@Tomp "Pierwsze jest takie, że zabrakło mi jakiegoś wniosku, zakończenia, które uzasadniałoby całą opowiadaną treść."
Tego zarzutu nie rozumiem. Ucieczka Enoli jest przecież jakimś zakończeniem. Co byś przykładowo widział jako zakończenie, które Ciebie by usatysfakcjonowało?
A rytm też mi się podoba...
Dawno (jeżeli w ogóle) nie było na pokatne tak poprawnego debiutu. Pod względem językowym wynotowałem zaledwie siedem usterek, które przesyłam na priv. Edycyjnie też bez zarzutu. Gratulacje.
Językowo i narracyjnie dzieło jest bardzo dojrzałe. Do tego stopnia, że aż nie mogę uwierzyć, że autor jest debiutantem, bo sposób narracji jest lepszy niż w większości wydawanych drukiem opowiadań. Odnoszę intuicyjne wrażenie, że coś tu nie gra.
Ale że nobody’s perfect, mam zastrzeżenia fabularne. Pierwsze jest takie, że zabrakło mi jakiegoś wniosku, zakończenia, które uzasadniałoby całą opowiadaną treść. Skończyłem czytanie i zadałem sobie pytanie: Ale co autor chciał przekazać? A że – cytując klasyka – mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, a po tym, jak kończy, rzutuje to na ostateczny odbiór całości.
Bardzo rzutuje. Sam autor ma chyba takie samo odczucie, bo pisze w ostatnim zdaniu:
Koniec. Albo i nie koniec.
O seks nie chodzi, bo w jego opisach autor nie tylko nie błyszczy, ale je pomija. O nastrój też, wszystkie opisy są suche jak tarta bułka. Emocje? Zaskoczenie? Cliff hanger (to ze słownika @Rascal)? Brak. Rytm opowiadania, początkowo nieźle się rozwijający (zapisy z nagrań), w momencie przejścia do realnej akcji nie tyle zamiera, co wchodzi na prostą, która równo prowadzi do mety, jak w rutynowej przebieżce po alejkach Central Parku: Tu ktoś się onanizuje (aha…), tu leży jakiś pijak (fuj…), tam parka obściskuje się w krzakach (hmmm…), skądś dobiega krzyk „ratunku” (nie moja sprawa, ja biegam…), mijam kobietę w jednym buczie (cóż…) i… koniec. Jaki czas? 25’15’’?. Aha.
Dzień jak co dzień. Nieźle. Może jutro poprawię wynik.
Otwieram drzwiczki mojego forda i odjeżdżam.
I dlatego wystawiam notę „bardzo dobre” Tylko „bardzo dobre”, bo poprawność językowa to nie wszystko, czego od autora wymagam.
Pisza dalej, Autorze. Pisz, bo masz dobrą technikę, tylko tematu jej godnego jeszcze nie znalazłeś.
Czekam na Ciebie i liczę na TEN temat.
Wszystko ok, ale nie da się zabić tak łatwo seksem. Co z tego że pokrwawiła nieco? Brak mi realizmu. Nie jest też wyjaśnione zbyt wiele, ale też nie można się domyślać. Ogólnie klimat ok, ale jakoś razi ta śmierć taka niejasna i mało prawdopodobna.
@Vee Hmmm. Szukam w Twoich opowiadaniach tego futerału i nie znajduję. Ani jednego przywołania w żadnym. To gdzie ta „wyłączność”? Jeśli masz na myśli to, co ja nazywam „veeizmami”, że niby to takie dowcipne z tym wychodzeniem z futerału, to myślę tak:. Jako narrator uznałbym to jako niepotrzebny wodotrysk stylistyczny i nie użył, ale w wypowiedzi? Jako stylizacja? Dlaczego nie?
Chciałbym podyskutować z Twoim niedosytem dotyczącym przedstawiania charakteru bohaterki. Ja to widzę tak:
Wiolonczelistka spycha życie osobiste na bok, bo prze ku karierze w orkiestrze Koczanowskiego. Podczas przesłuchania zaczyna się zastanawiać, czy słusznie:
...harowałam jak wół, ćwicząc po 12 godzin dziennie. Czyżbym popełniła błąd? Bo nawet nie miałam czego sobie wyobrażać…
Idzie do Adama bez planu; nieprawda, że „idzie się seksić”. Dobitnie o tym mówi:
Źle poszło. Wygląda na to, że musisz mi pomóc. Kiedy możesz przyjść… [...] Albo nie. Ja przyjdę.
Ja, „panienka z dobrego domu”, wpraszam się do chłopaka! Mało – z taką sprawą!
To mi uprzytomniło, jak bardzo jestem zdesperowana.
– Wyjawisz wreszcie, co ci ten Koczanowski powiedział? – spytał Adam, gdy, popłakując, żaliłam się na fiasko przesłuchania.
– Że mam ćwiczyć. Mam wziąć kochanka między nogi i…
Zamilkłam, bo nie wiedziałam, jak Adam to przyjmie.
– Oookeeej – powiedział z namysłem. – Jaki masz plan?
Nie miałam żadnego.
Jej zachowanie też wskazuje, że na (dosłownie rozumiany) seks nie ma ochoty i o nim nie myśli:
– Zdejmuj dżinsy.
Nie tak to sobie wyobrażałam.
– Nie!
...i ogólnie jest zagubiona (jak to panienka z dobrego domu bez praktyki 🙂 ):
Odwróciłam się do niego plecami, rozpięłam guziki bluzki, zsunęłam ją z ramion i zdjęłam biustonosz.
– Hola! Miała być równość! – zaprotestował, gdy wkładałam bluzkę na powrót.
Zrobiłam to, zakrywając piersi dłońmi. Zobaczyłam u Adama grymas niezadowolenia. „A co, miało się ochotę na striptiz?”
Bokserki miał wybrzuszone, a ja nie miałam ochoty, by masował mi… Choć, musiałam przyznać, że na ten widok i u mnie coś obrzmiało.
Usiadłam tyłem do niego. Drugą z tego korzyścią było to, że mogłam przestać zakrywać piersi.
O ja głupia! Przecież powinnam przewidzieć, że zamiast moich dłoni wylądują na nich jego!
„Naprawdę muszę mu to powiedzieć?”
– Mam sobie wyobrażać, że… – „Czy zdołam to wykrztusić?” – …że trzymam fallusa. Że to smyczek… Że gram na uczuciach… w orkiestrowym fellatio!
Uff. Dałam radę, ale ostatnie słowa już wykrzyczałam w strachu… że w ostatniej chwili stchórzę.
Jaki znasz najbardziej erotyczny kawałek na wiolonczelę?
– Erotyczny!?
– No!
– Nigdy tak o mojej muzyce nie myślałam.
– I właśnie to dostrzegł w tobie Koczanowski. Musisz zacząć tak myśleć.
