Bal Sylwestrowy (wersja II)

14 stycznia 2019

36 min

Wcześniej napisałam podobne opowiadanie, ale dość słabe. Teraz znacznie je poprawiłam. Daję je w nowym miejscu, ponieważ komentarze które były przy starym są już nieadekwatne.

- Buuuuuuum!!!

Głośny huk przedwczesnego wystrzału petardy przypominał o zbliżającym się Sylwestrze.

Stary rok mija, a ja niczyja… – tęsknie pomyślała Marta, wyjmując sukienki z przedwojennej, dębowej szafy – i już nikt mnie w tym roku mieć nie będzie – zasmuciła się. A to chyba dlatego, że na początku roku ukuła sobie w głowie dziwaczny przesąd, że jeśli do ostatniej sekundy tego roku nie posiądzie jej żaden mężczyzna, do końca życia zostanie starą panną.

Z obawą wybierała się na bal sylwestrowy. Najchętniej w ogóle by nie poszła, ale samotny wieczór wydawał się jeszcze gorszą alternatywą. Od kiedy wróciła z Warszawy do rodzinnej wioski, intensywniej doskwierała jej samotność. Trzydziestka na karku na zapadłej prowincji nie była powodem do optymizmu. Trudno o odpowiedniego faceta – albo zajęci, albo zapici starzy kawalerowie. Tym bardziej żałowała przerwania dobrze rokującej kariery na Uniwersytecie Warszawskim. Niestety, z powodu choroby, mama wymagała opieki.

***

Od zawsze była pełna sprzeczności. Z jednej strony wprost ubóstwiała kusić, wręcz rozpalać mężczyzn i to tak niby nieświadomie, z drugiej, niesłychanie dowartościowywało ją to, że nie była “łatwą” do zdobycia. Kręciło ją opieranie się mężczyznom, protestowanie podczas zalotów. Być może dlatego, tak bardzo lubiła fantazjować o tym, że jest brana przemocą… wręcz gwałconą.

Ciekawe, że pociągali ją chłopcy sporo młodsi, a w szczególności – nieśmiali. Jasne, że kuszenie ich dawało więcej frajdy, bo wystarczyło pokazać ramiączko stanika czy rąbek halki, a oni już dostawali białej gorączki. Z drugiej strony, jednak, czy to możliwe, by taki wstydek miał się porwać na zdobywanie damy siłą?

***

Partnera na Sylwestra zorganizowali jej znajomi. Wiedziała, że jest sporo młodszy, co już samo w sobie ją kręciło. Zastanawiała się – “któż zacz” – ów kawaler? Co sobą reprezentuje? No i przede wszystkim – czy będzie się z nim przyjemnie bawić na balu? Nieśmiało snuła nić nadziei – a może okaże się interesujący? Może nawet na tyle, że pozwoli mu na “co nieco”…

Mariusz, student pierwszego roku historii, okazał się zahukany, chorobliwie lękliwy, zwłaszcza w relacjach z dziewczynami. Czerwienił się, jąkał, tracił język w gębie. Dlatego nie chodził na imprezy czy dyskoteki. Oczywiste wydawało się, że jest prawiczkiem.

Do wybrania się na Sylwestra przekonał go jedyny przyjaciel, no i fakt, że zorganizowano mu dziewczynę. Traktował to jako wyjątkową okazję, sam przecież w życiu żadnej laski by nie odważył się zaprosić.

Zwłaszcza, że okazała się nią Marta – atrakcyjna nauczycielka historii. Sam pasjonował się tą dziedziną. Jeszcze w liceum wygrał olimpiadę historyczną na poziomie ogólnokrajowym, a od tego czasu znacznie się rozwinął.

Mimo wszystko nastawiał się na kolejną porażkę towarzyską – na pewno zapomni języka w gębie, speszy się, zaczerwieni i na bank zaliczy serię potknięć i gaf. To norma.

Na bal wpadł spóźniony, zziajany, z zaparowanymi okularami. Dostrzegł kobietę siedzącą samotnie za stołem, nieopodal choinki. Wiele atrakcyjnych i eleganckich dziewczyn zwróciło jego uwagę, ale ta wydała mu się… zjawiskowa. Prawdziwa dama! Włosy blond, nieco kręcone, szykownie ułożone, delikatne okulary z czarnymi oprawkami, makijaż niewyzywający, lecz dość wyraźny. Duże, może nawet nieco za duże usta, pomalowane fioletową szminką, rozchyliły się w szerokim uśmiechu, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.

Co za bogini! – pomyślał – jaka szkoda, że absolutnie poza moim zasięgiem. Fantastycznie, że choć spędzę z nią Sylwka. Co za nieprawdopodobny fart!

– Mam na imię Marta. Cieszę się, że pan jednak dotarł, bo już obawiałam się, że spędzę bal samotnie. – Uśmiechała się, wyciągając do chłopca rękę i roztaczając woń markowych perfum, przebijających się stanowczo przez żywiczny zapach drzewka.

– Mariusz… Nno… Samochód, stary gruchot… mi nie odpalił…

Chłopak ucieszył się, że akurat podano żurek, bo można było jeść i nie kombinować, co powiedzieć. Spod oka obserwował Martę. Jak z gracją, powoli, unosi łyżkę do buzi. Jak rozchyla pełne, wilgotne, starannie pomalowane usta.

Ech! Co to za wargi! Gdyby tak można je było całować… Chciała by dusza do raju… ale nie dla psa kiełbasa…

Wypadałoby jakoś kobietę zagadać, jednak Mariusz miał pustkę w głowie.

Może by ją zapytać o to jak się jej pracuje w szkole?

Niestety, bał się otworzyć ust. Czuł niewidzialną barierę, nie pozwalającą wydusić choćby słowa.

***

Marta przypatrywała się studentowi z zaciekawieniem. Samoistnie nasuwało się skojarzenie z typowymi nerdami, bohaterami „Zemsty frajerów”. Młodzieniec niemożliwie wręcz chudy, ze staroświeckimi oprawkami okularów, niby starający się udawać pewnego siebie, lecz natychmiast wyczuwało się tego sztuczność.

A jednak to nauczycielkę bardzo ekscytowało. Chłopak intrygował tym bardziej, że od koleżanki wiedziała, iż jest prymusem na uczelni i wcale nie zawdzięcza tego kuciu a inteligencji i oczytaniu.

W obecnej sytuacji, erudycja i pasja do niczego się studentowi nie przydawała… Marta obserwowała męki młokosa, zgadywała, że chciałby coś z siebie wydusić, lecz wstydzi się sakramencko.

– Słyszałam, że jest pan najwyżej ocenianym studentem na roku.

Kobieta uśmiechała się szeroko, kręcąc w palcach kosmyk włosów i zakładając go za uchem. Wiedziała doskonale, jak skutecznie działa na mężczyzn prawienie im komplementów.

– Nno tak… jestem dopiero na pierwszym roku…

“Boże! Jakże ona jest ponętna! Jakie to cudowne, że mnie chwali!”

Mariusz łypał spod oka, pochylając twarz nad, drażniącym nozdrza, bigosem umożliwiającym odwrócenie uwagi od jego tremy.

Marta zaintrygowana zdolnym, acz nieporadnym studentem, odczuwała olbrzymią potrzebę kuszenia, kokietowania.

Ciekawe co ten gówniarz sobie o mnie myśli? Czy wydałam mu się atrakcyjną? Wiele wskazuje nat, że mu wpadłam w oko… chyba nawet mocno wpadłam.

Znała wiele sztuczek związanych z zabawą włosami, więc bawiła się nimi, robiąc jakby koński ogon, a potem go rozpuszczając. Wiedziała, jak kusi to mężczyzn. Podobnie działa ukazywanie zazwyczaj nieeksponowanych miejsc, na przykład nadgarstka. Do tego posłużyła się dużą, złotą bransoletką, którą bawiła się, kręcąc wokół przegubu dłoni.

Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak potężnie działa na młodego studenta. Był wszak w wieku, w którym hormony buzują.

