Adam i Ewa, czyli spotkanie walentynkowe (I)
5 marca 2019
Adam i Ewa
41 min
Oczywiście wszelkie uwagi, poprawki, korekty są bardzo mile widziane. Tak samo jak krytyka - nawet ostra, byle konstruktywna. Także zapraszam do komentowania.
Z poważaniem
Agnessa
Westchnął ciężko, opierając się o umywalkę. Z zaparowanego lustra spoglądała na niego niewyraźna sylwetka wysokiego, trzydziestokilkuletniego szatyna. Zadbanego, atrakcyjnego, podobno nawet przystojnego. Ale też ze zmęczoną, przygnębioną twarzą i pełnymi rezygnacji oczami, dysonującymi z wysportowanym ciałem. Obmył twarz chłodną wodą, wyprostował się, przeciągnął i krzywo uśmiechnął. Postać w lustrze odpowiedziała tym samym, jakby się z nim drocząc. Mechanicznie sięgnął ręką w prawo, szukając ręcznika, ale trafił w pustkę. A tak, to przecież nie jego łazienka. Nie jego łazienka w nie jego domu.
Drażniący dźwięk dzwonka wyrwał go z wielce absorbującego zajęcia, jakim było gapienie się na zimowe, ołowiane chmury, leniwie sunące za oknem. Chociaż tyle dobrego, że nie było już mrozu. Spojrzał w ekran telefonu i sapnął z nieukrywaną dezaprobatą, ale i tak odebrał. Od pierwszej sekundy w jego ucho wświdrował się wysoki, szczebioczący głos.
– Hej Adam! Słuchaj, mam sprawę. Idziemy dzisiaj do klubu. Wiesz, są walentynki, będą wszyscy… Może też chcesz? Tylko nie mów, że nie masz czasu! Dzieci wróciły ze szkoły, żona z zakupów, dasz sobie sam radę, haha.
No tak, nie ma to jak celne poczucie humoru, haha. Dowcipkowanie z byłej żony i nieistniejących dzieci, haha. Hahaha. Ale z drugiej strony, co właściwie miał do roboty? Kolejny wielce inspirujący wieczór z serialem, filmem, książką? I to w piątek, piąteczek, piątunio? Weźże się chłopie ogarnij, w końcu przestaną cię zapraszać gdziekolwiek i będzie jeszcze mniej zabawnie, niż już jest.
– No dobra, wchodzę w to. Gdzie i o której?
– Eee… – rozmówczyni chyba nie spodziewała się tak szybkiego potwierdzenia, więc zamilkła na chwilę – znaczy idziesz? No super no! O osiemnastej, tam gdzie ostatnio! Mamy zajętą całą lożę! Czekaaamyyy!
Ubrał się zdecydowanie zbyt elegancko jak na okazję, ale przez ostatnie lata tak zżył się z pełnym garniturem, że teraz mógłby w nim chodzić nawet po bułki do dyskontu. A do dziwnych spojrzeń już dawno zdążył się przyzwyczaić. Zresztą coraz mniej obchodziło go nawet zdanie bliskich – przynajmniej teoretycznie – osób, a co dopiero tych całkowicie obcych.
Spóźnił się kilka minut, ale najwyraźniej nikt tego nie zauważył. Zresztą, nawet jeśli, to co z tego? To nie bal u senatora, względnie inny rządowy raut. Odwiesił płaszcz, przywitał się ze wszystkimi gośćmi razem i każdym z osobna. Zamówił może i staromodny, ale nieodmiennie smakujący mu gin z tonikiem i przysiadł na wolnym miejscu w kącie loży. Ignorując porozwieszane wszędzie, obciachowe baloniki, oraz równie tandetną muzykę ryczącą z głośników, zaczął przysłuchiwać się prowadzonym dyskusjom.
– A wiesz, bo mój cukiereczek to ostatnio w szkole…
– Asapy… dedlajny… iwenty…
– A ja to nie lubię rządu, same złodzieje…
– A poprzedni to też złodzieje, tylko bardziej…
Jakoś nie miał ochoty samemu prowadzić tego typu rozmów o „rzyciu”, za to dyskretnie obserwował współtowarzyszy. Nie wszystkich poznawał, ale to akurat go nie dziwiło. Kumpel kumpla, jego dziewczyna, sąsiadka, pani z warzywniaka oraz nieodłączni krewni i znajomi Królika. Wszyscy w podobnym wieku, podobnie ubrani, właściwie tylko jedna osoba wyróżniała się w jakikolwiek sposób z tej dość jednolitej grupy. Siedziała dwa miejsca dalej. Wydawała się dojrzalsza od pozostałych gości, do tego – tak jak i on – ubrała się znacznie oficjalniej niż wymagał tego i lokal i towarzystwo. Kojarzył ją z widzenia, ale mimo intensywnych prób za nic nie mógł sobie przypomnieć skąd dokładnie. W pewnej chwili para siedząca pomiędzy nimi wstała, więc chcąc nie chcąc byli teraz sąsiadami. Uniósł w jej stronę szklankę z drinkiem.
– Adam.
Najwyraźniej ją to zaskoczyło, chociaż założyłby się, że zawczasu i ona zdążyła mu się dobrze przyjrzeć. Po chwili zawahania sama podniosła pokaźny kieliszek, hojnie wypełniony czerwonym winem.
– Ewa.
Miał zamiar poprzestać jedynie na zdawkowych uprzejmościach, ale jego nowa sąsiadka zaczęła zagajać rozmowę. Najpierw nieśmiało, jak to wśród nieznajomych. Ale już po kilku minutach rozgadała się na tyle, że równie niewygodnie, jak i nieuprzejmie, było mu odpowiadać przez dwa puste miejsca. Ostrożnie, żeby nie strącić stojących na stole szklanek pozostałych po ciągle nieobecnej parze, przysiadł się do niej. Nie wiedział, czy był to efekt rosnącej ilości alkoholu, czy chciała się wygadać, czy po prostu miała taka naturę, ale na jego jedno zdanie przypadało jej dziesięć. Albo i lepiej. Ale wcale mu to nie przeszkadzało. Po pierwsze, sam nigdy nie był specjalnie towarzyski i ani nie umiał, ani nie chciał sztucznie podtrzymywać dyskusji. Po drugie, miał idealną okazję, żeby lepiej przyjrzeć się Ewie. Nadal nie przychodziło mu do głowy gdzie ją spotkał, ale spotkał na pewno. I to na pewno nie raz.
Tragicznie dobrany, błyszczący żakiet, przesadne kolory makijażu i lakieru do paznokci oraz ostentacyjna, ciężka biżuteria dodawały jej lat. Z drugiej strony półdługie, modnie przycięte i zaczesane na bok włosy o barwie kasztanowego brązu, poprzetykanego mahoniowymi pasmami, odsłaniały wciąż młodą twarz. Proporcjonalną, atrakcyjną, ale też i oryginalną, jakby z domieszką wschodniej krwi. Może tatarskiej, może jeszcze bardziej egzotycznej? Niewielki, nieco zadarty nosek, dość wydatne kości policzkowe jak i same policzki, i migdałowate w kroju oczy o niedefiniowalnym niebiesko-szaro-zielonym kolorze. I uśmiech, przeuroczy pomimo (a może właśnie dlatego?) drobnej niedoskonałości w postaci lekko cofniętych dwójek. Kiedyś taka nietuzinkowa uroda musiała robić ogromne wrażenie, ale dzisiaj…
Niestety, im bardziej spotkanie się przeciągało, a ilość wypitych napojów wyskokowych rosła, tym Ewa coraz bardziej go irytowała. Nie tylko swoją narastającą nachalnością, nie tylko coraz bardziej jednoznacznymi spojrzeniami i raczej dosłownymi sugestiami na temat jego atrakcyjności, ale i poruszanymi tematami. Fakt, że jego życie rodzinne od dłuższego czasu stanowiło obraz nędzy i rozpaczy, nie oznaczał od razu, że miał ochotę dzielić się swoimi problemami ze wszystkimi dookoła. Zwłaszcza tymi wszystkim, z którymi rozmawiał po raz pierwszy w życiu. W końcu postanowił opuścić towarzystwo i zaczął się żegnać, co spowodowało energiczne protesty, nie tylko ze strony Ewy.
– Adam, już wychodzisz? Tak wcześnie? Masz coś pilnego? – rozległ się chór pytających głosów.
