Tomp rzekł:
W kwestii stylizacji nie ma zgody. Środki wyrazu (stylizacja do nich należy) oddziałują na uczucia i skojarzenia w głowie czytelnika, a więc i mojej. Autor powinien wziąć pod uwagę całość czytelników, do których adresuje swą twórczość. Żadne pokrzykiwanie jednego z czytelników nie zmieni skojarzeń innego. Rzeczą autora jest, na co się zdecyduje. Nie czytelnika Indragora ani czytelnika Tompa. My możemy mówić za siebie i tylko za siebie.
Argument z coachem dotyczy języka codziennego (jak rozumiem, i tu się zgadzam), natomiast nie może dotyczyć literatury pięknej, czyli nawet takich opowiadań, jak na pokatne.pl. Tu stylizacja jest ważniejsza od poprawności słownikowej i aktualnych mód językowych.
W zasadzie zgoda jest, tylko nie do końca. Owa stylizacja nie może być wprowadzana na zasadzie „bo tak”, „bo taki miałem kaprys”. Zacytuję siebie:
Nie mówię też, co autorowi wolno, a czego nie. Jak chce, niech pisze od tyłu do przodu. Mówię tylko, że stylizacja musi czemuś służyć. Nie może być wyłącznie sztuką dla sztuki. Jeśli to charakteryzuje bohatera, który sepleni czy jąka się, to niech ma to odzwierciedlenie w tekście pisanym. Tylko powtarzam – niech to czemuś służy, czyli niech ja, jako czytelnik uwierzę, że ta stylizacja coś daje, jest potrzebna. Bo jeśli nie uwierzę – odrzucę dzieło.
Kiedyś miałem okazję przeczytać tekst, w którym prócz kropek nie było żadnych innych znaków interpunkcyjnych. Na moją uwagę autorka odpowiedziała: „ja nie uznaję interpunkcji”. I co? Mam ją pochwalić za nowatorski środek wyrazu? Czy może powinienem opieprzyć? Wydaje mi się, że to drugie, bo ta „stylizacja” niczemu nie służyła.
A to, że możemy mówić tylko za siebie wydaje się oczywiste. Nie znaczy, że nie mogę czegoś sugerować autorowi. Sugerować, a nie zmuszać. W słynnym przykładzie z dżinsami, jeśli autor pozostawi „jeansy”, ani ja, ani nikt inny (jak sądzę) głowy mu nie urwie. Tylko mnie będzie się gorzej czytało. Mnie.
Tomp rzekł:
Jeśli autor uzna, że w koledżu (!) amerykańskim pracuje coach i uzna to za istotne, to żaden trener językowy o ksywie (bo nie nicku) Indragor go nie przekona (mam nadzieję).
Jeśli akcja toczy się w amerykańskim koledżu, określenie „coach” jest uzasadnione. Użycie słowa „trener” też byłoby zasadne. Jednak gdy akcja toczy w Wyższej Szkole Tłoczenia Śliwek w Pcimiu Dolnym, to „ coach” pasuje jak pięść do nosa.
Tomp rzekł:
Jeśli nie umiem rozgraniczyć Twojego osobistego poglądu od kategorycznego stwierdzenia, to wybacz. Może jednak w przyszłości, ze względu na istnienie takich jołopów jak ja, zaznaczysz wyraźniej (...)
Skoro poruszyłeś temat „jołopowatości”...
A czyj to był sporny komentarz? Przecież nie Krystyny czy MrHyde. Na górze każdego postu pisze, kto jest jego autorem, więc czyja może być wypowiedź?
Jeśli posiłkuję się czyjąś wypowiedzią/opinią/definicją/poglądem, to wtedy (i tylko wtedy) załączam cytat lub link do źródła, lub inną informację.
A tak ogólnie. Pokątne jest portalem dla osób pełnoletnich, czyli takich, którzy potrafią krytycznie czytać i samodzielnie wyciągać wnioski (przynajmniej w teorii). Jeśli widzę komentarz z uwagami, które budzą moje wątpliwości, sprawdzam je w kilku źródłach.
Jest też portalem hobbystycznym, dla amatorów, więc do wygłaszanych opinii trzeba mieć ograniczone zaufanie. Jeśli coś jest niezrozumiałe, a od hobbystów nie można wymagać, że zawsze będą się naukowo i jasno wypowiadać, zawsze można się dopytać. W dodatku post to jednak odpowiednik dyskusji słownej.
Twoje komentarze czytam z zainteresowaniem, bo są merytoryczne i oparte na dużym (jak mi się wydaje) doświadczeniu i wiedzy. Zawsze czegoś ciekawego można się dowiedzieć lub poszerzyć wiedzę, co nie znaczy, że ze wszystkim się zgadzam 🙂