A działało na niego dosłownie wszystko, nawet jej wypielęgnowane dłonie, długie, starannie pomalowane na fioletowo paznokcie – w kolorze dopasowanym do szminki. Zachwycał się też biżuterią, poza bransoletką, miała oryginalny naszyjnik i wyjątkowo długie, wielkie kolczyki. Jego popędliwy umysł już podpowiadał pytanie: ciekawe, jak te błyskotki podskakiwałyby, gdyby ich właścicielka była brana w obroty? – Aż zarumienił się na samą myśl.

Marta, dostrzegając podziw i podniecenie młodzieńca, szła za ciosem. Obdarzyła go długim, przeciągłym spojrzeniem zza rzęs.

– Panie Mariuszu, wiem od koleżanki, że w liceum wygrał pan olimpiadę historyczną, a teraz opublikował artykuły w piśmie naukowym i zebrał lepsze recenzje od doktorantów!

Młokos był wniebowzięty. Tak wyjątkowo piękna kobieta, nie dość, że w ogóle z nim rozmawia, to jeszcze chwali. I to patrząc głęboko w oczy i uśmiechając się.

Gdy Marta wypowiadała komplement, przekrzywiała głowę na bok, jakby chciała pokazać swoją szyję. Wiedziała że w świecie przyrody ten gest, to okazanie uległości.

Jednocześnie oczom chłopaka ukazało się ramiączko biustonosza. Nawet tak niewinny widok powodował u chłopaka przyspieszone bicie serca.

Ciekawe jaki ma stanik? Może koronkowy? Chyba zwariowałbym, gdybym ją zobaczył, jej piersi w samym staniku z eleganckiej koronki!

Mariusz musiał coś odpowiedzieć, choć nadal zjadała go trema.

– No publikowałem… Chciałem dać odpór tym niewydarzonym naukowcom…

– I podobno wywiązała się całkiem interesująca polemika młodego studenta z autorytetami historii najnowszej.

Założyła nogę na nogę, starając się skrzyżować uda możliwie najwyżej. Poprawiła suknię, układając ją starannie. Chłopiec przełknął ślinę. Wyjątkowo działała na niego kreacja kobiety: czarna, długa, bardzo obcisła. Do tego, gdy zakładała nogę na nogę, dostrzegł, że z boku ma wysokie rozcięcie.

Marta powoli gładziła materiał sukienki, jakby chciała powiedzieć: zobacz, jak bardzo potrzebuję dotyku. Mariusz, mimo nad wyraz ubogiego doświadczenia w kontaktach z kobietami, był niezwykle podatny na takie gesty.

Jego głos drżał.

– No bo ja naprawdę interesuję się strategią, militariami… historią wojskowości…

– Podziwiam mężczyzn, którzy mają tak stanowcze zdanie! Wiem też, że towarzystwo regionalne zdecydowało już o wydaniu pańskiej pracy o kampanii wrześniowej na naszym terenie! Gratuluję! Wysoko cenię takich ludzi sukcesu jak pan!

Uśmiechając się, Marta pochyliła się w stronę rozmówcy. Młodzieniec ujrzał głęboki dekolt. Kuszący rowek między pokaźnymi, jędrnymi półkulami. Tego było za wiele. Poczuł, że robi mu się ciasno w spodniach.

Boże! Jak ona mnie komplementuje! I jakież ona musi mieć wielkie i piękne „walory”! Ach, jak wiele bym dał, żeby zobaczyć choć ich kształt…

Nieco ośmielony postanowił zażartować.

– A wie pani, że ja znam jeden dowcip, w którym występuje nauczycielka i do tego, historyczka? Jest tuż po roku 1945. Nauczycielka historii w ZSRR pyta dzieci, czy jakoś wspierały żołnierzy na froncie? Ja wysyłałam do nich kartki – chwali się Katia. A ja pomagałam opatrywać rannych! – licytuje Masza. –Zuchy! Wowa, a ty? – A ja nosiłem im amunicję. Ojej! To jesteś prawdziwym bohaterem – ekscytuje się nauczycielka. – A czy tobie podziękowali? – Tak, powiedzieli mi: – Sehr gut Wladimir.

Marta celowo zaśmiała się perliście. Student wręcz chłonął ten widok, gdy nauczycielka znów wyraźnie ukazała śnieżnobiałe zęby i odchyliła głowę, prezentując długą szyję. Chłonął cudny, kobiecy dźwięk jej głosu, napawał się jej emocjonalnością.

Ech! Pocałowąć tę śliczną szyję! Posłuchać jej głosiku, jej… jęków!

– Panie Mariuszu, o czym pan myśli… Wszyscy tańczą. Czy porwie mnie pan do tańca?

Chłopiec nie potrafił tańczyć. Próbował kiedyś z mamą na weselu kuzynki, jednak kompletnie nie wychodziło. Teraz też by się nie palił, ale oto pojawiała się okazja dotykania tak fascynującej kobiety.

– Ale mam do pana pewną prośbę… – Doskonale zdawała sobie sprawę, jak zachęcająco działa na mężczyzn, gdy kobieta ich o coś prosi. – Kupiłam nowe szpilki, chyba ze zbyt wysokim obcasem, i trochę niepewnie się w nich czuję. Czy wesprze mnie pan swym ramieniem, gdy będę traciła grunt pod nogami? – zażartowała. Dobrze widziała, że wysokie szpilki kuszą facetów, zwłaszcza gdy przez brak stabilności, czynią kobietę odrobinę bezradną.

– Oczywiście – krótko odparł zmieszany student.

Szedł za nią na parkiet, wpatrując się w pełne gracji ruchy kobiety, perfekcyjną sylwetkę – piękne wcięcie w talii, zgrabna pupa, choć duża. Jakże ona nią kręciła! Przez obcisły materiał próbował dostrzec zarys bielizny. Widać było, że ma stanik. A na tyłku? Chyba stringi!

Rzeczywiście, w wysokich szpilkach szła jakby nieco nieporadnie, jakby gotowa potknąć się i wpaść w jego ramiona… Ale to, co zniewoliło go najbardziej, wyłaniało się z wysokiego rozcięcia jej sukni – długie nogi. Miała na nich… no właśnie? Rajstopy, czy pończochy? Czarne, z seksownym szwem z tyłu. Mógłby się wpatrywać godzinami…

Wreszcie znaleźli wolne miejsce. Marta uśmiechnęła się i spojrzeniem prosto w oczy dała znać, że jest gotowa do tańca. Chłopiec nie odważył się jej objąć, tańczył z nauczycielką, trzymając ją za ręce. Ale i tak było fantastycznie. Móc cały czas dotykać jej rąk, patrzeć na to jak się zmysłowo porusza, jak kołysze biodrami i uśmiecha się, patrząc prosto w oczy.

To zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe! To się zaraz pewnie skończy jakąś straszną kompromitacją. Przecież ja nie umiem tańczyć!

Wtem rozbrzmiała piosenka Abby „Happy New Year”. Romantyczna muzyka, wolne tańce! Mariusz teraz już musiał objąć partnerkę. Skonsternowany położył rękę na jej talii. Wstydził się bliżej przyciągnąć Martę do siebie, ale ona sama przytuliła się do wątłego torsu. Chłonął oszałamiający zapach perfum i co chwilę próbował nieśmiało zerkać w dekolt. Teraz już wiedział, jak pokaźne rozmiary ma biust Marty. Czuł jak jej piersi przylegają do niego. Był wniebowzięty.

Mariusz z zazdrością patrzył na swoich kolegów brylujących na parkiecie, nie dość, że potrafią kręcić partnerkami w tańcu, to jeszcze kładą im ręce na pupy. Ależ byłoby kapitalnie, gdyby on tak umiał tańczyć. A do tego położyć dłoń na tyłku tak kuszącej kobiety…

A co by było, gdybym spróbował okręcić ją wokół siebie? Pewnie się nie uda… Ale co tam!

Marta z zaskoczeniem przyjęła próbę obrócenia przez nieporadnie tańczącego Mariusza, ale zrozumiała jego intencje i, mocno kołysząc biodrami, zakręciła się wokół swojej osi. Wyglądało to, jakby chciała zaprezentować chłopakowi wszelkie swoje walory. Chłopakowi oczy omal nie wypadły z orbit.

