Autokarowa love
2 września 2014
20 min
Przyjemności!
Nigdy nie sądziłam, że takie przygody pojawią się w moim spokojnym życiu. Ale może zacznę od początku, bo nie lubię historii zaczynających się gdzieś w połowie ich trwania.
Jestem Ola, dwudziestopięcioletnia pilotka wycieczek. Zaraz po maturze zdecydowałam się na studia na kierunku turystyka i rekreacja, które dały mi uprawnienia pilockie. Od małego uwielbiałam podróże, a dodatkowa praca z ludźmi daje mi ogromną satysfakcję, także nie widzę dla siebie innego miejsca w świecie. Spełniam się zawodowo, uczuciowo nie bardzo, bo nie spotkałam jeszcze tego jedynego, z którym chciałabym spędzić resztę życia.
A ta opowiastka dotyczyć będzie wspomnień z mojego pierwszego i długo wyczekiwanego wyjazdu za granicę.
Znacie takie uczucie szczęścia, które kumuluje się w całym ciele, dając takie uczucia, które trudno opisać słowami? Ja nie znałam, dopóki nie dostałam swej pierwszej umowy z biurem podróży. Nieopisana radość, szok i zaskoczenie, że to właśnie ja, z kilkudziesięciu kandydatów zostałam wybrana. Ja, taka niepozorna Ola, co ma jeszcze pstro w głowie! Mam pracę – krzyczałam, idąc do domu. Trzy dni później miałam wyjeżdżać w pierwszą podróż – do jednego z najbardziej znanych kurortów wypoczynkowych zachodniej Hiszpanii. Nie mogłam się odczekać! W głowie układałam wizje mojego pierwszego pilockiego wyzwania. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść, sprawdzałam mapy, przewodniki, pogodę na zmianę, musiałam się czymś zajmować, bo ekscytacja nie pozwalała na normalnie życie bez myśli o nadchodzącej podroży.
I w końcu nadszedł ten moment, gdy zauważyłam podjeżdżający autokar naszego biura podróży, który miał mnie zabrać z najbliższego przystanku w pobliżu mojego domu. Szybkie pożegnanie z siostrą i w drogę! Wchodząc do pojazdu pospiesznie przywitałam się z dwoma kierowcami.
- Cześć, Ola jestem – podałam rękę każdemu z nich.
- Maciek, miło mi. – młodszy, który był w trakcie prowadzenia, nie odrywał nawet oczu od drogi.
- Piotr, mam nadzieję, że będzie nam się miło współpracowało. To twoja pierwsza podróż, tak? – zapytał starszy z nich, który wydawał mi się bardzo sympatycznym człowiekiem. – Mamy jeszcze jakieś piętnaście minut do odbioru pierwszych turystów. Siadaj. – wskazał mi na miejsce obok siebie zaraz za kierowcą.
- Dzięki. Trochę się denerwuję tak długą jazdą. I przede wszystkim nie wiem, na jakich ludzi trafimy. – W tamtej chwili uzmysłowiłam sobie, że tak do końca nie wiem, co może się stać, nie potrafię przewidywać. Zaczynałam się denerwować na poważnie.
- Nic się nie denerwuj. Damy radę. W kupie siła, o jazdę nie masz się co martwić, Piotr to najlepszy kierowca u nas w biurze, ja podobno też nieźle jeżdżę. Takie pogłoski chodzą. Miło będzie, uwierz. – odezwał się Maciek. Nie był zbyt wiele starszy ode mnie. Mógł mieć ze dwadzieścia osiem lat. Biła od niego taka pewność siebie, której nie cierpię u mężczyzn. Taki król świata. Czułam, że nie polubię go za szybko. – Poza tym, co może się stać tak pięknej pannie? – próbował sypnąć żartem, który mu totalnie nie wyszedł. Na szczęście Piotr wybrnął z sytuacji.