– Tak, wprowadzać w życie plan zawładnięcia nad światem. Przy pomocy jeży. Hord ludożernych, szablastozębnych jeżorów – nie miał ochoty na jakiekolwiek tłumaczenia. Wychodził i już.
– Słuchaj, czy możesz… może odwieziesz Ewę. Mieszkacie niedaleko, a chyba dobrze wam się rozmawiało. Cały wieczór razem, no wiesz…
To naprawdę tak wyglądało? Tylko skąd wiedzieli, że… I nagle sobie przypomniał. Faktycznie, widywał Ewę „na dzielnicy”. Może w sklepie, może u fryzjera, może w parku? Co nie znaczyło, że miał ochotę robić za jakiegoś anioła stróża wieczorową porą. Ale westchnął tylko z rezygnacją i potwierdzająco kiwnął głową.
Dopiero kiedy wyszli z klubu i milcząco czekali na taksówkę, zauważył że byli z Ewą prawie równego wzrostu. Czyli nawet biorąc pod uwagę jej lekko napuszone włosy i kozaki na wysokim obcasie, oznaczało to że musiała mieć około metra osiemdziesięciu. I znacznie pełniejsze kształty, niż wcześniej ocenił.
W czasie jazdy Ewa nadal nic nie mówiła, za to praktycznie cały czas albo niespokojnie szukała czegoś w torebce, albo równie nerwowo przeglądała telefon. On też nie przerywał ciszy, skupiając się na obserwowaniu przesuwającego się za szybą miasta, które mimo wieczoru wcale nie układało się do snu. Dopiero kiedy taksówka wreszcie zatrzymała się przed niewyróżniającym się niczym szczególnym, peerelowskim klockiem schowanym za zbyt długo nie przycinanym żywopłotem, Ewa znowu zaczęła go nagabywać. Ale tym razem uprzejmie, aż nazbyt grzecznie, ewidentnie przepraszając za całą tę sytuację.
– Adam… może wejdziesz? Wiesz, nie jest jeszcze późno… chciałabym cię zaprosić na… na ciasto i kawę.
– Nie wiem, nie bardzo mi pasuje, a poza tym… – zaczął się tłumaczyć.
– Proszę, będzie mi bardzo miło i… – przerwała mu w pół słowa – i przecież mamy walentynki!
Zastanowił się krótką chwilę i doszedł do wniosku, że ostatecznie nie był to taki zły pomysł. Po pierwsze, był już w zdecydowanie lepszym nastroju, jakby w trakcie podróży zrobiono mu dobry, relaksujący masaż. Po drugie, tak najbardziej prozaicznie, zdążył nieco zgłodnieć. Po trzecie, nie miał daleko do domu – dziesięć, może piętnaście minut energicznym krokiem – a pogoda, mimo chłodu, nie była jakoś specjalnie nieprzyjemna czy zniechęcająca. I ostatecznie, zanim Ewa nadużyła napojów wyskokowych, rozmawiało im się całkiem dobrze. Chociaż, co też musiał przyznać, dosyć jednostronnie. Trochę niezręcznie wyszło, że nie miał dla niej chociaż symbolicznego drobiazgu z okazji święta zakochanych, ale ostatecznie skąd miał wiedzieć, że będzie takowego potrzebować? A przede wszystkim, najpierw musieliby być zakochani. A na to się nie zanosiło. Przynajmniej na razie.
Odprawił taksówkę i już po kilku chwilach siedział w salonie na niewielkim, dwuosobowym Chesterfieldzie, słysząc jak Ewa krząta się po kuchni – oczywiście zaproponował jej pomoc. Odmówiła stanowczo. Tak więc czekał, i korzystając z przerwy, omiótł wzrokiem pokój. Mieszanka mebli wyglądających jak żywcem wyjętych z lat dziewięćdziesiątych, wyjątkowo stylowego wypoczynku w mocnym kolorze brytyjskiej zieleni, oraz nowoczesnych – żeby nie powiedzieć futurystycznych – lamp i bibelotów, była… interesująca. Dużo lepsze wrażenie zrobił na nim domowy sernik, pachnący kandyzowaną skórką pomarańczową i rodzynkami w rumie, który pojawił się na szklanym stoliku wraz z aromatyczną kawą zaparzoną w makinetce, stanowiącą idealne zestawu. Co prawda nie przypominał sobie, kiedy ostatnio pił ją o niemal dziesiątej wieczór, ale niespecjalnie się tym przejmował.
Popijając kawę i delektując się kolejnymi kawałkami ciasta, rozmawiali niezobowiązująco o wszystkim i o niczym. Do czasu, bo w pewnym momencie Ewa niespodziewanie znów zmieniła nastrój na usprawiedliwiająco-pojednawczo-tłumaczący.
– Słuchaj Adam, dziękuję, że zgodziłeś się zostać i… przepraszam. Wiesz, pewnie niewiele cię to obchodzi, ale nie najlepiej się ostatnio czuję, mam trochę problemów – spuściła wzrok, wyraźnie speszona – i jest mi za to po prostu wstyd. Zachowałam się jak jakaś napalona siksa na wiejskiej dyskotece.
– Ewa, daj już spokój, dobrze? Jesteśmy dorośli. To nie szkoła, nie musisz się tłumaczyć, a już na pewno nie mnie. Przyznam, że byłem trochę… zły na ciebie. Byłem, ale już nie jestem – podkreślił dobitnie. – Natomiast skoro siedzimy tu teraz razem, sami, to chciałbym cię o coś spytać. Ja rozumiem, że była atmosfera, było wino, ale… te komplementy, te propozycje, to tak serio? Nie ukrywam, było mi miło.
– Daj spokój z fałszywą skromnością, dobrze? – zareagowała chyba zbyt gwałtownie, bo od razu spuściła z tonu.– Widziałeś się ostatnio w lustrze? Przecież jesteś… jesteś cholernie atrakcyjny. I nie, nie będę ukrywać że mi się podobasz. Zresztą dałam ci to do zrozumienia i to raczej jednoznacznie. Nawet za bardzo, bo niestety nie umiem flirtować. A nawet gdybym bardziej się postarała, to… przecież widzisz jak ja wyglądam, ile lat nas dzieli i…
– Nie zgadzam się! To znaczy… ile właściwie jesteś starsza? Nie, nie będę przecież pytał o datę urodzenia, daj spokój! Ale powiedzmy, że osiem lat? Dziesięć? – strzelił trochę w ciemno, ale po jej reakcji poznał, że albo trafił, albo był bardzo blisko. – I co z tego? I tak, też jesteś seksowna. Nie, nie kiwaj głową. Naprawdę tak jest. Do tego zadbana i elegancka, nawet bardzo. Taka…
No właśnie, jaka? Opisanie Ewy popularnym, czteroliterowym angielskim skrótowcem byłoby równie trafne, co nie na miejscu. Jasne, w pierwszym lepszym pornosie po najdalej trzech minutach on stałby przed nią bez spodni. Ale jakoś nie zauważył nigdzie ekipy filmowej. A przynajmniej do tej pory… Oczywiście nie mógł zaprzeczyć, że Ewa zaprosiła go do siebie i w cokolwiek kameralnej atmosferze starała zatrzeć złe wrażenie. Ale robiła to spokojnie i kulturalnie. Nie rzucała już prostackich dwuznaczności, nie kokietowała go, nie odstawiała scen. Co prawda rozmawiali wprost, może nawet za bardzo, ale wolał to niż kolejną marną próbę negowania całej tej sytuacji. Chociaż…
Siedziała naprzeciwko, jakby tylko czekając na odpowiedź. I wpatrywała się w niego dziwnym wzrokiem. Owszem, najwidoczniej i na nią mocna kawa, połączona z solidna porcją ciasta, działała zbawiennie, kofeiną i cukrem wypierając nadmiar alkoholu z krwiobiegu. Ale nie wiedział co to za spojrzenie. I nie wiedział, czy chce wiedzieć. Przerywając tę coraz bardziej krępującą ciszę, Ewa przygryzła usta i przesunęła się na jego połowę sofy. Zatrzepotała kilkukrotnie długimi, podmalowanymi rzęsami.
– Pocałuj mnie. Proszę.
Odsunął się od niej powoli, ale też zdecydowanie. Nadal jednak obejmował ją w talii jedną ręką, a drugą trzymał na udzie znacznie powyżej kolana, czując spodem dłoni gładką fakturę rajstop, a wierzchem szorstki materiał spódnicy. Odetchnął głęboko, starając się maksymalnie uspokoić.