– Panie Mariuszu! Potrafi pan wspaniale poprowadzić kobietę! Podziwiam tak…  dominujących mężczyzn.

– Dziękuję… naprawdę? – wyjąkał z niedowierzaniem.

– Ależ oczywiście! W ramionach mężczyzny takiego jak pan, kobieta czuje się bezpiecznie.

Co za słowa. Ja chyba śnię! „Dominujący mężczyzna…”, „w ramionach takiego mężczyzny”, to się nie dzieje naprawdę! Kurczę! A jednak odwaga może się opłacać! A tak się bałem…

Wtem na tańczących posypało się konfetti. Prawdziwa chmura spadła na Martę. Student obserwował jak drobinki wpadają między jej piersi.

Boże, jak ja bym chciał być takim konfetti!

***

Po tańcu Mariusz wyszedł do toalety. Mijał znajomych chłopaków, już solidnie wstawionych, którzy jednak bardzo żywiołowo zareagowali z powodu jego partnerki.

– Gdzieś ty taką lalunię wyrwał? To przecież ta historyczka z ogólniaka. Najseksowniejsza suka z nauczycielek, jaką miała ta buda w historii!

- A jaka wystrojona! Jakby się sama prosiła! Kiecka, z takim dekoltem, z rozporem aż do pasa, prawie krzyczy: weźcie mnie!

– A jakie ma wielkie zderzaki! Ja pierdolę! Największe cyce na tej sali!

- Młody, weźmiesz ją w obroty? Potarmosisz ją tam za te bimbały?

- A może chciałbyś jej zakisić ogóra?!

– Panowie ja ją dopiero poznałem… – tłumaczył się cicho zawstydzony Mariusz.

Chłopcy zarechotali, doskonale znając ofermę.

– Chociaż wsadź jej rękę pod kieckę!

Mariusz zawstydzony, wrócił do stolika.

– Widziałam, że rozmawiał pan z kolegami. Widziałam, że pokazywali palcem na mnie. Zdradzi mi pan, co takiego mówili?

– Mówili… yyy… że… jest pani… yyy… bardzo atrakcyjna…

– Ojej! To wyjątkowo mili są pańscy koledzy. W odróżnieniu do takiego pana, który przed chwilą mnie zaczepiał…

– Taaaak… A co powiedział?

– Był wulgarny… ależ mnie zawstydził. Zapytał się, czy bym z nim nie wyszła…? Wyobraża pan sobie…

Marta celowo przytoczyła propozycję swawolnika, domyślając się, że podnieci ona chłopaka.

Dokładnie tak się stało. Mariusz zdawał sobie sprawę, że prawdziwy mężczyzna powinien teraz pójść opieprzyć natarczywego chama. Na to był jednak zbyt bojaźliwy. Za to postanowił robić dobrą minę do złej gry.

– Niech on się tu tylko pojawi!

– Panie Mariuszu… jest pan taki… twardy… prawdziwy mężczyzna…

Kobieta celowo przez długi czas nie przechodziła z chłopakiem na ty. Chciała, żeby mówienie per pan, pani budowało dystans i podkreślało różnicę wieku.

Student, pragnąc nabrać odwagi, w szybkim tempie opróżniał kieliszki.

– Panie Mariuszu, a czy ma pan jakieś postanowienie noworoczne? O ile moje pytanie nie jest nietaktem… – Patrzyła mu prosto w oczy, łopocząc rzęsami.

Kurcze… przecież jej nie powiem, że moje wielkie marzenie, to przestać być prawiczkiem…

– No mam takie… ale ono się nie spełni… nie mogę go zdradzić… A pani jakie ma?

Spryciarz! Nie powiem mu przecież, że najbardziej chciałabym, żeby ktoś zmajstrował mi dzidziusia…

– Również mam intymne… i go nie zdradzę…

A niech mu pracuje wyobraźnia!

– Ale… umówmy się, że jestem dobrą wróżką i sprawię, że pańskie postanowienie, czy marzenie, spełni się!

– Bardzo pani miła… – No w sumie, to nawet nie musiałaby być wróżką, żeby je spełnić… – W takim razie, ja, ojej! Uprzedzamy czas i już zaczynamy życzenia noworoczne! Pani życzę także spełnienia tego intymnego pragnienia.

Wtem zespół, jakby na zamówienie Marty i Mariusza, zarządził kolejną zabawę. Wszyscy goście mieli na serwetkach wypisać życzenia noworoczne. Mariusz czerwieniłl się, gdy coś gryzmolił, Marta uśmiechała. Ledwie napisali, a bez ostrzeżenia, człowiek z zespołu zabrał im serwetki, podobnie jak innym gościom. Młody historyk chciał protestować, lecz zbyt nieudolnie, żeby to mogło odnieść skutek.

Po chwili zaczęło się publiczne odczytywanie życzeń, pomijano jednak dane personalne. Często życzenia były zwyczajne, typu „chcę kupić nowe audi”, ale nagle uwagę wszystkich przykuły dwa, następujące po sobie życzenia: „chciałabym zostać mamusią” i drugie „chciałbym przelecieć seksowną nauczycielkę”.

Marta aż westchnęła i spojrzała wymownie na studenta. W duchu uradowała ją postępująca odwaga Mariusza. Szła za ciosem. Znów skrzyżowała nogi, jednak tym razem ułożyła suknię w sposób umożliwiający dostrzeżenie w rozcięciu zakończenia pończochy.

A więc ma je na sobie! Ale jazda! Ech, ile ja bym dał, żeby mieć tyle odwagi, by położyć rękę na jej kolanie!

Nauczycielka z zadowoleniem obserwowała, jak chłopiec ukradkiem starał się delektować wzrok koronką pończochy. Wiedziała, że takie doznania należy dawkować, więc szybko ją zakryła.

– Przepiękną ma pani suknię.

– Ojej, dziękuję za miły komplement! Wy faceci, to macie łatwiej. Ile ja się musiałam obiegać i naprzymierzać sukienek! – Marta była świadoma tego, że w ten sposób uruchamia wyobraźnię młokosa, gdyż ten wyobraża ją sobie w przymierzalniach, jak rozebrana do bielizny, przymierza kiecki. – A jak już ją kupiłam, musiałam jeszcze uganiać się za pończoszkami. – Uśmiechnęła się uwodzicielsko. Wiedziała, że napomknięcie o pończochach wywoła oczekiwany efekt.

Mariuszowi już nieźle dymiło w czubie, przez co stawał się bardziej śmiały.

– No, taka ładna ta suknia. – Wreszcie miał pretekst, żeby położyć rękę na kolanie, co spowodowało, że nauczycielka zadrżała. Mariusz jakby badał materiał.

Na pewno odepchnie mi rękę. Ale trudno, raz kozie śmierć.

Ale Marta nie odpychała jego dłoni.

– No i? Udało się kupić pończoszki?

– Owszem. Udało, choć nie było łatwo znaleźć takich, jakich sobie życzyłam. – Uśmiechnęła się.

No tak. Ona musi być wybredna. Pewnie szukała drogich… a może jakichś szczególnie seksownych?

– A jakich pani szukała? Zapewne wytwornych, godnych prawdziwej damy?

A więc mnie komplementuje! Rozkręca się! Pończochy to już bardzo erotyczny grunt!

– Panie Mariuszu! Dziękuję za niezwykle ujmujący komplement! Godny prawdziwego dżentelmena! Nazywa mnie pan damą… aż mi się robi cieplutko na serduszku… Zaś co do pończoch… szukałam włoskich… ze szwem….

No i przez ten szew są takie seksowne! Wygląda jak dama.

– Mają fantastyczną koronkę – odważył się.

– Ojej! – Kobieta mocno się skonfundowała. – Widać mi koronkę?! Och! Ta kiecka ma zbyt wysokie rozcięcie.

Rozmowa pobudziła Mariusza. Alkohol, podniecenie oraz fakt, że kobieta nie odpychała ręki z kolana niesamowicie go ośmieliły.

– A mi się ta koronka bardzo podoba.

