Forum

Wykazy trudnych słówek – słowniczki
Jakie jest Wasze zdanie o słowniczkach opowiadań na pokatne.pl?
Dołączać, czy nie?
Jeśli tak, to gdzie? Na początku, na końcu, czy w słowie wstępnym?
Ta ostatnia lokalizacja sprawi, że słowniczka nie będzie w wersji e-book.
Czy mają być szczegółowe (uwzględniać wiedzę mało wyrobionego czytelnika), czy umieszczać w nich tylko wyrazy naprawdę rzadkie i słowa obcojęzyczne? Jeśli nie wszystkie obcojęzyczne (bo i tak większość zna anglicyzmy typu "kiler" lub domyśli się italianizmów "dottore", "donna"), to jakim kryterium się posługiwać?
IMO (In my opinion), może na końcu, a w samym tekście dodawać do trudniejszych słów gwiazdki?

Na zasadzie:


– Mai nonna* mawiała, że zakochana Włoszka gotuje najlepiej dla tych, których kocha. Męża, dzieci, rodziców… Tymczasem nasza kuchnia jest właściwie nieużywana przez jego wszystkie alergie, jedynie je gotowe obiady z pudełek.
Wpatrywałam się w nią ze współczuciem, bo widać, że to dla niej ważne.
– Czasem sobie wyobrażam, jak spędzam czas, robiąc makaron – mówiła dalej. – Taki prawdziwy, wałkowany butelką po winie i z samej tylko mąki i jajek… Taki, by zrobić spaghetti alla puttanesca** jakie babcia szykowała, kiedy byłam mała i jej pomagałam w fartuszku w motylki. I właściwie, dzisiaj to zrobiłam pierwszy raz w życiu. Garnuszek z nim stoi na piecyku, więc się nie krępuj. Twoi rodzice zapytali, czy pójdę z nimi do teatru. Wolałabym pójść potańczyć, ale wypada być grzeczną dla przyszłych teściów…
reszta tekstu, aż do końca

Mai nonna* – (wł) moja babcia
spaghetti alla puttanesca** – popularne włoskie danie z makaronu



Jeśli ktoś nie ogarnie, co to znaczy, to sobie wpisze po prostu odpowiednią ilość gwiazdek w ctr+f i dostanie definicję.

Z drugiej strony, czy czujemy potrzebę wszystkie tłumaczenia? Czasem takie właśnie zwroty dodają do fabuły, nie pojawiają się tutaj przypadkowo – tym bardziej, gdy rozmawiają bohaterowie wiedzący/niewiedzący co one oznaczają.
Na tej zasadzie kiedyś tłumaczyłam pod Bejbą Vee, że nie ma sensu dopisywanie na ukos tłumaczenia z angielskiego. Można to rozgryźć narracyjnie, dodając "powiedziała po angielsku" i pisać po polsku.
Jeśli rozmawia dwóch nastolatków o meczu w LoLu raczej nie ma potrzeby tłumaczenia, że Riven to jedna z bohaterek i penta to seria następujących po sobie zabójstw, tylko można rzucić "A ta penta Riven w Endgame? Poezja!" – 3/4 czytelników oleje taką kwestię, a ci potrzebujący wyjaśnienia sobie sami go poszukają. Ja mam tak ze wstawianiem slangu rodem z Miejski.pl
Jako że nie piszemy na papierze (a i wtedy czytelnik ma pod ręką telefon), słowniczki nie są niezbędne, bo każdy może sobie w mig odszukać nieznane słowo w Internecie. Na laptopie zajmuje to 2 sekundy, na telefonie o kilka więcej. Dlatego moim zdaniem lista trudnych słów jest tylko opcjonalną wygodą. Osobiście nie lubię słowniczków na początku tekstu, bo w znaczeniach poszczególnych słów czy nawet ich kolejności można znaleźć drobne spojlery. Gwiazdki zaproponowane przez Rascal chyba podobają mi się nieco bardziej, ale to wciąż niepotrzebne zaśmiecanie tekstu. Słowniczek jako taki jest na tyle zbędny, że wg mnie broni się wyłącznie na końcu opowiadania.

