Amanda
7 sierpnia 2013
12 min
Cała historia zaczyna się od seksu, bo stanowi on jej nieodłączny element. Właściwie można odnieść wrażenie, że jest on fundamentem miłości Amandy i Aleksa. Tylko czy miłość, w tym wypadku to dobre słowo? Czy możemy mówić o miłości, mając na myśli kobietę twierdzącą, że nie potrafi kochać? Może ona jedynie pożąda? Może mężczyzna ją fascynuje? A jak jest z tym mężczyzną? Czy to na pewno miłość, a nie chora namiętność? Chęć posiadania jej na własność za wszelką cenę?
Czy nie jest tak, że ludzie ci budują zamek na piasku? Zamek, który prędzej, czy później runie, rozpadnie się na milion kawałków, których nie da się posklejać...
Amanda – takie stworzonko, czasem denerwujące, jak to prawdziwa kobietka. Drobne to takie, malutkie, wygadane, pyskate, złośliwe i przewracające życie do góry nogami i to całe na dodatek. Siedzi sobie taki człowiek jak ja. Przyzwoity człowiek, zajęty pracą, no i co się okazuje? Mam przy sobie telefon komórkowy. Takie to małe urządzenie, co pozwala kobiecie trzymać mężczyznę na niewidocznej smyczy emocjonalnej. To wszystko znałem z teorii, ale i z autopsji. Wiedziałem, że kobieta to tylko problem, kłopot i że wszystko w naszym życiu zmienia, a bardziej nieprzewidywalne od niej jest tylko trzęsienie ziemi, albo tornado. Wiedziałem też, że ciągły kontakt nawet smsowy tak nas przywiązuje do tej żeńskiej, gorszej połówki, a przecież lepiej unikać stałości i stałych związków. Czemu kurwa ja nigdy nie spoczywam na teoriach? Po jaką cholerę zawsze chcę takiego doświadczenia doznać na własnej skórze i to kilkukrotnie na dodatek by się przekonać czy zawsze jest tak samo? Odpowiedzi na te pytania to chyba nie znajdę tym bardziej nie teraz i nie po takim przywitaniu, poza tym z Amandą to wydawało się jakieś takie inne, takie paradoksalnie mniej poważne, a jednak najpoważniejsze...
Witam pana doktora, gorąco i namiętnie. Co pan porabia w pracy? – Oto cały sms od Amandy, dwa zdania, a w cholerę dużo... osiągają.
W pracy to się z zasady pracuje moja droga, ale również witam – odpisałem.
Nudzę się!!! – Przeczytałem na wyświetlaczu mojego LG.
Nie musisz krzyczeć.
Poważnie słyszałeś mnie, aż tam?
Pewnie, ja ciebie słyszę nawet gdy cię przy mnie nie ma. Wrócę do domku się przebrać i gdzieś cię wyciągnę, ale uprzedzam będę zmęczony, dziś mam ciężki dzień.
Zapewniam, że przy mnie odpoczniesz – odpisała, a ja właśnie tego zapewnienia się bałem. Przy Amandzie, przecież nie dało się odpoczywać.
Nie lubiłem niespodzianek, od dziecka nienawidziłem niespodzianek. Zawsze dostawałem to czego dostać nie chciałem, albo mnie takimi niespodziankami wystraszali. A tu nagle niespodzianka. Wchodzę sobie do domu, spokojniutko, wszędzie ciemno i nagle błysk. Taki niczym z flesza, tylko, że już nie gasł, a dawał mi po oczach.
– Panie profesorze, chyba wysadziło korki – wyznał ciepły, kobiecy głos. Znajomy głos, Amandy głos, a jej latarka świeciła mi po oczach nadal.
– Gdzie reszta? – zapytałem.
– Kamil u chłopaków, Patryk z Majką u Dominiki. Panie profesorze – dodała po chwili, a ja nie wiedziałem czy się śmiać czy ubolewać nad swoim losem...