– Proszę sobie ze mnie nie żartować! – Kobietę ta sytuacja peszyła, ale jednocześnie ekscytowała. Postanowiła grać jeszcze bardziej zawstydzoną. – Koronki pończoch nie są po to, żeby je eksponować.

– Ja tam bym mógł oglądać bez końca…

Marta wiedziała, że to alkohol dodaje studentowi odwagi, ale sama, też pod jego wpływem, chciała jeszcze wzmóc śmiałość chłopca.

– Panie Mariuszu, jest pan nad wyraz odważny… Ale nic z tego… – Poprawiła suknię, zakrywając koronkę. – Nie zamierzam panu darowywać takich widoków… Żeby zobaczyć moje pończochy, musiałby mi pan podciągnąć sukienkę.

Doskonale wiedziała, że te słowa podziałają niczym płachta na byka. Ciekawiło ją, jak bardzo wzmoże jego odwagę.

Co chłoptasiu, czyżby nie jara cię wizja zadzierania mi kiecki?! No bo mnie podnieca… podnieca jak cholera!

Młodzieniec zaczął delikatnie masować kolano kobiety.

- Ojej… panie Mariuszu… – W tym momencie historyczka przypomniała sobie jego pracę o kampanii wrześniowej, co prawda przejrzaną naprędce, lecz wystarczająco, by stwierdzić, że student naszpikował ją mnóstwem terminów militarnych. – Panie Mariuszu, Czy to zwiad wojskowy rozpoczyna rozpoznanie?

Oboje uśmiechnęli się równocześnie. Chłopak miał dwa powody do zadowolenia: – Kurcze, ona może faktycznie czytała mój artykuł! A do tego… nadal nie odpycha mojej ręki!

Wzmogło to znacząco jego odwagę, nieśmiało przesunął dłoń z kolana, wyżej, na udo, droczył się – markował – jakby rzeczywiście miał zamiar podwinąć jej suknię. Na to się oczywiście nie odważył.

– Och, niech pan przestanie! Widzę, że to w rzeczy samej, razwiedka rozpoczęła penetrowanie okolicy! – Uśmiechnęła się przy tym kolejnym, militarnym porównaniu. Udawała zawstydzoną, jednocześnie łopotała rzęsami, jakby mówiła: – Czyżbyś zwiadowco chciał sondować każdy zakątek??? O tak, penetruj… penetruj wszelkie moje zakamarki!

Tymczasem wodzirej zaordynował zabawę w pociąg. Nakazano ustawić się tak, aby partnerka była z przodu. Wszyscy położyli dłonie na ramionach poprzedzających ich „wagoników” i w rytm piosenki Rynkowskiego „Jedzie pociąg”, wężyk ruszył. Mariusz mógł się do woli napawać tanecznymi ruchami nauczycielki, najwyraźniej miała “dryg” do muzyki, do tego na zgrabne kołysanie pupy Marty. Wydawało mu się, że w rytm muzyki „pociągowej” kręci nią znacznie seksowniej niż dotychczas. Wypina ją na potęgę. Marta tańczyła jak w transie.

Co hultaju?! Pewnie wpatrujesz się w mój tyłek?! A wiedz jaki jest kształtny! Pewnie kręci cię, jak tak wywijam kuperkiem?! Czyż nie?!

W spodniach studenta urósł namiocik.

Nagle prowadzący polecił, żeby dłonie przenieść z ramion na biodra. Mariusz posłusznie wykonał polecenie. Był wniebowzięty. Oto mógł bezkarnie ucapić piękną kobietę, trzymać ją mocno, delektować się jej ruchami. Przez materiał sukni wyczuł pod palcami coś, jakby sznureczek. A więc rzeczywiście ma na sobie stringi! Jego namiocik rósł jeszcze bardziej. Czasami zdarzało się, że wagoniki wpadały na siebie. Wtedy wypukłość w spodniach uderzała o tyłek nauczycielki. Kobieta czuła to doskonale.

O ty, gagatku! A więc twój przyjaciel też już postawił się do gotowości. Ciekawe, jaki on tam jest…?

Wtem wodzirej wydał kolejną dyspozycję. Przesłyszałem się – uznał Mariusz. Jednak nie! On rzeczywiście kazał złapać poprzedzający „wagonik” za piersi. Student rozejrzał się po sali, nie dowierzając, że ktoś wykona polecenie. Tymczasem jedni nie zareagowali na nie, inni tylko markowali, że przesuwają ręce wyżej. Ale, co poniektórzy mężczyźni rzeczywiście kładli dłonie na biustach swych partnerek. Mariusz początkowo uznał, że nie dołączy do nich i tańczył po staremu, ale po chwili zaświtało mu w głowie – Zaraz! Czy ja mam być gorszy? Również ulokował ręce na piersiach Marty, choć zabrakło mu odwagi, żeby uchwycić mocno. Jedynie położył je na materiale sukienki, pod nim wyczuwał twardszy materiał miseczek stanika.

Cholera! Fajnie byłoby je porządnie chwycić. Ale nie wypada… No nie, nigdy się na to nie zdobędę. Boże! Ależ ona fenomenalnie pachnie!

Pociąg, w rytm słów: “konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy” – wił się, raz zwalniał, potem znów przyspieszał, czasem nawet gwałtownie. Przez to siłą rzeczy Mariusz, chcąc nie chcąc, był zmuszony coraz silniej łapać biust kobiety. Kolejne zakręty „torów” spowodowały, że ani się spostrzegł, a już trzymał go dość mocno.

Ależ ona ma fantastyczne piersi! Jędrne, mimo, że takie duże. Bardzo duże! Jak ci chłopcy mówili? „Wielkie zderzaki.” To niewiarygodne, że ona nie protestuje!

Marta nie mogła zareagować, z powodu sytuacji w której się znajdowała. Czuła się bezradna. I bardzo, ale to bardzo ją ta świadomość podniecała. Uścisk też był bardzo przyjemny. Z minuty na minutę obserwowała przeistaczanie się partnera z nieśmiałej ofermy, w coraz odważniejszego młodziana, czego dowodem było owo krzepkie chwytanie za piersi.

Gdy Rynkowski śpiewał: “A ponadto być blondynem… i na łóżku z baldachimem robić coś niejeden raz...”, zarówno student, jak i nauczycielka dostrzegli, jak Łysy – jeden z chłopców, z którymi wcześniej rozmawiał Mariusz, wręcz teatralnie mocno maca biust dziewczyny, tańczącej w pociągu, przed nim. Ta udając, że jest przerażona, najwyraźniej wyglada na zadowoloną.

Wtem Łysy puścił oczko do Mariusza, jakby sygnalizując mu – A co, ty jesteś gorszy? Nie potrafisz tak chwycić cycków tej laluni?!

Chłopak poczuł się zmotywowany. Ścisnął piersi Marty i zaczął je macać.

Kobieta próbowała odwracać się i rzucać marsowe spojrzenia partnerowi, ale Mariusz, rozanielony sytuacją, nie przestawał ugniatać jej “zderzaków”.

Ach ty urwisie! – myślała – kolega cię podpuszcza, żebyś miętosił mi cycki! No cóż… miętoś… miętoś jak napalony uczniak. Delektuj się… Poczuj, jakie mam jędrne. Jak wy je tam sobie łobuziaki nazywacie? Bimbały…?

Przypomniała sobie podobną zabawę na weselu koleżanki. Wtedy rolę “wagonika” za nią pełnił jakiś rozdokazywany wujek. Był o wiele mniej delikatny i o wiele bardziej zuchwały.

Gdy Rynkowski przestał śpiewać, rozmarzony student jeszcze trzymał nauczycielkę za piersi… Ta odepchnęła jego dłonie i natychmiast ruszyła w stronę stolika.

Gdy usiedli, Marta z wyrzutem popatrzyła na chłopaka. Udając oburzenie, zaczęła gładzić materiał na biuście.

– Ależ mi pan wygniótł sukienkę. Działał pan zbyt sprawnie… tak, że aż chyba mi się stanik zsunął. Wypada to tak mocno chwytać kobietę za piersi? I jeszcze ściskać?