– Ewa… jeśli tego nie przerwiemy, to wiesz jak to się może skończyć.
– Wiem. A… czy chcesz tego? Ale tak naprawdę chcesz? Wiem, że przed chwilą mówiłam ci, że przecież ja nie… że to wszystko dzieje się tak szybko, ale… Jestem wolna, jestem sama i… źle się z tym czuję. Po prostu źle – była wyraźnie rozemocjonowana, jakby chciała to jak najszybciej siebie wyrzucić bez względu wszystko. – Nie chcę, żebyś myślał o mnie jak o jakiejś pierwszej lepszej, zdesperowanej kobiecie w… średnim wieku, która szuka sobie… młodego kochanka.
– Proszę cię, przestań! Zaprosiłaś mnie i dziękuję ci za to. Przyjąłem zaproszenie, bo chciałem. Nikt mnie przecież nie zmuszał. I jest mi z tobą… jest mi bardzo przyjemnie. Nie tylko dlatego że byłaś, czy raczej nadal jesteś blisko. Jest mi miło tak po prostu i… – przerwał na chwilę, zastanawiając się jak to powiedzieć. I czy w ogóle powiedzieć. Nie chciał ani jej okłamywać, ani zbywać ogólnikami. Pozostawało pytanie, dokąd ta rozmowa ich zaprowadzi, bo jak na razie pokonywali ostry zakręt i to z prędkością znacznie przekraczającą normy bezpieczeństwa – i podobasz mi się, Ewa. Pociągasz mnie. Właśnie taka. Taka, jaka jesteś. I chcę… chciałbym…
– Ja też. Dlatego może lepiej jak ja zapytam ciebie, w końcu jesteśmy u mnie i na moje zaproszenie – zrobiła dłuższą przerwę, ważąc kolejne słowa. – Adam, czy chciałbyś się ze mną kochać?
Cóż, po prawdzie to nie do końca takie pytanie chciał zadać. Ale skoro już padło, to powinien teraz to wszystko przemyśleć. Wszystkie za, przeciw oraz obok. Zastanowić się nad przyczynami i – zwłaszcza – konsekwencjami, które mogły być równie poważne, co nieprzewidywalne. Rozważyć, że przecież tak naprawdę było to ich pierwsze spotkanie, a postępowanie obojga może wynikać równie dobrze z chęci odreagowania po poprzednich związkach, nawet jeśli te dawno odeszły w przeszłość, jak i atmosfery chwili. Że Ewa była od niego odczuwalnie starsza, co razem z jej apetycznymi krągłościami mógł potraktować trochę jak okazję na spróbowanie czegoś innego, wcześniej nieznanego. Później odbyć z nią jedną długa rozmowę, później drugą, a jeszcze później może…
– Tak. Chcę. Chcę pójść z tobą do łóżka. Chcę uprawiać z tobą seks. Tylko mam jeden warunek, prośbę, nazwij to jak chcesz. Jestem po ciężkim dniu i po prostu chciałbym się odświeżyć. I nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale jeśli mogę prosić cię o to samo, byłoby mi miło.
Powiedział to otwarcie, naturalnie, swobodnie. W odpowiedzi Ewa uśmiechnęła się do niego, co prawda z cały czas widocznym zawstydzeniem, ale i wyraźną ulgą.
– Łazienka jest na górze, drzwi po lewej. Na półkach znajdziesz ręczniki, mydło, szczoteczkę, wszystko powinno być. I – dodała z uśmiechem – nie spiesz się. Mnie i tak zejdzie dłużej, niż tobie.
Nie jego łazienka w nie jego domu, ale jego decyzja. Może dobra, może zła, ale już ją podjął i nie miał zamiaru zmieniać. Zszedł na dół ubrany w samą koszulę i spodnie, bieliznę i resztę stroju zostawiając starannie złożone na pralce. Najpierw zaskoczyła go pusta sofa i uprzątnięty stolik, a potem leżąca na nim kartka. Podniósł ją i omiótł wzrokiem zgrabne, zamaszyste pismo. „Zaczekaj w sypialni po prawej”.
Przysiadł na brzegu dużego, dwuosobowego łóżka zwieńczonego wysokim, pikowanym wezgłowiem. Materac był gruby, przyjemnie miękki, przykryty puchatą narzutą w róże i kilkoma okazałymi poduszkami w wielobarwnych poszewkach. W powietrzu unosił się słodkawy zapach, jakby bukiet świeżych kwiatów zasypać puszką landrynek. Zarówno wytłaczana tapeta, jak i dywan o długim, plecionym włosiu, miały kolor kawy z mlekiem – z tą różnicą, że na ścianę wylano więcej mleka, a na podłogę kawy. Gustowna toaletka z niedużym, pasującym taborecikiem i zabudowana szafa, ukryta za lustrzanymi drzwiami. Na ścianach secesyjne reprodukcje, przedstawiające stojące obok siebie cztery kobiety. Mucha? Możliwe, nie był aż takim ekspertem. Dalsze taksowanie wystroju przerwało nagłe przygaszenie światła.
Dopiero teraz zauważył porozstawiane świeczki. Zapewne to one odpowiadały za nastrojowy zapach, a teraz także za tańczące na ścianach ciepłe, migotliwe refleksy. Odwrócił się i… zaniemówił. Poczuł, jakby znowu chodził do szkoły i ukradkiem, z nerwowym wzrokiem i twarzą pokrytą niezdrowym rumieńcem, oglądał kasetę wideo z jakimś przegranym pokątnie pornosem. Oczywiście doskonale widział, że Ewa od dość dawna nie była (o ile była kiedykolwiek) gibką dwudziestolatką, ale tego się nie spodziewał.
Tym razem zaczesała włosy do tyłu, odsłaniając kształtne uszy ozdobione niewielkimi, oprawionymi w złoto kamieniami. Ich zielono-niebieski pobłysk komponował się idealnie z kolorem jej tęczówek. Z twarzy zniknął przyciężki makijaż, zastąpiony jedynie cienkimi pociągnięciami konturówki podkreślającej oczy i pudrowym różem na policzkach. Ale nie to zaskoczyło go najbardziej. Ewa wyglądała, jakby właśnie przekraczała drzwi nie tylko sypialni, ale i własnej nocy poślubnej, ubrana od góry do dołu w perłową, opalizującą biel. W dłoniach, obleczonych w satynowe rękawiczki, trzymała wysokie, napełnione perlącym się szampanem kieliszki. Wziął jeden z nich, stuknął nim o dźwięcznie o krawędź drugiego, wypił kilka łyków i odstawił na blat toaletki. Dopiero teraz lepiej przyjrzał się ciału Ewy, odsuwając o krok dla lepszej perspektywy.
Na nogi założyła półprzezroczyste, samonośne pończochy, sięgające od niespodziewanie małych jak na jej wzrost i figurę stóp i smukłych kostek, aż do górnej połowy pełnych ud. Duże, krągłe piersi z ostro odznaczającymi się spod prześwitującego materiału, ciemnymi obwódkami sutków, wypełniały z naddatkiem ewidentnie zbyt małe miseczki koszulki, podtrzymywanej przez cienkie ramiączka. Była na tyle ciasna, że eksponowała zarówno dość wystający brzuszek, jak i pofałdowane boczki. I tak krótka, że praktycznie nie przysłaniała majtek.
Koszulka co prawda ich nie przysłaniała, ale dłonie Ewy już tak. Stała tak przed nim jakby zawstydzona, zasłaniając całe swoje podbrzusze.
– Ewa, ja nie chcę nic sugerować, ale skoro już doszliśmy do twojej sypialni, to… czy coś się stało? Czy ty się czegoś wstydzisz?
– Nie. Nie wiem… to znaczy nie pomyślałam, że to wszystko stanie się tak szybko i jestem… to znaczy nie jestem…
Powoli odsunęła ręce. W odróżnieniu od pozostałych elementów stroju, dopełniające komplet figi były nie tylko wykańczane, ale całe uszyte z koronki. I to wcale nie takiej drobnej. Oczywiście potraktował to jako całkowicie normalną sprawę, ale nie był przyzwyczajony do takich widoków, podobnie jak do obfitych kształtów. Ciemne, lekko kręcone, dość długie włosy, wystawały nie tylko spomiędzy koronkowych oczek majtek, ale i zza ich krawędzi. Ewa się nie goliła. I to najwidoczniej od dawna.