- Nie podrywaj nam Aleksandry, niech się dziewczę jeszcze łudzi, że masz jakieś resztki godności. I nie jedź tak szybko. – Uśmiechnął się do mnie i podał teczkę z logo naszego biura. – Wracałem od szefowej, kazała ci to przekazać. W środku masz harmonogram wyjazdów na następne trzy miesiące. Także powodzenia i witamy na pokładzie! – Na pierwszy rzut oka widać było, że lubi swoją pracę. I nie był tak stary, jak oceniłam go zaraz po wejściu. Mógł mieć ze trzydzieści pięć lat, może ciut więcej. Włosy z wyraźną domieszką siwizny nadawały mu jakiejś powagi i mądrości. No dobra, nie był stary, tylko wcześnie osiwiał. Był bardzo dobrze ubrany, a to coś, co u mężczyzn cenię. Klasa i prostota.
Pobieżnie przejrzałam moją rozpiskę. W przeciągu dziewięćdziesięciu dni szykowało mi się aż czternaście wyjazdów. Witaj przygodo!
***
Podróż mijała nam bez żadnych większych ekscesów. Ludzi zabieraliśmy z czterech przystanków, wszyscy wydawali się bezproblemowymi pasażerami. Całe szczęście, że tak było. Nie zadawali głupich pytań, nie marudzili, nikt nie miał pretensji o korek na autostradzie. Sielanka.
W nocy większość pasażerów spała, a drugi kierowca, Maciek, smacznie pochrapywał na fotelach za kierowcą. Zazdrościłam im. W sumie i ja mogłam się zdrzemnąć, ale nigdy nie potrafiłam spać w podróży. Obserwowałam uciekające światła lamp z niemieckich autostrad, liczyłam samochody, nie mogłam zmusić się do snu. Moje pilockie siedzenie było na tyle wygodne, że nie narzekałam na ból kręgosłupa, ale marzyłam o tym, by wyprostować nogi. Spojrzałam na Piotra. Jak on pewnie prowadził. Patrzył się przed siebie, oburącz trzymając kierownicę. W tle cicho pobrzękiwała jakaś niemieckojęzyczna stacja radiowa. Przyglądałam się profilowi mężczyzny, gdy z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
- Coś się dzieje? Brudny jestem? – obdarzył mnie przelotnym spojrzeniem. – Nie wiedziałem, że jestem aż tak ciekawym człowiekiem. Pochlebiasz mi. – zażartował, a mi zrobiło się głupio, że tak jakby naruszyłam jego prywatność.
- Nie, przepraszam, jakoś tak się zmyśliłam. Mogę wyprostować nogi i położyć je na półce? – zapytałam.
- Nie ma sprawy. – odparł po prostu.
Z zadowoleniem zdjęłam trampki i wyprostowałam nogi. Tak to ja mogę jechać!
Znów spojrzałam na Piotra. Był taki spokojny, taki opanowany, a potrafił zażartować, wybrnąć z sytuacji. Pomyślałam o tym, że jeżeli ma dzieci, musi być strasznie fajnym tatą.
- Jak sądzisz, ile jeszcze będziemy jechać? – zapytałam, bo znudziło mi się siedzenie w ciszy.
- Myślę, że za dwanaście godzin będziemy na miejscu już. A co, znudziła ci się już jazda?
- W życiu. Mogłabym tak siedzieć i jechać cały czas. Uwielbiam to. A poza tym – bardzo dobrze prowadzisz. – wysiliłam się na komplement.
- Dzięki, dzięki. Jazda Maćka ci się nie podoba? – odbił piłeczkę. Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdyż usłyszałam zaspany głos drugiego kierowcy.
- Jak się komuś chce obrabiać dupę, trzeba sprawdzić, czy nie śpi. – Razem z Piotrem wybuchliśmy gromkim śmiechem. Jakie szczęście, że zaczynało już świtać...