– A możesz tak? – zapytałem niepewnie, pokazując jednocześnie dłonią by zniżyła latarkę tak by mi nie napierdzielała po oczach.
– A może i mogę... A może i nie mogę...
– Amanda przeginasz, za moment oślepnę – ostrzegłem groźniejszym tonem.
– Super! – wykrzyknęła.
– Super, że oślepnę? – dopytywałem.
– Nie panie profesorze, chociaż i to by miało swoje dobre strony. Wyostrzył by się panu profesorowi inny zmysł, i kto wie, może to byłby nawet dotyk – odpowiedziała tak teatralnym tonem, że mimo woli się uśmiechnąłem.
Oddaliłem się w kierunku puszki z korkami by wcisnąć ten magiczny guziczek i rozjaśnić sobie całą sytuacje, ale niestety – korka brakowało.
– Amanda, to nie jest śmieszne.
– A co nie jest śmieszne panie profesorze? – zapytała ta pomysłowa kobietka stając przy moim boku w sekundę. – Może panu poświecę? – dopytywała.
– Chyba oczami, zanim się zdenerwuje. Daj no ten korek.
– Analny panie profesorze? – zapytała po chwili, a mi odjęło mowę tak jakby na dłużej.
– Że co? – Zdziwiony byłem nie na żarty.
– Że nic panie profesorze, tak mi się tylko skojarzyło – stwierdziła, ale jej dłoń dotknęła mojego uda powyżej kolana i zbliżała się coraz wyżej, w stronę brzucha.
– Dobrze, chcesz się bawić. To się zabawimy – powiedziałem cicho sam do siebie. Połowę mojej wypowiedzi zapewne usłyszała, ale zdawała się tym nie przejmować.
– A wie uczennica jakie to nieprzyzwoite tak odwiedzać nauczyciela w domu i wprowadzać jemu egipskie ciemności. To może na człowieka w średnim wieku podziałać jak silny bodziec erotyczny i to bardzo silny – mówiłem zbliżając się do niej wolnymi kroczkami, aż w końcu pleckami dotknęła ściany.
– I co teraz panie profesorze? – dopytywała patrząc mi bezczelnie w oczy, widziałem te jej błękitne iskierki.
– A teraz to uczennica Amanda Wieczorek powinna się chyba przekonać, że profesorowie miewają ciężkie dłonie, nie sądzisz? – zapytałem.
– Nie, nie sądzę. Istnieje coś takiego jak nietykalność cielęca panie profesorze Górski.
– Co jak co, ale na ciele to ty mi zupełnie nie wyglądasz – wypaliłem nagle i zacząłem się sam śmiać ze swojego żartu, a ona się naburmuszyła.
– No i zepsułeś całą zabawę! – warknęła i tupnęła nóżką.
– Ja cię naprawdę przepraszam, uwierz starałem się jak mogłem, ale to w ogóle jakaś paradoksalnie głupia sytuacja – wyjaśniłem tej małej blondyneczce.
– Oj nie, nie, nie. To jest źle. Ja staram się wprowadzić do naszego związku odrobinę pikanterii, staram się jak żadna inna zapewne, a ty nazywasz to głupią sytuacją.
– Paradoksalnie głupią – poprawiłem ją.
– No właśnie, i psujesz całą zabawę i mój trud włożony w przygotowania – poskarżyła się.
– Straszne, daj tą latarkę – warknąłem i nie czekając na jej reakcje wyrwałem jej latarkę z dłoni.
– W ogóle mnie nie doceniasz.
– A co tu do doceniania? Wzięłaś od Majki klucze i wyjęłaś korek, strasznie się napracowałaś, niczym pułkownik we wojsku na polu bitwy – odpowiedziałem z uśmiechem i drwiną, a ona była już bliska łez zapewne, jak to każda kobieta. No mogła też wręcz przeciwnie być wściekła jak osa, ale co mnie tam. Ciemno było to nie widziałem jej stanu, a tego czego człowiek nie widzi to mu jakoś mniej przeszkadza.