Przez te wszystkie lata, od pierwszych nieśmiałych miłostek, po małżeństwo, praktycznie zawsze obcował z młodymi kobietami o figurach modelek i regularnie używających depilatora. Gdyby wtedy zobaczył Ewę, to najprawdopodobniej użyłby w – nomen omen – stosunku do niej równie mało taktownych, co celnych określeń typu „puszysta”, „owłosiona”, czy nawet „podstarzała”. Teraz widział kobietę dojrzałą, zadbaną, bardzo seksowną w swej naturalnej ponętności. Po prostu atrakcyjną. Bardzo atrakcyjną. Aż za bardzo. Za bardzo jak na sytuację, w której się znalazł i za bardzo jak na jego wcześniejsze upodobania. Już od samego patrzenia był tak podniecony, że zaczął obawiać się o wytrzymałość guzików w spodniach.
Podszedł do Ewy powoli i przyklęknął, z twarzą na wysokości jej majtek. Przyjrzał im się przez chwilę, czule pocałował, po czym od razu wstał, jakby w obawie o reakcję.
– Taką cię chcę. Nie musisz się krępować tylko dlatego, że jesteś… naturalna – powiedział to najswobodniej jak tylko był w stanie, chociaż najchętniej po prostu by się roześmiał.
– Bo nie wiedziałam… myślałam, że wolisz … w takim razie czy pocałujesz mnie jeszcze? – zapytała cicho, nieśmiało, patrząc mu w oczy. Ale po chwili dodała już odważniej – Mam ochotę na ciebie. Tu i teraz.
Przytulił Ewę ostrożnie i przesunął się delikatnie do jej ust, smakujących szampanem. Tak naprawdę dopiero teraz całował ją tak, jak powinien był od początku. Bez zaskoczenia, bez lekkiego zażenowania, bez pośpiechu, upajając się fakturą jej warg. Kiedy już się nimi nacieszył, zajął się policzkami, szyją, ramionami. Skubał płatki uszu, czując metaliczny chłód kolczyków i zniewalający zapach perfum unoszący się ze skóry i włosów. Jednocześnie zaczął przesuwać dłońmi po jej ciele, lekko je ugniatać i skubać, zarówno fragmenty już odsłonięte, jak i te schowane pod bielizną. Pełne kształty były cudownie miękkie, ale tak jak i usta zaskakująco jędrne. Widział wyraźnie, że takie pieszczoty sprawiają Ewie coraz większą przyjemność. Kilkukrotnie westchnęła cicho, kilkukrotnie głośniej. Ona też starała się odwzajemniać dotyk, kładąc swoje dłonie na jego klatce piersiowej, na ramionach, na spodniach.
Po kilku chwilach wzajemnych czułości Ewa nieznacznie pchnęła go na łóżko. Usiadł na krawędzi materaca, a ona stanęła przed nim, mając biust na wysokości jego twarzy, i bez pardonu położyła jego dłonie na swoich piersiach. Pieścił je mocno, na przemian ściskając i masując, napawając się ich objętością i ciężarem. W pewnym momencie Ewa podniosła stojący na toaletce kieliszek, upiła już ostatni łyk, a w reszcie zawartości umoczyła palce. Ściągnęła i tak już częściowo zsunięte ramiączka, odsłaniając zaczerwienione sutki otoczone dużymi, ciemnymi aureolami. Przeciągnęła po nich palcami mokrymi od szampana, i nie kryjąc się już ze swoimi pragnieniami, przycisnęła do jego ust.
– Liż. Liż mocniej. Złap mnie za pupę. O tak, niżej. Jeszcze niżej – za każdym zdaniem oddychała coraz głośniej, z coraz większym wysiłkiem.
Wbił palce głeboko w jej pośladki. Ugniatał je i poklepywał, czując jak falują pod każdym, nawet lekkim uderzeniem. Następnie, nie czekając na pozwolenie, i jednocześnie nie przerywając ssania i lizania jej brodawek, sięgnął dłonią do majtek. Przesunął palcami po koronce, ciepłej i wilgotnej. Teraz to on zaczął dominować. Zatoczył kilka kółek po wierzchu fig, po czym wsunął rękę pod ich krawędź. Przeciągnął palcami po śliskich od żądzy włosach, czując coraz wyraźniej nabrzmiewającą kobiecość Ewy.
– Obróć się i oprzyj ręce o ścianę – powiedział zdecydowanie. Przez chwilę bał się, że zabrzmiał zbyt obcesowo, ale nie…
Posłusznie ustawiła się do niego tyłem i lekko pochyliła. Nie zwlekając, wstał i zaczął całować jej kark, plecy, biodra, po drodze podciągając koszulkę. Od tyłu Ewa zdawała mu się jeszcze ponętniejsza. Złapał jej apetyczne boczki. Najpierw nieśmiało podskubywał je palcami, potem ugniatał, a w końcu zaczął ssać żarliwie, donośnie cmokając. Nigdy nie spotkał tego u żadnej kobiety z która był w tak intymnej sytuacji, i nie próbował już ukrywać jak bardzo mu się to podobało.
Kiedy ponownie dotarł do majtek, te były już tak przesiąknięte, że postanowił nie czekać dłużej. Jednym pociągnięciem opuścił je do kostek. Rozchylił nogi Ewy jeszcze szerzej i wsunął dłoń między jej uda. Wiedział już jak bardzo jest tam wilgotna, gorąca i miękka, ale wbrew temu czego się spodziewał, także i ciasna. Wciskając środkowy palec w jej rozgrzane wnętrze wyczuł na tyle duży opór, że na razie nie zaryzykował z drugim. Posuwał nim powoli, delikatnie rozpychając wargi. Po kilku chwilach wyszedł z niej i obrócił dłoń tak, że penetrując Ewę kciukiem, pozostałymi palcami miętosił jej łechtaczkę. Drugą ręką złapał zwieszające się swobodnie, zniewalająco ciężkie piersi, intensywnie pocierając stwardniałe sutki.
– Zaczekaj chwilę – poprosiła zdyszana – i zdejmij spodnie.
Teraz to on stanął przed nią, nagi od pasa w dół, w niedopiętej koszuli. Ewa przyklęknęła, unosząc ręce. Chłodnym materiałem rękawiczek gładziła jego uda, dół brzucha, aż w końcu wzięła sterczącą męskość w dłonie. Ewidentnie nie było jej spieszno go pocałować, ale po prawdzie wcale nie miał jej tego za złe. Wodziła dłonią w górę i w dół stojącego sztywno penisa, niespiesznie pocierając kciukiem jego czubek. Następnie uniosła rękami swoje piersi i objęła go całego. Zachwycająco falujący dekolt Ewy sprawiał mu znacznie większą przyjemność, niż mógłby się spodziewać.
– Ty też poczekaj, jestem już bardzo podniecony. Czego… jak chciałabyś się kochać? – zapytał rozemocjowany.
– Chcę cię najpierw zobaczyć. I chcę, żebyś ty też patrzał.
Mówiąc to, Ewa weszła na łóżko i usiadła, podpierając plecy o wyłożone poduszkami wezgłowie. Zgięła nogi w kolanach i rozwarła je szeroko, odsłaniając bezwstydnie całą swoją intymność. Ciemne, długie, posklejane od pożądania włosy łonowe porastały jej pulchny wzgórek i wewnętrzną stronę równie krągłych ud. Spomiędzy tej mokrej, lśniącej gęstwiny wystawały ciemnoróżowe płatki warg i zauważalnie zaczerwieniona łechtaczka, kontrastując ostro z białą bielizną.
Na ten widok stanął przed nią, podniósł dół koszuli, i zaczął robić sobie dobrze. Ustawił się nieco bokiem i wysunął biodra do przodu. W takiej pozycji jego męskość wydawała się osiągać rozmiar, którego nie powstydziliby się zawodowi aktorzy. Rewanżując się, Ewa zataczała rękami coraz ciaśniejsze kręgi dookoła swoich wilgotnych warg i ugniatała piersi, opadające aż do ciasno opiętego koszulką brzucha. Kiedy on zaczął się onanizować obiema dłońmi, w jednej dzierżąc główkę penisa a drugą podtrzymując jądra, ona odpowiedziała równie bezpruderyjnie. Palcami jednej ręki pobudzała swoją rozpaloną łechtaczkę, a drugą penetrowała mokre wnętrze. Nadal mając założone rękawiczki.