Cały pierwszy dzień kończy się… Nie do końca wiadomo czym, ale nic na fellatio ani tym bardziej na immisję nie wskazuje. Dowodzi tego jej zachowanie drugiego dnia, w którym „idzie do pracy”, a nie na seks:
Moja determinacja sprowadziła mnie do kawalerki następnego popołudnia. Wiedziałam, że muszę dużo ćwiczyć, żeby zadowolić dyrektora.
... i późniejsze siadanie obok Adama, a poinstruowana – w kolanach. Dopiero zbesztana (trzecie podejście) okracza go „normalnie” i pod koniec tego dnia zaczyna „czuć bluesa”, czyli odczuwać przyjemność z seksu. prawdopodobnie z oralnego, i wiązać go z grą na wiolonczeli.
A teraz o zbędności shibari.
W moim zamyśle to właśnie shibari gra istotną rolę w sukcesie zawodowym. Dzięki temu, że nawa absorbuje i nie daje o sobie zapomnieć, a równocześnie przywołuje (w domyśle miłe) myśli o seksie, w umyśle wiolonczelistki nie ma miejsca na nic poza celem (gra) i drażniącymi efektami sakuranbo. To dosyć oczywiste: Gdy mamy coś ważnego do wykonania i równocześnie boli nas ząb, nie ma miejsca na żadne inne myśli – skupiamy się na zadaniu tak intensywnie, że nic z zewnątrz do nas nie dociera; są tylko ból i zadanie. W przypadku sakuranbo nie mamy do czynienia tylko z bólem, ale z drażnieniem sfery erogennej, które przemienia się w podniecenie seksualne.
Przy wszystkim nikt nie zwrócił uwagi na napływającą do buzi ślinę, która je potwierdza, przekładające się (w zamyśle fabuły) na ekspresję muzyczną. Batuta, smyczek i instrument kojarzą się wiolonczelistce z seksem, ze spełnieniem ("wspólny finał"). W dużej mierze dzięki sakuranbo.
Istotą japońskich wiązań jest doprowadzenie obrei na samą granicę spełnienia; wiązana rusza się (coraz gwałtowniej), by dojść do orgazmu. Pracuje okolicznymi mięśniami i myśli tylko o tym, ale mistrzostwo nawashiego powoduje, że do orgazmu nie dochodzi lub dochodzi, gdy on zechce. W przypadku wiolonczelistki energia seksualna ma przekładać się na grę. Taki zamysł miał dyrygent (trener – baletowe adagio), choć do postaci shibari udoskonalił go Adam.
Jak wyszło niech ocenią czytelnicy, ale pozbawienie Wiolonczelistki wątku shibari uczyni opowiadanie bezsensownym, bo sukces artystyczny nie znajdzie przyczyny.
Nie odnoszę się do jakości opowiadania, a subiektywnych odczuć, ale żaden tekst na Pokątnych (ani innych portalach) nie zainteresował mnie tak od czasu „Wielkiego finału” @MajkaEcho. Chyba sporo osób czuje podobnie, bo „Wiolonczelistka” zbiera w pierwszych dniach super liczby i bardzo mnie to cieszy. Zasługujesz 😉
Przerost formy nad treścią dostrzegam w coraz większej liczbie prac i choć jest to mankament, nie widzę w tym nic złego i raczej z satysfakcją obserwuję, że ludzie próbują. Moim zdaniem tutaj żadnego przerostu nie ma.
Opowiadanie jest oczywiście inspirowane Rascalką, ale muszę przyznać, że Sajmon trafnie zestawił Twoje dzieło z moimi ostatnimi tekstami. Nie chodzi nawet o tematykę. Co prawda moje czytelnicze sito przepuszcza sporo publikacji, ale we „Wiolonczelistce” pojawiają się wstawki, które chyba do tej pory były moje na wyłączność. Jak choćby ta z wyskoczeniem z futerału. Motyw shibari uważam tutaj za obce ciało, bez którego mogło się obyć, ale…
– Nie wiem, po co to sakuranbo, ale musisz poluźnić, bo nie mogę myśleć o niczym innym, jak tylko o tym pierdolonym sznurku! Uwiera mnie jak diabli!
… to moje ulubione zdanie całego opowiadania, no i w rezultacie całej tej tematyki bardzo mnie zawiodłeś, że akcja nie zakończyła się w szpitalu 🙂
Odniosę się do zarzutów Sajmona i Twojej odpowiedzi, ale zrobię to krótko:
Wstawki muzyczne nie wyglądają dla mnie na wikipediowe i zostały umiejętnie wkomponowane w tekst, ja takie rzeczy doceniam. Przyznam za to, że jak na mój gust wiarygodność zachowania głównej bohaterki jest nieco wątpliwa. Nie twierdzę nawet, że źle ją wykreowałeś, co po prosto zrobiłeś to za późno. Scena, w której odwiedza Adama, żeby się z nim poseksić (choć jeszcze tego nie robili!) w ramach edukacji muzycznej pojawia się na samym początku tekstu i to tam, nie później, pojawia się mój problem. Nie mam uwag do całej fabuły, po prostu ten fragment mógłby zostać poprzedzony jedną, dwiema wstawkami, żeby tę muzyczkę w kontekście pójścia do łóżka nieco podbudować.
PS. Z tekstem jest trochę jak z chłopcami w podstawówce – trudno nakłonić je do śpiewu.
Zarzut „nikłego autentyzmu” wyrażony przez @Sajmona, w którego opowiadaniach ZAWSZE występują żywe trupy, które kopulują, gwałcą, jedzą, fruwają i są ewidentnie namacalne, choć czasem ich ciała już zgniły lub zostały wypchane, wydaje się dziwny. Podparcie go stwierdzeniem, że bohaterka jest nieśmiała, świadczy o nieuwadze czytelnika. Jakim cudem młoda kobieta, która ciężko (po 12 h/dobę) pracuje dla osiągnięcia pozycji zawodowej, która jest bardzo asertywna w rozmowie ze sławnym dyrygentem i dyrektorem, od którego zależy jej kariera, która wie, na co decyduje się, idąc do chłopaka, któremu dotąd odmawiała współżycia, która ruga go po ejakulacji, która złośliwie „gasi” siostrę – może być oceniona jako nieśmiała?
Czyżby zwiodło Cię jej określenie, że jest „panienką z dobrego domu”? Ależ to świadczy o jej wysokim ego, wręcz o arogancji! A dbałość o parlamentarny sposób wyrażania i o samopoczucie rodziców potwierdza ten rys charakteru. Na dodatek wymaga to silnej osobowości. Gdzie tu nieśmiałość?
Tak więc potwierdzasz swój kontrkomentarz spod Bram żądz, że się nie rozumiemy. Czy nie zaprzeczasz drugiej jego części, tej o wzajemnie żywionej sympatii? Przyznaję, że gdy czytałem o „niestrawnej zupie” zakradły się podejrzenia, że źle się z tą sympatią dzieje.