Oczywiście każdy musi sam ocenić, jaką funkcję pełni w jego tekście tłumaczenie. Mogę sobie wyobrazić jakiś tekst fantasy, który zacznie się od słownikowego opisu krainy, w której toczy się akcja. Ilość obcych słów w mojej "Grze" sprawia, że dodanie słownika nie jest tylko ułatwieniem dla czytelnika, ale koniecznością. Za to w "Bejbe" celem tłumaczenia poszczególnych kwestii wewnątrz tekstu było nie tylko pomoc w zrozumieniu ich, ale też wyłapaniu gier słownych i odrobiny humoru.

Podoba mi się rozmowa nastolatków o LoL-u, choć jak na mój gust, jeśli jest ona istotna fabularnie, to trzeba tłumaczyć, a jak nie jest, to nie ma co zachwaszczać sobie tekstu i lepiej napisać, że "rozmawiali i nikt ich nie rozumiał" 😀
Ja dodaję je na końcu, przy czym dotyczy to zwykle słów naprawdę mało znanych / mocno specjalistycznych pojęć czy nazw konkretnych rzeczy / fragmentów piosenek, wierszy i innych takich. Dodawanie opisu z przykładu @Rascal na poziomie spaghetti alla puttanesca uważam już za przesadę, bo nawet jeżeli czytelnik nie kojarzy, co to dokładnie będzie za makaron, to sam makaron już na pewno tak, bo przecież nie jest aż takim idiotą*

Przy czym pamiętajmy, że tematyka bardzo oczywista dla jednej osoby może być kompletnie niezrozumiała dla drugiej. Ten gra w gry strategiczne, tamten ogląda "chińskie bajki", ktoś inny słucha klasyków polskiego punka i tak dalej. Że o kwestiach językowych nie wspomnę, bo ja jeszcze pamiętam, jak np. w "Ekstradycji" (taki polski serial z tym facetem z reklam ING, jakbyście nie wiedziały, zetki zapatrzone w tiktoka 😉 ) były prowadzone całe rozmowy po rosyjsku bez żadnych napisów czy dodanego lektora, ale kiedy jeden bohater mówił do drugiego "yes", to zaraz pojawiało się "tak". Bo ktoś "mondry" uznał, że oczywiście wszyscy muszą znać język onucowy. Dotyczy to też zbliżeń na napisy bukwami, które już w roku 2004 powinny być tłumaczone, a co dopiero w 2024.

*a jak jest, to już naprawdę jego i tylko jego problem [przypis złośliwej ałtoreczki]
@Tomp, @Rascal, @Vee

Zmartwię was, ale nie ma jednego uniwersalnego rozwiązania.
Obecnie żyjemy w świecie powszechnej tandety. Wszystko musi być „po taniości”, w myśl zasady: „nie muszę, to tego nie robię”. Dlatego często w nowych książkach nie ma słowniczków, ba, nie ma profesjonalnej korekty, bo po co? To tylko strata czasu i pieniędzy, a towar i tak się sprzeda. A w przyszłości może zrobi się solidną korektę, doda atrakcyjną okładkę i ten sam towar sprzeda się drugi raz jako wydanie luksusowe.

Wracając do pokątnych tekstów, uważam, że należy solidnie podchodzić zarówno do swojej twórczości, jak i do czytelnika. Jeśli ktoś ma inne zdanie (do czego ma prawo), nie powinien tracić czasu na dalsze czytanie tej wypowiedzi.

a) Jeśli znaczenie słowa wynika z kontekstu wypowiedzi, to można sobie darować objaśnianie, zwłaszcza gdy takich trudnych słów jest niewiele, powiedzmy 2 – 3.

b) Jeśli znaczenia trudnego słowa nie bardzo można domyślić się z kontekstu i takich słów jest niewiele w tekście, wówczas wskazany jest odnośnik. Do wyjaśnienia pod opowiadaniem. Zwracam uwagę, zabawa z gwiazdkami (chyba że chodzi o 1 – 2 słowa) raczej nie ma tu większego sensu, bo przecież edytor Pokątnych umożliwia stosowanie wygodnych odnośników.