Oblani ciepłym światłem świec, zostawiającym naprzemiennie jasne, migoczące łuny i głębokie, tańczące cienie, admirowali nawzajem swoje roznamiętnione, chętne, półnagie ciała, oddając wspólnej masturbacji.
Usiadł wygodnie przy Ewie, leżącej teraz na boku, z jedną nogą odważnie uniesioną do góry. Przesunął swoją ręką w kierunku jej kobiecości i wsunął w nią palce, tym razem bardzo gładko. Pobudzał ją coraz energiczniej, jednocześnie całując jej usta, szyję i oczywiście piersi, którymi wciąż nie mógł się nacieszyć. Wchodził w nią już nie tylko dwoma, ale nawet trzema palcami, po czym wysuwał je, rozprowadzając wilgoć po jej łonie, a potem znowu rozpychając rozognione płatki warg.
– Chcę tego – szepnęła rozedrganym głosem. – Chcę żebyś sprawił mi tak orgazm.
Ewa wzięła jego dłoń w swoją, i tak splecione skierowała bezpośrednio na łechtaczkę, którą teraz pieścili razem, coraz silniej i szybciej. Starał się równocześnie ssać jejk duże, twarde sutki, jednak kołyszące się w rytm ich wspólnych ruchów piersi wcale mu tego nie ułatwiały. W pewnej chwili udało mu się złapać jednego z nich na tyle mocno, że Ewa momentalnie zesztywniała, uniosła biodra i głośno jęknęła. Raz, drugi, trzeci, czwarty… Jeszcze przez chwilę krążyła ich złączonymi rękoma po swoich udach, aż w końcu przestała i położyła je na brzuchu. Już wcześniej mokrego od jej żądzy, a teraz wręcz nią ociekającego. Odwróciła głowę, spojrzała na niego wyraźnie rozmarzonymi oczami i uśmiechnęła.
– Dziękuję…
Objęła go, mocniej przyciskając do biustu, który przed kilkoma chwilami był obiektem jego namiętnych pocałunków. Nie wiedział za bardzo co zrobić, zwłaszcza że przecież nadal nie był do końca rozebrany. Ostatecznie po prostu wtulił twarz w jej fascynująco miękki, ciepły, pachnący mieszaniną szampana i perfum dekolt.
– Czy ty mnie naprawdę chcesz? – spytała nagle. – Jest mi cudownie, ale… czy ja ci się podobam? Powiedz mi prawdę, proszę!
– Dlaczego pytasz o takie rzeczy? Przecież gdybym nie chciał, nie przyjąłbym zaproszenia i… no i nie zrobilibyśmy tego… tego wszystkiego.
– No tak, ale… Ale wiesz, przecież ci mówiłam, jestem starsza i…
– … a ja jestem młodszy – skończył stanowczo. I po chwili dodał z figlarnym uśmiechem – i szczuplejszy! I ogolony! I ciągle napalony i niezaspokojony!
Ewa usiadła powoli, jakby przez chwilę zastanawiając się nad jego słowami, i ściągnęła i tak już wymiętą koszulkę przez głowę, całkowicie uwalniając swoje ponętne ciało. Dopiero kiedy położyła się na nim, jaka jest… duża. Po prostu. Nadal nie uważał, żeby miał powody do nazwania ją „grubą”, ale miała figurę zdecydowanie plus size. Rozsunęła poły jego rozpiętej koszuli i bez specjalnego wstępu zaczęła przesuwać się po klatce piersiowej. Czuł na sobie zachwycający ciężar jej pełnych ud, miękkiego brzucha, pulchnych piersi. Lekko zadrżał kiedy polizała mu sutki, co odebrała jako przyzwolenie do dalszych, odważniejszych pieszczot. Wzięła go w dłoń i zaczęła pieścić, zrazu powoli, potem coraz energiczniej. Nawet za bardzo, bo musiał raz czy dwa przerwać ten dość nieoczekiwany napad namiętności. W końcu zatrzymała się na dobre, zsunęła jeszcze niżej i pochyliła głowę dokładnie nad jego biodrami.
Czuł i widział doskonale, jak Ewa całowała jego męskość. Powoli, ostrożnie, z wyczuwalną nieśmiałością. Raz, drugi… Subtelne, płytkie, krótkie całusy. Zaczęła przesuwać po nim językiem, w górę i w dół. Muskała ustami czubek. W końcu wzięła go całego w usta. Niezbyt głęboko, zachowawczo, ale i tak był w siódmym niebie. Zresztą już sam widok niesamowicie go podniecał. Ubrana w seksowną bieliznę, dojrzała, równie puszysta co nieogolona kobieta, pobudzała oralnie jego penisa. Ssała go niespiesznie, co kilka chwil wysuwając z ust i liżąc od nasady aż po główkę. Podniósł rękę w jej stronę i czule pogładził po spływających swobodnie włosach. W odpowiedzi na to Ewa podniosła wzrok i ich oczy się spotkały.
– Podoba ci się? – zapytała, przerywając pieszczoty.
– Co za pytanie…
– To zamknij oczy – uśmiechnęła się zalotnie.
Poczuł w ciemności, jak Ewa najpierw przesunęła mu ręce, potem nogi, a ostatecznie znowu się na nim położyła, chociaż inaczej niż poprzednio. Poprawiała się jeszcze kilkukrotnie, po czym kazała spojrzeć. Siedziała na nim, czy raczej klęczała, oparta na kolanach i łokciach. Ale tym razem tyłem. Nie czuł się tak podniecony od… dawna. Zaskakująco dawna. W przerwie między udami widział jej ogromne piersi, zwieszające się ciężko aż do poziomu jego brzucha. Pomiędzy nimi prężyła się jego męskość, którą Ewa znowu zaczęła lizać. Ale najbardziej podniecało go to, co było najbliżej. Wpatrywał się jak zaczarowany w wypiętą w jego stronę, spływającą namiętnością, różowoczerwoną, pokrytą ekscytująco długim, gęstym i mokrym owłosieniem kobiecość. I nie tylko kobiecość.
– Rozchyl rękami swoją pupę, proszę. – szepnął.
Wyglądała na zaskoczoną, ale spełniła prośbę. Chociaż najwyraźniej nie było jej zbyt wygodnie, wyciągnęła ręce do tyłu, i wciąż mając dłonie w rękawiczkach, a jego penisa w ustach, złapała się za pośladki i rozciągnęła je jak tylko mogła. Żeby pomóc jej w utrzymaniu równowagi, wysunął swoje ręce spod ud i podtrzymał piersi.
Wpatrywał się w wypiętą pizdę Ewy. Z pofalowanymi, mięsistymi wargami, tak rozbudzonymi że jej soki wylewały się spomiędzy nich. Z wystającą, napaloną łechtaczką. Otoczoną zmierzwionymi, pozlepianymi włosami. Sięgającymi z jednej strony aż do nasady grubych ud, a z drugiej otaczającymi całą, tak samo grubą, dupę. Równie mokrą jak cipa, otwartą tak szeroko że aż widać było zaróżowione wnętrze. Gdyby teraz zaczął ją lizać, od razu miałby orgazm. Długi, gwałtowny, pulsujący wytrysk, wprost w jej usta.
Powstrzymał się chyba tylko dlatego, że przyszedł mu do głowy jeszcze inny, jeszcze odważniejszy i bardziej wyuzdany pomysł. Wprowadzi go w życie ad hoc, tu i teraz, korzystając z być może jedynej okazji. Najpierw pójdą do łazienki pod pretekstem kontynuowania gry wstępnej. Albo pod jakimkolwiek pretekstem. Wymyje ją od tyłu tak dokładnie, jak tylko się da, nie żałując ani mydła, ani gorącej wody. Kiedy już wrócą do łóżka, położy się wygodnie na plecach, a Ewa usiądzie na nim tyłem, z dupą nad jego twarzą. Tym razem zrobi to zdecydowanie, dominująco, ostro. Weźmie jego fiuta w usta i zacznie robić loda, aż całego zaślini. Znowu bez udziału rąk, którymi rozewrze sobie tyłek. W tym czasie on wsadzi w niego palec, wcześniej obficie zmoczony sokiem z jej pizdy. Może nawet wsunie dwa. Będzie ssał jej napaloną cipę, jednocześnie rozpychając dupę palcami. Będzie słuchał stękania Ewy, jej jęczenia i dławienia się jego kutasem. Im mocniej ona będzie mu obciągać, tym głębiej i agresywniej on będzie ją posuwał.
