Angelique d'Audiffret-Pasquier (I)
15 kwietnia 2010
Angelique d'Audiffret-Pasquier
6 min
Mam na imię Angelique i jestem kurwą. Nie biorę pieniędzy, rozkosz rozdaję za darmo. Jestem kurwą, ponieważ taka się urodziłam. Mówią, że nie można poradzić, na to kim się jest. Nasz los, myśli, upodobania zapisane są w gwiazdach. Czy w to wierzę? Nie wiem, ale patrząc wstecz, nie sądzę, żebym kiedykolwiek miała wybór. Od chwili, kiedy pierwszy raz poczułam, że jestem kobietą, kiedy pierwszy raz obudziły się we mnie ciemne żądze, kiedy ze zdziwieniem odkryłam, ile rozkoszy może dać mi to drobne, kobiece ciało, byłam zgubiona. Ale jeśli wierzyć w gwiazdy i przeznaczenie, byłam zgubiona już wcześniej, kiedy tylko pierwszy raz wciągnęłam w płuca powietrze tego świata i kiedy głośno rozpłakałam się w rękach akuszerki.
Przyszłam na świat w Camargue. Nasz dom leżał wśród zielonych lasów i mokradeł Prowansji. Nasza rodzina zamieszkiwała tam od wieków. Pierwszy d’Audiffret-Pasquier, Luis Jacques, otrzymał ziemię i szlachectwo od samego Karola Wielkiego za zasługi na wielu polach bitewnych. Kiedy myślę o hańbie jaką przyniosłam naszej rodzinie, uśmiecham się, wyobrażając sobie, jak zmartwiłabym mego czcigodnego przodka.
Nasza rodzina nie była zbyt liczna. Nie miałam żadnego rodzeństwa. Ojciec - surowy sędzia, większość czasu spędzał w Paryżu, gdzie, jak dowiedziałam się wiele lat po jego śmierci, utrzymywał sporo kochanek. Dlatego moja matka była tak zgorzkniała i skora do krzyku. Jako dziecko nie wiedziałam jednak o grzechach mego rodzica, więc uznałam ją za wroga i kiedy tylko mogłam, starałam się sprawić jej przykrość. Żałuje tego teraz, ale biegu czasu nie da się przecież odwrócić. Jest to chyba jedyna rzecz, którą zmieniłabym w przeszłości.
Opowiem wam, kiedy pierwszy raz poczułam, że jestem kurwą. Po to przecież piszę ten dziennik i po to wy, czytelnicy, zdecydujecie się pewnego dnia, na kupno tej książki.
Maj zatopił naszą posiadłość, ogrody i okoliczne wzgórza potopem zieleni i słodkich zapachów. Jabłonki i wiśnie obsypały się kwiatami, zakwitły róże, bzy, jaśminy. Miałam jakieś szesnaście lat, nie więcej. Byłam drobnej budowy, ale natura obdarzyła mnie wąską talią, kształtnymi biodrami i pełnymi, stojącymi dumnie piersiami. Mogłam widzieć wzrok, jakimi obdarzali mnie synowie okolicznych właścicieli ziemskich, w trakcie nielicznych przyjęć. Dwa, trzy razy w roku organizował je mój ojciec, chcąc, jak się teraz domyślam, zrekompensować mojej matce swoją nieobecność i niewierność. Choć jednak młodzieńcy starali się łowić mój wzrok i choć kilka razy otrzymałam płomienny liścik, w którym naiwny chłopak pisał o moich pięknych, brązowych oczach i długich, lśniących lokach, nie interesowali mnie wychuchani, wątli paniczykowie. Potrzebowałam czegoś mocniejszego, dzikiego... O tym opowiem w dalszej części tej historii. Teraz chcę podzielić się dniem, kiedy pierwszy raz przebudziły się moje żądze.
W połowie maja, odwiedziła nas kuzynka mojej matki, ciocia Donatienne. Była dojrzałą, czterdziestoletnią kobietą, o klasycznej urodzie - zgrabny nosek, pełne, ale nie prostackie usta, kształtne, nieduże uszy, skrywane pod ciasno spiętymi włosami, z których tylko w kilku miejscach wypływały, czarne loki. Choć miała już swoje lata, czas nie odebrał nic, z jej uroku i świeżości. Co najwyżej dodał jej powagi i aury pewności siebie. Jej pełne piersi ciągle wydawały się sprężyste i młode. Choć jej talia nie była już tak cienka, jak musiała być jeszcze dwadzieścia lat wcześniej, to zgrabne biodra i kształtna, pupa, rekompensowały dodatkową wagę, którą nabyła z wiekiem.
Piszę o jej walorach z obecnej perspektywy. Dla mnie, w tamtym momencie, była to po prostu starsza ciocia, przyjaciółka matki. A przynajmniej pierwszego dnia.
Następnego poranka, po przyjeździe cioci, matka wysłała mnie do jej pokoju, żebym zawołała ją na śniadanie. Zwykle robiła to służba, ale tego dnia wszyscy dostali wolne z okazji festynu w miasteczku.
Wbiegłam lekko po schodach, rozmyślając o tym, co zrobię z resztą dnia i cicho podśpiewując, zapukałam do drzwi. Odpowiedziała mi cisza. Zapukałam jeszcze raz, ale kiedy znów nie usłyszałam odpowiedzi, nieśmiało otworzyłam drzwi i wsunęłam do środka głowę.