A co, jeśli takich słów jest dużo, na przykład poprzez użycie jakiegoś slangu bądź specjalistycznej terminologii?

c) Proponuję pod opowiadaniem zamieścić objaśnienia czy inaczej mówiąc słowniczek trudnych (specjalistycznych) terminów w kolejności alfabetycznej. W samym tekście pierwszy raz pojawiające się takie słowo należy jakoś wyróżnić. Może gwiazdką, może kursywą. Chodzi o to, by czytelnik wiedział, że tego terminu może poszukać w załączonym na końcu słowniczku.
Dlaczego pod opowiadaniem powinien znaleźć się słowniczek, a nie przed? Z tego samego powodu, dla którego „listę płac” w filmie zamieszcza się na końcu, a nie na początku filmu – żeby nie wkurzać odbiorców 😉

W niektórych starszych książkach specjalistyczne terminy były prócz słownej informacji uzupełniane rysunkiem obiektu wyjaśnień.
Oczywiście nie wymagam aż tak szczegółowych danych. Wręcz przeciwnie. Uważam, że taki słowniczek powinie zawierać podstawowe wyjaśnienie. A jeśli komuś nie wystarczy, to szczegółowe informacje może naleźć samodzielnie w Internecie.

Zmuszanie czytelnika do samodzielnego szukania od początku słówek w sieci jest niepoważne. Przede wszystkim irytuje czytelnika, bo nadmiernie odrywa od fabuły. Trzeba wyjść ze skorupy świata opowiadania i przenieść się do świata rzeczywistego. Przeskoczenie do słowniczka i powrót do czytania nie wytrąca nadmiernie ze świata opowiadania. Czytelnik nie znajdując pod ręką wyjaśnienia, przeważnie ignoruje brak zrozumienia, licząc, że dalej „samo się wyjaśni”. A potem jest drugie takie słowo, trzecie… I porzucenie z irytacją czytania, ewentualnie z „1” jako oceną tekstu. Pomyślcie drodzy autorzy, czy na pewno o taki odbiór waszego tekstu chodzi.

A co, jeśli w opowiadaniu rozmawiają osoby w obcym języku?

d) Jeśli jest to pojedyncze w całym opowiadaniu zdanie, można użyć odnośnika do tłumaczenia. A jeśli jest to dłuższa rozmowa w obcym języku? Cóż, odpowiedź wykracza już poza zakres tematyczny tego wątku.

I na koniec. Częstym, choć zupełnie błędnym przekonaniem jest, że WSZYSCY coś tam, coś tam. Wszyscy znają język angielski, wszyscy grają w gry, wszyscy oglądają seriale w streamingu… Nic bardziej mylnego. To, że my na czymś się znamy, mamy wiedzę na dany temat, nie znaczy, że WSZYSCY też. Warto o tym pamiętać pisząc opowiadanie i posługując się specjalistycznymi terminami czy obcym językiem.
Po przespaniu się z tym (nie polecam, 2/10) stwierdzam, że problem z gwiazdkami jest prosty: w pewnym momencie tekst może to wyglądać tak:


–O kurwa, "majava!*************** O ty chuju majavo!
majva******************** – fińskie bóbr



Nie wiem (może @Marc powie) jak wygląda wstawianie w edytorze tekstowym Pokątnych indeksów górnych, ale chyba się nie da (albo i da w ograniczonym stopniu¹), acz łyka on większość znaków specjalnych. Stąd takie numerowanie lub jak zasugerował to trafnie @Indragor, po prostu wypisanie alfabetycznie w formie indeksu (np: wstawiając nagłówek INDEKS) i wówczas dać listę słówek niezrozumiałych będzie najlepszym rozwiązaniem.

No, a teraz z innej beczki.

Oczywiście każdy musi sam ocenić, jaką funkcję pełni w jego tekście tłumaczenie. Mogę sobie wyobrazić jakiś tekst fantasy, który zacznie się od słownikowego opisu krainy, w której toczy się akcja. Ilość obcych słów w mojej "Grze" sprawia, że dodanie słownika nie jest tylko ułatwieniem dla czytelnika, ale koniecznością.



Tutaj też pozwolę sobie zacytować powyższego:

Jeśli znaczenie słowa wynika z kontekstu wypowiedzi, to można sobie darować objaśnianie, zwłaszcza gdy takich trudnych słów jest niewiele, powiedzmy 2 – 3.