Kiedy już zacznie dochodzić, wyciągnie palce z jej tyłka i zamiast nich wsadzi tam język. Dopchnie głowę Ewy tak, żeby połknęła całego chuja aż do nasady i wytryśnie jej prosto w gardło, równocześnie trzymając swój język głęboko w jej dupie. Wielkiej, ciężkiej, perwersyjnie owłosionej, pachnącej kwiatowym mydłem, rozszerzonej do granic możliwości, zaczerwienionej od palcówki dupie.
Będzie tak rozochocony, że nawet mimo wytrysku jego fiut nie opadnie. Zanim Ewa zdąży zaprotestować, rzuci ją brzuchem na łóżko. Znajdzie w szufladzie, a znajdzie na pewno, największy i najmocniejszy wibrator i wsadzi jej w piczę. Potem szczodrze poleje dupę olejkiem. Usiądzie na niej i wepchnie swojego lśniącego od lubrykantu kutasa w nadal rozchylony tyłek. Od razu, bez zwykłego waginalnego seksu, pójdzie w anal. I to ostry. Będzie szaleńczo ruchał ją w dupę, aż jej makijaż spłynie na poduszkę. Ciekawe ile orgazmów przeżyje po drodze i jak głośno będzie krzyczała? Potem ją podniesie, postawi pod ścianą i wejdzie w nią od tyłu na stojąco, głęboko wbijając palce w ogromne, wiszące cyce i opadający brzuch. Oczywiście cały czas napastliwie rżnąc jej tyłek, z cały czas pracującym w piździe wibratorem.
Kiedy już się zmęczy, wróci na łóżko i wygodnie rozłoży na plecach. Każe Ewie uklęknąć i znowu zrobić mu laskę. Porządnie, głęboko, głośno, z wylizaniem nie tylko klejnotów, ale i wszystkiego dookoła, aż ślina spłynie po jego brzuchu i jej zmaltretowanych cyckach. Obróci ją, niech kucnie na nim tyłem. Będzie podziwiał swojego wielkiego fiuta, rozpychającego bezlitośnie jej spasioną, spuchniętą, podskakującą dupę, z nieukrywaną przyjemnością słuchając ciężkiego sapania.
W końcu położy ją na plecach, z głową zwieszającą się z krawędzi materaca. Wsadzi chuja głęboko w jej usta, aż do udławienia. Ona koniecznie ma się w tym czasie masturbować, rozsmarowując swoje soki po całym ciele. Wyrucha ostro w jej gardło, rękami szarpiąc za obolałe, bordowe sutki. A kiedy znowu będzie gotowy do wytrysku, obróci ją na brzuch i włoży palce z powrotem do tyłka. Zerżniętego do niemożliwości, obtartego, zaczerwienionego tyłka. I trzymając palce jednej ręki w jej dupie, a drugą przytrzymując rozczochrane włosy, spuści się na jej twarz. A później…
Wzdrygnął się tak gwałtownie, że aż Ewa przestała go pieścić, wyprostowała i odwróciła pytający wzrok. To nie pierdolony pornos, kurwa mać. To nie ekran telewizora. To rzeczywistość, to prawdziwe życie. Jego i jej. Tu i teraz. A on nie może nawet wznieść się ponad najbardziej prymitywne myśli o najbardziej prymitywnym ruchaniu?
Nie chciał zbudować sobie jakiegoś fikcyjnego, wyidealizowanego obrazu Ewy. Mimo, że przecież nie miał zbyt dużo czasu, zdążył się jej przyjrzeć na tyle dobrze, żeby wyciągnąć kilka naprawdę ważnych wniosków. Istotnych dla dobra ich obojga.
Przede wszystkim Ewa miała problem z nadużywaniem alkoholu. Oby tylko okazjonalnie, bo jeżeli nie, to dalsze rozważania właściwie nie mają sensu… Ale wolał tego w tej chwili nie roztrząsać. Tak poważny temat wymagał równie długiej, co poważnej rozmowy. I to zapewne nie jednej.
Bez namawiania czy przymuszania, już na pierwszym spotkaniu zaprosiła go do własnego domu i otwarcie zaproponowała seks. Oczywiście było to odważne, bezpruderyjne, niemal zuchwałe. Pytanie, czy nie za bardzo? Z jednej strony taka postawa podobała mu się, wręcz imponowała. Nie był wyjątkiem i oczywiście nie raz marzył o intymnym spotkaniu ze starszą, doświadczoną, dominującą kobietą. Nadal nie widział Ewy – i nie chciał widzieć – w roli jakiejś rozpustnej, ostro posuwanej, podstarzałej lafiryndy. Ale i tak miał bardzo poważne obiekcje, czy postępuje słusznie i wobec niej, i wobec siebie.
Nie mógł zaprzeczyć, że Ewa była atrakcyjna. Wręcz fascynująca w swej naturalnej dojrzałości. Tak namiętna, że większość uważających się za „seksowne” podlotek ,które mogłyby być jej córkami, powinna brać u niej korepetycje. Podobała mu się i z twarzy i z ogólnej urody, chociaż był świadomy, że to akurat kwestia tak bardzo indywidualna, jak chyba żadna inna. Ekscytowały go jej pełne kształty, ale przecież nie były idealne. Zauważył tu i ówdzie pomarańczową skórkę, tygrysie paski, czy zarówno płytsze jak i głębsze bruzdy zmarszczek. Nawet tak bardzo podniecający go, ponętny… tłuszczyk, też zdążył wymknąć się spod kontroli w zdecydowanie więcej niż jednym miejscu.
Spojrzał na nią, nadal czekającą niepewnie na jego reakcję. Przemówił do niej cicho, chcąc ją uspokoić i dodać pewności siebie. A być może i sobie samemu.
– Przytul się do mnie, Ewa. Po prostu przytul…
Położyła się przy nim niepewnie, jakby ciągle nie wiedząc, czego się spodziewać. Przyciągnął ją do siebie tak, że leżąc bokiem opierała swoje udo na jego biodrach, a głowę położyła na klatce piersiowej. Objął ją, przesuwając dłonią po jej boku, szyi, włosach. Brał je pomiędzy palce, to rozgarniając, to znowu zwijając w cienkie spiralki. Drugą dłoń splótł z ręką Ewy, leżącą mu swobodnie na brzuchu. Czuł jej cudowny, choć przecież wcale niemały ciężar. Jej kojące ciepło. Wdychał słodki zapach jej skóry, słyszał miarowy oddech.
Nawet jeśli miał wobec niej wątpliwości i uwagi, i nawet jeśli były one uzasadnione, to chciał się nacieszyć chwilą. Uświadomił sobie, że mógłby teraz zasnąć. Tylko tyle i aż tyle. Po prostu zamknąć oczy, rozkoszując się samą obecnością Ewy w swoich ramionach, i poczekać spokojnie na nadejście Morfeusza.
– Adam, czy… czy coś się stało. Tak nagle…
– Nic nie mów. Proszę. Chcę się tobą nacieszyć. Tym, że jesteś.
Obrócił czule twarz Ewy ku sobie, podziwiając jej niemalże posągowe rysy. Tonąc w jej czarujących oczach. Pięknie wykrojonych, o niespotykanym kolorze, podkreślonych harmonijną linią brwi. Im dłużej się w nie wpatrywał, tym wyraźniej czuł ciężar rosnący gwałtownie w jego brzuchu, narastające drżenie rąk, napięcie rozchodzące się po karku. Uczucie, którego nie doświadczył od kilku, jeśli nie kilkunastu lat. To mogło być chwilowe zauroczenie. Ale też coś więcej, coś znacznie poważniejszego i dalece bardziej brzemiennego w skutki. I tego właśnie równie mocno się obawiał, co pragnął.
Nie zwracając większej uwagi na niezaprzeczalny fakt, że kilka minut wcześniej Ewa trzymała w swoich ustach jego penisa, zaczął ją całować. Długo, głęboko, namiętnie. Osunął się w dół po jej szyi, obojczykach, dekolcie. Tym razem nie miał zamiaru ograniczać się tylko do sutków. Całował i ssał całą powierzchnię jej obfitych piersi, ich spód, przerwę między nimi, a momentami także ostrożnie gryzł ich boki, równocześnie ugniatając je dłońmi.