***
Hiszpania przywitała nas deszczem, a hotel awarią hydrauliki w jednym pionie. Tyle nieszczęść na raz. Rezydent hotelowy miał niemały problem z przydzieleniem pokoi, co było utrudnione przez awarię. Niektóre rodziny przenoszone były trzykrotnie z różnych pięter. Zmęczenie po podróży połączone z irytacją i zdenerwowaniem to naprawdę mieszanka wybuchowa. Na szczęście po ponad godzinie od przyjazdu goście zostali rozlokowani do swoich pokoi, a i ja mogłam nareszcie pójść do swojego lokum. Rzuciłam szybko torbę na łóżko i od razu pobiegłam do stołówki – kilkanaście godzin bez posiłku dawało już o sobie znać. Później zrobiłam sobie spacer po jakże pięknej i tętniącej życiem okolicy. Mimo że jeszcze było jasno, a pora wczesna, marzyłam tylko o tym, by iść spać.
Zadowolona i najedzona, ruszyłam do swojego pokoju.
Gdy otworzyłam drzwi, moim oczom ukazała się obca walizka stojąca na środku pomieszczenia. Sprawdziłam raz jeszcze numer pokoju – wszystko się zgadzało. Czyżby dokwaterowali mi lokatora? Zagadka rozwiązała się po chwili, gdy z łazienki wyszedł Piotr.
- O, już wróciłaś. Brałem prysznic, nie usłyszałem, jak weszłaś do pokoju. Zaistniała taka sytuacja, że Ciebie dali do dwójki, mnie z Maćkiem do jedynki. Maciek się obraził, powiedział, że się nie przenosi, a ja zostałem zmuszony do przenosin. Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza? – Jak on się pięknie uśmiechał! Jednocześnie widać było, że był zakłopotany całą tą sytuacją. Człowiek – zagadka.
- Nie ma sprawy, ale jestem troszkę zaskoczona. Przecież nie będziesz spał na korytarzu. Albo w autokarze. Tu są dwa łóżka i wystarczająco dużo przestrzeni dla nas dwojga. Jadłeś już coś? – zapytałam.
- Tak, byłem na szybkiej kolacji, ale jedyne o czym marzę to łóżko. Także wybacz, ale muszę się rozprostować. – wskoczył na jedno z łóżek i rozciągnął się. W kraciastych spodniach od piżamy i białym tiszercie wyglądał tak domowo. – Jazda za kółkiem potrafi zmęczyć.
Postawiłam torbę na łóżku, wyciągnęłam z niej najpotrzebniejsze rzeczy do wieczornej toalety i udałam się do łazienki.
Prysznic to było to, o czym marzyłam. Zmyłam cały stres ostatniej doby, zmęczenie podróżą, w końcu poczułam, że żyję.
Ubrałam się w piżamę, mokre włosy zawinęłam w turban. Wychodząc z łazienki, usłyszałam, jak Piotr rozmawia przez telefon.
- Tak, skarbie. Wszystko u was w porządku? Jak Majka się trzyma? Grzecznie chodzi do szkoły? A ty jak tam? – weszłam do pokoju na tyle cicho, by nie przeszkadzać mu w rozmowie. – Mówisz, że babcia zrobiła wam pierogów? Ale musicie być zadowolone. Szczęściary. Misia, muszę kończyć. Ucałuj ode mnie małą. Cześć!
Piotr siedział na swoim łóżku, pykając coś na ekranie dotykowego telefonu.
- Rozmawiałem właśnie z córkami. – zaczął rozmowę. Podniosłam głowę i słuchałam. – Mam je tylko dwie i wychowuję właściwie sam, no, teściowa mi pomaga. – wyraźnie się zasmucił. – Miśka ma trzynaście lat, Majka zaledwie dziewięć. – pokazał mi zdjęcie na telefonie.
- Będą z nich piękne kobiety. – powiedziałam po spojrzeniu w ekran. – Musiałeś być młody, gdy urodziła się Michalina, prawda? – zapytałam z ciekawości.
- To znaczy, że aż tak staro nie wyglądam? – zażartował. – miałem wówczas dwadzieścia cztery lata. Żona jest rok młodsza. Szybko zostałem ojcem, szybko zostałem słomianym wdowcem.
Nie chciałam wchodzić w jego prywatność, ale wrodzona ciekawskość nie pozwoliła mi na zachowanie pozorów przyzwoitości. – Przepraszam, że o to zapytam, więc jak nie chcesz, nie odpowiadaj, ale dlaczego powiedziałeś, że jesteś słomianym wdowcem? – przesiadłam się w nogi na jego łóżko.