Spójnik „że” występuje w tekście Wiolonczelistki 59 razy. Aż tyle, bo w pewnych fragmentach, (np. gdy cytowane są słowa Koczanowskiego) jego powtarzanie pełni istotną funkcję stylistyczną. Podobnie jest u Maryli Rodowicz (Mówiły mu):
Mówiły mu, że łotr, mówiły mu, że drań,
Że takie byle co, że tylko ręką machnąć nań.
W tym urywku „że” stanowi 23,5 proc. tekstu. Czy i tu Ci „rzęzi”?
W CAŁEJ Wiolonczelistce jest go 1,6 proc.
Drugie pod względem frekwencji słowo to „jak” (52 użycia = 1,43 proc.). Nie „jaczy” Ci to?
A może coś Ci „couje”, bo „co” występuje 37 razy (1 proc.)?
Na koniec doceniam, że w Twojej opinii jednak trzymam poziom Głównej. To, mimo dosadnie wyrażonego zawodu opowiadaniem, pozostaje w mych uszach komplementem.
Bardzo dziękuję @DwomJutrzenkom za jeden z największych komplementów, jaki na pokatne.pl otrzymałem ever. Jeśli stwierdzenie, że Wiolonczelistka jest napisana językiem poezji śpiewanej, pomnożyć przez współczynnik zamierzonej i wyrażonej w komentarzu nieprzychylności, pochwała staje się podwójnie ważka. Jako niezamierzona i wynikająca z podświadomości, jest niezaprzeczalnie szczera. Nie ukrywam, że osiągnięcie poetyckiego efektu jest moim celem. @Vee, która przyznała, że słowa muszą śpiewać, ciężko pracuje na taki komentarz, a tymczasem mi się trafiło! WIELKIE DZIĘKI! 🙂🙂🙂
Skupiając się na zaletach.
Świetna ilustracja, przyciąga uwagę do tekstu w przyjemny sposób.
"Sflaczał w geście beznadziei." - bardzo mi się to spodobało, nie wiem dlaczego.
"Dlaczego więc niektóre biorą… go… w usta, a strun nigdy nikt?" - uśmiałem się, czytając rozważania bohaterki w trakcie 🙂
"...życie piękne jak… moja pupa." - bardzo ładne powiedzenie - w sam raz dla wszystkich kobiet!
Dzięki za ten tekst. Dodam, że jeszcze podoba mi się Twoja inspiracja komentarzem Rascal.
Zaprzeczam, jakobym krytykował. Ba, pomysł obrania nieco odważniejszego kursu przy wyborze nowych ilustracji bardzo mi się podoba, bo, umówmy się, większość tych obecnych jest jednak mocno stonowana z golizną.
A nad zarzutem, że musiałem słabo szukać, pozostaje mi pochylić głowę...
@KawaiKiwi Gołe ciało (całe) mamy ostatnio u @Sajmona w RealDoll. Transformacja, przedtem w Inkarnacja , a dwie gołe pupy były w moich RealDoll obok gołego biustu. Sugeruję, że szukałeś z nastawieniem, by nie znaleźć. Goła pupa (nieukazująca genitaliów) nie powinna dziś nikogo gorszyć. Niektóre kostiumy kąpielowe pokazują pośladki w całej okazałości, a i jak dziewczyna w dżinsach przycupnie, widać bardzo dużo. I to nie na plaży, a na ulicy, w parku, tramwaju. No i mieć za złe portalowi erotycznemu (niektóre głosy domagają się, by zmienić go na porno!), że (znienawidzony spójnik @Sajmona😉 ) umieszcza goliznę... Powiem: ciekawe...
No i zapomniałem wspomnieć o gołej pupie na ilustracji! Toż to pierwszy nagi kawałek ciała inny niż ręka albo noga od... tak dawna, że znudziło mi się przewijać opowiadania 😀
Co się stało? Czyżby portal rezygnował z polityki SFW? 😉
Gdybyś nie wspomniał na wstępie, że Wiolonczelistka powstała na motywach zaczerpniętych z komentarzy @Rascal pomyślałbym, że napisałeś ją pod mocną inspiracją ostatnich dokonań @Vee.
Shibari, fellatio, smyczki, relacja doświadczonego mistrza i ambitnej adeptki – znamy to. Tylko, że wszystko wrzuciłeś do jednej zupy, doprawiłeś nieco Wikipedią i wyszło trochę niestrawnie, bo mało autentycznie.
Nieśmiała dziewczyna, która wcześniej nie współżyła, po paru sesjach uprawia shibari? Really??
Z technicznych spraw, chronicznie nadużywasz w tym opowiadaniu konstrukcji ze spójnikiem "że" , w jednej wypowiedzi nieraz kilkukrotnie, co momentami strasznie ŻĘzi.
Podsumowując, Wiolonczelistka oczywiście trzyma poziom Strony Głównej, ale to tyle, a może: aż tyle.
O komentarzu Rascal ledwo już pamiętałem, ale że przedmową zdajesz się zachęcać, Tompie, do porównywania jej wersję ze swoją, przeczytałem i jeden tekst, i drugi. Lektura opowiadania i fragmentu sprawiła, że zacząłem je ze sobą porównywać, zwłaszcza że, o ile dobrze pamiętam, propozycję podobnego zabiegu, czyli pisaniu tej samej treści przez dwóch różnych pokątnych autorów, zarzuciłeś kiedyś pod drugim z moich opowiadań.
Wizja Rascal wydaje się mroczniejsza. Motyw z zabieraniem majtek oraz kilka tekstów kochanka kojarzą się z estetyką bliższą Pięćdziesięciu Twarzy Greya (w moich ustach to niekoniecznie zarzut!), podczas gdy u ciebie poszliśmy w motyw bliższy temu, co niedawno w dyskusji pod Akademią Dam zostało określone jako akademia uległości. Mamy więc cnotliwą bohaterkę, która pod okiem nauczyciela, a nawet dwóch, szybko odkrywa, że śmiałość w sferze seksualnej prowadzi do pełniejszych doznań w każdej sferze życia — zarówno w tej łóżkowej, jak i każdej innej.
Najciekawsze wydaje się jednak to, że porównanie grania na instrumencie z „graniem” na penisie, które w tekściku Rascal zajmuje tylko jedno zdanie, tutaj wysuwa się na pierwszy plan, zostając nawet wzbogacona o takie szczegóły jak forma słowa „Wiolonczela” w różnych językach 🙂
Tompie, Indragorze, chyba mam to brakujące ogniwo w łańcuszku dowodowym, że myga to dziołcha i że jest proweniencji niemieckiej (a może wcale nie niemieckiej, jak twierdzą niektórzy profesorowani znawcy, tylko wspólnej, bo Mücke i mucha mają przecież wspólny źródłosłów). PREUSSISCHES WÖRTERBUCH.