– Jesteś wredny, bo rudy.
– A ty pusta bo blond. Daj ten korek – wywarczałem niemal przez zęby i odwróciłem się do niej świecąc na nią latarką, bo wcześniej to świeciłem do skrzynki czy gdzieś tam go czasem nie ukryła, przecież nie od dziś wiadomo, że pod latarnią najciemniej. – Amanda, ja ci proszę, nie rób mi dziś na złość – dodałem wyciągając przed nią swoją dłoń, wewnętrzną stroną ku górze.
– Ojejku, bo się zaraz popłakasz.
– Amanda nie dyskutuj, tylko oddaj bo mnie od tej ciemności już łeb zaczyna boleć, a od światła tej latarki to oczy. Natychmiast powiedziałem! – to zdanie musiałem wypowiedzieć na tyle ostro, że zadziałało i już za moment cały salon i korytarz zapalił się. Oczywiście nie ogniem, a światłem.
– Zepsułeś zabawę – poskarżyła się po raz kolejny i popchnęła mnie w ramie, nie zbyt mocno, ale ze złością, co było wyczuwalne zarówno w geście jak i jej postawie.
Dopiero teraz się jej przyjrzałem. Granatowa, krótka spódniczka, taka w kratkę. Do tego białe podkolanóweczki, mój wzrok nawet nie musiał sięgać wyżej, domyślałem się co tam zastanę. Guziki granatowego sweterka były rozpięte do samego pępka, biała bluzka zawiązana tak, że pępek był na wierchu. Zacząłem podziwiać płaskość jej brzucha, chłonąć go, aż tu nagle dojechałem wzrokiem do dekoltu, chciałem go wyminąć i spojrzeć jej w oczy, ale nie potrafiłem.
– Oczekiwałaś odrobiny pikanterii młoda damo, czyż nie? – zapytałem i nie czekając na odpowiedź chwyciłem ją mocno za ramie prowadząc do swojego pokoju. – Ja już ci dostarczę takiej pikanterii, że ci się na całe życie odechce takich numerów – warknąłem przez zęby, dosłownie wrzuciłem ją do swojego pokoju tak, że wpadła na łóżko siadając na nim.
– Chyba, chyba prawie na pewno nie o to mi chodziło – wybełkotała i wstała w chwili gdy ja opadłem na łóżko.
– Ale podejdź no do mnie.
– Może jednak nie? – rzekła pytająco i stanęła tak, że plecami dotykała samej ściany.
– Mnie się wydaje, że jednak tak. Podejdź Amando.
– Mnie się wydaje, że, że, że, że nie – wyjęczała po raz kolejny.
– Uczennica, która ma czelność odwiedzić profesora w domu pół naga boi się kilku klapsów, niesłychane zjawisko. A przecież uprzedzałem, że mam ciężką rękę. Było trzeba słuchać za pierwszym razem, a teraz podejdź, proszę.
– Nie – odparła i pokręciła głową na boki.
– A słyszałaś, że klaps w pupę to postrach dla małych dziewczynek, co staje się przyjemnością gdy dorosną? – zapytałem z triumfalnym uśmiechem na ustach.
– Zgrywasz się – wypaliła nagle.
– Sprawdź to – rzuciłem jej wyzwanie.
– Sądzisz, że nie sprawdzę, że się boję, tak?
– Sądzę, że tak, że się trzęsiesz ze strachu, tylko się nie popłacz – zakpiłem z niej.
– Sądzisz, że bałabym się klapsa z twojej ręki, przecież ty nawet nie potrafisz uderzyć jak mężczyzna – zaśmiała się w głos.
– Podejdź, sprawdzimy – zapewniłem ją o moich zamiarach.