- Zaraz po narodzinach Majki, moja żona postanowiła wyjechać za granicę po lepszą pracę. Zaczęła od słonecznej Italii, potem była rok w Austrii, pół roku w Niemczech, dwa lata w Wielkiej Brytanii, teraz na stałe zadomowiła się w Norwegii. I zostałem sam z dwoma dorastającymi córkami. Matka kontaktuje się z nimi wyłącznie przez Internet. O, takie to moje małżeństwo. – mówił o tym z wyraźnym bólem. Wcale mu się nie dziwiłam, bo po opuszczeniu rodziny przez współmałżonka nie podniosłabym się szybko. – Ale teraz jest już w porządku, przyzwyczaiłem się do samotności.
- Jesteś bardzo dzielny. Nie załamałeś się, nie prowadzisz otwartej wojny ze swoją żoną. Podziwiam i szanuję takich ludzi. – zaskarbił sobie moją sympatię szczerością – Niejeden mężczyzna szukałby sobie nowej kobiety, która spełniałaby jego potrzeby jako kochanka, nie dbałby o dzieci, może popadłby w nałóg. – Musiałam wyrazić swoje zdanie na ten temat. Jestem okropną gadułą. – Wielki szacun, jesteś tatą na medal. Boże, znam cię jeden dzień a nam historię twojej rodziny. Zabawne.
- Ola, zmieńmy temat, może teraz ty opowiesz coś o sobie? - zachęcił.
Opowiedziałam mu o swoich pasjach, o rodzinie, której nie mam za wiele. Na koniec zostawiłam sobie szczerość za szczerość. Opowiedziałam o swojej uczuciowej pustyni, o ostatniej uczuciowej porażce.
- Po zaręczynach to się myśli o ślubie i wspólnej przyszłości a nie o dupczeniu z innymi kobietami. – podsumował moją historię Piotr. – Ale nic się nie martw. Tego kwiatu to pół światu. – puścił do mnie oczko.
- A trzy czwarte... z resztą nieważne. Takie dwa samotniki z nas. Znamy się dzień, gadamy jak starzy znajomi.
- To źle? Młoda jesteś, życie sobie ułożysz po swojemu, zaufaj mi.
- A ty co? Stary, że dalej w samotności trwasz? – nie mogłam być mu dłużna. Popatrzył się na mnie dużymi zielonymi oczami z taką życiową mądrością, której mógłby mu pozazdrościć nie jeden starszy od niego mężczyzna.
- Żeby to było takie proste... - posmutniał.
Zrobiło mi się niezmiernie przykro, że to ja doprowadziłam go do takiej sytuacji. Przysunęłam się bliżej. Wzięłam jego dłoń między swoje, spojrzałam się w jego oczy i już miałam powiedzieć coś na przeprosiny, coś miłego, coś na pocieszenie, a tym razem to on mnie zaskoczył. Przysunął się bardzo blisko, popatrzył najpierw w moje oczy, zlustrował całą twarz i zatrzymał się na ustach. Wytworzyło się między nami napięcie, które miłym prądem rozchodziło się w podbrzuszu. Chwila przeciągała się w nieskończoność. Jeszcze raz popatrzył w moje oczy, nie wyczytał w nich budującego się sprzeciwu i pocałował mnie. Najpierw delikatnie, zaledwie muskając wargi, potem do mocniejszego pocałunku dołączył niecierpliwy język, który poznawał się z moim. Całował znakomicie z takim żarem, że mogło się wydawać, że parzy mnie swoimi ustami. Nasze zaangażowanie osiągnęło to stadium, w którym do ust dołączają dłonie poznające ciało drugiej osoby. Muskał moje plecy, ramiona, a ja przycisnęłam jego głowę jeszcze mocniej do siebie. Co za cudowne uczucie! Bez udziału umysłu oddawaliśmy się narastającej przyjemności. Mogłoby się wydawać, że pocałunki nie doprowadzają do prawdziwego wrzenia w podbrzuszu. A guzik prawda! Doprowadzają wówczas, gdy druga osoba wie, jak rozognić pożądanie partnera. Tak było w moim przypadku. Nie rozstając się z moimi wargami, pchnął mnie i położył się na mnie. Jaki wspaniały ciężar! Pocałunki stały się bardziej namiętne, bardziej mokre. Jego usta zjechały na moją wrażliwą szyję. Słyszałam, jak jego oddech przyspieszył, jak wzrastało jego podniecenie. I moje również. Zataczał chaotyczne kręgi językiem na szyi i barkach, by po chwili dać mi z powrotem najlepsze namiętne pocałunki w życiu.
