nie brakowało, Grzegorz sypnął czasem groszem...
W domu nie było matki i Grzegorza. Pojechali do miasta na jakąś imprezę. Kiedy weszła do środka, było cicho, jakby nikogo nie było. Postanowiła sprawdzić pokój Pawła. W ostatniej chwili coś ją tchnęło. Zatrzymała się pod drzwiami i spojrzała przez dziurkę od klucza. Niemal parsknęła śmiechem, kiedy zobaczyła, jak bawi się pończochą jej matki. Zakładał ją sobie na członek, wąchał i mełł w dłoniach. Postanowiła wejść do środka.
– Co jest zboczku? – wparowała błyskawicznie. Chłopak drgnął, zdążył naciągnąć na przyrodzenie prześcieradło.
– Co tu robisz? – był czerwony, ale nie tak jak przed Sandrą.
– Lepiej powiedz, co ty, tu robisz?
– Nic...
– Taaaa... jasne. Nic. Przecież widzę zboczuchu. Lubisz wąchać pończochy mojej matki?
– Przestań.
– Nie wolałbyś powąchać majtek? Na przykład moich?
– Nie mów tak – twarz piekła go coraz bardziej.
– Jesteś jeszcze prawiczkiem? – usiadła na krawędzi łóżka.
– Nie twój interes. Jestem starszy od ciebie, jakbyś nie wiedziała.
– Wiem, ale ja nie jestem dziewicą, a ty chyba jeszcze nie widziałeś cipki, co? No gadaj – szturchnęła go.
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– Powiedz prawdę, to może... – spojrzała na niego. – Może ci pokażę swoją, hę?
– Poważnie?
– Słowo honoru – uniosła dwa palce.
– Jestem prawiczkiem i masz rację... nie widziałem... na żywo.
– Ale jesteś zakręcony koleś, gdzieś ty się uchował?
– Dobra, zapomnijmy o tym, ok? Po prostu udawaj, że tego nie było.
– Zaraz, przecież coś obiecałam. Przyjrzyj się dobrze.
Luiza postawiła jedną stopę na łóżku, rozchyliła nogi i sięgnęła dłonią między uda. Odchyliła rąbek majtek i pokazała mu swój skarb. Chłopak patrzył zafascynowany. W pokoju panowała całkowita cisza. Dziewczynie wydawało się, że słyszy bicie serca Pawła.
– No i? – zapytała, przyglądając mu się uważnie.
– I co? – nawet na chwilę nie oderwał wzroku.
– No podoba ci się, czy nie?
– Jest śliczna...
– Rany, aż tak? – przytaknął. – To może chciałbyś dotknąć, co? Śmiało...
Chłopak wysunął ostrożnie palec, jakby wagina miała go ugryźć. Delikatnie dotknął sromu. Zadrżał, czuła to nawet dziewczyna. Przesunął opuszkiem wzdłuż sklejonych warg na dół i z powrotem do góry. Dopiero po chwili spojrzał na nią. Jego oczy lśniły jak latarnia morska. Przez chwilę przyglądała mu się, po czym sięgnęła dłonią i palcami rozchyliła srom, pokazując różowe gładkie ciało, które już lśniło.
– Włóż tam palec, śmiało...
– Mogę?
– Kretyn, jeszcze jedna taka odzywka i koniec przedstawienia.
Poczuła jak wsuwa palec do środka. Wepchnął go do oporu i lekko przekręcił, masując pochwę. Wydawało jej się, że Paweł drży na całym ciele. Trzęsła mu się nawet głowa. Dziewczyna zmrużyła oczy i pozwoliła sobie na odrobinę przyjemności. Instynktownie chłopak wiedział jak ją pieścić. Chwilę bawił się wargami, dotarł do łechtaczki i nacisnął ją ostrożnie.
– Hej, to już regularna palcówka – uśmiechnęła się, żeby go nie peszyć. – Chciałbyś włożyć tutaj coś innego?
– Co? – rozbawiła ją naiwność chłopaka. – No nie wiem, na przykład swojego sterczącego kutasa?
Oboje spojrzeli na prześcieradło, pod którym prężył się penis, w pełnym wzwodzie.
– Pokaż, co tam chowasz. – Zrzucił z siebie prześcieradło. Penis sterczał dumnie, prężył się gotowy do akcji. Usiedli naprzeciwko siebie. Dziewczyna położyła rozchylone nogi, na jego nogach. Złapała członek i przysunęła się jeszcze bliżej. Wreszcie zsunęła napletek i dotknęła srom pulsującą główką. Chłopak jęknął. Zrobił się czerwony, jakby się palił od środka.
– Czujesz? – miała delikatny, ledwie słyszalny głos. – Podoba ci się?