OST- UND WESTPREUSSISCHE PROVINZIALISMEN IN ALPHABETISCHER FOLGE z 1883 roku zna "Migge" w dwóch znaczeniach: standardowym "komar" i uczłowieczonym "dziewczyna". Ale i z tym znaleziskiem baza dowodowa wygląda misernie (misrig jak Miserinski).
Dla opowiadania Indragora to jednak bez znaczenia. Jego myga pasuje jak ulał. 😉
Minął ponad rok! Więc podbijam. Chętnie wylałbym cały "instrubutor" paliwa na tlący się żar nadziei na kontynuację tak, by podmuch ognia z Twojej twórczości wbił mnie w fotel.
@NNN Wiele Ci się kojarzy, więc zapewne masz mentalność bliższą @Rascal niż mnie, bo i jej skojarzenia bywały tak piętrowo-złozone, że sama się w nich gubiła. Bo mieć skojarzenia, a umieć je przekazać czytelnikowi to dwie zupełnie różne rzeczy. Jednakowoż ja to opowiadanie też uważam za wybitne, czemu już dałem (wielokrotnie) wyraz zarówno w prywatnej korespondencji z autorką jak i w komentarzach.
Dario rzekł:
Nie wiem, czy biorąc pod uwagę treść i tytuł, miniaturka nie powinna być inna. Bardziej coś nawiązującego do ludowości.
Jeśli miałeś na myśli ilustrację do opowiadania, to ja nie mam na nią wpływu. Wyboru dokonuje moderator po akceptacji opowiadania.
Tak, o to mi chodziło.
Co rozdziewiczania w środku Afryce, to były to raczej wymysły mające pokazać "no jak te dzikusy żyją!". Dlatego ja zupełnie nie umiem zrozumieć jak taka tradycja powstała i utrzymuje się.
Jako, że zostałem do tego skłoniony i chciałem dołożyć swój kamyczek do "poprawiania humoru" @Rascal, to postanowiłem zapoznać się z jej tekstem i napisać komentarz.
I pozwolę sobie zacząć od pytania: Czemu tak mało się mówi o tym tekście i przez to ginie pod w natłoku innych?
Jeśli ktoś tego jeszcze nie czytał, to na co czeka?!
Bo jak pisałem już w innym miejscu, komentarze autorki nauczyły mnie do prób patrzenia na opowiadania w inny, szerszy sposób i cholera jasna. To cała kopalnia do takich rzeczy i przez to mogę się dopuścić pewnych nadinterpretacji.
Poczynając od imienia "Dorota" – to jak @Rascal się nim bawi i dobudowuje dodatkowe struktury nie może być przypadkowe.
Po pierwsze Maks dwukrotnie mówi, że jest ona "darem od Boga, ale nigdy nie była prezentem"/"Dar, który nigdy nie był darem". I tutaj owszem, etymologicznie Dorota pochodzi z greki i oznacza dokładnie to. Tylko samo to zdanie jest cytatem z Diuny i odnosi się do sprowadzenia na ród Atrydów zagłady.
Teraz podepnijmy to pod nawiązania do Mrocznej Wieży i poematu Browinga. Podając zaś za Wikipedią: "William Lyon Phelps proponuje trzy inne interpretacje utworu. Według dwu pierwszych Mroczna Wieża jest symbolem rycerskiej wyprawy. Sukces można osiągnąć jedynie poprzez porażkę albo też cel jest realizacją daremności. Według trzeciej interpretacji, Wieża oznacza potępienie."
Dodatkowo w pewnej chwili przewija się "Mesjasz Diuny", czyli drugą część cyklu w jakiej Herbert przedstawia, że Paul Atryda jest bardziej antybohaterem, a nie jak sądziło wielu czytelników – bohaterem. Podejmuje decyzję o swoim poświęceniu i odejściu jako ślepiec. Przy ostatnim spotkaniu Maks nie spogląda w stronę Doroty i uznaje swoją porażkę.
Z drugiej strony mamy pojawiające się odwołanie do Czarnoksiężnika z Krainy Oz (żółta droga, czerwone buciki i właśnie imię Dorota). Tylko jak Dorotka trafiła do tej krainy? Za sprawą tornada. I właśnie tak można czytać Maksa – jako chaotyczną siłę, która okrążyła biedną zakonnicę.
Inna kwestia to lustrzane odbicie dwóch sytuacji. @Rascal opisuje Libby i Dorotę jako niemal identyczne (rozróżnia je tylko kolor oczu, ciepło i zimno). Libby patrzy na Maksa z pożądaniem i ją sobie bierze, Dorota z wątpliwościami i dlatego ją mija. Przed obiema siada w ten sam sposób (on wyżej, kobieta niżej). Libby robi rzeczy, które pragnął robić z Dorotą przy pożegnaniu (chowa twarz w jej włosy, gładzi twarz jakby ścierał łzy) i dopiero potem zaczyna ją "karać". Równocześnie w swej głowie mogąc opowiedzieć Dorocie o swoich uczuciach – to on wysuwa wobec niej żądania.
Sprowadza nas to też do pytania: O której z nich tak naprawdę Maks chce zapomnieć, lub w związku z którą ma poczucie winy?
Żałuję, że można dać tylko jedną dychę, bo ten tekst zasługuje na ich co najmniej 100 i każdą, jaka mu została wystawiona.
Do diaska, sam pójdę się modlić o powrót @Rascal – do kościoła, meczetu, synagogi, cerkwi i Cthulu.
@Tomp, masz rację. Mnie też zdarzyło się, że ChatGPT wygadywał głupoty, ale w sytuacji, gdy jedynym dostępnym źródłem jest SSP, taka weryfikacja potwierdzająca lub zaprzeczająca definicji słownikowej wydaje się wystarczająca na potrzeby opowiadania.
Weryfikacja przez ChatGPT to dość karkołomne założenie. No, no... Ja bym taki odważny nie był. Po bzdurach, które ów ChatGPT mi wmawiał, odczekam parę lat z następną próbą.
@MrHyde Wciąż obracamy się wokół owadów.
Jak przez mgłę coś mi się kojarzy, że kiedyś słyszałem jakieś "mugge, migge" jako "zły nastrój" i na pewno jako jakiś owad, ale nie w znaczeniu "dziewczyna, prostytutka".
PS Ten tajemniczy "gość" w SJP to ja 🙂
~gosc # 2024-11-05
Myga to dziewczyna (z niemieckiego Migg). co podaje Lewinson w "Słowniku seksualizmów polskich" (za Artykułem w Studiach i materiałach WSP w Zielonej Górze Nauki filologiczne nr 2/1976). Wg cytowanych autorów w Polsce przyjęła znaczenie "prostytutka".
Taka ciekawostka. Jakiß gość dodał wpis do słownika 2 dni po ukazaniu się tutaj tekstu Indragora. 😉
Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich. Decydując
się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.
Pliki cookies i polityka prywatności
Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO).
Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich
danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych
parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.
unstableimagination · 16 listopada 2024 · "Metamorfoza" ·
@Tomp "Pierwsze jest takie, że zabrakło mi jakiegoś wniosku, zakończenia, które uzasadniałoby całą opowiadaną treść."