Trwalibyśmy tak i trwali, gdyby nie uporczywe walenie do drzwi. Szybko usiedliśmy na łóżku, poprawiłam piżamę i już miałam wstawać, gdy zza uchylonych drzwi wyjrzała głowa Maćka.
- Siemano, idę na piwo, idziecie... - spojrzał na nas i chyba zrozumiał, co przed chwilą zaszło. – dobra, nie przeszkadzam. – I już go nie było.
Popatrzyłam w te najpiękniejsze zielone oczy, rumieniąc się. Wstał, myślałam, że teraz podejdzie do mnie, a on zabrał bluzę, spodnie, szepnął ciche „przepraszam” i wyszedł z pokoju. Stałam oniemiała. Nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. Wykazywał przecież tyle inicjatywy, żaru, zaangażowania. Musiałam się przewietrzyć, wyszłam na balkon.
Zbeształam się w myślach, że do takiej sytuacji dojść nie powinno, ale na samo wspomnienie jego pocałunków, dłoni, robiło mi się ciepło i błogo. Nigdy bym nie podejrzewała, że stać mnie na taką swobodę w zachowaniu z właściwie obcym mężczyzną. Na miłość boską! Ja go prawie nie znam. Hormony i długa samotność zrobiły mi kisiel z mózgu. Stałam na balkonie, obserwując pustoszejące już baseny hotelowe. Odeszła ochota na sen, na odpoczynek, przyszły za to niechciane myśli, rozważania o zaistniałej sytuacji. Dlaczego tak postąpił? Dlaczego sam zaczął? Dlaczego nie powiedziałam nie? A przede wszystkim: dlaczego po tym wszystkim odszedł tak po prostu? Zdałam sobie sprawę, że do tego zdarzenia przyczyniło się nasze opowiadanie o przeszłości. Wylane smutki, gorycz, samotność zbliżyły nas na tyle mocno, że do takiej sytuacji dojść musiało.
Stałam oparta o balkonową barierkę, rozmyślając. Ochłonęłam już na tyle, by niechciane łzy nie spływały strugami po policzkach, jednak na samo wspomnienie minionych pocałunków, zaczynałam wrzeć. I to wszystko przez mężczyznę starszego ode mnie o prawie piętnaście lat. Doświadczonego, z dziećmi, żoną w separacji. Przez mężczyznę, którego znam jedynie dzień. Zwariowałam. I wówczas zdałam sobie sprawę z tego, że gdyby nie Maciek, zapewne kochalibyśmy się. I wcale mnie ta myśl nie drażniła. Odpowiedziałam sama sobie, że Piotr mi się spodobał. Dojrzały, opanowany, pełen jakiejś życiowej mądrości, przystojny, elegancki. Gdybym znała go dłużej, uznałabym go za chodzący ideał. W tamtej chwili mogłam jedynie powiedzieć, że hormony stworzyły wokół niego magiczną aurę ideału. Po raz kolejny doszło do mnie, że zwariowałam.
Z zadumy wyrwały mnie odgłosy stawianych kroków zmierzających w kierunku balkonu. Piotr wrócił. A co, jeżeli teraz będzie zły na mnie i na siebie? A co, jeżeli będzie chciał zakończyć naszą znajomość, nie będzie się odzywał? Natłok myśli zbombardował mój umysł.