– Proszę ciebie bardzo – odparła robiąc balona z gumy do żucia i podchodząc do mnie wolnym krokiem, by po chwili usiąść okrakiem na moich udach i zatopić swoje palce w moich włosach.
– Jesteś niemożliwa wiesz o tym? – zapytałem się jej prosto w oczy.
– Coś już kiedyś takiego wspominałeś – rzekła i to były chwilowo ostatnie słowa jakie wypowiedziała bo potem nasze usta spotkały się. Nasze języki odnalazły się w mgnieniu oka, wyczuwałem jak Amanda unosi się i opada na moje kolana, jak sprawia by ten pocałunek był jeszcze intensywniejszy.
– No, ale chyba miała być kara, a nie nagroda? – rzekłem pytająco odsuwając swoją głowę od niej i tym przerywając pocałunek.
– Wiesz no jak chcesz to mogę na przykład tak. – Nie wiedziałem o co jej chodzi, ale gdy pociągnęła mnie za włosy to się domyśliłem.
– To nie fair, ja tobie Amanda krzywdy nie zrobiłem. Jeszcze nie. – Odnalazłem jej nadgarstki, zdjąłem jej dłonie z okolic mojej głowy i odwróciłem ją tak, że znalazła się plecami na łóżku, a ja na niej. Pewnie miałem rozkraczone kolana i ściskałem jej nogi swoimi udami. – Teraz to rozwiążemy. – Mówiłem i czyniłem co głosiłem. Rozwiązałem jej bluzeczkę, moim oczom ukazał się stanik w białym kolorze z popielatymi akcentami.
– Co się tak patrzysz? – zapytała bezczelnie świdrując mnie wzrokiem.
– W bieli wyglądasz tak... tak niewinnie. – To określenie było pierwszym jakie przyszło mi do głowy.
– Jeśli cię onieśmiela to zdejmij – poleciła i zrobiła balona z gumy do żucia.
– Daj mi też spróbować – zaproponowałem i już po chwili wpiłem się w jej usta swoimi. Tak długo bawiłem się językiem w ganianego za tą gumą do żucia, że gdy to się udało to zanim ją przeżułem, pierw musiałem nabrać powietrza.
– Nie uda ci się. – Podpuszczała mnie Amanda jednocześnie zdejmując sweter z siebie, a potem rozpinając moją koszulę.
Zrobienie balona z gumy nie należało do zadań najtrudniejszych więc się udało. Potem wyplułem gumę do popielniczki, którą ściągnąłem z parapetu i dałem zsunąć sobie z ramion koszulę.
– Masz zajebistą klatę – skomplementowała, w sumie mnie tym zawstydzając, bo nie byłem przyzwyczajony do komplementów, chyba, że to ja je rozdawałem. – I te szerokie barki – ciągnęła dalej Amanda swój zachwyt, a ja w tym czasie znów położyłem ją na łózko jednym pchnięciem i zsunąłem jej majtki do kolan.
– Wiedziałem, że masz pod kolor – skomentowałem.
– A ja wiedziałam, że spódniczkę i podkolanówki zostawisz na miejscu.
– Złap mnie za kark – poleciłem, po czym sam wstałem z łóżka i złapałem pod pośladkami. Przeniosłem się z tą piękną, zgrabną blondyną aż do samego biurka. Jej tyłek spoczął na drewnianym, zimnym blacie, a ja począłem rozpinanie paska przy spodniach.
– Panie profesorze, chyba ma pan problem.
– Jaki? – zapytałem nadal mocując się z tym przeklętym paskiem, który się zaciął, albo chuj wie co z nim było, ale za cholerę nie chciał się rozpiąć.
– Podejdź – poleciła. Uczyniłem jak prosiła i patrzyłem w skupieniu jak jej pewne, nietrzęsące się dłonie oswobadzają mnie z tego skórzanego pacha, a potem sięgają do mojego rozporka. – Widzisz? Wystarczyło spokojnie, nie tak nerwowo.