Mariusza podniecały słowa nauczycielki, zdanie: „chyba mi się stanik zsunął” podziałało na wyobraźnię. Było po nim widać, że jest wstawiony.

- Ale jak coś… to ja może pomogę z nasunięciem tego stanika…?

- No wie pan…? No nie wątpię, po tym co mnie spotkało, że chętnie by pan jeszcze pogmerał przy moim biustonoszu… – W tym momencie Marta poprawiła sukienkę, jakby nasuwając stanik na właściwe miejsce, doskonale zdając sobie sprawę, jak ten widok działa na niedoświadczonego chłopca.

A popatrz sobie nicponiu… – pomyślała – popatrz… jak wprawiasz w skonfudowanie damę… jak przy tobie poprawia cyckonosz, przy którym sam nabroiłeś!

Mariusz, żeby zmienić temat, nalał kolejkę.

- A może wypijemy bruderszaft, mimo żem gówniarz, mogę zaproponować?

Chcesz chłoptasiu skrócić dystans… i jednocześnie całować się… Cóż, przejście na “ty” to właściwie ja już na wstępie powinnam to zaproponować jako kobieta i jako starsza – pomyślała Marta. Dlatego, nie odmówiła.

Po stuknięciu się szkłem, Mariusz zabrał się do całowania, robił to straszliwie nieporadnie, ale za to jakże zachłannie, jakby przyssał się do ust kobiety, jakby chciał wciągnąć jej wargi.

Nauczycielka uradowała się kolejnym przejawem odwagi chłopca. Tym bardziej, że czuła jakby jej usta były brane w posiadanie, zawłaszczane. Sprawiało jej to dużą, bardzo dużą przyjemność. Nie mniejszą niż stawianie mu oporu.

– Mariuszu, jaki ty jesteś zaborczy! Jak hordy Czyngis Chana! – uśmiechnęła się – na pewno rozmazałeś mi szminkę! – udawała oburzenie.

Wyjęła z torebki lusterko i pomadkę. Zdawała sobie sprawę, jak ponętnie działa na mężczyzn widok kobiety malującej usta szminką. Zwłaszcza, gdy robi kuszący dzióbek. Niemal wystawiając się do całusów, lub, o zgrozo, przywołujący zgoła inne skojarzenia.

Dokładnie tak to odbierał, nieźle już rozochocony, Mariusz.

Niezwykle powoli przesuwała szminkę po wargach, nigdy dotąd nie malowała ich aż tak starannie, drocząc się z biednym chłopcem, którego aż skręcało.

Wreszcie nie wytrzymał.

– Marto. Marto – delektował się tym, że może jej mówić na ty – porywam cię w tany. – Alkohol robił swoje. – Zobaczysz jak teraz cię wyobracam!

Z ukontentowaniem przyjęła i euforię Mariusza, i słowo „wyobracam”.

O tak! Figlarzu! – pomyślała – Wobracaj mnie! Wyobracaj mnie tak, żebym tchu nie mogła złapać… Mogłabym zostać wyobracana nie tylko w tańcu…

Tym razem odważniej przyciągnął ją do siebie. Dostrzegł jak chłopcy, z którymi wcześniej rozmawiał, szczególnie Łysy, dawali mu znaki, żeby złapał nauczycielkę za tyłek. Sama myśl niezwykle go pobudzała. Na wykonanie ich sugestii  zabrakło jednak odwagi.

Ciekawe, jakbyś zareagowała, gdybyś poczuła moją rękę na pupie? Na twojej dużej, foremnej dupci! – zastanawiał się mimo wszystko.

Z głośników dobiegały dźwięki piosenki Maanam: “Kocham cię, a kochanie moje
To oczy twoje we mnie wpatrzone...”. Student także wpatrywał się w oczy Marty.

Postanowił powoli zjeżdżać w stronę jej pośladków. Badał reakcje. Lecz historyczka nie reagowała. To dodawało skrzydeł. Wreszcie opuszki palców znalazły się na górnej części pośladków.

Kobieta bez trudu zorientowała się w zamiarach coraz bardziej ośmielającego się chłopaka. Nie chciała go w żaden sposób spłoszyć, więc nieustannie w tańcu kusicielsko się do niego uśmiechała i łopotała rzęsami.

O tak! O tak, mój narwańcu… – zachęcała go w myślach – połóż łapkę na moim tyłku… Nie chcesz zbadać, jaki jest zgrabny? Nie chcesz poczuć jak się pręży?

Krok po kroczku i całe palce zuchwalca znalazły się na pośladkach nauczycielki.

Jezu! – dziwił się – pozwala mi na to! A jakież te półdupki są jędrne! Marzenie! Nie wyczuwam na nich majtek… Na pewno ma stringi… przecież niemożliwe, żeby taka dama przyszła na bal bez bielizny…

Historyczka nadal uśmiechała się. Wkrótce cała ręka junaka znalazła się na pupie dziewczyny. Mariusz tryumfował, czując w dłoniach pełne kształty. Wcześniej nigdy by się nie spodziewał, że zdobędzie się na taką odwagę. Jednak teraz Marta postanowiła zareagować. Nieustająco, kokieteryjnie uśmiechając się, zaprotestowała, odsuwając dłoń:

– Nie, nie, nie…

Student, niepocieszony, wycofał rękę.

Ciekawe? – zastanawiał się – czy opiera się tak tylko pro forma… czy rzeczywiście nie chce mi pozwolić, żebym potrzymał ją za kuperek? Ale… przecież, gdyby miała być oburzona, to by się nie uśmiechała…

Rozgrywszy nauczycielkę, ponowić działanie. I w rytm muzyki: “I nagle dzwony dzwonią… I ciało mi płonie”, znów, centymetr po centymetrze, zsuwał rękę na tyłek.

– Mariuszu, jesteś niepoprawny… typowy facet, zdobywca… znów twa armia przystąpiła do szturmu… – Marta czyniła wyrzuty, ale nie potrafiła ukryć tego, że jest bardzo zadowolona z postępów studenta.

W duchu pomyślała: Dopiero co zmacałeś mi cycki… więc chyba nie możesz pominąć mojego kuperka… a tak nim przed tobą wywijałam podczas zabawy w  pociąg…

Chłopiec kraśniał z zachwytu.

Nie tylko nie dała w gębę, ale jeszcze nazwała zdobywcą! A ja potrzymałem ją sobie za tyłek! Za ten fantastyczny, spory zadek! Ech! Klepnąć by w niego! Albo zobaczyć go nieokrytego tą suknią. Ech! Marzenie ściętej głowy…

A jednak te myśli zdopingowały go to do kolejnych działań ofensywnych. Podczas obracania kobiety w tańcu, jego dłoń za każdym razem przesuwała się po biuście. Z razu bardzo nieśmiało i delikatnie, z czasem nabierała wigoru. Na początku Marta nie reagowała, nieustannie uśmiechając się do partnera, gdy jednak dłoń poczynała sobie bardziej swawolnie, delikatnie chwytając ją za pierś, protestowała.

– Mariuszu… czy aby nie za bardzo dokazujesz? Najpierw trzymałeś mnie za tyłek, teraz łapiesz za biust… swoista ekspansja rozwydrzonych hord! Boję się myśleć, co też będzie dalej?

Sugestia była aż nadto czytelna.

Że niby za co ją teraz złapię??? A to prowokatorka! Och! Ależ to by było… szkoda, że na więcej nigdy się nie odważę…

Natomiast odważył się drążyć temat.

– A za co niby to miałbym złapać? – zapytał prowokacyjnie.

Marta uśmiechnęła się, dumna z siebie, że jej akcja ośmielania pierdołowatego studenta nie traci impetu.

– Och… drzemie w tobie ewidentna natura zdobywcy… niczym konkwistadora! Więc sama nie wiem czego się obawiać… – zmrużyła oko.

Pomyślała zaś: A może już jesteś gotów zabierać się za mnie na całego? Możliwe, że masz już tyle odwagi, by pakować mi łapska pod kieckę? Ależ chętnie bym poopierała się przed zapędami takiego młodego intelektualisty-zdobywcy!