- Oleńko... przepraszam. Przepraszam, że do tego doszło, że uciekłem jak tchórz. Ale za dużo tego wszystkiego na raz. – poczułam, jak muska moje ramię jakimś kwiatkiem. – To dla ciebie, na przeprosiny. Zapominamy czy będziemy się na siebie gniewać?
- Dlaczego? – tylko tyle zdołałam z siebie wyrzucić.
- Jesteś młoda, piękna, inteligentna, nie zawracaj sobie głowy osobą z tak zagmatwaną historią.
- Pieprzysz głupoty. Daj mi, proszę, spokój. Chcę iść spać. – chciałam go wyminąć, wyjść, jednak zablokował mi przejście. – Puść. Najpierw sam zaczynasz, potem uciekasz. Jak jedziesz w długą trasę również jesteś taki niepoważny? Zastanów się! – byłam zła, na siebie, na niego, na cały świat. Wyrwałam mu się, dobiegłam do łóżka i zakopałam się z pościeli jak małe dziecko. Kompletna wariatka. Nie wiedziałam, czego chcę. A może wiedziałam, ale nie chciałam tego przed sobą odkryć. Za dużo sprzecznych uczuć na raz.
***
Obudziłam się w środku nocy, czując podmuch świeżego powietrza na twarzy. Rozejrzałam się po pokoju, Piotra nie było, łóżko miał idealnie zasłane. Niezamknięte drzwi balkonowe były sprawcami nieoczekiwanej pobudki. Wyszłam na balkon i zastałam tam Piotra opartego o barierki, w ręce nadal trzymał przywiędnięty już kwiatek, który miał być prezentem przeprosinowym dla mnie.
- Powinieneś się położyć, jutro wieczorem jedziemy z powrotem, masz pierwszą zmianę. Musisz być wypoczęty. – drgnął na moje słowa. – nie chciałam cię przestraszyć. – Podeszłam bliżej niego. – Przepraszam za mój wybuch. Za całą sytuację. Głupio wyszło.
- Wyszło jak wyszło, ale z mojej winy. Strzeliło mi coś do głowy. Za dużo doznań, za blisko byłaś i wiesz, jakby się to skończyło, gdyby nie Maciek. Chyba trzeba mu za to podziękować? – Szturchnął mnie w ramię – To jest kandydat dla ciebie, a nie ja, taki staruch.
- Pieprzysz głupoty. Maciek to zwykły lowelas, a ty się w moje życie uczuciowe nie wtrącaj, skoro tak bardzo się poniżasz. Jesteś młody, w sile wieku, lekko ponad dziesięć lat starszy ode mnie, powinieneś korzystać z życia. – potok słów wypływający z moich ust zaskoczył i jego i mnie. Odwróciłam się i już chciałam wejść do sypialni, kiedy poczułam ucisk na ręce tak silny, że przekręcił mnie z powrotem w kierunku Piotra. – Ale ty jesteś uparta. Nawet zniechęcić się nie dasz. – nic więcej nie dodał, bo znów mnie pocałował. Z nie mniejszym żarem niż wcześniej. Zaskoczona odpowiedziałam na to wezwanie spragnionych ust. Staliśmy tak na balkonie przytuleni do siebie, czerpaliśmy wzajemną przyjemność z bliskości. - Idź spać, jutro ciężki dzień. - Patrzył na mnie zamglonymi oczami. - Ja też już idę, idź. - Cmoknął mnie w czoło. - Kolorowych snów.
Wracałam do łóżka jak na skrzydłach. Nasze jednodniowe perypetie można by było przedstawić jako kilkudziesięcioodcinkowy argentyński tasiemiec. Nie znam go prawie, a na samą myśl o nim, czuję się jak zakochana małolata. Po raz kolejny powiem: zwariowałam. Usnęłam bardzo szybko, bo nie musiałam martwić się o naszą zagmatwaną sytuację.
***
Obudził mnie gwar ludzi znad hotelowych basenów. Śmiechy i krzyki mogą być bardzo intensywne. Rozejrzałam się po pokoju. Piotr spał odwrócony do mnie plecami. Klatka piersiowa miarowo się poruszała. Wzięłam kosmetyczkę, ręcznik i udałam się pod prysznic. Dzisiaj w planie miałam szybkie zwiedzanie tego turystycznego miasteczka.