Ułożył Ewę na plecach, podtrzymując za talię i podkładając pod głowę dużą, puchatą poduszkę. Wtulił twarz w jej cudnie mięciutki brzuszek, obsypując go drobnymi całusami. Brał w usta niewielkie, pełne zaskakującego wdzięku fałdki, to pojawiające się, to znikające pod naciskiem jego rąk. Za każdym razem puszczając je z lekkim cmoknięciem, co sądząc po entuzjastycznej reakcji Ewy najwyraźniej spodobało się im obojgu. Kiedy wreszcie zsunął się pomiędzy jej biodra, po raz kolejny obejrzał jej wspaniałą kobiecość. Tym razem nie zamierzał już tylko podziwiać tego równie pięknego, co podniecającego widoku. Zaczął całować jej nogi, za każdym dotknięciem zbliżając się ku ich wnętrzu. Polizał dolinkę, która powstała w zgięciu pełnych ud, czując pod językiem lepką wilgoć pokrywającą łono.
Nie chciał traktować tego w kategorii rewanżu czy wdzięczności, na zasadzie „ty mi zrobiłaś laskę, ja ci zrobię minetkę”. Po prostu miał na to ochotę. Niesamowitą ochotę. Uwielbiał seks oralny, możliwe że nawet bardziej niż klasyczny stosunek. Już sama świadomość, że lizał, całował, ssał i jakkolwiek jeszcze pieścił ustami najintymniejsze rejony kobiecego ciała, była niesamowicie podniecająca. Tak bardzo, że bez żadnych dodatkowych stymulacji był w stanie przeżyć w ten sposób orgazm. Co zresztą zdarzyło mu się nie raz. Ale teraz postanowił skupić się tylko na tym, żeby sprawić Ewie jak największą przyjemność. Poprawił się, biorąc jej pełne ciało w ramiona. Przeciągnął palcami po nogach, brzuszku, boczkach i piersiach, aż wreszcie zaczął masować jej nieustannie pobudzone sutki.
Opuścił głowę ku jej hipnotyzującej intymności. Pachniała intensywnie, co przecież nie było dziwne biorąc pod uwagę niedawne, długie pieszczoty zakończone orgazmem, ale też bardzo subtelnie. Nieco mlecznie, trochę jakby korzennie, z nutą czegoś w kierunku dobrej jakości perfumowanego mydła albo balsamu do ciała.
Poczuł się zawstydzony. Czego właściwie oczekiwał? Że jeśli Ewa jest bardziej… naturalna, to że od razu musi się to odbić negatywnie na jej higienie osobistej? Był idiotą. Po prostu. Ni mniej, ni więcej.
Powoli przesunął ustami po jej pulchnej intymności. Raz, drugi, w górę i w dół. Wsunął język pomiędzy zaróżowione wargi, głęboko w rozpalone wnętrze, zlizując śliski, mlecznobiały sok. Leżąc wygodnie na brzuchu i podpierając na zgiętych łokciach, złożył czuły pocałunek na nieznacznie wystającej ponad krągłość wzgórka, otoczonej jedwabistymi falbankami, dorodnej perle w koronie Ewy. Jej łechtaczka była nieco ciemniejsza niż otaczające ją ciało, wyraźnie nabrzmiała i twarda, uwrażliwiona na nawet najlżejszy dotyk. Całował ją niespiesznie, delikatnie, ale też za każdym kolejnym razem biorąc w usta nieco głębiej. W końcu obejmował ją całą, językiem rozgarniając aksamitne, oskrzydlające płatki i zlizując nektar namiętności spomiędzy nich. Za każdą kolejną pieszczotą Ewa wyrażała swoją aprobatę coraz głośniej i żarliwiej.
W pewnej chwili zassał ją o wiele mocniej, tak szeroko i głęboko jak tylko był w stanie, i zaczął miętosić. Nie wiedział czy to z tego powodu, czy dlatego że jednocześnie złapał Ewę za boki piersi, ale… zaczęła chichotać. Najwidoczniej ją samą zaskoczyło to tak mocno, że aż przysłoniła usta. Przerwał pieszczoty i podniósł głowę z mieszaniną zdziwienia i ledwo powstrzymywanej wesołości. Spojrzeli nawzajem na siebie i bez skrępowania oboje wybuchli szczerym, niepohamowanym śmiechem.
– Wejdź we mnie proszę – mówiąc to, włożyła mu do ręki niewielkie pudełeczko kryjące prezerwatywę, wyciągnięte zawczasu z szufladki szafki nocnej – bo… chyba nie masz nic przeciwko? – spytała z nie do końca dobrze ukrywaną niepewnością.
Tak po prawdzie to uważał, że można to było rozegrać nieco inaczej, ale ostatecznie za co miałby się gniewać? Założył zabezpieczenie szybko i sprawnie, przysiadł przed Ewą na kolanach, podniósł ją za pupę i rozchylił nogi. Oparł je na swoich udach tak, że utrzymując ich wspólny ciężar, miał wolne obie ręce. Przesunął swoją wciąż niezaspokojoną męskością po rozwartych płatkach Ewy. Wszedł pomiędzy nie, z początku zaledwie do połowy, ostrożnie.
– Weź mnie za biodra, tak jak chcesz – powiedział do niej.
Przyciągnęła go do siebie szybko i równie szybko stęknęła. Wypełniał ją całą swoją długością. Skoro Ewa była aż tak gotowa, to i on nie czekając na dalsze słowa zachęty, zaczął się z nią kochać. Z każdą chwilą szybciej i ostrzej. Uderzał swoimi biodrami o jej szerokie uda, wywołując tym fale pożądania, rozchodzące się po całym ciele. Jej ponętne krągłości kołysały się miarowo w rytm jego ruchów. Słyszał pożądliwe, euforyczne pojękiwania Ewy, czuł jej ręce błądzące po jego szyi, po klatce piersiowej, po ramionach, wszędzie gdzie tylko była w stanie sięgnąć.
Nie przerywając, podniósł jej nogi do pionu i oparł na swoich obojczykach. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek odczuwał jakieś specjalne fetysze na tym punkcie, ale Ewa miała naprawdę śliczne, zgrabne, niewielkie stópki. Jakby zupełnie niepasujące rozmiarem do reszty jej niebagatelnego ciała. Tak właściwie, to bardzo chętnie by się nimi zajął… Ale na razie objął jedną ręką jej złączone łydki, a drugą oparł na brzuchu, bardziej dla rozkoszowania się jego miękkością, niż utrzymania równowagi. Z tej perspektywy widział wyraźnie apetycznie mięsiste, gęsto owłosione wargi Ewy, wystające spomiędzy podniecająco ściśniętych ud. Rytmicznie wbijał w nie swoją dużą, twardą, naprężoną męskość, rozpychającą się coraz odważniej pośród jej kobiecości. Objął rękoma pupę Ewy i uniósł ja na tyle, na ile był w stanie, opierając na swoich biodrach.
Cieszył się dobrym zdrowiem i starał utrzymywać formę, ale już po kilku minutach coraz intensywniejszego seksu musiał wreszcie odpocząć. Mimo wszystko miał do okiełznania znacznie… no cóż, mówiąc wprost, znacznie pokaźniejsze gabaryty niż te, do których był przyzwyczajony. Zwalniał stopniowo, aż w końcu całkiem się zatrzymał. Opuścił biodra Ewy na materac, tak że leżała teraz swobodnie, po czym wyprostował się i przeciągnął ramiona. Odetchnął głęboko.
Jednak ona najwyraźniej nie do końca zrozumiała jego intencje. Podniosła się na łokciach i pchnęła go na plecy. Wskoczyła na niego gwałtownie, niemal na siłę wbijając w siebie jego sterczącą sztywno męskość. Nie wiedział, czy głośniej jęknął on, czy materac.
– Pragnę cię, Adam, pragnę tak mocno – wychrypiała, przeciągnęła rękami po wilgotnym dekolcie i opuściła je między równie mokre uda.
Leżał pod nią, przyciśnięty jej boskim ciężarem. Podziwiał całe ciało Ewy, poczynając od mocno zdefasonowanej fryzury i nieco już rozmazanego makijażu, aż po ślizgający się po jego brzuchu, mokry wzgórek. Mimo, że w pokoju nie panowała specjalnie wysoka temperatura, była mokra nie tylko od pożądania, ale i potu, wyraźnie perlącego się na jej skórze. Kołysała się w przód i w tył, w górę i w dół, raz wolniej a raz szybciej, sapiąc i dysząc coraz donośniej. Jedną dłonią pocierała swoją łechtaczkę, rozgarniając splątane owłosienie, a drugą miętosiła piersi, podskakujące wraz z szerokimi biodrami i falującym brzuszkiem w rytm jej ruchów.