Tego zarzutu nie rozumiem. Ucieczka Enoli jest przecież jakimś zakończeniem. Co byś przykładowo widział jako zakończenie, które Ciebie by usatysfakcjonowało?
A rytm też mi się podoba...
Tomp · 16 listopada 2024 · "Metamorfoza"
Dawno (jeżeli w ogóle) nie było na pokatne tak poprawnego debiutu. Pod względem językowym wynotowałem zaledwie siedem usterek, które przesyłam na priv. Edycyjnie też bez zarzutu. Gratulacje.
Językowo i narracyjnie dzieło jest bardzo dojrzałe. Do tego stopnia, że aż nie mogę uwierzyć, że autor jest debiutantem, bo sposób narracji jest lepszy niż w większości wydawanych drukiem opowiadań. Odnoszę intuicyjne wrażenie, że coś tu nie gra.
Ale że nobody’s perfect, mam zastrzeżenia fabularne. Pierwsze jest takie, że zabrakło mi jakiegoś wniosku, zakończenia, które uzasadniałoby całą opowiadaną treść. Skończyłem czytanie i zadałem sobie pytanie: Ale co autor chciał przekazać? A że – cytując klasyka – mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, a po tym, jak kończy, rzutuje to na ostateczny odbiór całości.
Bardzo rzutuje. Sam autor ma chyba takie samo odczucie, bo pisze w ostatnim zdaniu:
O seks nie chodzi, bo w jego opisach autor nie tylko nie błyszczy, ale je pomija. O nastrój też, wszystkie opisy są suche jak tarta bułka. Emocje? Zaskoczenie? Cliff hanger (to ze słownika @Rascal)? Brak. Rytm opowiadania, początkowo nieźle się rozwijający (zapisy z nagrań), w momencie przejścia do realnej akcji nie tyle zamiera, co wchodzi na prostą, która równo prowadzi do mety, jak w rutynowej przebieżce po alejkach Central Parku:
Tu ktoś się onanizuje (aha…), tu leży jakiś pijak (fuj…), tam parka obściskuje się w krzakach (hmmm…), skądś dobiega krzyk „ratunku” (nie moja sprawa, ja biegam…), mijam kobietę w jednym buczie (cóż…) i… koniec. Jaki czas? 25’15’’?. Aha.
Dzień jak co dzień. Nieźle. Może jutro poprawię wynik.
Otwieram drzwiczki mojego forda i odjeżdżam.
I dlatego wystawiam notę „bardzo dobre” Tylko „bardzo dobre”, bo poprawność językowa to nie wszystko, czego od autora wymagam.
Pisza dalej, Autorze. Pisz, bo masz dobrą technikę, tylko tematu jej godnego jeszcze nie znalazłeś.
Czekam na Ciebie i liczę na TEN temat.
sajmon · 16 listopada 2024 · "Metamorfoza"
Super.
Klikam na Główną
unstableimagination · 16 listopada 2024 · "Metamorfoza"
Fascynująco wspaniałe! Nie zgadzam się, by to był koniec. Enola jest zbyt fajną postacią.
Kath · 16 listopada 2024 · "Bez wyjścia (I)"
Moim zdaniem dobre. Trochę trzeba styl podciągnąć i może treści dodać, ale opisy seksu bardzo realistyczne.
Kath · 15 listopada 2024 · "Na zawsze (I)"
Wszystko ok, ale nie da się zabić tak łatwo seksem. Co z tego że pokrwawiła nieco? Brak mi realizmu. Nie jest też wyjaśnione zbyt wiele, ale też nie można się domyślać. Ogólnie klimat ok, ale jakoś razi ta śmierć taka niejasna i mało prawdopodobna.
Tomp · 14 listopada 2024 · "Wiolonczelistka"
@Vee Hmmm. Szukam w Twoich opowiadaniach tego futerału i nie znajduję. Ani jednego przywołania w żadnym. To gdzie ta „wyłączność”? Jeśli masz na myśli to, co ja nazywam „veeizmami”, że niby to takie dowcipne z tym wychodzeniem z futerału, to myślę tak:. Jako narrator uznałbym to jako niepotrzebny wodotrysk stylistyczny i nie użył, ale w wypowiedzi? Jako stylizacja? Dlaczego nie?
Chciałbym podyskutować z Twoim niedosytem dotyczącym przedstawiania charakteru bohaterki. Ja to widzę tak:
Wiolonczelistka spycha życie osobiste na bok, bo prze ku karierze w orkiestrze Koczanowskiego. Podczas przesłuchania zaczyna się zastanawiać, czy słusznie:
Idzie do Adama bez planu; nieprawda, że „idzie się seksić”. Dobitnie o tym mówi:
Jej zachowanie też wskazuje, że na (dosłownie rozumiany) seks nie ma ochoty i o nim nie myśli:
...i ogólnie jest zagubiona (jak to panienka z dobrego domu bez praktyki 🙂 ):
Cały pierwszy dzień kończy się… Nie do końca wiadomo czym, ale nic na fellatio ani tym bardziej na immisję nie wskazuje. Dowodzi tego jej zachowanie drugiego dnia, w którym „idzie do pracy”, a nie na seks:
... i późniejsze siadanie obok Adama, a poinstruowana – w kolanach. Dopiero zbesztana (trzecie podejście) okracza go „normalnie” i pod koniec tego dnia zaczyna „czuć bluesa”, czyli odczuwać przyjemność z seksu. prawdopodobnie z oralnego, i wiązać go z grą na wiolonczeli.
A teraz o zbędności shibari.
W moim zamyśle to właśnie shibari gra istotną rolę w sukcesie zawodowym. Dzięki temu, że nawa absorbuje i nie daje o sobie zapomnieć, a równocześnie przywołuje (w domyśle miłe) myśli o seksie, w umyśle wiolonczelistki nie ma miejsca na nic poza celem (gra) i drażniącymi efektami sakuranbo. To dosyć oczywiste: Gdy mamy coś ważnego do wykonania i równocześnie boli nas ząb, nie ma miejsca na żadne inne myśli – skupiamy się na zadaniu tak intensywnie, że nic z zewnątrz do nas nie dociera; są tylko ból i zadanie. W przypadku sakuranbo nie mamy do czynienia tylko z bólem, ale z drażnieniem sfery erogennej, które przemienia się w podniecenie seksualne.
Przy wszystkim nikt nie zwrócił uwagi na napływającą do buzi ślinę, która je potwierdza, przekładające się (w zamyśle fabuły) na ekspresję muzyczną. Batuta, smyczek i instrument kojarzą się wiolonczelistce z seksem, ze spełnieniem ("wspólny finał"). W dużej mierze dzięki sakuranbo.