Strumień wody miło obmywał ciało i przywrócił pamięć o wczorajszych wydarzeniach. Zawrzało w podbrzuszu, zwilgotniało między udami. Czemu myśl o nim mnie tak podnieca? Dłoń samoistnie zawędrowała w dół brzucha, palce musnęły nabrzmiewającą łechtaczkę, zagłębiły się w środku. Och, gdyby to nie były moje palce... Dość! Tak być nie mogło. Przerwałam przyjemną czynność, szybko skończyłam kąpiel. Cholera! Zapomniałam ubrań z pokoju. Owinęłam się ręcznikiem, po cichu udałam się do torby, nie chciałam obudzić Piotra. Ale on już nie spał. Siedział na łóżku śledząc każdy mój ruch swoimi zielonymi oczami.
- Cześć, wyspałaś się? - uśmiechnął się. - Masz jakieś plany na dzisiejsze przedpołudnie?
- Myślałam o szybkim zwiedzaniu. Ale najpierw, wybacz, muszę się ubrać. - wskazałam na swój ręcznik. - Wskoczę na chwilę do łazienki jeszcze.
- Nie, ja pójdę, ty się tutaj przebierz. - wstał i wyszedł. - Pójdę z tobą pozwiedzać.
Kurczę, jak on to robił? Niektórzy wezmą mnie za wariatkę i napaloną idiotkę. Uch, trudno.
Wyszedł z łazienki, zlustrował mnie wzrokiem i orzekł: - Pięknie wyglądasz w tej sukience. Idziesz męża szukać? - znów zażartował w taki sposób, jakby chciał mnie od siebie odsunąć.
- Idę, idę poszukam. Może zostanę tutaj z jakimś Hiszpanem i będziesz sobie sam jeździł. Z Maćkiem. - odgryzłam się.
- Jesteś nadal zawiedziona za wczoraj? Nie boisz się takiego starego jak ja? - zapytał, podchodząc bliżej. - Ola, co ja z tobą mam?
- Pieprzysz głupoty. - powtarzam się. Podeszłam bliżej do niego, wspięłam się na palce, dłonie ułożyłam na jego klatce piersiowej i pocałowałam. Zaskoczenie przerodziło się po raz trzeci w namiętność, gwałtowność pocałunków, pragnienie spełnienia. Wplotłam palce w krótkie włosy, spojrzałam mu w oczy i czekałam na reakcję.
- Co ty wyprawiasz? - oczy mu pociemniały, głos zachrypł, starał się utrzymać resztki zimnej krwi.
- Szukam męża. - odparłam. - Muszę wiedzieć, czy się sprawdzisz. - spojrzałam zalotnie. W jego oczach malowało się niedowierzanie, niepewność i pragnienie.
Przytknął gorące wargi do mojej szyi, nagle się oderwał i powiedział: - Jesteś tego pewna? Nic, czego nie chcesz. - słowa były zbędne, ponownie go pocałowałam. Tym razem bardziej namiętnie, bardziej zaborczo. Nie pozostawał bierny, dłonie zsunęły się na pośladki i brutalnie je ścisnęły. Sukienka powędrowała w górę, by po chwili znaleźć się na podłodze. Zostałam w samej bieliźnie. Napięcie jakie się między nami pojawiło nie wymagało komentowania. Szybko rozpiął błękitną koszulę, rzucił ją niedbale na podłogę. Mogłam w końcu zobaczyć, jak wygląda jego ciało. Był szczupły, ale dobrze zbudowany. Nie chucherko, a prawdziwy mężczyzna. Dosyć szeroką klatkę piersiową pokrywały włoski, które schodziły wąskim paskiem w dół brzucha, chowając się w spodniach. Piotr popatrzył mi w oczy, rozpiął spodnie, zsunął je, pozostał w samych bokserkach. Przytulił mnie do siebie, poczułam jego erekcję na brzuchu.
