Uwaga: Temat odnosi się do raczej krótkich, jednoczęściowych historii niż serii lub wielowątkowych powieści!
Zauważyłam, że istnieją dwa modele budowania historii (chociaż jasne, można też wyznaczyć trzeci; mieszany, występujący głównie u ludzi bardziej obeznanych z piórem, ale chce skupić się na bardziej na tych dwóch skrajnych przypadkach).
Pierwszy nazwałabym ekspozycją; zakłada od początku powolne wprowadzanie czytelnika w to, co będzie się działo. Sławetne „Cześć, jestem ABC i mam XY lat”, „Poznaliśmy się w czasie przeprowadzki…”. W rozwinięciu będzie uzupełniać swoją historię o informacje, które mogą okazać się na wpół zbędne (akapity poświęcone opisom postaci drugoplanowych/epizodycznych), ale mają lepiej zanurzyć czytelnika w treść; pomóc mu zrozumieć co się dzieje. Takie mogą stanowić również długo opowiadany dowcip, który w końcu zakończy puentą w jakiś zaskakujący sposób.
Drugi model to skupienie się na „tu i teraz”, bez zbędnego wchodzenia w nieistotne szczegóły, a nawet całkowitym ich pominięciu na zasadzie „Co ja będę ci tłumaczył? Jest, jak jest, czytaj dalej”. Coś jakby zacząć tekst od: „Samochód zahamował gwałtownie, a Mikołaj od razu wysiadł z wnętrza, krzycząc”.
Oczywiście, będzie to też uzależnione od samej treści — inaczej będzie się pisać o parze, która spotyka się pierwszy raz; inaczej zaś o kimś, kto zna się od wielu lat, ma wspólną przeszłość.
Nie ma sensu też opisywać koleżanki, jeśli znamy się jak łyse konie, tylko gdzieś między wierszami wsunę informacje np. „dotknęłam jej blond włosów”, „jej niebieskie oczy były zapłakane”.
Podobnie będzie z obraną formą narracji w trzeciej i pierwszej osobie.
Zastanawiam się jednak, jaki sposób wy preferujecie, zarówno jako pisarze, jak i czytelnicy? Bardziej powolną wyprawę nad jezioro z opisem całej podróży, przebierania się w stroje i sprawdzania temperatury wody, a może od razu wrzucenie na jego środek?