Istotą japońskich wiązań jest doprowadzenie obrei na samą granicę spełnienia; wiązana rusza się (coraz gwałtowniej), by dojść do orgazmu. Pracuje okolicznymi mięśniami i myśli tylko o tym, ale mistrzostwo nawashiego powoduje, że do orgazmu nie dochodzi lub dochodzi, gdy on zechce. W przypadku wiolonczelistki energia seksualna ma przekładać się na grę. Taki zamysł miał dyrygent (trener – baletowe adagio), choć do postaci shibari udoskonalił go Adam.
Jak wyszło niech ocenią czytelnicy, ale pozbawienie Wiolonczelistki wątku shibari uczyni opowiadanie bezsensownym, bo sukces artystyczny nie znajdzie przyczyny.
Vee · 14 listopada 2024 · "Wiolonczelistka"
Nie odnoszę się do jakości opowiadania, a subiektywnych odczuć, ale żaden tekst na Pokątnych (ani innych portalach) nie zainteresował mnie tak od czasu „Wielkiego finału” @MajkaEcho. Chyba sporo osób czuje podobnie, bo „Wiolonczelistka” zbiera w pierwszych dniach super liczby i bardzo mnie to cieszy. Zasługujesz 😉
Przerost formy nad treścią dostrzegam w coraz większej liczbie prac i choć jest to mankament, nie widzę w tym nic złego i raczej z satysfakcją obserwuję, że ludzie próbują. Moim zdaniem tutaj żadnego przerostu nie ma.
Opowiadanie jest oczywiście inspirowane Rascalką, ale muszę przyznać, że Sajmon trafnie zestawił Twoje dzieło z moimi ostatnimi tekstami. Nie chodzi nawet o tematykę. Co prawda moje czytelnicze sito przepuszcza sporo publikacji, ale we „Wiolonczelistce” pojawiają się wstawki, które chyba do tej pory były moje na wyłączność. Jak choćby ta z wyskoczeniem z futerału. Motyw shibari uważam tutaj za obce ciało, bez którego mogło się obyć, ale…
… to moje ulubione zdanie całego opowiadania, no i w rezultacie całej tej tematyki bardzo mnie zawiodłeś, że akcja nie zakończyła się w szpitalu 🙂
Odniosę się do zarzutów Sajmona i Twojej odpowiedzi, ale zrobię to krótko:
Wstawki muzyczne nie wyglądają dla mnie na wikipediowe i zostały umiejętnie wkomponowane w tekst, ja takie rzeczy doceniam. Przyznam za to, że jak na mój gust wiarygodność zachowania głównej bohaterki jest nieco wątpliwa. Nie twierdzę nawet, że źle ją wykreowałeś, co po prosto zrobiłeś to za późno. Scena, w której odwiedza Adama, żeby się z nim poseksić (choć jeszcze tego nie robili!) w ramach edukacji muzycznej pojawia się na samym początku tekstu i to tam, nie później, pojawia się mój problem. Nie mam uwag do całej fabuły, po prostu ten fragment mógłby zostać poprzedzony jedną, dwiema wstawkami, żeby tę muzyczkę w kontekście pójścia do łóżka nieco podbudować.
PS. Z tekstem jest trochę jak z chłopcami w podstawówce – trudno nakłonić je do śpiewu.
Tomp · 13 listopada 2024 · "Wiolonczelistka"
Zarzut „nikłego autentyzmu” wyrażony przez @Sajmona, w którego opowiadaniach ZAWSZE występują żywe trupy, które kopulują, gwałcą, jedzą, fruwają i są ewidentnie namacalne, choć czasem ich ciała już zgniły lub zostały wypchane, wydaje się dziwny. Podparcie go stwierdzeniem, że bohaterka jest nieśmiała, świadczy o nieuwadze czytelnika. Jakim cudem młoda kobieta, która ciężko (po 12 h/dobę) pracuje dla osiągnięcia pozycji zawodowej, która jest bardzo asertywna w rozmowie ze sławnym dyrygentem i dyrektorem, od którego zależy jej kariera, która wie, na co decyduje się, idąc do chłopaka, któremu dotąd odmawiała współżycia, która ruga go po ejakulacji, która złośliwie „gasi” siostrę – może być oceniona jako nieśmiała?
Czyżby zwiodło Cię jej określenie, że jest „panienką z dobrego domu”? Ależ to świadczy o jej wysokim ego, wręcz o arogancji! A dbałość o parlamentarny sposób wyrażania i o samopoczucie rodziców potwierdza ten rys charakteru. Na dodatek wymaga to silnej osobowości. Gdzie tu nieśmiałość?
Tak więc potwierdzasz swój kontrkomentarz spod Bram żądz, że się nie rozumiemy. Czy nie zaprzeczasz drugiej jego części, tej o wzajemnie żywionej sympatii? Przyznaję, że gdy czytałem o „niestrawnej zupie” zakradły się podejrzenia, że źle się z tą sympatią dzieje.
Spójnik „że” występuje w tekście Wiolonczelistki 59 razy. Aż tyle, bo w pewnych fragmentach, (np. gdy cytowane są słowa Koczanowskiego) jego powtarzanie pełni istotną funkcję stylistyczną. Podobnie jest u Maryli Rodowicz (Mówiły mu):
Mówiły mu, że łotr, mówiły mu, że drań,
Że takie byle co, że tylko ręką machnąć nań.
W tym urywku „że” stanowi 23,5 proc. tekstu. Czy i tu Ci „rzęzi”?
W CAŁEJ Wiolonczelistce jest go 1,6 proc.
Drugie pod względem frekwencji słowo to „jak” (52 użycia = 1,43 proc.). Nie „jaczy” Ci to?
A może coś Ci „couje”, bo „co” występuje 37 razy (1 proc.)?
Na koniec doceniam, że w Twojej opinii jednak trzymam poziom Głównej. To, mimo dosadnie wyrażonego zawodu opowiadaniem, pozostaje w mych uszach komplementem.
Tomp · 13 listopada 2024 · "Wiolonczelistka"
Bardzo dziękuję @DwomJutrzenkom za jeden z największych komplementów, jaki na pokatne.pl otrzymałem ever. Jeśli stwierdzenie, że Wiolonczelistka jest napisana językiem poezji śpiewanej, pomnożyć przez współczynnik zamierzonej i wyrażonej w komentarzu nieprzychylności, pochwała staje się podwójnie ważka. Jako niezamierzona i wynikająca z podświadomości, jest niezaprzeczalnie szczera. Nie ukrywam, że osiągnięcie poetyckiego efektu jest moim celem. @Vee, która przyznała, że słowa muszą śpiewać, ciężko pracuje na taki komentarz, a tymczasem mi się trafiło! WIELKIE DZIĘKI! 🙂 🙂 🙂
unstableimagination · 13 listopada 2024 · "Wiolonczelistka"
Skupiając się na zaletach.
Świetna ilustracja, przyciąga uwagę do tekstu w przyjemny sposób.
"Sflaczał w geście beznadziei." - bardzo mi się to spodobało, nie wiem dlaczego.