Trochę tak, a trochę nie.
Z jednej strony, jeśli wpiszemy "pojechał samochodem" lub trudniej "poruszał się czarnym Volvo" to raczej nie trzeba nikomu takich rzeczy tłumaczyć. Chyba, że jesteś swoim pradziadkiem z 1000 roku, który nie wie co to samochód, on chcy ino zimnioka.
Tu podpisuje się pod Agnyzą, że "są rzeczy, które są oczywiste i takie, których się nie rozumie". Pisałam kiedyś, że w szwedzkich książkach znalazłam coś, co się nazywało "snus" i nie wiedziałam co to. Czy to mi przeszkadzało w odbiorze? Skądże. Podobnie jak nieistniejące amerykańskie marki w powieściach Kinga, robienie zakupów w SevenEleven w skandynawskich i wiele innych, mocno związanych z narodowością autorów zbieżności.

Pytanie więc, gdzie kończy się samochód, a zaczyna "aby zbudować głowicę nuklearną, potrzebujesz: 50 kg czystego czeczeńskiego uranu…"?
Ostatnio właśnie zastanawiałam się pod podobnym względem na tekstami fantasy/s-f. Czy naprawdę potrzebujemy "obsesji tłumaczenia rzeczy"? Czym różni się bowiem prowadzenie samochodu przez nas dla żyjącego na futurystycznym Tytanie Kowalskiego jego poduszkowca antygrawitacyjnego? On żyje tym światem, a narrator opowiada jego historię, a nie służy tu za tłumacza zażyłości świata.

Wracając do rozmowy o Pencie Riven – zakładając, że gdzieś obok nie ma osoby, która zapyta "o czym gadacie?", raczej nie ma sensu tłumaczyć takich rzeczy.
Osobiście lubię stosować narratora obserwatora lub narratora uczestnika. Jeśli wszechwiedzący narrator może uznać tę rozmowę za bełkot, którego on nie rozumie, to jest ciekawsze, niż teraz miałby tłumaczyć, o co chodzi w tej rozmowie, aby czytelnik się nie pogubił. Jeśli zaś narratorem jest uczestnik, który np. grał tą Riven, to raczej nie będzie on teraz odwracał mordy do ekranu, patrzał na Czytelnika i mówił: "Wiesz, chodzi o LoLa. League of Legends. Taka gra komputerowa, rywalizacyjna. A penta to seria zabójstw w maksymalnie 10-sekundowym odstępie, duży wyczyn dla każdego gracza LoLa".

W moim odczuciu pozostawienie tego w formie transparentnego dowcipu > wyjaśnienie – wzięło się to z filmu "Coś" Carpentera.
Na początku widzimy jak helikopter na Alasce goni psa rasy husky i pilot krzyczy coś, co nie zostaje przetłumaczone, a bohaterowie (Amerykanie) nie rozumieją, co on mówi.
I teraz wyobraźcie sobie, że jak ten film miał premierę w norweskich kinach, to widzowie dostali na dzień dobry wielki spoiler tego, dlaczego pilot (krzyczący ostrzeżenia po norwesku do Amerykan) gonił tego konkretnego psa.

Miałam zaczyn na opowiadanie, które otwiera rozmowa telefoniczna po niemiecku. Narrator (pierwszoosobowy) nie zna tego języka, więc wszystkie kwestie są pozostawione w oryginale i czytelnik (jeśli też nie włada językiem Tomasza Manna) poczuje to, co on. "Nie rozumiem". Inaczej by było, gdyby on również władał tym językiem, wtedy (ponownie) wystarczyłby przypis: "Rozmawiała po niemiecku, mówiąc: – Oczywiście, że tak!"
Takie rzeczy czynią opowiadania organicznymi i jakoś nie pojawił się jeszcze żaden maruda w komentarzach, który by mówił: "ja ni rozumi, ja chce zimniok!".
A nie, jeden mi wypomina użycie Mesjasza Diuny, bo nadal nie widzi konotacji między bohaterami i tym na co się decydują.

Zwracam uwagę, zabawa z gwiazdkami (chyba że chodzi o 1 – 2 słowa) raczej nie ma tu większego sensu, bo przecież edytor Pokątnych umożliwia stosowanie wygodnych odnośników.