- Jesteś piękna! - tylko tyle powiedział, zanim zabrał się za całkowite rozbieranie. Została naga. Bielizna poleciała na drugi koniec pokoju. Popchnął mnie w kierunku łóżka i ułożył na mnie. Powrócił do pocałunków. Ocierał się biodrami o moją kobiecość, raz po raz wyrywając z moich ust jęk przyjemności. Nasze oddechy zdecydowanie przyspieszyły. Ustami zjeżdżał coraz niżej, wodził wargami po szyi, następnie po piersiach. Kąsał i na zmianę ssał wrażliwe sutki, jedną dłonią zanurzył się między moimi nogami i wszedł we mnie dwoma palcami. Świat zawirował, nie kontrolowałam swoich jęków, liczyła się tylko przyjemność, jakiej mi dostarczał.
- Ale jesteś gorąca! - pospiesznie pocałował mnie w usta i ułożył się między moimi udami. Najpierw wargami, następnie językiem zataczał małe kółka na nabrzmiałej łechtaczce. Napinałam całe ciało, przysuwałam się jeszcze bliżej jego ust i języka, by poczuć go jeszcze mocniej i bardziej. Wiłam się jak piskorz na łóżku. Nie, tego było za wiele.
- Skończ się ze mną bawić! - nie mogłam doczekać się, aż wypełni mnie całą. Drżałam w oczekiwaniu. Pospiesznie zrzucił bokserki, ujrzałam dumnie sterczącego i błyszczącego członka. Jęknęłam z podniecenia. Cóż za widok! Popchnęłam go na stojące nieopodal krzesło i usadowiłam się na jego kolanach. Nakierował penisa na moją dziurkę i centymetr po centymetrze opuszczałam się na niego. Popatrzyłam w jego zamglone oczy i zaczęłam podnosić się i opadać. Jego ciche pomruki podniecały mnie. Przyspieszyłam tempo, a z jego gardła wyrywały się jęki. Czerpałam przyjemność, dążąc do spełnienia. Gdy byłam już na krańcu wytrzymałości, Piotr poderwał się szybko, podniósł mnie i przeniósł na łóżko, nakrywając swoim ciałem. Zdecydowanie przyspieszył swoje ruchy, moja krew zaczęła wrzeć, świat wirować, mięśnie drżeć i nadszedł orgazm, który skwitowałam głośnym krzykiem. Zwolnił, by dać mi dłuższą przyjemność. Nadal poruszał się w moim wnętrzu szybko, ale miarowo. Na jego twarzy malowało się skupienie i rosnąca przyjemność. Jeszcze kilka ruchów i wysunął się ze mnie, tryskając mlecznobiałą spermą na mój brzuch.
Położył się obok mnie, starając się uspokoić szybki oddech. Wziął moją dłoń i pocałował.
- Dziękuję. - tylko tyle i aż tyle.
- Cii, będziemy mieli czas na rozmowy. - Pocałowałam go czule. - Chyba musimy się zbierać. Niedługo wyjeżdżamy.
- Nie uciekaj ode mnie, mamy jeszcze czas. - Przytulił się do moich pleców, ustami muskając szyję. - Wiesz, że jesteś wspaniała? Wiem, że to banał... Ja jestem banalny i prosty. I stary.
- Nie zaczynaj. - Odwróciłam się do niego. - Dajesz radę jeszcze. - dmuchnęłam mu w twarz. - Nie wydziwiaj. - Pocałowałam. Ułożyłam się na jego piersi i było mi po prostu błogo. Splotłam swoją dłoń z jego i trwaliśmy tak w szczęśliwym milczeniu.
***
Jak ktoś nie wierzy, że można poznać idealnego partnera po dniu znajomości, jest w grubym błędzie. Jadąc jako pilot, nie liczyłam na nic więcej niż pracę. Los potrafi być złośliwy.
Może opowiastka ta jest romantyczna i banalna, ale prawdziwa, bo moja. I niech pozwoli Wam uwierzyć w miłość i dobry seks tak, jak ja uwierzyłam. Dajcie się ponieść chwili!
Jak Ci się podobało?