Forum

Czy literatura zmierza w złą stronę?
Ponieważ niedawno moje algorytmy uznały, że jestem zainteresowana "nowościami" książkowymi, zaczęły mi się pojawiać recenzje popularnych obecnie pozycji.
I tak też trafiłam na kanał Rozczytanych, jaki przedstawił mi trzy – bardzo łagodnie mówiąc i zaprzeczając Oskarowi Wilde – złe książki.
"Tatuażysta z Auschwitz", "Anioł z Auschwitz" i znany mi wcześniej ze swojej ekranizacji "Chłopiec w pasiastej piżamie".

Tatuażysta z Auschwitz
Pierwsza pozycja doczekała się dość hucznie reklamowanej adaptacji i w największym skrócie "ma być zapisem wspomnień byłego więźnia", który postanowił się zwierzyć autorce. O ile brzmi to nieprawdopodobnie, to u podstaw to prawda – problem w tym, że on sam zmarł dwanaście lat przed wypuszczeniem książki, stąd właściwie autorka mogła dowolnie przekręcić historię i usunąć niewygodne elementy.
I tak powstała opowieść o tym, jak dwoje więźniów zakochuje się w sobie i "siłą miłości" przetrwają w niemieckim obozie zagłady. Szkoda, że setki innych jego ofiar nie poznały tego triku.
Autorka dodatkowo punktuje głupoty pokroju strażnika, który śpi z więźniem w jego baraku, pilnuje bo mógłby zostać zabity przez innych osadzonych i wiele innych problemów.

Anioł z Auschwitz
Ta książka przez prowadzącą programu została okrzykniętą gorszą od pierwszej pozycji. Chcecie wiedzieć czemu? Bo traktuje o biednym Niemcu, który zgłosił się na SS-Mana i zaciągnął na służbę w obozie, bo tam przebywała jego ukochana. I oczywiście, od początku się stawia swoim przełożonym, każe między innymi innym SS-Manom sprzątnąć krew po więźniarce oraz wiele innych mających ukazać go jako prawego i dobrego człowieka.
Bonus, w książce pojawia się język polski. Jest używany przez strażników na rampie.

Chłopiec w pasiastej piżamie
Z tym dziełem (a właściwie ekranizacją), jak pisałam wyżej – mam osobistą historię.
W liceum w ramach lekcji języka polskiego został on nam puszczony, oczywiście cała klasa wzruszona tylko ja jednak opurnistka powiedziałam "ale czemu musimy oglądać komediowe zakłamanie historyczne, zamiast obejrzeć czegoś na wzór Syna Szawła?". Nauczycielka wpisała mi uwagę.
Film (znów) traktuje o naszym ulubionym obozie i SS-manie, który wraz z rodziną przeprowadza się w jego pobliże, aby podjąć tam pracę. Bohaterem zaś jest jego młody synek, taki słodki i niewinny, że on nie wie, że jest wojna, panuje jakiś holocaust. Za ogrodzeniem, które jest tylko drutem kolczastym (ponownie jak zauważa prowadząca: drut powinien być pod napięciem, a pomiędzy płotem wylany beton zgodnie z realiami historycznym) spotyka zaś małego, łysego chłopca, z jakim się zaprzyjaźnia – tytułowego "chłopca w pasiastej piżamce". Karmi go czekoladą, grają w szachy i spędzają cudownie czas…


I pal licho, że na Pokątnych regularnie pojawiają się fanatycy i autorzy chcący poczuć się edgy pompując historie o kazirodztwie lub ostrym bdsm. To darmowa, pisana amatorsko, która raczej trafia do bardzo wąskiego grona. Jeśli jednak książki podobne do opisanych powyżej przypadków stają się mainstrimem (a przytoczony na końcu Chłopiec w kilku krajach jest już lekturą szkolną), zarabiają i są ekranizowane… Zastanówmy się, dokąd może to pójść dalej?
@Rascal NIe tylko może pójść, ale już poszło dalej. Vide choćby Kosiński i jego "Malowany ptak" - czyli zbiór bzdur wyssanych z palca.
Jest lukratywny popyt, wspierany różnymi "opiniotwórczymi" nagrodami, to i podaż się pojawia.

W segmentach literatury "erotycznej" to działa podobnie. Im więcej pornola w erotyce, tym autorom się wydaje, że tłumy im zrobią fajniejszą laskę (lub minetę). Orgazm totalny. Tyle że potem, po wytarciu się chusteczką, nie zostaje dokładnie nic.
Wspomniany Kosiński zrozumiał to chyba, bo popełnił samobójstwo.
Tak w temacie, dzisiaj dla przykładu oglądałem to: https://youtu.be/4cqo0H5mCOU?t=3881
To nie pierwszy film Prostracji, gdzie jedzie ona po jakiejś nowej książce. Co gorsze nie tylko pod względem fabuły, czy postaci, ale jakiś prostych powtórzeń, które powinny zostać wychwycone w procesie korekty. Wklejam, bo tu akurat dużo było tego "upadku literatury".