"Dlaczego więc niektóre biorą… go… w usta, a strun nigdy nikt?" - uśmiałem się, czytając rozważania bohaterki w trakcie 🙂
"...życie piękne jak… moja pupa." - bardzo ładne powiedzenie - w sam raz dla wszystkich kobiet!
Dzięki za ten tekst. Dodam, że jeszcze podoba mi się Twoja inspiracja komentarzem Rascal.
Kawaii Kiwi · 12 listopada 2024 · "Wiolonczelistka" ·
Zaprzeczam, jakobym krytykował. Ba, pomysł obrania nieco odważniejszego kursu przy wyborze nowych ilustracji bardzo mi się podoba, bo, umówmy się, większość tych obecnych jest jednak mocno stonowana z golizną.
A nad zarzutem, że musiałem słabo szukać, pozostaje mi pochylić głowę...
Tomp · 12 listopada 2024 · "Wiolonczelistka"
@KawaiKiwi Gołe ciało (całe) mamy ostatnio u @Sajmona w RealDoll. Transformacja, przedtem w Inkarnacja , a dwie gołe pupy były w moich RealDoll obok gołego biustu. Sugeruję, że szukałeś z nastawieniem, by nie znaleźć. Goła pupa (nieukazująca genitaliów) nie powinna dziś nikogo gorszyć. Niektóre kostiumy kąpielowe pokazują pośladki w całej okazałości, a i jak dziewczyna w dżinsach przycupnie, widać bardzo dużo. I to nie na plaży, a na ulicy, w parku, tramwaju. No i mieć za złe portalowi erotycznemu (niektóre głosy domagają się, by zmienić go na porno!), że (znienawidzony spójnik @Sajmona 😉 ) umieszcza goliznę... Powiem: ciekawe...
Kawaii Kiwi · 12 listopada 2024 · "Wiolonczelistka"
No i zapomniałem wspomnieć o gołej pupie na ilustracji! Toż to pierwszy nagi kawałek ciała inny niż ręka albo noga od... tak dawna, że znudziło mi się przewijać opowiadania 😀
Co się stało? Czyżby portal rezygnował z polityki SFW? 😉
sajmon · 12 listopada 2024 · "Wiolonczelistka"
Gdybyś nie wspomniał na wstępie, że Wiolonczelistka powstała na motywach zaczerpniętych z komentarzy @Rascal pomyślałbym, że napisałeś ją pod mocną inspiracją ostatnich dokonań @Vee.
Shibari, fellatio, smyczki, relacja doświadczonego mistrza i ambitnej adeptki – znamy to. Tylko, że wszystko wrzuciłeś do jednej zupy, doprawiłeś nieco Wikipedią i wyszło trochę niestrawnie, bo mało autentycznie.
Nieśmiała dziewczyna, która wcześniej nie współżyła, po paru sesjach uprawia shibari? Really??
Z technicznych spraw, chronicznie nadużywasz w tym opowiadaniu konstrukcji ze spójnikiem "że" , w jednej wypowiedzi nieraz kilkukrotnie, co momentami strasznie ŻĘzi.
Podsumowując, Wiolonczelistka oczywiście trzyma poziom Strony Głównej, ale to tyle, a może: aż tyle.
Kawaii Kiwi · 12 listopada 2024 · "Wiolonczelistka" ·
O komentarzu Rascal ledwo już pamiętałem, ale że przedmową zdajesz się zachęcać, Tompie, do porównywania jej wersję ze swoją, przeczytałem i jeden tekst, i drugi. Lektura opowiadania i fragmentu sprawiła, że zacząłem je ze sobą porównywać, zwłaszcza że, o ile dobrze pamiętam, propozycję podobnego zabiegu, czyli pisaniu tej samej treści przez dwóch różnych pokątnych autorów, zarzuciłeś kiedyś pod drugim z moich opowiadań.
Wizja Rascal wydaje się mroczniejsza. Motyw z zabieraniem majtek oraz kilka tekstów kochanka kojarzą się z estetyką bliższą Pięćdziesięciu Twarzy Greya (w moich ustach to niekoniecznie zarzut!), podczas gdy u ciebie poszliśmy w motyw bliższy temu, co niedawno w dyskusji pod Akademią Dam zostało określone jako akademia uległości. Mamy więc cnotliwą bohaterkę, która pod okiem nauczyciela, a nawet dwóch, szybko odkrywa, że śmiałość w sferze seksualnej prowadzi do pełniejszych doznań w każdej sferze życia — zarówno w tej łóżkowej, jak i każdej innej.
Najciekawsze wydaje się jednak to, że porównanie grania na instrumencie z „graniem” na penisie, które w tekściku Rascal zajmuje tylko jedno zdanie, tutaj wysuwa się na pierwszy plan, zostając nawet wzbogacona o takie szczegóły jak forma słowa „Wiolonczela” w różnych językach 🙂
jutrzenki2 · 12 listopada 2024 · "Wiolonczelistka"
Przerost formy nad treścią, to jest w końcu portal erotyczny a nie kółko poezji śpiewanej.
Eryk · 12 listopada 2024 · "Iza i Tomek (VII)"
Mam nadzieję, że remonty się udały 🙂! Wierni fani grzecznie proszą o kontynuację. Pozdrawiam najmocniej!
beata_moon · 10 listopada 2024 · "Agnieszka i jej mężczyźni (V)"
Kiedy kolejna część?
MrHyde · 10 listopada 2024 · "Tradycja" ·
Tompie, Indragorze, chyba mam to brakujące ogniwo w łańcuszku dowodowym, że myga to dziołcha i że jest proweniencji niemieckiej (a może wcale nie niemieckiej, jak twierdzą niektórzy profesorowani znawcy, tylko wspólnej, bo Mücke i mucha mają przecież wspólny źródłosłów). PREUSSISCHES WÖRTERBUCH.
OST- UND WESTPREUSSISCHE PROVINZIALISMEN IN ALPHABETISCHER FOLGE z 1883 roku zna "Migge" w dwóch znaczeniach: standardowym "komar" i uczłowieczonym "dziewczyna". Ale i z tym znaleziskiem baza dowodowa wygląda misernie (misrig jak Miserinski).
Dla opowiadania Indragora to jednak bez znaczenia. Jego myga pasuje jak ulał. 😉
Passionate · 9 listopada 2024 · "Nie tak cudowne życie"
Minął ponad rok! Więc podbijam. Chętnie wylałbym cały "instrubutor" paliwa na tlący się żar nadziei na kontynuację tak, by podmuch ognia z Twojej twórczości wbił mnie w fotel.
Tomp · 9 listopada 2024 · "Mechanizm zakazanego owocu"
@NNN Wiele Ci się kojarzy, więc zapewne masz mentalność bliższą @Rascal niż mnie, bo i jej skojarzenia bywały tak piętrowo-złozone, że sama się w nich gubiła. Bo mieć skojarzenia, a umieć je przekazać czytelnikowi to dwie zupełnie różne rzeczy. Jednakowoż ja to opowiadanie też uważam za wybitne, czemu już dałem (wielokrotnie) wyraz zarówno w prywatnej korespondencji z autorką jak i w komentarzach.