Gdy schodzili z parkietu, nauczycielka wdrożyła swój kusicielski podstęp.

– Mariuszu, puściło mi oczko… i muszę zmienić pończochy, a kolejka do damskiej toalety jest koszmarnie długa. Obok szatni zauważyłam kantorek, więc tam bym poszła, ale nie chciałabym zostać przez kogoś podejrzana. Czy mogę mieć do ciebie prośbę, żebyś przypilnował wejścia?

Myśl o kobiecie zmieniającej pończochy i słowo „podejrzana” podziałały na Mariusza niczym płachta na byka.

Nie chcesz być odejrzana? – pomyślał – a ja bym sobie ciebie bardzo chętnie popodglądał! A już zwłaszcza, jak będziesz zmieniała pończochy.

W kantorku panował bałagan. Marta przysiadła na kozetce stojącej w rogu i, tonem głosu wskazującym na zawstydzenie, poprosiła.

– Mariuszu, odwróć się, proszę. Chyba nie chciałbyś patrzeć na kobietę zdejmującą pończochy?

Pewnie, że bym chciał! – pomyślał chłopak, ale nie miał tyle odwagi, żeby to wypowiedzieć.

Odwrócił się, kątem oka jednak bacznie śledził każdy ruch kobiety. Widział jak zdejmuje szpilki, potem jak podciąga sukienkę, aż wreszcie jak zsuwa z nogi czarną pończochę zakończoną szeroką koronką. Niezwykle ekscytował go ów widok. Czerń nylonów doskonale kontrastowała z bielą ud. Kobieta, świadoma faktu bycia podglądaną, celowo zsuwała pończochy powoli, drocząc się z rozgorączkowanym młodzieńcem.

Nie mniej podniecające okazało się również zakładanie nowych. Tym razem były to kabaretki, a więc z założenia bardziej seksowne niż wcześniejszy zestaw. Mariusz delektował się oglądaniem, jak kobieta bardzo starannie, wręcz z namaszczeniem, układa je na nogach, dbając żeby szew z tyłu ułożył się równo.

Podniecenie chłopca sięgało zenitu.

Marta też była szalenie podniecona. Zainteresowanie chłopaka mocno ją pobudzało.

– Mariuszu… nie wiem, czy równo założyłam pończochy, a to ważne, bo mają szew z tyłu. Możesz ocenić?

Marta odkręciła się do niego tyłem i podciągnęła suknię do połowy ud. Oczom rozpalonego studenta ukazały się długie nogi nauczycielki w nieopisanie ponętnych kabaretkach, zakończonych bardzo szeroką koronką w wymyślny kwiatowy wzór. Poza kusicielki była tak wyzywająca, że nie panował nad sobą. Znów poczuł jak ciasno robi mu się w spodniach.

Podchodząc do kobiety mówił drżącym głosem.

– Marto, podczas imprezy powiedziałaś, że musiałbym podciągnąć ci sukienkę, żeby zobaczyć pończochy… A teraz sama podciągnęłaś… – Kobieta opuściła suknię, ale student już był przy niej. – Jesteś zjawiskowa… zniewalająca… Wybacz… nie wytrzymam… – Objął ją bez pytania.

Marta tryumfowała: a nie wierzyłam, że do tego go doprowadzę… Bóg mi świadkiem, nie wierzyłam…

– Mariuszu… ależ z ciebie zdobywca… nawet nie pytasz kobietę o zgodę…

– Tak na mnie działasz… – Oddychał głęboko. – Nie potrafię się powstrzymać…

Ustami skubnął delikatnie kobiecą szyję.

– Mariuszu… czy nie działasz nazbyt śmiało…? – Celowo ważyła słowa, żeby z jednej stronynadal  móc protestować, ale z drugiej, nie speszyć chłopaka.

A ten, uderzony zapachem kobiecego ciała, perfumami, poczynał sobie coraz odważniej. Błądził ustami po karku.

– Marto, co za zapach… jakie ty masz delikatne… aksamitne ciało…

O tak! Poznawaj je! Poznaj je całe! – pomyślała.

– Mariuszu… tylko błagam… niech twe armie nie przekraczają granicy… – Delektowała się militarnym słownictwem, wiedząc, jak to działa na młodego fana wojskowości.

Nie odpychała go, ani nie odsuwała się, nie chcąc zrazić.

Rozdygotany chłopiec całował szyję.

– Marto… proszę… pozwól im chociaż dotrzeć do linii demarkacyjnej…

– Nie, nie, nie… mówię stanowcze stop agresorowi… – Uśmiechała się kusząco.

Chłopiec, śliniąc się i cmokając skórę kobiety, przesuwał się z szyi stopniowo w stronę podbródka, by wreszcie dopaść jej ust. Tym razem przyssał się znacznie pożądliwiej niż podczas bruderszaftu.

– Cóż za srogi okupant mnie nawiedził… – Marta niby lamentującym głosem, nadal żartowała.

– Okupant tyleż srogi, co zachłanny!

W tym momencie wsunął język w jej usta, po czym natarł na jej język liżąc go natarczywie.

Widzę, mój ty agresorze, że nie zbraknie ci wigoru! – pomyślała – Posiadłeś moje usta… może posiądziesz mnie całą?

Zsunął się z ust, ponownie w kierunku szyi i… coraz niżej. W stronę dekoltu.

– O Boże! Cóż za nienasycony najeźdźca! – Kobieta delikatnie odpychała Mariusza, ale nie na tyle, żeby przestał.

– Och! Co za wspaniały teren do łupienia! – Student całował dekolt namiętnie.

– Powstrzymaj zatem swe drapieżne zagony… – Coraz mocniej podniecały Martę porównania militarno-historyczne, choć jeszcze bardziej adorowanie jej dekoltu…

Chłopiec nic nie mówił, tylko delektował się całowaniem górnej części piersi i rowka między nimi. Cmokał raz w jedną, raz w drugą półkulę.

– Cóż za skarby! Aż się proszą żeby zostać zagrabione!

– Mariuszu… błagam…

Błagam o jeszcze… dobieraj się do moich skarbów… zagrabiaj je – myślała w duchu. A powiedziała:

– Błagam… zaniechaj swych niecnych zamiarów…

Cichy głos kobiety dopingował młodego historyka. Jego usta już nie zadawalały się górą dekoltu, zjechały niżej, wodząc wzdłuż krawędzi materiału sukni.

– Co za bogactwa! Jaki wytworny materiał! Stworzony, żeby okrywał piękny biust… oraz, żeby go zsuwać!

– O nie Mariuszu… – Delektowała się jego imieniem, tak samo jak zwrotami historycznymi – Mariuszu… twe bezecne hordy nie mogą naruszać pewnych limes…

– Limes stanowczo ustanowiono po to, żeby dzicy barbarzyńcy je przekraczali!

I przekroczył granicę. Usta zsunęły materiał w dół i dotarły do koronki stanika.

– Mariuszu… nie… wkroczyłeś w strefę zakazaną… – szeptała. Dodając w myślach – to teraz wtargnij w inne me zakazane strefy… we wszystkie wtargnij!

– W strefę zdemilitaryzowaną… Boże! Jaka śliczna jest ta koroneczka! Tylko autentyczne damy zapewne noszą takie cudeńka… – Zaś w myślach dopowiedział – lub autentyczne kurwy.

Wargami ogarniał materiał biustonosza. Przesuwał po nim namiętnie, upajając się widokiem, zapachem, bliskością i intymnością kobiety.

Wzdychała głęboko. Czerpała olbrzymią przyjemność z „najechania” jej biustu, mimo, że przez materiał stanika, a większą, znacznie większą z coraz większej śmiałości młodzieńca.

– Mariuszu… najechałeś moje terytorium stanowczo za daleko…

– Daruj… Marto… Nie mogę się powstrzymać… te koronki…

Uznał, że rzeczywiście pozwolił sobie nazbyt wiele. Dlatego wycofał usta ze „strefy zakazanej”.