Jeśli chodzi o moją opinię, myślę, że zawsze były słabe książki, tylko po prostu są szybko zapominane. No chyba, że powieść wywołuje jakieś wielkie poruszenie, to może gdzieś wypływa czasem taka w zestawieniach historycznych. Bo przecież minął już szał na "50 twarzy Greya", czy inny "Zmierzch".

Chociaż nikt nie kręcił seriali z jakich powieścideł z XIX wieku...
Jednak nic nie wnoszę do stołu.
No przecież nie tylko literatura, ale cały świat schodzi na psy, a może już jest pod psem, to widać, słychać i czuć. Nie trzeba oglądać disneyów, wystarczy kanały YT, na ich temat, a netfliksowy "Pan Samochodzik" wywołuje taką żenadę na żołądku, że po kwadransie człowiek musi zaprzestać. Mówią, że to po #METOO, wszyscy profesjonaliści zostali wywaleni i zastąpieni przez ambitnych ideologów LGBT, równościowców i inkluzywistów. Może AI sprawi, że będzie dostawać niby to samo gówno, ale za to w nieco lepszej formie.
Niedługo amatorskie pornole się zrównają z literaturą i sztuką profesjonalną.
@Dreshganor

Z twoją wypowiedzią potrafię się jednocześnie bardzo nie zgadzać i bardzo zgadzać.

Nie zgadzać się, ponieważ już Orwell w swoim 1984 pisał o wahadle, które naprzemiennie się wychyla w jedną, bądź drugą stronę (a pamiętajmy, że pierwsze wydanie datuje się na 1949 rok). W praktyce oznacza to, że regularnie dochodzi do przemian społecznych, które mogą lub nie nam się podobać – są jednak faktem.
I chociaż mogę się mylić, tak mam bardzo mocne wrażenie, że w okresie pomiędzy działaniami Amerykan w Wietnamie a inwazją Rosji na Ukrainę (bo dziejąca się w latach 90 wojna na terenie Bałkanów czy zatoki Perskiej stanowiły coś odległego i abstrakcyjnego) w społeczeństwie amerykańskim mocno się zmieniła narracja społeczna. Zaczęły się ruchy hipisowskie, rewolucja seksualna, zniesiono segregację rasową i zainteresowano się środowiskami mniejszościowymi, aby poprawić ich sytuację – jakby chciano uciec, może wymazać niesmak powojennego świata. Młodzi, jak każde inne pokolenie, buntowało się przeciwko temu, co zostawili im rodzice. Wahadło zaczęło wędrować z prawej do lewej.

Ponieważ (tym bardziej w czasach globalizacji) ich "kultura" jest najbardziej rozpowszechnioną, tak podłapały to inne kraje istniejące – a z czasem i pojawiły się korporacje wietrzące w tym zyski.
Bo czy faktem nie jest, że w czasie Berlińskich igrzysk w 1936 Coca-cola promowała się hasłem: "ein Volk ein Reich ein Getrank Coke ist es Coca-cola" i dawała breloczki w kształcie swastyk? Jak wiele wschodnich marek motoryzacyjnych (Audi, VW, Mercedes) zainteresowanych było wspieraniem nazistów? Czy Hugo Boss nie szył mundurów dla SS-manów? Bayer był głównym dostawcą cyklonu B?

Czy więc dziwi nas, że kiedy społeczeństwo ruszyło ku hasłu "MeToo", "BLM" i "LGBT" to również i firmy zwietrzyły w tym pieniądze? Czy to nie ta sama Coca-Cola promowała się hasłem "Be Less White"?
I ponownie, ponieważ jesteśmy konsumentami "amerykańskiej kultury" (oglądamy filmy i programy skierowane do amerykańskiego środowiska) to widzimy małżeństwa jednopłciowe, uprawiające seks pary homoseksualne, jak i osoby po tranzycji dumne z tego. Co więcej, naśladujemy ten kierunek, aby wychodzić na "nowoczesnych", "progresywnych".
Czy to dobrze, czy źle – mam bardzo mieszane odczucia. Cieszy mnie, że wreszcie podjęto ten temat i postanowiono pokazać pewną różnorodność (bo mimo wszystko John Wayne jako Czyngis-chan średnio się zestarzał) i potrafimy sięgać po postaci kobiece niebędące wyłącznie tłem dla męskiego bohatera. To miła odmiana, acz przez toporność, z jaką jest to wpychane, powoli się przejada i dlatego… Wahadło zaczyna iść znów w drugą stronę.