Dario · 9 listopada 2024 · "Tradycja" ·
Tak, o to mi chodziło.
Co rozdziewiczania w środku Afryce, to były to raczej wymysły mające pokazać "no jak te dzikusy żyją!". Dlatego ja zupełnie nie umiem zrozumieć jak taka tradycja powstała i utrzymuje się.
MrHyde · 9 listopada 2024 · "Tradycja"
Ta myga to po prostu fryga, też owad fruwająco-bzyczący. 😉
Norweski Naganiacz Niedźwiedzi · 8 listopada 2024 · "Mechanizm zakazanego owocu"
Jako, że zostałem do tego skłoniony i chciałem dołożyć swój kamyczek do "poprawiania humoru" @Rascal, to postanowiłem zapoznać się z jej tekstem i napisać komentarz.
I pozwolę sobie zacząć od pytania: Czemu tak mało się mówi o tym tekście i przez to ginie pod w natłoku innych?
Jeśli ktoś tego jeszcze nie czytał, to na co czeka?!
Bo jak pisałem już w innym miejscu, komentarze autorki nauczyły mnie do prób patrzenia na opowiadania w inny, szerszy sposób i cholera jasna. To cała kopalnia do takich rzeczy i przez to mogę się dopuścić pewnych nadinterpretacji.
Poczynając od imienia "Dorota" – to jak @Rascal się nim bawi i dobudowuje dodatkowe struktury nie może być przypadkowe.
Po pierwsze Maks dwukrotnie mówi, że jest ona "darem od Boga, ale nigdy nie była prezentem"/"Dar, który nigdy nie był darem". I tutaj owszem, etymologicznie Dorota pochodzi z greki i oznacza dokładnie to. Tylko samo to zdanie jest cytatem z Diuny i odnosi się do sprowadzenia na ród Atrydów zagłady.
Teraz podepnijmy to pod nawiązania do Mrocznej Wieży i poematu Browinga. Podając zaś za Wikipedią: "William Lyon Phelps proponuje trzy inne interpretacje utworu. Według dwu pierwszych Mroczna Wieża jest symbolem rycerskiej wyprawy. Sukces można osiągnąć jedynie poprzez porażkę albo też cel jest realizacją daremności. Według trzeciej interpretacji, Wieża oznacza potępienie."
Dodatkowo w pewnej chwili przewija się "Mesjasz Diuny", czyli drugą część cyklu w jakiej Herbert przedstawia, że Paul Atryda jest bardziej antybohaterem, a nie jak sądziło wielu czytelników – bohaterem. Podejmuje decyzję o swoim poświęceniu i odejściu jako ślepiec. Przy ostatnim spotkaniu Maks nie spogląda w stronę Doroty i uznaje swoją porażkę.
Z drugiej strony mamy pojawiające się odwołanie do Czarnoksiężnika z Krainy Oz (żółta droga, czerwone buciki i właśnie imię Dorota). Tylko jak Dorotka trafiła do tej krainy? Za sprawą tornada. I właśnie tak można czytać Maksa – jako chaotyczną siłę, która okrążyła biedną zakonnicę.
Inna kwestia to lustrzane odbicie dwóch sytuacji. @Rascal opisuje Libby i Dorotę jako niemal identyczne (rozróżnia je tylko kolor oczu, ciepło i zimno). Libby patrzy na Maksa z pożądaniem i ją sobie bierze, Dorota z wątpliwościami i dlatego ją mija. Przed obiema siada w ten sam sposób (on wyżej, kobieta niżej). Libby robi rzeczy, które pragnął robić z Dorotą przy pożegnaniu (chowa twarz w jej włosy, gładzi twarz jakby ścierał łzy) i dopiero potem zaczyna ją "karać". Równocześnie w swej głowie mogąc opowiedzieć Dorocie o swoich uczuciach – to on wysuwa wobec niej żądania.
Sprowadza nas to też do pytania: O której z nich tak naprawdę Maks chce zapomnieć, lub w związku z którą ma poczucie winy?
Żałuję, że można dać tylko jedną dychę, bo ten tekst zasługuje na ich co najmniej 100 i każdą, jaka mu została wystawiona.
Do diaska, sam pójdę się modlić o powrót @Rascal – do kościoła, meczetu, synagogi, cerkwi i Cthulu.
KSA · 8 listopada 2024 · "W pokoju"
Czekamy na kontynuację już 6 lat !
Indragor · 8 listopada 2024 · "Tradycja"
@Tomp, masz rację. Mnie też zdarzyło się, że ChatGPT wygadywał głupoty, ale w sytuacji, gdy jedynym dostępnym źródłem jest SSP, taka weryfikacja potwierdzająca lub zaprzeczająca definicji słownikowej wydaje się wystarczająca na potrzeby opowiadania.
Tomp · 8 listopada 2024 · "Tradycja"
Weryfikacja przez ChatGPT to dość karkołomne założenie. No, no... Ja bym taki odważny nie był. Po bzdurach, które ów ChatGPT mi wmawiał, odczekam parę lat z następną próbą.
Tomp · 8 listopada 2024 · "Tradycja"
@MrHyde Wciąż obracamy się wokół owadów.
Jak przez mgłę coś mi się kojarzy, że kiedyś słyszałem jakieś "mugge, migge" jako "zły nastrój" i na pewno jako jakiś owad, ale nie w znaczeniu "dziewczyna, prostytutka".
PS Ten tajemniczy "gość" w SJP to ja 🙂
MrHyde · 8 listopada 2024 · "Tradycja"
https://sjp.pl/myga
~gosc # 2024-11-05
Myga to dziewczyna (z niemieckiego Migg). co podaje Lewinson w "Słowniku seksualizmów polskich" (za Artykułem w Studiach i materiałach WSP w Zielonej Górze Nauki filologiczne nr 2/1976). Wg cytowanych autorów w Polsce przyjęła znaczenie "prostytutka".
Taka ciekawostka. Jakiß gość dodał wpis do słownika 2 dni po ukazaniu się tutaj tekstu Indragora. 😉
Piątkowy wieczór Anny
darjim 18 listopada 2024
Metamorfoza
NewRomantic 17 listopada 2024
Wiolonczelistka
Tomp 12 listopada 2024
Tradycja
Indragor 3 listopada 2024
Panie Łukaszu...
Vee 25 października 2024
Akademia dam - Idealne pożegnanie (I)
OlkaLa 20 października 2024
Randki Marty (I). W Ogrodzie Saskim
historyczka 16 października 2024
Bramy żądz
sajmon 15 października 2024
Dół
Indragor 13 października 2024
Trzynaście fotografii, czyli jak zostałem portrecistą
MikeEcho 12 października 2024