Starał się za nią nadążyć, trzymając w ramionach to wznoszącą się, to opadającą, pociągająco krągłą pupę, ale zaczynał coraz bardziej tracić oddech. W pewnej chwili Ewa zaczęła pojękiwać jeszcze nzmiętniej niż wcześniej, a jej wzrok zmętniał. Jednak mimo niezaprzeczalnego, silnego orgazmu, nie przestawała się z nim kochać. W końcu uznał, że sam musi to przerwać. W taki, lub inny sposób.
– Jestem tak podniecony, że już nie mogę dłużej… – wychrypiał.
– Chcesz? Chcesz przeżyć rozkosz we mnie?
– Tak, ale…
Ale nie miało to żadnego znaczenia. Poczuł tylko, jak Ewa przyciąga go do siebie, dosłownie uderzając swoim rozpalonym biustem po twarzy, a nogami obejmuje mocno w pozycji kwiatu lotosu, wciskając całą sobą w łóżko. Wzięła w zęby mokrą rękawiczkę, tę samą którą kilka chwil wcześniej się pieściła, i ściągnęła powoli. Przeciągnęła nią po jego twarzy, zostawiając na niej błyszczący ślad, po czym zmięła i wcisnęła mu w usta. Poczuł na języku smak jej gorącej miłości, wyjątkowo hojnie oklejającej zwitek atłasu.
Ledwo dyszał. Ani nie mógł, ani nie chciał już dłużej czekać.
– Ssij. Liż. Gryź mnie! Bierz mnie mocniej. Za pupę! Mocniej!
– Ja zaraz…
– O taaak…
Wbił palce głęboko w przytłaczające go, rozszalałe ciało Ewy. Wypluł rękawiczkę i mocno zassał ustami jeden z sutków. Aż za mocno, sądząc po grymasie jaki pojawił się na jej twarzy. Spiął biodra. Westchnął ciężko raz, później drugi, aż w końcu zaczął spazmatycznie pulsować, jęcząc o wiele głośniej sam by tego oczekiwał.
Po kilku chwilach puścił talię Ewy i osunął się powoli na plecy, pociągając ją za sobą. Oddychał głęboko, ale też coraz bardziej spokojnie. Zaskakująco spokojnie jak na to co się właśnie stało, tonąc twarzą w kojącej miękkości jej piersi. Wiedział, że w końcu oboje muszą wstać, ale oddalał ten moment jak tylko mógł. W końcu Ewa sama wyprostowała się leniwie, po czym podniosła na kolanach, wysuwając wciąż sztywną męskość ze swojej nadal gorącej kobiecości.
– Faktycznie jesteś napalony – powiedziała prawie wesoło – takiego kochanka to ze świecą szukać! A może… a może jeszcze chcesz?
– Zaczekaj, chyba nie dam rady. Ja… – odparł tak cicho i niezdecydowanie, że równie dobrze mógłby się w ogóle nie odzywać.
– Ostrzegałam, że mam ochotę na ciebie! Jestem taka nagrzana, że…
…że ściągnęła prezerwatywę, ale tak że specjalnie wycisnęła z niej zawartość, i pustą odrzuciła na podłogę. Pochyliła się i pomagając sobie dłonią wsunęła ociekającego spermą penisa do ust. Nie miał pojęcia, skąd Ewa miała na to wszystko siłę. Zziajana, rozczochrana, wymiętoszona, ssała go głośno, przesadnie cmokając i siorbiąc, a kiedy jego spienione nasienie zmieszane z jej śliną wypływało spomiędzy jej palców i warg, opuszczała głowę i zlizywała je z powrotem. Nie mógł w to uwierzyć. Zresztą po raz kolejny. Nawet jego była żona zaraz po seksie biegła pod prysznic. Z Ewą kochał się pierwszy raz, a ona bez oporu, zawstydzenia i pretensjonalnej cnotliwości chciwie spijała spermę, którą kilka chwil wcześniej w niej wystrzelił. Trwało to dobrych kilka minut, aż w końcu podniosła się i obróciła, zasiadając swoimi rozłożystymi biodrami okrakiem nad jego głową.
– Wycałuj mnie jeszcze, a też zrobię ci dobrze ustami do końca. No, na co czekasz? Liż mnie!
Przytrzymał jej pośladki dłońmi. Pachniała ostro, esencjonalnie, znacznie mocniej niż spodziewał się po niedawnym doświadczeniu z rękawiczką. Żądzą, potem i lateksem. Ale niespecjalnie mu to nie przeszkadzało. Wręcz odwrotnie. Nieomal opuchnięte, czerwone wargi i przekrwiona łechtaczka momentalnie zniknęły całe w jego ustach. Lizał Ewę zamaszyście, jednocześnie podziwiając coraz bardziej podniecający go, dosadnie wypięty tyłeczek.
Chciał to zrobić chociaż raz, chociaż przez chwilę, zanim nie wytrzyma i znów eksploduje. Nie tylko upajać się widokiem, ale naprawdę przeciągnąć językiem po splątanych włoskach, otaczających promieniście jej jędrne, delikatnie wypukłe, prześliczne słoneczko. Zbliżał się do niego powoli, ostrożnie, nie wiedząc czy Ewa w ogóle toleruje tego typu pieszczoty, tylko czekając na sygnał „stop”. Ale nie doczekał się.
Zamiast tego usłyszał głośne, pełne entuzjazmu westchnienia. Z rosnącym zachwytem obserwował, jak zawieszona bezpośrednio nad jego twarzą bez mała rubensowska, naturalnie owłosiona pupa Ewy nagle napręża się, wypina jeszcze mocniej i wyuzdanie rozwiera przed nim. Ewidentnie czekając tylko, aż wreszcie obejmie ją ustami i wniknie językiem w jej wnętrze.
– Chyba wiem, czego chcesz – usłyszał szept – jestem… jestem tam czysta, pocałuj mnie jeśli tylko masz ochotę…
Chęć wylizania apetycznego tyłeczka Ewy była niemal nie do opanowania. Niemal. Ale złożył samemu sobie obietnicę i miał zamiar jej dotrzymać. Tak dla siebie, jak i dla niej.
– Mam ochotę. Pragnę tego jak niczego innego – odparł równie cicho, starając się zapanować nad zbliżającym się nieodwołalnie orgazmem – Ale chciałbym to zostawić na następny raz. Jeśli ty też będziesz chciała, żeby był następny. Bo ja bardzo…
Nie usłyszał ani słowa odpowiedzi. W zamian za to Ewa zassała jego penisa jeszcze mocniej. Podłożyła ręce pod jego nogi i energicznie przyciągnęła swoją głowę do jego podbrzusza. Połykała jego niemałą przecież męskość praktycznie w całości, zachłannie, na granicy zakrztuszenia, obficie się przy tym śliniąc. Słyszał jej gardłowe, dławiące odgłosy, tym donośniejszę im głębiej i dłużej trzymała go w ustach. Poddany tak intensywnemu, niemalże sadomasochistycznemu, fellatio, wsunął język w szeroko rozchyloną, ociekającą nienasyconą namiętnością, kobiecość Ewy. I niemal od razu ponownie wstrząsnął biodrami, tym razem wytryskując wprost w jej niecierpliwie oczekujące na finał usta.
Był tak wykończony, że ledwo zarejestrował jak Ewa kucnęła nad nim i przechyliła się do tyłu, przyciskając go całym swoim ciężarem. Zdołał tylko cicho jęknąć, przyduszony jej cudownie ponętnym, spoconym, rozgrzanym do granic wytrzymałości ciałem.
– Wsuń we mnie język. Do końca! Wsuń go całego! Liż! Ssij mnie mocno! Jeszcze mocniej! Tak! Jeszcze głębiej! Liż moją cipkę! Ooo taaak…
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Zdjęcie w tle: Agnessa Novvak, rzeźba “Adam a Eva”, Kryštof Hošek, Praga
Wiem, że to bezczelna autopromocja, lecz jeśli Drogi Czytelniku / Szanowna Czytelniczko podobało ci się powyższe opowiadanie, czekasz na więcej oraz masz ochotę docenić moją pracę – będzie mi niezmiernie miło, gdy polubisz (i dołączysz do obserwowanych oczywiście, by nie przegapić żadnej nowości) moją stronę autorską na facebooku:
facebook.com/agnessanovvakstronaautorska/
Z góry dziękuję!
Agnessa
Jak Ci się podobało?