Co raz więcej marek wycofuje się z tęczowego marketingu, wraca do sprawdzonych rozwiązań – bo okazuje się, że jednak społeczeństwo nie ma już ochoty na to. Kto wówczas zostanie skrzywdzony? Ci, których ta machina wykorzystała i przedstawiła w najgorszym możliwym świetle – jak choćby przez ten show na otwarciu tegorocznej olimpiady.
A wędruje w drugą, bo zaczęło nad nami wisieć narastające widmo kolejnej wojny. I najlepszym przykładem jest to, jak zmieniły się reklamy polecające dołączenie do armi amerykańskiej: ta pochodzi sprzed inwazji Rosji https://www.youtube.com/watch?v=C8-Yslv4PME& / ta sprzed roku https://www.youtube.com/watch?v=y0ayd2k3bTs

Napisałam jednak, że mogę też się zgodzić.
Bo jak na samym początku pisałam o romantyzowaniu obozów zagłady i zaczęciu przedstawiania Niemców jako dosłownie miłych ludzi, którzy przyjaźnili się z przebywającymi w obozach ludźmi, co przy narastającej i zakłamanej narracji "polskie obozy śmierci" może odbić się czkawką – tak nie zdziwię się, jak jeśli to wahadło nie przyspieszy, to ktoś może wpaść na pomysł, aby napisać gejowski romans o SS-Manie noszącym różowy mundur i ogólnie mającym swojego ulubionego więźnia i ratującego go z opresji polskich ludobójców.
Bo moda na przekłamywanie lub tworzenie niemalże alternatywnej wersji rzeczywistości trwa w najlepsze:
Otwarte związki homoseksualne w czasach, kiedy groziło za to więzienie, a nawet chemiczna kastracja (co choćby spotkało Alana Turinga)?
Osoby o nie białej karnacji zajmujące wysokie stanowiska polityczne, żyjące w mieszanych związkach i traktowane w najlepszy możliwy sposób w czasach segregacji rasowej?
Kobiety, żyjące dosłownie jak współczesne na dziesiątki lat przed ruchami feministycznymi, jakie walczyły o to?
I taki obraz przechodzi często do mainstrimu, gdy w szkołach edukacja powoli siada – a przecież uczymy się historii, by jej nie powtarzać.
Wojna bardziej kojarzy się z grami komputerowymi jako coś przyjemnego, więc widok ruin w Strefie Gazy lub w Ukrainie budzi gigantyczny dysonans poznawczy.

Niedługo amatorskie pornole się zrównają z literaturą i sztuką profesjonalną.


I o to właśnie na tym portalu walczymy! 🙂
A potem zrobimy krok naprzód.
Świenta Raskalko, co tu się ojpornolowuje... Takiego obrzucania łajnem wszystkiego i wszystkich dookoła to chyba nawet u mnie nie było, a przynajmniej nie w ostatnim czasie. Dlatego tym bardziej postaram się do tego odnieść.

Wszystko sprowadza się w zasadzie do "kiedyś to było". Owszem, niby tak, ale nie do końca. Piszesz na przykład, że "edukacja powoli siada". Nie, nie siada. Leży i kwiczy od dekad, zabetonowana w prusko-ruskim systemie, o którym nadto wypowiada się choćby Krzysztof M. Maj (owszem, gość miejscami nie tylko jedzie po bandzie, ale i przez nią przelatuje, a z byciem ślepym euroentuzjastą nie wyleczy się nigdy, niemniej jego obserwacje i wnioski są nadto trafne) i polecam zapoznać się z paroma jego felietonami, bo to naprawdę nie jest problem ostatnich kilku czy kilkunastu lat. A przede wszystkim należy zrozumieć, że ilość wiedzy =/= jakość i naprawdę wiedza, że "Słowacki wielkim poetą był" nie jest potrzebna potem ani w pracy, ani w życiu prywatnym. Natomiast ani ja, ani Ty, ani ktokolwiek z nas tu obecnych nie mamy absolutnie żadnego wpływu ani na program nauczania, ani na postawę nauczycieli, ani na podejście uczniów, ani w zasadzie na nic, więc szkoda strzępić klawiatury.