– Tak – wysapał, wpatrując się, jak dziewczyna sterując prąciem, pociera żołędziem waginę. Widział jak wsuwa żołądź między wargi, porusza nią w górę i w dół. Robiła to powoli, dysząc coraz ciężej.
– Nie wkładaj – jęknęła, czując, że chłopak napiera coraz bardziej. – Za dużo byś chciał, zboczuchu.
– Nie wytrzymam – sapnął, czując, że zaraz wystrzeli.
– Zrobić ci loda? – nie czekając, aż przytaknie, zmieniła pozycję, położyła się na brzuchu przed Pawłem i wzięła penis do ust. Niemal natychmiast poczuła wylewające się z niego nasienie. Pieściła go chwilę ręką i ssała, pozwalając, żeby wystrzelał się z całego ładunku.
Po chwili leżeli na łóżku. Dziewczyna wpatrywała się w sufit zamyślona. Paweł dopiero wyrównał oddech. Był zaspokojony, ale też zdenerwowany, zawstydzony i w ogóle, targało nim tyle emocji, że nie potrafił skupić myśli. Nie potrafił nawet określić jak się czuje. Jednego był pewien. Luiza stała się dla niego kimś najważniejszym na świecie. Zrobiłby dla niej wszystko.
– Teraz, jesteś pół prawiczkiem – uśmiechnęła się, nie patrząc na niego.
– Dzięki – czuł się głupio, dziękując, ale nie wiedział, co mógłby powiedzieć innego.
– Wyluzuj, jeszcze będziesz miał okazję dziękować. Nie skończyłam z tobą – szturchnęła go łokciem. Chłopak poczuł radość. Nawet penis lekko się naprężył.
– Super. – Kolejne żenujące słowo, którego nie potrafił zastąpić innym.
– Słuchaj, mój stary wyszedł z więzienia. Wiem, że chce nas stąd zabrać. – Zaczęła ostrożnie.
– Przecież nie można nikogo zmusić, żeby z kimś był...
– Gówno wiesz o życiu. On może to zrobić. To nieobliczalny skurwysyn. Chyba nie chciałbyś, żebym stąd zniknęła, co?
– Nigdy – zapewnił ją gorąco.
– W takim razie, jeśli się tu zjawi, pomożesz mi?
– Ale... że niby co?
– Zadźgamy gnojka.
– Zwariowałaś? – na samą myśl, poczuł ciepło na piersiach.
– Jak tam chcesz – złapała go za penis. – Tylko nie narzekaj później, że jesteś prawiczkiem. – Podniosła się i wyszła z pokoju.
– Zrobię to! – krzyknął za nią. W jego głosie pobrzmiewała nuta desperacji.
Luiza dostrzegła go pierwsza. Kompletny przypadek sprawił, że spojrzała w okno. Od razu go poznała. Łysy, potężnie zbudowany, choć brzuch miał już zaokrąglony. Ubrany w dres, tak jak pamiętała z dawnych lat. Szedł chodnikiem, kierując się prosto do domu. Dziewczyna zamarła. Przez głowę przeleciało jej setki bezużytecznych myśli, serce zabiło w szalonym tempie. Otrząsnęła się po kilkunastu sekundach i pobiegła do kuchni, skąd zabrała dwa noże. Jeden dla siebie, drugi dla Pawła.
– Trzymaj – wcisnęła nóż w rękę Pawła. Chłopak natychmiast schował go na plecach, wsuwając w spodnie, całość przykrywając bluzą. – Najlepiej będzie jak... – urwała w pół zdania, ponieważ drzwi do domu otwarły się z trzaskiem. Nagle usłyszała swojego ojca, pierwszy raz po tylu latach i od razu ją zmroziło.
– Sandra! – ryknął z całych sił. Luiza schowała się za drzwiami kuchennymi. – Sandra, ty kurwo! Chodź tu w tej chwili!
Bardzo szybko zjawił się w kuchni. Zauważył chłopaka i wszedł do środka. Był pijany, w jego oczach można było dostrzec nienawiść i wściekłość. Spojrzał na nastolatka. Paweł poczuł, że kręgosłup zamienia mu się w sopel lodu. Ręce zaczęły mu drżeć. Coś ścisnęło go za gardło. Zastanawiał się gorączkowo, czy nóż to wystarczające narzędzie na takiego potężnego bydlaka.
– Gdzie jest Sandra! – ryknął mężczyzna.
Zanim chłopak otwarł usta, dostrzegł Luizę. Dziewczyna była blada, jej oczy płonęły. Jednym szalonym zamachem ręki, wbiła nóż po samą rękojeść w gardło swojego ojca. Krzyczała przy tym. Facet jęknął, wbił zaskoczony wzrok w chłopaka. Pojawiła się krew. Dużo krwi. Nastolatka stała za plecami ofiary, trzęsła się i patrzyła na Pawła, który nagle z krzykiem podbiegł do intruza i wbił swój nóż prosto w pierś. Ofiara próbowała się odwrócić, ale nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Wszystko zdawało się trwać strasznie długo, zanim wreszcie mężczyzna padł na podłogę i znieruchomiał.