W pokoju panował półmrok. Grube zasłony wpuszczały tylko tyle światła, że byłam jedynie w stanie rozróżnić kontury mebli i łóżka, stojącego na środku pokoju.
- Ciociu? - powiedziałam cicho. Nic. Domyślałam się, że ciocia Donatienne musi mieć po prostu mocny sen. Nie chciałam jednak podnosić głosu. Wołałam podejść i spróbować obudzić ją delikatnie, dotykając w ramię. Weszłam do środka. Mój wzrok szybko przyzwyczaił się do półmroku. Ostrożnie podeszłam do łóżka i nagle zamarło we mnie serce. Leżąca na brzuchu kobieta ciągle spała. W ciągu nocy musiało jej być gorąco, gdyż teraz była zupełnie naga.
Pozbawiona rodzeństwa, nigdy wcześniej nie miałam okazji zobaczyć kogokolwiek bez ubrań. Teraz leżała przede mną dojrzała, piękna kobieta.
Serce zaczęło bić mi jak szalone. Nie byłam w stanie zrobić żadnego ruchu. Zastygłam, pochłonięta cichym przedstawieniem. Leżąc na brzuchu, kobieta zadarła jedną z nóg wysoko, tak że kolano prawie dotykało jednej z piersi, wystającej spod ciała. Dzięki tej pozycji, zwykle najbardziej ukrywana część ciała, pokazała mi się w całej swojej okazałości. Wbiłam wzrok w gąszcz włosów wyrastających z krocza, pomiędzy którymi widać było brązową, wielką szparę. Jedyna cipka, której mogłam przyjrzeć się wcześniej, była moją własną, i dlatego, to co zobaczyłam, całkowicie mnie zszokowało. Po pierwsze gęste, kręcone włosy, były kilkakrotnie dłuższe od moich. A poza tym rozmiar! Nie wyobrażałam sobie, że kobiecy srom, może być tak wielki i... dziwny. Pomarszczony, brązowy, z jednej strony brzydki, ale z drugiej...
W tamtym momencie powinnam była wyjść i spróbować zapukać jeszcze raz, głośniej. Tak byłoby najrozsądniej, ale w tamtej chwili nie myślałam jasno. Widok, który zastałam w tym pokoju (ciągle jest to mój ulubiony pokój w całym domu), sprawił, że mój oddech przyśpieszył, nagle stałam się świadoma, jak moje młode sutki ocierają się o materiał garsonki i jak coś ciemnego, gorącego budzi się między moimi udami.
Stałam tak przez kilka minut, nieruchomo, pożerając wzrokiem nagie ciało. Tak jak pisałam, ciocia była pięknie zbudowaną kobietą. Teraz, w tej pozycji, jej tyłek wydawał się ogromny. Wypinał się w górę, kuszący i wzbudzający podziw. Czerń włosów łonowych odbijała się od białości pośladków. Na wysokości talii, biodra zakręcały ostro, jakby wielkie jezioro chciało nagle znaleźć ujście w wąskiej rzece.
Wiedziałam, że nie mogę stać tam wiecznie i że w końcu będę musiała coś zrobić - najprawdopodobniej wyjść cicho na korytarz i zastukać tak głośno, żeby wreszcie dotarło to do śpiącej kobiety.
Już miałam to zrobić, kiedy nagle zobaczyłam, że kobieta poruszyła się przez sen. Zamarło we mnie serce. Jak wytłumaczyłabym swoją obecność? Przerażona czekałam na rozwój wypadków. Ciocia nie obudziła się jednak. Z drugiej strony nie można było do końca powiedzieć, że spała. Jej pośladki ścisnęły się lekko i poruszyła biodrami, przyciskając cipkę do prześcieradła. Po sekundzie znów podniosła biodra, żeby po chwili znów opuścić je i potrzeć się sromem o materiał. Równocześnie z jej gardła wydobył się lekki jęk.
Nie wiem jak udało mi się nie zemdleć. Nie rozumiałam, jaki sens kryje w sobie ta scena, ale czułam, że dotknęłam jakiejś mrocznej, rozkosznej tajemnicy. Całe moje ciało płonęło. Po chwili zauważyłam, że poruszająca się rytmicznie szparka śpiącej (w pewnym sensie) kobiety zostawia na prześcieradle mokry ślad. Tyłek cioci poruszał się coraz szybciej, opadając na łóżko z coraz większym impetem. Również jęki stawały się coraz głośniejsze. Trwało to może z dwie, trzy minuty. Wreszcie, po zamaszystym ruchu, tyłek cioci wypiął się wysoko do góry, naprężone pośladki zadrżały, jakby chwycił je jakiś skurcz, po czym jej ciało opadło z rozmachem na łóżko, czemu towarzyszyło głośne westchnienie - jakby ulgi.
Wiedziałam, że teraz kobieta z pewnością się obudzi. Jak mogłaby spać po takim wysiłku? Wstrzymując oddech, tyłem skierowałam się do drzwi. Kiedy znalazłam się na korytarzu, musiałam oprzeć się o ścianę. Kręciło mi się w głowie. Zanim uciekłam do swojego pokoju, zastukałam głośno do drzwi i spróbowałam zawołać: "Ciociu, śniadanie!". Głos załamał mi się jednak w połowie, ale nie byłam w stanie spróbować jeszcze raz. Pobiegłam po schodach na górę i schowałam się u siebie. Później usłyszałam jak otwierają się drzwi na dole. Ciocia Donatienne schodziła na śniadanie.
Jak Ci się podobało?