A czy kiedyś naprawdę literatura była "lepsza", czy tylko tak się nam wydawało? Nie pięćdziesiąt, ale dosłownie dwadzieścia lat temu nie było choćby recenzji na jutubie, amatorsko tłumaczonych pdfów do ściągnięcia z chomika, mniej lub bardziej profesjonalnych audiobooków i tego typu rzeczy. I nawet bardzo popularna (nieważne w tym momencie czy dobra, czy zła) książka w innym kraju nie musiała się taką stać u nas, póki ktoś jej oficjalnie nie przetłumaczył i nie wydał. Ba, nie wiedzieliśmy nawet o jej istnieniu. Podobnie było z krajowymi autorami, wydającymi w małych wydawnictwach lub (bo tak się kiedyś mówiło) własnym sumptem - albo trafiliśmy fizycznie na taką książkę w księgarni lub u koleżanki na półce, albo ona dla nas nie istniała. Dzisiaj natomiast jest zupełnie inaczej, więc siłą rzeczy obok książek dobrych czy nawet bardzo dobrych, zalewa nas masa szmiry. Czy jest jej więcej? Zapewne tak, w ten sam sposób jak gorsza (ale przystępna dla niewyrobionego słuchacza) muzyka przykrywa ilościowo tę lepszą (ale trudniejszą w odbiorze). Co nie oznacza, że tej drugiej nie ma i nikt nam przecież nie każe słuchać złej muzyki zamiast dobrej* i czytać złej literatury zamiast dobrej.

Przy czym powstaje pytanie: co jest "złe"? Podałaś przykłady książek złych zarówno fabularnie, jak i warsztatowo, ale czy na pewno każda pozycja, która była określania przez rodziców, nauczycieli, starsze koleżanki i inne "autorytety" była faktycznie dobra? NICHUJA XD Ogrom tego, co nazywa się bezrefleksyjnie "klasyką literatury" to obiektywnie co najwyżej średniaki, a niejednokrotnie paździerze, na czele z niejedną pozycją z listy lektur szkolnych. No ale mamy je czytać, mamy je znać nieraz na pamięć i mamy się nimi zachwycać na zasadzie "bo tak". Bo tak powiedzieli "mądrzejsi" i my "głupsi" mamy to przyjmować jako prawdę objawioną.

Dlatego polecam najprostsze z najprostszych rozwiązanie: czytajcie to, co sami i same chcecie. To, co wam się podoba, co trafia w wasz gust (bo jeden lubi fantastykę, inny wiersze, a jeszcze inny odę do gołej piczki 😉 ), co być może czegoś przy okazji was nauczy i co po prostu sprawia wam przyjemność. A czy jest to "dobre" czy "złe" wedle "znawców" to już mniejsza. I wtedy taką literaturę polecajcie innym, a nie to, co napisze jakiś sponsorowany bloger lub (co gorsza) samozwańczy "krytyk literacki po polonistyce" (HA, TFU!). A jak nie chcecie, to tego nie róbcie. To naprawdę jest proste jak budowa cepa.

*bo to, że na listach przebojów lecą w tym momencie Sanahy, Podsiadły, RoxieWungiele i co tam jeszcze, nie oznacza, że ja na swojej prywatnej playliście też muszę ich mieć. Nie, nie muszę. I mam w głębokiej agnyzowej rzyci, co kto sobie o tym myśli.

Agnessa Novvak napisał/a:
Dlatego polecam najprostsze z najprostszych rozwiązanie: czytajcie to, co sami i same chcecie. To, co wam się podoba, co trafia w wasz gust (bo jeden lubi fantastykę, inny wiersze, a jeszcze inny odę do gołej piczki 😉 ),


Problem w tym, że nie ma czego czytać, czy oglądać. Znam jedną dobrą produkcję serialową w ostatnich latach - Jak dla mnie to bardzo dobrą, "Dolina Krzemowa" (HBO).
Ktoś podpowiedział, że świetna jest "Rodzina Soprano". Obejrzałem pierwszy sezon, powiedzmy raczej, dał się obejrzeć, ale już na drugi szkoda czasu.
Niedawno się zorientowałem, że od 2011r. ja nie widziałem, nie znam filmów oskarowych, to obejrzałem Oppenheimera i jeżeli, to dostało oskara, to już następne w kolejce tylko Barbie.

PS: Obawiam się jednak, że nasze darcie szat, jest pozbawione jakiegokolwiek sensu, bo zobaczcie sobie filmik: https://streamable.com/wk9fdh
Jeśli z oferty kulturalnej, którą mamy dzisiaj najbogatszą w dziejach, filmów i muzyki, i gier, i seriali, nic, ale to naprawdę nic nam nie pasuje, zastanowiłbym się, czy to aby na pewno z otaczającym światem jest problem 😛

Za to cel w postaci zrównania amatorskich pornoli z literaturą uważam za wspaniały. Cała naprzód!

Kawaii Kiwi napisał/a:
Jeśli z oferty kulturalnej, którą mamy dzisiaj najbogatszą w dziejach, filmów i muzyki, i gier, i seriali, nic, ale to naprawdę nic nam nie pasuje, zastanowiłbym się, czy to aby na pewno z otaczającym światem jest problem 😛


Myślisz, że specjalista może pomóc i sprawi, żeby mi się "Barbie" podobała?
Chcesz wziąć udział w dyskusji? Zaloguj się
pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.