– Chryste, zabiliśmy go – chłopak był bliski płaczu.
– Nie było innego wyjścia, ten sukinsyn by nie odpuścił. Zabrałby mnie i matkę. Tego byś nie chciał, nie?
– Nie – pokręcił głową, choć zdawał się w transie.
– Musimy go zakopać w ogródku i ogarnąć ten bajzel. Prędko, zanim wrócą nasi starzy – ponagliła go.
Przez następną godzinę kopali dół w miękkiej ziemi, w ogrodzie za domem. Przeciągnięcie zwłok okazało się jeszcze większym wyzwaniem. Facet był ciężki jak cholera. Mimo to, zanim zaczęło się ściemniać, mieszkanie lśniło, a szczególnie kuchnia. Pracowali w milczeniu, nie zamienili ze sobą nawet jednego zdania, każde pogrążone we własnych myślach.
*
Grzegorz i Sandra zatrzymali się na podjeździe. Było już ciemno, kiedy wrócili do domu. Księżyc rzucał bladą łunę na ogród i elewację budynku. Sandra była lekko wstawiona. Weszli do środka i kobieta od razu poszła sprawdzić sypialnię córki. Uśmiechnęła się, widząc, że córka śpi w najlepsze.
– Paweł śpi – poinformował ją Grzegorz.
– Luiza też – złapała go za rękę i poprowadziła do sypialni. – Swoją drogą, wygląda na to, że dzieciaki nieźle się dogadują, jak sądzisz?
– Też tak myślę.
W domu było cicho i ciemno, kiedy Luiza wymknęła się ze swojej sypialni i weszła do pokoju Pawła. Nie była pewna czy chłopak śpi, czy tylko udaje. Wśliznęła się pod kołdrę i przysunęła do niego. Jednak spał. Znikła pod przykryciem i po chwili jej usta znajdowały się w okolicy krocza śpiącego. Powoli dotknęła penis. Zaczęła go głaskać, aż się naprężył. Chłopak jęknął przez sen, a kiedy zamilkł, wyjęła członek przez otwór w majtkach. Dotknęła prącie językiem raz, potem drugi i wzięła go w usta. Wtedy się obudził. Był zdezorientowany, ale nie zaprotestował. Luiza possała go chwilę, po czym weszła na swojego kochanka i po chwili jej głowa znajdowała się tuż nad twarzą Pawła.
– Pomogłeś mi dzisiaj, zasłużyłeś na nagrodę – szepnęła, pocierając waginą po prąciu.
– Jaką nagrodę? – chyba nie do końca się rozbudził.
– Moją cipkę, chcesz?
– Pewnie...
Sięgnęła dłonią i wprowadziła penis do środka. Poczuła, jak wciska się do wnętrza, rozpycha ścianki pochwy. Westchnęła i naparła bardziej. Tym razem to on jęknął, starając się tłumić dźwięk poprzez zagryzanie ust. Wśliznął się do mokrej pochwy i miał wrażenie, że oszaleje z rozkoszy.
– Podoba ci się? – sapnęła, liżąc mu ucho.
– Bardzo... – westchnął, czując ciarki na całym ciele. Dziewczyna poruszała tyłkiem w górę i w dół pozwalając mu delektować się swoim wilgotnym wnętrzem.
– Zamierzam ci porządnie wymasować kutasa – dyszała – zasłużyłeś na to...
– Nikt cię stąd nie zabierze – wysapał – przysięgam...
Oboje jęczeli i dyszeli. Całowali się, podczas gdy pupa nastolatki poruszała się rytmicznie. Ujeżdżała go bez pośpiechu, chcąc, żeby rozgościł się w jej wnętrzu, żeby poczuł ją każdym porem skóry. Jego penis co prawda nie był tak duży, jak jego ojca, ale wystarczający, żeby sprawić jej odrobinę bólu. Kochali się zaledwie trzy minuty. Chłopak nie stanął na wysokości zadania.
– Musisz się nauczyć nad sobą panować – westchnęła, kiedy już leżeli obok siebie, wpatrzeni w ledwie widoczny sufit. W pokoju były zaciągnięte zasłony. – Nie możesz mnie tak zostawiać...
– Przepraszam – wystękał zawstydzony. – Zrobię dla ciebie wszystko.
– I o to chodzi – pocałowała go w policzek. – Wszyscy musimy się trzymać razem. Jesteśmy teraz rodziną, nie?
Jak Ci się podobało?