Kiedy zsunęła moje spodnie już do połowy moich ud, łokciami oparła się na biurku i rozkraczyła uda. Delikatnie dłonią sunąłem po jej nóżce, od kolana aż do krocza.
– Masz paseczek startowy – zdziwiłem się bo nie zauważyłem tego dziś rano.
– Jaki ty trywialny czasem jesteś. – Padło oskarżenie, ale po chwili nie było już tak bardzo ważne, właściwie to wcale się nie liczyło. Teraz całowaliśmy się, Amanda błądziła po moich plecach swoimi pazurkami i opuszkami, a ja drażniłem jej czułe miejsce środkowym palcem jednej z moich dłoni.
Kiedy uznałem, że gotowa jest by mnie przyjąć w sobie natychmiast zaniechałem ruszania palcem, odsunąłem się od niej na krok, zsunąłem slipy i usadowiłem się pewnie między jej udami. Amanda była jak w transie, a to sprawiało mi niewyobrażalną radość. Dla mężczyzny to komplement, że w wieku trzydziestu lat potrafi doprowadzić taką małolatę na szczyty jej pragnień seksualnych. Poruszałem się pierw wolno, ale po zrobieniu dwóch ruchów kolistych w jedną i drugą stronę, zmieniłem taktykę. Teraz wolno wychodziłem, ale pchałem do przodu w ekspresowym tempie, by potem znów zwolnić, znów wolno wychodzić i pchnąć jeszcze mocniej i szybciej. Patrzyłem ze spokojem jak przy każdym moim ostrym "do przodu", Amanda też leci do przodu pochyleniem, jakby jej sprawiało to ból, ale wiedziałem, że jest jej przyjemnie inaczej by zakomunikowała. Kiedy westchnęła głośniej, by potem zajęczeć, aż wreszcie krzyknąć coś niemającego znaczenia byłem już pewny, że jest jej dobrze, a mnie... miałem nadzieje, że mimo tego, że mnie jest doskonale to jej jest choć troszeńkę lepiej. Po wszystkim odchyliła głowę na bok i oparła się o regał z książkami, ja podtrzymałem ciężar swojego ciała na dłoniach usadowionych tuż za nią. Czułem jej włosy na swoim ramieniu, były wilgotne, choć to ja ni mogłem złapać oddechy. Moja dziewczyna należała do takich kobiet, które dochodzą tylko przy długim i intensywnym seksie, krótko i nazbyt nudno nie miało przy niej nawet sensu, bo by prędzej przerwała niż pozwoliła takiemu obibokowi dojść w niej. Nagle moje myśli przerwało pukanie w ścianę.
– O kurwa – usłyszałem głos Amandy.
– Nie przejmuj się, też nie słyszałem kiedy wrócili – odpowiedziałem pewnie i podciągnąłem slipy i dżinsy.
– Nie wyjdę stąd teraz, nie pokażę się im na oczy. Myślisz, że było mnie słychać?
– Mam nadzieję, że było, inaczej by Patryk miał ze mnie niezłą polewkę, że nawet kobiety do krzyków z rozkoszy nie potrafię doprowadzić, gdy mam ją podaną na tacy, chętną i gotową.
– Z tą chętną i gotową, to nie przesadzajmy. Myślisz, że dam rade przejść niezauważona? – dopytywała.
– Myślę, że zostaniesz na noc. Zeskocz z biurka, usiądź wygodnie na łóżku, albo w którymś z foteli, a ja zrobię coś do jedzenia. Na co masz ochotę?
– Sama nie wiem – odpowiedziała zastanawiając się jednocześnie i przechodząc z jednego miejsca do tego wskazanego przeze mnie. Ja w tym czasie kiedy ona szukała za łóżkiem bielizny wytarłem blat biurka chusteczką higieniczną i wrzuciłem ją do srebrnego, małego pojemnika na śmieci, który miałem w pokoju.
Jak Ci się podobało?