– Ach te koronki… – powtarzał. – Takie same masz tam. – Wtargnął pod suknię, przez jej wysokie rozcięcie, i chwycił za udo, dokładnie w miejscu, gdzie znajdowała się szeroka manszeta pończochy. Kwiatowe, dość wypukłe, wzory zdobiły tam koronkę.

Chwycił delikatnie, ale Marta i tak zadrżała.

– Mariuszu… jak możesz… wkładać kobiecie rękę pod sukienkę… twoje ordy zbójeckie przekroczyły wszelkie granice…

Student powoli gładził uda, jakby badając materiał koronki, jej szerokość, fakturę, cedząc:

– Ordy… przekroczyły… granice… Ale jeszcze zostało im nieco terytoriów do szabrowania…

Terytoria… do szabrowania… Piękne! – myślała historyczka.

Czuła jak dłoń zjeżdża z koronki i pnie się wyżej. Ogarnia nieosłonięte już niczym udo, poznając gładkość nagiej skóry.

– Ach… Mariuszu… te terytoria są już bezbronne… – To stwierdzenie jednocześnie miało na celu wykazanie protestu kobiety, jak i zachętę: bezbronne, czyli łatwe do złupienia.

Cel został osiągnięty. Mariusz delektował się zarówno przełamywaniem oporu nauczycielki, jak i swoim sukcesem.

Ośmielony, odważniej błądził po jej udach. Zrazu po zewnętrznej części, ale wkrótce także po wewnętrznej. Zaczął je pieścić.

Marta, aż zagryzała wargi. Jakże to było miłe! Zwłaszcza, gdy dłoń zbliżała się do majtek. Nie omieszkała oczywiście protestować.

– Nie, nie… Mariuszu… powstrzymaj swych okrutnych wojowników… – Wiedziała, że metafory historyczne działają jak przyzwolenie.

– O nie! Tej wojennej nawałnicy nic już nie powstrzyma! – Mówiąc to, położył dłoń na jej majtkach.

Nie była pewna, czy się na to zdobędzie, więc się bardzo ucieszyła. W takiej sytuacji już nie mogła bawić się w metafory, jeśli chciała zgrywać cnotkę.

– O Boże… Mariuszu… nie… – Odepchnęła jego rękę. Chłopiec pomyślał, że rzeczywiście przesadził, jednak za bardzo był podniecony, żeby przerywać ekspansję.

– Marto, wszędzie koronki… nawet tam je masz…

Kobieta poczuła dumę ze swej bielizny, zawsze wręcz ubóstwiała koronkową, seksowną.

– Ale najwięcej masz jej tu… – Schwycił ją w pół jedną ręką, a drugą zsunął suknię ze stanika. Miał przed sobą duży biust opięty delikatnym materiałem w pełnej krasie.

– Mariuszu… co robisz? Obnażyłeś mnie…

Była dumna z dużych i kształtnych piersi. Niech je podziwia! Wypinała biust niczym na pokazie. Studencik nie potrafił powstrzymać się, żeby się na niego nie rzucić. Objął go i jakby ważył przez materiał stanika.

– Proszę… nie…

Masował piersi delikatnie, nie mając odwagi zsunąć z nich materiału biustonosza.

– Boże! Jakież one są dorodne… przepyszne… brakuje mi słów, żeby oddać ich czar… zwariuję przez nie…

Historyczka była w siódmym niebie, widząc zachwyt chłopaka. Nie mogła się doczekać, kiedy zabierze się za nią ostrzej, ale jeszcze bardziej odczuwała potrzebę opierania się, protestowania.

– Mariuszu… tak nie można!

– Są oszałamiające… perfekcyjne – Obejmował je coraz mocniej, delikatnie ściskając.

Palce zaciskały się po bokach, po zewnętrznej stronie każdej z kul, łączył je ze sobą, sprawiając, że ciasny rowek powiększył się widowiskowo i nęcąco. Powoli zaczął ugniatać.

– Mariuszu… twe watahy znów plądrują niechroniony teren…

– Niechroniony? Ależ ta koronka osłania kosztowny skarb… Zatem… Mogę ją… odsłonić?

Pytanie smagnęło jak biczem. A więc chce zobaczyć jej nagie piersi! No to się ośmielił!

– Nie… proszę…

Nie mogła się doczekać, kiedy zsunie jej stanik. Udawała, że osłania biust dłońmi, ale stawiła tak słabą zaporę, że rozjuszony młokos skutecznie ją przełamał.

Chwycił za miseczki biustonosza i pociągnął je w dół. Jego oczom ukazały się dwie okazałe, rozkoszne kule.

Natychmiast rzucił się ustami, by utonąć w rowku między nimi. I ocierać się o nie… Całować z namaszczeniem.

– Mariuszu… nie… proszę…

Czubek języka przesuwał się po rowku, błądził od sutka do sutka, zostawiając za sobą cienką, wilgotną smużkę.

Czuła przyjemne mrowienie, pod wpływem delikatnego lizania, widząc jak podniecają go jej brodawki, jej sutki… Wzdychała przeciągle…

– Achhh… ach…. Mariuszu… ależ z ciebie zdobywca… ciemiężyciel…

– Jesteś boginią… Artemidą… boginią piękna… miłości… pożądania.

Zassał sutek, najpierw delikatnie, potem mocniej, tym razem kąsając lekko zębami.

Martę przeszywały dreszcze rozkoszy. Dodatkowo czuła spełnienie w tym, że rozbudziła nieśmiałego prawiczka do reszty. Teraz mogła protestować bez końca, a i tak wiedziała, że nie powstrzyma rozjuszonego junaka.

– Mariuszu… zaniechaj tak srogiego ciemiężenia moich piersi…

Gdy dostrzegła za nimi leżankę, celowo tak się nakierowała, że gdy chłopiec na nią napierał, przesuwała się w jej kierunku. Wreszcie udała, że straciła równowagę i jak długa runęła na nią na plecy. Mariusz bez wahania rzucił się na kobietę.

Marta upadając, rozłożyła szeroko nogi, dlatego student automatycznie znalazł się między nimi, co umożliwiło wysokie rozcięcie sukni.

– Mariuszu, co robisz? Proszę, zejdź ze mnie… – protestowała nauczycielka, mimo, że tak naprawdę ukontentował ją bieg wypadków.

– Mariuszu, jak możesz wykorzystywać przewagę silnego mężczyzny nad słabą kobietą?

Doskonale wiedziała, że takie słowa rozjuszą go jeszcze bardziej, szczególnie że wypowiedziane zostały cicho, tonem, który bardziej sugerował: weź mnie.

Do granic podniecało ją to, że czuła się bezsilna, że czuła na sobie ciężar młodego, rozpalonego mężczyzny. Nie mogła się doczekać, kiedy poczuje go w sobie. Dlatego tylko pozorowała, że się opiera, że odpycha go rękami.

To wszystko dopingowało studenta. Czuł się zdobywcą. Był w amoku. Chciał się napawać. Pożądanie, które wzbierało przez tyle godzin, teraz musiało znaleźć ujście.

Mężczyzna zsunął rękę w dół. Pragnął po raz pierwszy w życiu dotknąć kobietę w jej najbardziej intymnym i wrażliwym miejscu. Marta pozorowała, że odpycha rękę, ale nie było takiej siły, która mogłaby go zatrzymać. Przełamał opór. Przez materiał majtek czuł cipkę.

Zaprotestowała bardziej żywiołowo. W odpowiedzi Mariusz wsunął dłoń w jej majtki. Pierwszy raz w życiu dotykał tego intymnego miejsca, więc badał je zachłannie. Macał niemiłosiernie. Napawał się jękami kobiety. Wepchnął palec do wilgotnej pochwy.

– Ach, Mariuszu, jak ty mnie traktujesz… – Dziewczyna uwielbiała używać żałośliwego tonu. Czuła się wtedy taka bezbronna, wykorzystywana.

A Mariusz chciał traktować ją jak zdobycz, jak łup wojenny. Czuł się niczym zdobywca twierdzy po długotrwałym oblężeniu, „który nie mogąc się doczekać spodziewanej nagrody, łupi i grabi bez opamiętania.” I teraz chciał ją wziąć. Wejść w nią. Wbić się brutalnie.