Na upartego da się wstawić hiperłącze, ale jak ktoś pobierze PDF (lub inny e-book) to raczej już go nie dostanie.


Zmuszanie czytelnika do samodzielnego szukania od początku słówek w sieci jest niepoważne. Przede wszystkim irytuje czytelnika, bo nadmiernie odrywa od fabuły. Trzeba wyjść ze skorupy świata opowiadania i przenieść się do świata rzeczywistego. Przeskoczenie do słowniczka i powrót do czytania nie wytrąca nadmiernie ze świata opowiadania. Czytelnik nie znajdując pod ręką wyjaśnienia, przeważnie ignoruje brak zrozumienia, licząc, że dalej „samo się wyjaśni”. A potem jest drugie takie słowo, trzecie… I porzucenie z irytacją czytania, ewentualnie z „1” jako oceną tekstu. Pomyślcie drodzy autorzy, czy na pewno o taki odbiór waszego tekstu chodzi.



Idk, ja przeczytałam Diune od deski do deski i dopiero po lekturze ogarnęłam, że na końcu jest indeks i mam sobie sprawdzać tam definicje znacznej części neologizmów.
Stąd ważniejsze jest, aby "chwycić" czytelnika, a nie kazać mu się doedukowywać, by zrozumieć tekst.


albo i da w ograniczonym stopniu¹ – przekleiłam 1 w indeksie głównym z tablicy znaków.

Rascal rzekła:
Na upartego da się wstawić hiperłącze, ale jak ktoś pobierze PDF (lub inny e-book) to raczej już go nie dostanie.


Konwersja do PDF zachowuje aktywne indeksy, a jeśli nie, to tylko wina konwertera. Zresztą nawet w takim przypadku odnośniki zostaną zachowane. Jak jest e-bookami, nie wiem, ale na logikę, też powinno być tak samo.
Kiedyś próbowałem odnośników w próbnym tekście na pokatne, ale bez sukcesu. Nie wiem, co zrobiłem źle, ale się zraziłem.
poza tym Vee przy "Selkie" marudziła, że nadmiar słówek w słowniczku jej przeszkadzał, bo stale przeskakiwała z tekstu do słowniczka.
W konwersję opowiadań z pokatne do PDF-u na jakimś profesjonalnym poziomie też nie wierzę, bo Marc dopiero ręcznie dorabiał w PDF-ie "Mgły"polskie znaki obecne w trybie ekranowym pokatne w polach wyświetlających się na różowo. [Sam, Indragorze, to wychwyciłeś].
A teraz test: w moim opracowywanym aktualnie tekście pojawi się akapit wymieniający osoby siedzące przy stole, które będą bohaterami (różnych planów) powieści. Będzie tam (załóżmy) tak napisane:

Na ławach siedzieli: Lambert, hrabia Szampanii, senior, któren wasalem niczyim nie był, a równym królowi Franków Louisowi Capet, szóstemu tego imienia, się uważał; osiemnastoletni syn hrabiego – Raymond; czternastoletnia cy – Sophie...



I teraz pytanie: co znaczy słowo "cy"?
Wątpię, byście znaleźli to w internecie. Więc albo intuicja, albo... dołączany słowniczek.
Ja nie wiem, co to "cy".
Jeśli słowo jest w ogólnie dostępnych słownikach, nie ma sensu umieszczać w słowniczku. Zagraniczne słowa (nieobecne w słownikach i czytane po zaranicznemu) pisałbym kursywą. W słowniczku, tj. w przypisach pod opowiadaniem, tłumaczyłbym jednak tylko to, co wymaga tłumaczenia. Nie wszystko.

tłumaczyłbym jednak tylko to, co wymaga tłumaczenia. Nie wszystko.


Problem polega na tym, że nigdy nie wiadomo co komu wymaga tłumaczenia., Bo jeden nie wie co to "furda" 😉 , drugi zastanawia się nad "mygą", a trzeci wie co to "cy" (i w tej wiedzy pewnie jest wyjątkiem).
PS "cy" to wg Nycza staropolski mianownik "córki", którego dopełniacz i celownik pewnie znasz: "cery, cerze". A biernik to "cerz".
Chcesz wziąć udział w dyskusji? Zaloguj się
pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.