Jego członek stał na baczność. Gotowy do spełnienia swego zadania. Mariusz szybko uwolnił go ze spodni. Podekscytowana Marta patrzyła z podziwem.

– O Boże! Mariuszu! Co za oręż, jaka groźna włócznia!

Również nie mogła się doczekać.

Przez drzwi dobiegały dźwięki muzyki, z trudem można było wyłowić słowa: “Bierz mnie… Obsyp mnie złotym deszczem… No dalej – bierz mnie, bo zaraz spłonę… Chcę mieć Cię jeszcze raz.”

Najeźdźca był wniebowzięty, aż palił się do natarcia. Szybko nakierował na cel.

Gdy poczuła agresora ślizgającego się po kroczu, wszczęła lamentowanie.

–- O Boże! Cóż za potężny taran zaczyna szturm mych bezbronnych wrót…

Mariusz niewprawnie próbował ulokować penisa w pochwie kobiety. Niestety robił to nerwowo, ponadto Marta, pozorując opór, wierzgała nogami, więc mu nie wychodziło.

Był jednak potwornie zdeterminowany. Sapał.

– Nadaremny trud oblężonych… mego szturmu nic nie powstrzyma! –

Studenta historii podniecało to słownictwo nie mniej niż nauczycielkę.

Historyczka cały czas protestowała. Powtarzała w kółko:

– Nie… nie…

Ale przestała wierzgać. Bała się, że Mariusz się zdeprymuje swoim niepowodzeniem. Nawet, niby nieświadomie, szerzej rozłożyła nogi.

Wreszcie Mariusz dopiął swego. Czubek jego członka zanurzył się w szparce.

– Miejsce miecza jest w pochwie… – sapnął.

Teraz musi się udać! – dopingował sam siebie.

– Ojjj… – jęknęła Marta. – Wiedziała już, że zostanie zdobyta. Mogła sobie pozwolić na kolejne protesty. – Mariuszu… nie! Powstrzymaj okrutną inwazję…

Ale Mariusza już wołami by nie odciągnął. Z całą siłą, bez litości, wepchnął Marcie do końca. Był arcyszczęśliwy.

Zrobiłem to! Już nie jestem prawiczkiem! Jak Łysy to powiedział? Zakisiłem ogóra!

Powoli wycofał się nieco, by wykonać kolejne pchnięcie. Marta zareagowała na to jękiem. Jęczała po każdym kolejnym sztychu, szepcząc:

– Nie, nie…

Ale nie opierała się. Mariusz był w siódmym niebie.

Kiedy jego członek uderzał mocno o dno pochwy, kobieta stękała głośniej.

– Mariuszu… ach… jesteś bezlitosny… – Wiedziała że takie słowa pobudzą męskie ego.

– Tak! Zdobyłem cię. Jesteś teraz moja!

– Tak… ach… jestem… ach… twoja… zdobyłeś mnie… wziąłeś w jasyr – jęcząc, potwierdzała podniecona Marta.

Jeszcze bardziej rozogniony chłopak przyspieszył cwał. W jego rytm pobrzdękiwała, żywo podskakując biżuteria: koczyki i naszyjnik. Młodzian zachwycał się, że jego fantazje stają się rzeczywistością.

– Mariuszu… ochh… twój taran, jest taki potężny… i brutalny… A moja świątynia jest taka ciasna…

– To… doskonale… złupię ją niemiłosiernie!

– Och… ja biedna… zniewolona… pohańbiona…

Ten dialog straszliwie podniecał Mariusza. Teraz całe swoje siły wkładał w to, żeby pchnięcia były takie, jakby chciał przebić dziewczynę na wylot. Kozetka zaczęła trzeszczeć.

– Mariuszu… ależ jesteś ekspansywny… czuję się niczym nabita na pal…

Kiedy chłopak przyspieszył i rozpoczął istną galopadę, raźno jej sekundowały kolczyki, omal nie urywając się.

Marta przestraszyła się, że wkrótce może dojść do wytrysku. W niej.

– Mariuszu, jesteś niezabezpieczony… uważaj, żeby nie skończyć we mnie… – kobieta bała się tego bardzo, ale jednocześnie, o dziwo, strach podniecał ją. I słowa wypowiadane do chłopaka.

Jego z kolei, pobudzała świadomość, że może spuścić się w cipce dojrzałej kobiety. W cipce nauczycielki.

– Aaaa! Chcę tego! Chcę skończyć w tobie! W nauczycielskiej piczy!

– Nie… błagam! Mógłbyś zrobić mi dziecko!

To jeszcze bardziej go rozjuszało. On, nastoletni do tej chwili, nieśmiały prawiczek, mógłby zmajstrować brzuch dojrzałej kobiecie.

Trzymał Martę mocno, jak w żelaznych kleszczach. Wręcz grzmocił ile sił.

Tymczasem, za ścianą urwała się muzyka. Można było dosłyszeć gromkie odliczanie: dziesięć! dziewięć! osiem!

Mariusz dostosował się do tempa odliczania. Pchnięcia stały się wolne, ale głębokie. Marta odczuwała je intensywnie. Jej jęki przerodziły się w głośne krzyki.

– Achhh! Achhhh!

– Cztery! Trzy! Dwa!

Nagle  fajerwerki obwieściły odejście starego roku:

- Buuuuum!!!

27,388
9.49/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.49/10 (37 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (8)

Jakub · 14 stycznia 2019

0
0
Poprzednie też było ciekawe, po poprawkach uważam że jest świetne

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

historyczka · Autor · 14 stycznia 2019

+1
0
Chciałam tu zastosować klamrę- od huku wystrzału zaczyna się opowiadanie i na wystrzale petardy kończy. Ale nie wiem, czy udało mi się osiągnąć zamierzony efekt...

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

kuba · 14 stycznia 2019

0
0
Niestety nie zauważyłem.. ale może jestem niewystarczająco bystrym czytelnikiem 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Pokątnie uściski · 17 stycznia 2019

0
0
Witaj! 🙂
"woń markowych perfum" - jakie znaczenie dla historii ma czy to markowe perfumy? A może po prostu oszałamiającą mają woń? Może pachną interesująco? Albo niezwykle? Może są mocne, delikatne, narkotyczne, niepokające, odurzające lub oszałamiające, a może po prostu warto opisać tą woń, zamiast zdawac się na markę? Drzewo sandałowe i piżmo z nutą gorzkiej pomarańczy mówi znacznie więcej niż markowe czy nazwa marki. Nigdy nie kierowałem się nazwą, tylko nosem kupując zapach. A taki młody, zaparowany człowiek - cóż wie o markowości perfum? Ale zapewne coś czuje i chyba to chcesz opisać, tak? 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Pokątnie uściski · 17 stycznia 2019

0
0
To samo tyczy żurku trochę niżej - czy barszcz lub rosół podobnie nie zwolniony z obowiązku konwersacji? No tylko ta "nie dla psa kiełbasa" usprawiedliwia żurek.
.
.
.
Taaa, wiem - i jaja. 🙂) Ja odbieram to jednak raczej komicznie i nie do końca pasuje mi do historii. 🙂
Przepraszam, że walę tak komentarze, ale komórka często mi wylogowuje tekst Z napisania... 😛

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Pokątnie uściski · 17 stycznia 2019

0
0
"Tak, powiedzieli mi: Sehr gut Wladimir. "
Czy nie powinno być tu przecinka? Czy n8e przypadkiem Vladimir? Czy, po tym dowcipie z historyczką, 'śmiechem nie było konca'?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Pokątnie uściski · 17 stycznia 2019

0
0
"W odróżnieniu do"
od - akcja się zagęszcza... 😛

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

historyczka · Autor · 18 stycznia 2019

0
0
Dzięki za serię uwag!
Im bardziej czepialskie, tym bardziej zmuszają do porządnego pisania tekstu.

Co do markowych perfum - ich celem miało być wykazanie jak elegancką damą jest Marta.

Co do śmiechu - nie do końca zrozumiałam - ale Marta miałaby udawać że ją suchar śmieszy?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.